STANISŁAW BUBIN
Niewiele dni minęło pomiędzy premierą książki „Tu jest Grecja! Antyk na nasze czasy” a skandalem, jaki wybuchł w Londynie, gdy urażony premier Wielkiej Brytanii, Rishi Sunak, niespodziewanie odwołał spotkanie z obecnym na Wyspach szefem greckiego rządu, Kyriakosem Micotakisem. Powodem był spór o znajdujące się w British Museum rzeźby z Partenonu, zwane „marmurami Elgina”. Grecki premier udzielił wywiadu BBC, w którym ocenił, że rozmowy w sprawie zwrotu rzeźb nie idą w pożądanym tempie. „Nie poczyniliśmy tak dużych postępów w negocjacjach, jakbym sobie tego życzył. Uważamy, że rzeźby należą do Grecji, zostały skradzione”. I dodał:
„Przetrzymywanie części marmurów w Londynie i reszty w Atenach jest jak przecięcie Mony Lisy na pół”.
Czy istnieje związek pomiędzy opublikowaniem przez Iskry książki Marka Węcowskiego a słowami polityków, które padły w Londynie? Owszem, chodzi głównie o kontekst. Tu kontekst jest najważniejszy. Ateński Akropol to miejsce wędrówek ludzkości z całego świata. Największym skarbem świętego wzgórza jest majestatyczna kolumnada Partenonu. W czasach antycznych wierzono, że stamtąd sprawowała władzę bogini mądrości, patronka miasta. Świątynię wzniesiono w V wieku przed naszą erą. Była ona dowodem zamożności Ateńczyków, świadectwem niezwykłego rozwoju politycznego, kulturalnego i społecznego miasta. Dziedziniec Partenonu zdobił wówczas wykuty z marmuru fryz dorycki, w którym Fidiasz wykorzystał sceny mityczne i epizody z ważnych wydarzeń. W 1799 roku na arenę dziejów wkroczył lord Elgin, który postanowił wywieźć do Anglii fragmenty starożytnej budowli. Aktywny dyplomata, wyposażony w referencje sułtana, zabrał się w czerwcu 1800 roku wraz ze swoim zespołem za grabież rzeźb i inskrypcji. Grecja, nieobecna w tym czasie na mapach Europy, znajdująca się od lat pod okupacją osmańską, nie miała szans na zatrzymanie bezprecedensowej kradzieży historycznego mienia. Port w Pireusie opuszczał statek za statkiem, zabierając z Grecji bezcenne skarby.
Znajdująca się od przeszło dwóch stuleci w Londynie tak zwana „kolekcja Elgina” składa się z zaskakująco dużej liczby artefaktów zdobiących niegdyś Partenon: 21 rzeźb i 15 paneli. Od chwili odzyskania niepodległości w latach 30-tych XIX wieku Grecy próbują odzyskać zagrabione skarby. Bezskutecznie! Anglicy, bezczelnie broniąc XIX-wiecznego dyplomaty, nazywają Elgina dobroczyńcą greckiej kultury, który przed pewną zagładą uratował fragmenty antycznej sztuki Hellenów. Twierdził on, że miał na to zgodę rządzącej w Atenach Porty Otomańskiej, ale już wtedy okaleczenie świątyni z V wieku przed naszą erą ostro skrytykował jako barbarzyństwo lord George Byron, jeden z największych angielskich poetów i dramaturgów. Wiele lat później, w 1986 roku, młody Boris Johnson, późniejszy premier Zjednoczonego Królestwa, w jednym z artykułów uznał „marmury Elgina” za symbol rabunku jako metody zasilania imponujących kolekcji największych stolic czasów kolonialnych. Jednak British Museum uparcie powtarza, że jest legalnym właścicielem starożytnych arcydzieł, a ich eksponowanie w Londynie gwarantuje olbrzymiej widowni dostęp do dziedzictwa należącego do całej ludzkości. Oliwy do ognia dolała w 2016 roku decyzja British Museum w sprawie wypożyczenia jednej z rzeźb Partenonu, figury boga rzeki Ilisos, petersburskiemu Ermitażowi – w związku z obchodami 250. rocznicy utworzenia tej placówki. – Pierwszy raz Rosjanie mieli okazję na własne oczy docenić tak wzniosły okres europejskiej sztuki i myśli. Mam nadzieję, że rząd Grecji był tym zachwycony – powiedział radiu BBC4 dyrektor muzeum. Rząd grecki oczywiście zachwycony nie był. Ówczesny premier Grecji uznał, że porozumienie British Museum z Ermitażem było dla Greków obraźliwe. Ów temat odtąd jest stale obecny w bilateralnych kontaktach między Atenami a Londynem. Dodać wypada, że wspomniany Boris Johnson, już jako angielski premier, w marcu 2021 roku powiedział, że Wielka Brytania jest prawowitym właścicielem rzeźb z greckiej świątyni i stanowczo odrzucił żądania Grecji w sprawie zwrotu dzieł sztuki.
Nie bez powodu opowiadam o tym tak szeroko, ponieważ napięcia grecko-angielskie mocno się ostatnio nasiliły, historia odżyła, a zimne marmury wyraźnie podkręciły temperaturę debaty politycznej. Media na całym świecie nawiązują teraz do starożytności i z ogromnym zaangażowaniem opowiadają o Partenonie i Fidiaszu, angażując się raz po jednej, raz po drugiej stronie. Do długiej listy ostrych konfliktów i wojen dopisany został jeszcze jeden spór. Polscy czytelnicy znaleźli się w tej dobrej sytuacji, że jakby na zamówienie otrzymali znakomitą książkę „Tu jest Grecja!”. Z zaznaczeniem w tytule, że „antyk [jest] na nasze czasy”. Jest, to pewne!
Marek Węcowski napisał, że wielka historia lubi wracać w różnych, zdumiewająco podobnych i symbolicznych odsłonach, a zwłaszcza historia pisana przed tysiącleciami przez starożytnych Greków i ich sąsiadów. Mając wgląd w tamtą kulturę, w religie, rozrywki, politykę, demokrację i sposoby prowadzenia wojen, możemy dużo więcej zrozumieć z tego, co dzieje się współcześnie – i unikać błędów, zapobiegać kryzysom. Ucząc się antycznego świata, będziemy szeroko otwierać oczy ze zdumienia, jak bardzo historia lubi się powtarzać, jak często popełniamy błędy, które oni kiedyś popełnili. Pomijając oczywiście okoliczności i cały dziejowy sztafaż. Z tym, że oni, starożytni, wyciągnęli wnioski ze swoich doświadczeń, czegoś się nauczyli, a my nadal brniemy w trudne sytuacje, w kryzysy, nie korzystając z gotowych rozwiązań. Brak wiedzy słono kosztuje.
A przecież wszystko już było: katastrofy, zdrady, podstępy, upadki gospodarki, pandemie, cierpienia uchodźców, okrutne wojny, kryzysy demokracji. Są na to liczne dowody – u Homera, Tukidydesa, Ksenofonta, Platona, Sokratesa, Arystofanesa, Sofoklesa, Hezjoda, Herodota, Eurypidesa, Ajschylosa. I wielu innych. Marek Węcowski napisał niezwykle ciekawą książkę w przekonaniu, że dzięki starożytnym Grekom możemy lepiej zrozumieć teraźniejszość, ponieważ nasz świat wyrósł i wciąż czerpie z ich cywilizacji. Oczywiście w takich sytuacjach łatwo o banał i uproszczenia. Za często powołujemy się na Greków i Rzymian, używając znanego zwrotu frazeologicznego, że oto już starożytni… wymyślili, zrobili, stwierdzili. Ten wytrych myślowy nie przybliża nas do nich ani trochę, ponieważ – co autor wyraźnie podkreśla – oni nie byli tacy jak my, zachowywali się inaczej, mieli inne wyobrażenia o świecie, ich systemy wartości nie były podobne do naszych. Gdzie zatem znajdują się linie styczne antyku z teraźniejszością? W sposobach radzenia sobie z trudnościami, w refleksjach nad kondycją ludzką. W dziełach historyków, filozofów i dramaturgów, którzy indywidualne doświadczenia potrafili uogólnić, zamienić w wyrazisty pogląd, głębsze przekonanie. „Wielką zagadką naszego związku z Grekami jest właśnie to, że ludzie tak różni od nas, myślący tak odrębnie, w jakiś sposób są dla nas wciąż ciekawi, nadal nas inspirują i skłaniają do refleksji. Żeby poradzić sobie z paradoksem bliskości i zarazem obcości greckiego antyku, musimy przyjrzeć się Grekom w ich naturalnym środowisku, a jednocześnie patrzeć na nich z dystansu” – podkreślił autor, prezentując wielkich przedstawicieli greckiej kultury w momentach, kiedy po raz pierwszy w dziejach cywilizacji zadawali sobie pytania o świat i człowieka – pytania podobne do tych, które my stawiamy. Zadawali sobie te pytania i udzielali odpowiedzi, które zaskakiwały potomnych i dziwiły wielu, lecz mimo wszystko zachęcały do uwagi, skłaniały do myślenia, a dzisiaj, po stuleciach, okazały się nad wyraz trafne i aktualne.
Marek Węcowski jest zawodowym historykiem, toteż z obowiązku profesjonalisty przestrzega przed poszukiwaniem i nagłaśnianiem łatwych analogii pomiędzy czasami starożytnymi a nowożytnymi. Tradycja porównywania wydarzeń sprzed naszej ery ze współczesnymi jest tyleż powabna, co ryzykowna, zazwyczaj kończy się na powierzchownych paralelach, potwierdzających jedynie, że antyk jest nadal atrakcyjny i ma dla nas duże znaczenie. W takich nawiązaniach celują najczęściej publicyści i felietoniści – historycy od podobnych pokus powinni być raczej wolni. Ale – zaznacza autor – niekiedy i historykom trudno się oprzeć. W książce pojawiło się porównanie trwającej wciąż wojny w Ukrainie, wywołanej przez Władimira Putina, z jedną z najbardziej brzemiennych w skutki wojen starożytności w połowie VI wieku przed naszą erą, wywołanej przez Krezusa, legendarnie bogatego króla Lidów w Azji Mniejszej. Kiedy ów władca zapytał grecką wyrocznię w Delfach, czy powinien wyruszyć na wojnę, usłyszał w odpowiedzi: „Kiedy wyruszysz, zniszczysz wielkie państwo”. Nie dociekał dalej, jaki był sens tej przepowiedni; doszedł do wniosku, że bogowie upewniają go w bitewnych planach, a tymczasem delficka Pytia mówiła o jego własnym imperium. Krezus dysponował bajecznymi bogactwami, co nasuwa łatwą analogię z imperium Putina, dysponującym ogromnymi złożami gazu i ropy. Bogactwa jako narzędzia polityczne? Otóż tak – wyraźnie to wynika z dzieła Herodota. Dzięki bogactwom Krezus utrzymywał się przy władzy i panował nad sytuacją, co jest oczywiście kolejną nauką dla dawnych i dzisiejszych władców. Jednak międzykulturowe nieporozumienia i konflikt systemów wartości doprowadził do dziejowej konfrontacji pomiędzy Grekami a potęgą Persów, wyrosłą na gruzach królestwa Krezusa. Klęska władcy Lidii stworzyła nowy porządek ówczesnego świata, który przetrwał ponad dwieście lat, aż do wielkiej wyprawy Aleksandra Macedońskiego. Pogromca Krezusa, Cyrus Wielki i jego następcy, stworzyli ogromne państwo. „Herodot, a także Ajschylos w Persach, podpowiadają nam coś jeszcze. Losy starcia z ludami broniącymi swej wolności nigdy nie są zdecydowane z góry. Determinacja obrońców słusznej sprawy może przeważyć nad posłuszeństwem odległemu władcy nawet przy wielokrotnej przewadze sił imperium” – konkluduje autor. I dodaje: „Zniszczysz wielkie państwo to motto, które powinien nad swoim biurkiem zawiesić każdy możny polityk naszego świata. A putinowska propaganda może okazać się paradoksalnie kluczem do zrozumienia świata po wojnie, w której teraz cierpi Ukraina”.
Kiedy dyskutujemy o wojnie w Ukrainie, o wartościach, kulturze i sztuce, europejskiej tożsamości czy granicach naszej cywilizacji, zawsze – świadomie bądź nie – odwołujemy się do greckiego dziedzictwa. Marek Węcowski dostarcza w książce niezliczoną ilość przykładów, potwierdzających wpływy greckie na naszą rzeczywistość polityczną, obyczaje, prawa i ideały obywatelskie, na życie we wspólnocie, obowiązki, a nawet przyzwyczajenia myślowe. Nie należy się zatem dziwić, że najnowszy przekład „Lizystraty” Arystofanesa, komedii napisanej w 411 roku przed naszą erą podczas drugiej wojny peloponeskiej, nawiązuje wprost do ulicznych manifestacji i protestów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet z roku 2020, ponieważ ważną funkcją starogreckiej komedii było poszukiwanie odniesień bezpośrednio do naszych czasów. Stąd antyczny komediopisarz po blisko dwuipółtysiącleciach pozostaje wciąż aktualny.
Nadal, jak się okazuje, zwłaszcza w polityce, możemy uczyć się od starożytnych Greków. Choćby od Tukidydesa, który na przykład pomaga w rozważaniach nad związkiem zachodniej demokracji liberalnej z ekspansją wschodniego autokratyzmu. W trakcie lektury rodzą się pytania o moralność w świecie polityki międzynarodowej, o szerzenie naszych ideałów w krajach kulturowo i mentalnie obcych, o neutralność i pacyfizm, o cenę i ocenę najstraszliwszych konfliktów. Amerykańscy i europejscy liderzy winni uważnie studiować „Wojnę peloponeską” Tukidydesa, jeśli nawet liderzy innych krajów czy wspólnot niczego nie czytają, ponieważ właśnie od Greków należy się uczyć realizmu politycznego, gdy zamierzamy debatować (lub pouczać innych) o wartościach społecznych, religijnych czy moralnych. Jednak nie zastanawiajmy się nad tym, co pomyślą i zrobią inni, nim krytycznego namysłu nie poświęcimy sami sobie. Analizując „Iliadę” Marek Węcowski napisał wprost: „W wymiarze politycznym Homera interesuje najbardziej to, jak działamy my, a nie to, co oni robią źle i szkodliwie. Tu właśnie biją źródła greckiej refleksji na temat polityki”. Na ten sam aspekt ateńskiej demokracji zwrócił uwagę u Tukidydesa w swojej mowie pogrzebowej Perykles: „Zawsze sami oceniamy wypadki i staramy się wyrobić sobie trafny sąd; nie stoimy na stanowisku, że słowa szkodzą czynom, lecz że najpierw trzeba się dać pouczyć słowom, zanim się do czynów przystąpi”.
Takiemu odczytaniu Tukidydesa powinien się był poświęcić premier Wielkiej Brytanii, zanim zdecydował się obrazić premiera Grecji w sprawie „marmurów Elgina”. Zabrakło mu krytycznego (wobec siebie) namysłu. Współczesne czytanie Tukidydesa powinno być również naszym obowiązkiem, nim na przykład zaczniemy oceniać wojnę w Ukrainie i kształtować swoją postawę w stosunku do walczących stron. Możliwości mamy wiele: egoizm („co mnie to obchodzi”), aktywne wsparcie, pomoc humanitarna, osobisty udział, ignorowanie stron, bo przecież w tym konflikcie „nikt nie ma racji”, obojętność na cierpienie ofiar. Odczytanie Tukidydesa przydałoby się również Putinowi, lecz – jak sądzę – zbrodniarze wojenni rzadko czytają, wolą otaczać się tłumem pochlebców i/lub wierzyć w przepowiednie. W demokracji, wolności, uznaniu jednostki, w prawach człowieka, a nie w ideologii i tępej propagandzie tkwią najgłębsze wartości Zachodu, a ich źródłem jest starożytna Grecja, która, według autora, pozostawiła nam bodaj najcenniejszą zasadę – nieustannego wątpienia w siebie samych, w swoją kulturę i cywilizację. I to jest oznaka postępu, a nie słabości.
Wynika to również jasno z książki Marka Węcowskiego. Książki poświęconej Grekom, którzy dwa i pół tysiąca lat temu – jak my teraz – szukali odpowiedzi na pytania, jakie są szanse i możliwości przetrwania człowieka w najtrudniejszych czasach. Być może nasze czasy nie są jeszcze najtrudniejsze i najgorsze, ale tego przecież nie wiemy.
O autorze: MAREK WĘCOWSKI pracuje na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Absolwent UW oraz École des Hautes Études en Sciences Sociales w Paryżu. Były junior fellow Centrum Studiów Helleńskich Uniwersytetu Harvarda, stypendysta Fundacji Kościuszkowskiej (Columbia University), Komisji Fulbrighta (Princeton University) oraz programu im. M. Bekkera Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej (University of Cincinnati). Autor książek, m.in. „Sympozjon, czyli wspólne picie. Początki greckiej biesiady arystokratycznej, IX-VII w. p.n.e.” (2. wydania: Warszawa 2014; wyd. angielskie Oksford 2014) oraz „Dylemat więźnia. Ostracyzm ateński i jego pierwotne cele” (Toruń 2018; wyd. angielskie Oksford 2022), a także kilku podręczników szkolnych. Współautor (wraz z B. Bravo, E. Wipszycką i A. Wolickim) „Historii starożytnych Greków”, t. II: „Okres klasyczny” (Warszawa 2009).