Z JUSTYNĄ WYDRĄ, autorką powieści Ja matką? Ratunku!, wydanej przez Zysk i S-ka Wydawnictwo, rozmawia Stanisław Bubin
Pierwsza z brzegu opinia z portalu Lubimy Czytać: Idealna książka, jeśli potrzebujecie poprawić sobie humor. Inna: Czasoumilacz i rozweselacz. Jeszcze inna: Bawiłam się nieziemsko. Naprawdę po to napisała pani powieść o wpadce trzydziestolatków, żeby było śmiesznie i pogodnie? Mam wrażenie, że chodziło o coś więcej…
Dalej pojawiają się także opinie: Mądra i prawdziwa. Jasne, że chodziło o coś więcej. Przede wszystkim o przekłucie balonu macierzyństwa. Ciąża to nie jest cudowne dziewięć miesięcy, a bycie matką to nie stąpanie po różowym, puchowym dywanie z chwały, ochów i achów. Bycie mamą bywa fajne, ale bywa też niefajne – i to równocześnie. Ja matką? Ratunku! została utkana ze wspomnień – moich, moich bliższych i dalszych znajomych, z historii gdzieś przeczytanych, zasłyszanych. Słowem z tego, jak my, kobiety, NAPRAWDĘ rozmawiamy o macierzyństwie. Nie z tego, co nam się próbuje wmówić na temat stawania się matką. A że napisałam książkę w tonie żartobliwym i w konwencji komedii?… Momentami czarnej, ale jednak komedii?! Inne podejście byłoby – znowu – matko-martyrologiczne, matko-Polkowe. Jestem daleka od matko-Polkowania. Sama mam tak, że w większości życiowych sytuacji, nawet tych wyjątkowo ponurych, dostrzegam równocześnie komizm. Moją obroną przed życiem jest kpiarstwo. Nic na to nie poradzę, tak mam i już!
Czy tytuł nowej książki zawiera ostrzeżenie: kto zbyt mocno kocha (się), zbyt mocno ufa, może się sparzyć! Można ludziom mówić: Ogranicz się w emocjach i seksie, bo możesz pożałować? Lektura tej powieści ma otrzeźwić kobiety?
Ależ nie! Ta historia to po prostu zapis ciąży z przypadku i dorastania do macierzyństwa, rodzicielstwa. Nie znam statystyk, ale znam wiele kobiet i dlatego idę o zakład, że spory procent dzieci rodzi się z tak zwanych wpadek. Mimo dostępności antykoncepcji, mimo (teoretycznej) znajomości ludzkiej fizjologii, wciąż wpadamy! Tak po prostu jest, nie ma sensu tego roztrząsać. Ludzie uprawiali, uprawiają i będą uprawiać seks i z tego seksu będą dzieci. Normalna sprawa, nie ma nad czym debatować. Ciekawie robi się potem. Bo z supermocą bycia matką, bycia ojcem nikt się nie rodzi. Z tym trzeba się oswoić, do tego trzeba się przygotować, tego trzeba się nauczyć. Dzieci zrobić łatwo (oczywiście wyłączając problemy z płodnością). Trudności zaczynają się dalej.
Główna bohaterka, Aśka, zaszła w ciążę, bo najpierw zawiódł ją lateks, potem rozum, a na koniec jej własna fizjologia. Można do takich spraw podchodzić z sarkazmem i ironią?
Nie tylko można. Trzeba! „Dystans, dystans – albo wszyscy umrzemy!”.
Wynik testu ciążowego to nie zawsze radość i łzy szczęścia. Czasami strach, trwoga i złość. Nie każda kobieta marzy o byciu matką, nie każdy partner nadaje się na ojca. Aśka i Piotrek nie są przygotowani do dorosłego życia, muszą się go nauczyć w przyspieszonym trybie. Jak z banalnej, typowej historii udało się pani stworzyć opowieść nietuzinkową i tak prawdziwą? Taką, która może zaintrygować, zainspirować i zainteresować tysiące par w podobnej sytuacji?
Któż z nas jest przygotowany do dorosłego życia? Do życia w ogóle? Nie wiem, jak to wygląda z męskiej perspektywy, ale większość kobiet ma gdzieś stale z tyłu głowy myśl o tym, że w tym miesiącu okres się nie pojawi, bo zaliczyły wpadkę. Naprawdę. Młodym kobietom w seksie towarzyszy strach przed ciążą (wyłączając oczywiście te, które akurat planują ciążę – wiadomo). I wokół tego strachu albo raczej – wokół realizacji tego strachu – toczy się historia opisana w Ja matką? Ratunku! Ta książka to spełnienie czarnego kobiecego snu. No bo miało się w miarę wygodne i ustabilizowane życie, a tu – ups! I co teraz? Co dalej? Jak do tego podejść? Jak dorosnąć do macierzyństwa, ojcostwa? Z recenzji, które podrzucają mi Czytelniczki, wnoszę, że trafiłam w dziesiątkę i z samym tematem i z opisem dorastania Aśki i Piotrka, czyli pary głównych bohaterów. Matki piszą, że, owszem, tak to właśnie wygląda. Kobiety, które jeszcze matkami nie są, ale planują, piszą, że właśnie taką książkę o przymusowym kursie stawania się matką chciały przeczytać. To dla mnie wielka radość.
Nie mam odwagi zapytać, lecz zaryzykuję: z jakich życiowych doświadczeń czerpała pani wiedzę o macierzyństwie i rodzicielstwie? Własnych czy koleżanek? Nikt przecież nie może pani zarzucić, że ta historia została wymyślona, że pachnie fikcją na kilometr i daleka jest od prawdy! Przeciwnie, realnego życia jest w niej pod dostatkiem – i to takiego, które nieźle daje popalić!… Wsłuchiwała się pani w głosy czytelników, rodziny, znajomych?
Owszem. To jest prawdziwa opowieść, utkana z wielu przeżytych, usłyszanych, przeczytanych prawdziwych historii. Po co silić się na fantazjowanie, skoro akurat w temacie ciąży i dochodzenia do rodzicielstwa samo życie dostarcza najsmaczniejszych kawałków? Jasne, że bohaterowie są fikcyjni, ale ich przeżycia… Cóż, mam nadzieję, że niejedna Czytelniczka pomyśli: O, to przecież o mnie.
Pęknięta gumka! Wielokrotnie to słyszeliśmy, takich historii jest mnóstwo. Ale dla Aśki i Piotrka wynik testu ciążowego miał siłę rażenia bomby atomowej. Ona pracuje w biurze, on jest budowlańcem, żyją na kocią łapę i – jak powiedziała – są szczeniacko samolubni. I teraz przez tę głupią wpadkę Aśka ma być matką, gdy cała czuje się niematką?! Z jakim przesłaniem zasiadała pani do komputera, gdy zaczęła pisać tę książkę? Kto ją powinien przeczytać w pierwszej kolejności?
Nie siadałam do pisania z przesłaniem. Napisałam tę książkę, bo spotkałam koleżankę, która akurat była w drugiej ciąży. Zaczęłyśmy się wymieniać rozmaitymi ciążowymi bon motami, sytuacjami z życia, przemądrzałymi radami cioć i wujów co wiedzą lepiej, doświadczeniami z porodówki… Dawno się tak nie uśmiałam. A jak obśmiałyśmy już wszystkie macierzyńskie absurdy, obiecałam M., że to wszystko opiszę. I opisałam! Tak więc sądzę, że Ja matką? Ratunku! jest książką przede wszystkim jednak dla matek i przyszłych matek, tych, którym macierzyństwo grozi (a jak powiedziałam wyżej – grozi co miesiąc). Mam nadzieję, że udało mi się stworzyć dla nich książkę-zwierciadło, dzięki któremu będą mogły obśmiać i wykpić pewne sprawy, które obśmiać i wykpić trzeba, bo cóż nam innego zostaje, gdy zawodzi własna fizjologia? Chciałabym też, by Czytelniczka wyniosła z książki takie – uspokajające, moim zdaniem – przesłanie: To w porządku nie być gotową do macierzyństwa, do tego się po prostu dorasta, tego trzeba się nauczyć i tyle.
Stworzyła pani opowieść świetną, plastycznym językiem napisaną i zabawną, choć chwilami całkiem serio o wielu życiowych problemach i wyborach. Liczne perypetie tych dwojga oraz zwariowana rodzinka na karku nadają się na scenariusz serialu obyczajowego. Gotowa byłaby pani taki napisać, gdyby zgłosiła się do pani jakaś telewizja? I kogo widziałaby pani w obsadzie, jeśli już?
O nie, ja nikogo w niczym obsadzać nie będę! A tak serio – to podobno wspólna cecha wszystkich moich książek, że są łatwo przekładalne na deski sceny czy też na ekran. Piszę plastycznie, bo myślę plastycznie, scenografią. Kilka zainteresowanych osób ze świata filmu i teatru zgłosiło się do mnie z propozycją adaptacji Esesmana i Żydówki oraz Zaniemówienia, czyli moich powieści historycznych. Na razie to były luźne sugestie, trzeba byłoby je skonkretyzować, niestety, ja jestem ciućma i jakoś sama się wokół tematu nie potrafię zakręcić, toteż na razie nic z tego. Chyba brakuje mi czasu i determinacji. Natomiast gdyby ktoś miał ochotę wziąć się za bary z serialem na bazie Ja matką? Ratunku!, to z dziką radością będę uczestniczyć w procesie powstawania scenariusza! Pewnie w jego pisaniu potrzebowałabym pomocy doświadczonego scenarzysty, ale chętnie, chętnie… Tylko jeśli chodzi o aktorów to – naprawdę – nic nie powiem. Sama zwykle jestem rozczarowana ekranizacjami ulubionych powieści, bo inaczej sobie wyobrażałam bohaterów, więc zostawmy…
Co w pani książkach mogą znaleźć mężczyźni? Myślę, że silne pierwiastki kobiece i tak zwany kobiecy punkt widzenia mogą zniechęcić panów do sięgania po nie… Jaką ofertę ma pani dla facetów?
Kolega Sz., którego serdecznie pozdrawiam, twierdzi, że w moich książkach najlepiej słychać szczęk oręża. No i krew leje się strumieniami. To prawda, zwykle tak jest. Akurat w Ja matką? Ratunku! udało mi się nikogo nie zamordować, ale to taki miły przerywnik. Zwykle lubuję się w znęcaniu się nad bohaterami, w scenach bitewnych, opisach broni, brutalności. Aczkolwiek równocześnie z pięciu moich powieści, trzy napisane są z perspektywy kobiecej… Pana pytanie jest jednak bardzo ciekawe, bo – proszę się nie gniewać – odsłania po raz kolejny pewien stereotypowy sposób myślenia o literaturze. Jeśli bohaterem jest mężczyzna, którego spotykają męskie przygody – powieść jest dla wszystkich. Jeśli kobieta, która doświadcza kobiecego życia – powieść jest dla kobiet. A już dorastanie do rodzicielstwa – ratunku, literatura wybitnie kobieca! Bo niby dzieci się same robią i mają tylko matki?! No nie, do tego tanga trzeba dwojga. I zwykle dwoje jest w ciąży, czasem nawet razem rodzą, mężczyźni często chętnie uczestniczą w porodzie, w sprowadzaniu na świat swoich dzieci. Myślę, że książka o niepolukrowanej ciąży może być ciekawa także dla przyszłych ojców. Pomoże im sobie uświadomić, co ich czeka, kiedy partnerka powie: Wiesz, będziemy rodzicami, cieszysz się?
W jakich kategoriach traktuje pani swoje pisarstwo? Lekarstwa dla duszy, szukania sensu życia? Każda pani książka jest inna, także pod względem stylu i gatunku. W jakim kierunku prowadzą te poszukiwania twórcze? O czym będzie następna książka?
Jako pisarka traktuję własną twórczość jako swego rodzaju hobby, aczkolwiek hobby przymusowe. Kieruje mną wewnętrzny imperatyw. Pojawia się jakieś konkretne pytanie, pomysł, temat, czasem pierwsza lub ostatnia scena książki i nie mam wyboru – nie śpię, myślę, męczę się, wreszcie, zamiast sobie po prostu odpocząć po pracy – siadam do komputera i piszę. A że pisanie jest procesem czasochłonnym, znojnym i nudnym… To sobie chociaż skaczę po epokach historycznych, stylach, rodzajach i gatunkach. Sprawdzam się – a czy potrafię stworzyć taką powieść, a czy taką? A opowiadanie, a poezję, a felieton? A na poważnie czy z przymrużeniem oka? A scenę seksu (podobno wychodzą mi nieźle), a bitwę? A jak ta scena będzie wyglądała z perspektywy pilota bojowego myśliwca? A co powiedziałby w tej sytuacji diabeł? A jak czuje się ktoś, kto umiera? A młoda kobieta w nieplanowanej ciąży? Zatem, poważniejąc, nie idę w żadnym konkretnym kierunku. Kieruję się w pisaniu dwiema zasadami – ma to być dobre literacko (w danym stylu, języku, konsekwentnie) i wiarygodne psychologicznie. Teraz chodzi mi po głowie kryminał. Kryminału jeszcze nie pisałam…
Jest w pani pisaniu więcej wiary w dobro czy zło? Czy dobrze mi się wydaje, że jest pani przekonana, że dobro, miłość i szczęście muszą zwyciężać, mimo przeciwności losu?
Zupełnie nie ma we mnie takiego myślenia. Akurat najnowsza książka wnosi sporo światła do mojej twórczości, ale to raczej wyjątek. Nie wierzę ani w dobro, ani w zło. Raczej w nieczułą, obojętną machinę losu. Życie nie wygląda tak, że dobrych ludzi spotykają dobre rzeczy, a złych rzeczy złe. Bywa tak, ale bywa też zupełnie na odwrót. Albo pośrednio. A ostatecznie i tak wszyscy umrzemy. Jeśli chodzi o podejście do życia, jestem raczej sarkastyczną pesymistką.
Ile czasu poświęca pani na pisanie i co jeszcze, prócz tworzenia, panią zajmuje? W jakim momencie odczuła pani, że pisanie książek jest ważne i potrzebne? Czy udaje się pani utrzymać równowagę między pracą literacką a życiem osobistym? Jakim kosztem?
Piszę zrywami – kiedy już siądę do książki, to po prostu piszę, póki nie skończę. Potem dłuższa przerwa. Po każdej powieści muszę mentalnie odpocząć, każdy „koniec pisania” odchorowuję dołem psychicznym i fizycznym wyczerpaniem. A przecież pracuję zawodowo, mam rodzinę, działam w lokalnych organizacjach, prowadzę raczej bogate życie towarzyskie, włóczę się po górach, czytam książki, ostatnio dodatkowo robię chusty i czapki na szydełku. To sporo, jak na jedną małą mnie! Nie wiem, czy pisanie książek jest ważne. Księgarnie, biblioteki są pełne książek. Czasem zastanawiam się nad tym, czy ma sens dokładanie kolejnej powieści do tego gigantycznego stosu. Ale potem książka się ukazuje, zaczynają pisać do mnie Czytelnicy, dzielą się swoimi odczuciami i już wiem – było warto! Podobno książka jest ważna, jeśli trafi na jednego, jedynego Czytelnika, na którego życie jakoś wpłynie. To chyba jakaś odpowiedź, prawda?
Dziękuję za rozmowę.
O autorce: JUSTYNA WYDRA od zawsze kocha się w słowach. Szczególnie tych pisanych, śpiewanych i wypowiadanych na kinowym ekranie. Pracuje jako redaktorka, copywriterka i autorka artykułów. Po godzinach czyta, pisze książki i wiersze, prowadzi bloga, słucha muzyki i ogląda filmy (ale ma zaległości). Gdy już naprawdę serdecznie ma dosyć słów, zamyka za sobą drzwi i udaje się tam, dokąd pokieruje ją instynkt Włóczykija – najczęściej odnajduje się na górskim szlaku bądź w północnych Włoszech. Z zawodu jest biologiem/zoologiem/entomologiem. Nadal uwielbia podglądać owady, lecz uczciwie przyznaje, że powinna była obrać kurs na historię bądź polonistykę. Jako miłośniczka motoryzacji ogląda się za każdym spotkanym na ulicy pięknym samochodem, a ostatnio także stylowym motocyklem. Od kilku lat współtworzy feministyczny Klub Książki Kobiecej w Gliwicach. Jest autorką świetnie przyjętych przez czytelników powieści Esesman i Żydówka (2015), Ponieważ wróciłam (2016), Zaniemówienie (2018), Warkoczyk (2021). Najnowsza książka Ja matką? Ratunku! to opowieść o parze beztroskich trzydziestolatków, którym przydarzyło się w życiu coś niespodziewanego i zarazem zupełnie zwyczajnego.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 5 egzemplarzy książki Justyny Wydry Ja matką? Ratunku! Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Jaka jest różnica pomiędzy ciałkiem żółtym a ciałkiem żółtym ciążowym? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowi 5 książek Justyny Wydry Ja matką? Ratunku!, ufundowanych przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 5 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 4 lutego 2022 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie dotyczące książki: Jaka jest różnica pomiędzy ciałkiem żółtym a ciałkiem żółtym ciążowym?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 5 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.