IDA DZIELI ZE MNĄ WIELE CECH, PRZEKAZAŁAM JEJ MOJE WADY, A ZALETY DOPISAŁAM. Wywiad

Z ADĄ KUSSOWSKĄ, autorką wydanych przez Zysk i S-ka Wydawnictwo powieści „O, Ida!” i „Hamuj, Ida!”, rozmawia Stanisław Bubin

ADA KUSSOWSKA, autorka książek „O, Ida!” i „Hamuj, Ida!”, nie lubi udostępniać swojego wizerunku. Fot. Archiwum domowe

Są tacy, którzy mówią, że pani nie ma. Że powieść „O, Ida!” napisała sztuczna inteligencja. AI. Bo jest zbyt dobra jak na debiutantkę. Czy może pani jakoś udowodnić swoje istnienie? Coś więcej o sobie?

Dziękuję za komplement! Bardzo. Udowodnić istnienie będzie ciężko, ponieważ nie jestem skora do udostępniania swojego wizerunku. Niemniej jednak postaram się wiarygodnie opowiedzieć o sobie. Nie pochodzę ze Śląska, ale od piętnastu lat mieszkam w Katowicach. Uważam to miasto za swoje miejsce na ziemi i kocham je miłością nieskończoną. Na co dzień pracuję w korporacji i w tego typu firmach zasiadałam przez całe zawodowe życie. Studiowałam na katowickim Uniwersytecie Ekonomicznym, gdy jeszcze był on Akademią.

Jak powstał projekt „Ida”, zamierzony na cztery książki? Chodzi mi o źródła pomysłu.

Geneza powstania serii, jak i w ogóle chęć pisania, to niesamowity ciąg wydarzeń. Przypadek po prostu, impuls. Wszystko zapoczątkowała pewna rozmowa, którą zresztą opisuję w drugim tomie. Z dnia na dzień, ba, z godziny na godzinę, opracowałam spontanicznie plan akcji serii, a później się go trzymałam. Pisanie było dla mnie czymś w rodzaju terapii, sposobem na ucieczkę od stresów. Jak się to teraz mówi na sesjach coachingowych – przebodźcowaniem. Wielu z nas mierzy się nieustannie z podobnymi problemami. Ja w każdej możliwej chwili sięgałam do Worda (przyp. red.: chodzi o program komputerowy do edycji tekstów i tworzenia dokumentów) – w kolejce na zakupach, w tramwaju, w czasie gotowania. Jeśli ktoś powie, że przecież tak się nie da napisać książki, to odpowiem: „Da się”. Na telefonie.

Prawie mnie pani przekonała! Jakie intelektualne przesłanie towarzyszyło pracy na telefonie?

Na jednym ze szkoleń usłyszałam, że jesteśmy zero-jedynkowi, a nasz mózg jest bardzo wygodny. Nawet za bardzo, po prostu leniwy. Dlatego w marcu na siłowni zostaje już tylko kilka procent spośród tych osób, które wykupiły karnety w styczniu, po przyrzeczeniach noworocznych. Stawiamy sobie zbyt wysoko poprzeczkę, podczas gdy moglibyśmy w pewien sposób „oszukać się”, swój umysł, wyrabiając w sobie codzienny nawyk metodą małych kroczków. Aż stałoby się to zajęciem rutynowym. I tak, jeśli chcemy się uczyć języków, to może zamiast zapisywać się na drogi kurs – wystarczyłoby pięć minut dziennie ze słownikiem albo aplikacją? Podstawowa wersja Duolingo jest darmowa. Jeśli chcemy ćwiczyć, to warto rozważyć na początek spacery lub jakąś formę treningu z YouTube’em. A jeśli pewnego dnia strzeli nam do głowy napisać książkę, to wcale nie potrzebujemy wygodnego gabinetu i ośmiu godzin nieprzerwanej ciszy. Wystarczy smartfon i kilka minut wstukiwania zdań do edytora tekstów. Regularnie, konsekwentnie. Codziennie.

Czy poznański wydawca od razu dał się przekonać do tetralogii?

Był sceptyczny i ja ten sceptycyzm w pełni rozumiałam. W końcu jak traktować debiutantkę, która przychodzi z propozycją wydawania książki co kwartał? I co więcej, upiera się, że da radę pisać w tym tempie! Nie usłyszałam „nie”, ale dano mi znać, że z pisaniem i weną różnie może być. Że liczy się nie szybkość, ale jakość. Ostatecznie… rozminęłam się ze słowem danym wydawcy. Cztery tomy „Idy” powstały bowiem nie w rok, lecz w dziewięć miesięcy. Na temat jakości się nie wypowiem, ale wierzę, że podpisanie czterech kontraktów przed premierą pierwszego tomu nie było bezpodstawne.

Spróbujmy określić gatunek literacki, w jakim się pani porusza: korpo-romans, erotic romance novel, erotic adventures, a może po prostu nowoczesna powieść obyczajowa? I kto jest jej adresatem?

Ciężko mi brylować w gatunkach, gdyż w tej dziedzinie jestem totalną ignorantką. Kiedy sama szukałam „Idy” w księgarniach (kontrolnie), sprawdzałam pod kategorią: powieść obyczajowa / romans. Czy to romans nowoczesny? Jak najbardziej! Co nie znaczy, że za bohaterami nie ciągną się widma przeszłości. Adresatkami są głównie dziewczyny w wieku 25-50 lat, choć to nie reguła. Z recenzji wynika, że każdy w niej znajdzie coś dla siebie. Facet też! Pisałam z założeniem, że stworzę coś, co sama chciałabym przeczytać.

Kiedy w Katowicach zostaje się literatem (nie powiem literatką, bo to kieliszek pod setkę)? Wiemy już, że przypadek sprawił, że pewnego dnia doszła pani do wniosku: zostanę pisarką i cyk – mamy pisarkę…

W Katowicach, skoro chce pan wiedzieć, wystarczy poprosić beboka i dać mu kilka kopalnioków. Reszta dzieje się sama (śmiech).

A tak na poważnie: w jakim momencie życia poczuła pani, że warto pisać powieści, że jest pani w tym dobra? Kiedy uznała pani, że odtąd będę pisarką, bo mam wiedzę, potrafię układać zdania i budować fabularne opowieści?

Nigdy nie marzyłam o byciu pisarką. Właściwie to, cytując klasyka, „jak do tego doszło, nie wiem”. Zawsze uważałam się za umysł ścisły. Nie obserwowałam bookstagramów, nie jeździłam na targi, nie śledziłam nowości. Oczywiście czytałam książki, ale świat wydawniczy był mi kompletnie nieznany. Dzisiaj nie mam syndromu oszusta. Opinie na temat autorów i ich twórczości mogą być różne, ale napisanie książki to niezaprzeczalnie wyczyn.

Jak długo przygotowywała się pani do napisania cyklu książek? Przetwarzała pani własne życiowe doświadczenia i przygody, czy też zdała się na wyobraźnię, fikcję?

Mogłabym powiedzieć, że do pisania nie przygotowywałam się wcale, ale zabrzmiałoby to nieprofesjonalnie, prawda? Zatem stwierdzę tak: zrobiłam research doświadczeń własnych i cudzych, zmiksowałam z tym, co mnie mierzi i co chcę z siebie wyrzucić, a później przelałam to na papier – jako fikcję literacką.

Ida-Ada. Przypadkowa zbieżność imion? Mamy postać literacką, narratorkę, bardzo bliską autorce, czy to też fikcyjna kreacja?

Ida (nazwałam ją tak, bo lubię krótkie imiona) dzieli ze mną wiele cech charakteru. Przekazałam jej wszystkie moje wady, a zalety dopisałam. Ada wraz z nazwiskiem stanowi do kompletu część pseudonimu artystycznego.

Bohaterkami powieści są dziewczyny-trzydziestki, singielki, zatrudnione w korporacji. Pani też jest z korpo. Ładnie to tak o biznesowym otoczeniu mówić korpożule? Moda?

Nie ma takiej pracy, która nie łączyłaby się z frustracjami. Klient marudzi, szef daje nierealistyczne zadania, nadgodziny nie mają końca, a rutyna dobija. W książce jest to zdecydowanie wyolbrzymione, ale właśnie taką miałam potrzebę, żeby się wyładować. A korpożul? Może nie nazywa się zbyt piękne, lecz to pocovidowe zjawisko społeczne i jest ono w środowisku jak najbardziej popularne (śmiech).

Atrakcyjne, seksowne, inteligentne, ale bez facetów. Poza okazyjnymi. Potrzeba więzi, złączenia się z kimś na dłużej, coraz bardziej daje o sobie znać. Samotność to problem w wielkich firmach?

Nie trzeba pracować w korporacji, żeby żyć w trybie praca-dom bądź online-online, nie mając chęci lub czasu na poznawanie nowych ludzi. Tutaj dochodzi jeszcze jedna cecha bohaterek, będąca konsekwencją pierwszych trzech przywołanych przymiotników – te kobiety po prostu wiedzą, czego chcą. A przynajmniej tak im się wydaje.

Dziewczyny pracują w niemieckiej, międzynarodowej korporacji, która ma oddział w Katowicach i centralę w Berlinie. Świetnie ukazała pani śląski biznes. Celowa zmiana stereotypów o regionie? Skąd pomysł na takie wykorzystanie Katowic, miasta do tej pory rzadko pojawiającego się w literaturze w nowej roli?

Przyjechałam do Katowic na studia i od tego czasu obserwuję ogromną, pozytywną przemianę tego miasta. Coraz nowocześniejsze wydziały uniwersyteckie, międzynarodowe korporacje osadzające się w nowo powstałych biurowcach, światowej klasy budynki takie jak NOSPR czy MCK. Do tego mnóstwo zieleni. To nie walka ze stereotypami. To chwalenie się tym, co jest tak dobre, że aż… uzależniające. I jak w niejednym romansie – można by jedynie dorzucić: „Spróbuj się nie zakochać”…

Przyjazd delegacji z Niemiec z nowym szefem. Wysokim, jasnowłosym, przystojnym. Męskim w każdym calu. Na scenę wchodzi Otto. Nieźle pani namotała między nim a Idą… Zostaną razem, czy na odpowiedź trzeba będzie zaczekać do 2025 roku?

Nie ma takiej mocy, która nakazałaby mi zdradzić, czy ostatecznie będą razem. Mogę jedynie potwierdzić, że ich los, wspólny bądź nie, rozstrzygnie się dopiero w ostatnich rozdziałach czwartej książki.

Wierzy pani w rolę przypadku w życiu? Możemy mieć wpływ na swoją osobistą historię?

Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a wszystkie nasze sukcesy i porażki mają jakiś sens. I tak, mogę stwierdzić, że pomysł z „Idą” to czysty przypadek. Do tego dołożyły się później jakieś niesamowite sploty zdarzeń, które zadecydowały o wydaniu serii. Jednocześnie nic z tego nie miałoby miejsca, gdybym tych książek nie napisała. Nic nie jest nam dane ot tak. Podsumowując: tak, mamy wpływ na naszą historię. Tak, wierzę w rolę przypadku.

Poznajemy coraz lepiej Idę, Berni i Nati, ich perypetie. Życiem uczuciowym pań wstrząsną solidne zawirowania. W książce sporo scen seksu. Niektórzy mówią nawet, że za dużo. Co pani na to?

Chyba sama podświadomie to wyczułam, bo w kolejnych częściach jest go odrobinę mniej. Chyba na tyle, by osiągnąć efekt gonienia króliczka i pewien złoty środek za jednym razem.

Po mojej recenzji „O, Ida!”, w której napisałem, że „Ada Kussowska doskonale potrafi opisywać namiętność, ani razu nie wykraczając poza granice dobrego gustu”, spotkałem się z opinią, że jestem zbyt tolerancyjny, bo niektóre opisy są wyuzdane. Są czy nie są, bo już sam nie wiem?…

Moim zamiarem było opisać je w sposób realistyczny. Taki, jaki dla mnie jest w pełni akceptowalny i dostarczający rozrywki. Zdecydowana większość osób odbiera te sceny tak, jak przytoczono w pierwszej części pytania. Opinie kontrujące mogę jedynie przyjąć z pokorą i rozważyć jako potencjalny punkt poprawy na przyszłość. Niemniej jednak istnieje ryzyko (takie małe, tycie właściwie), że zachowam się trochę jak bohaterki serii. A te nie zawsze są skłonne do słuchania rad (śmiech).

Czy w trakcie pisania mocno wczuwała się pani w losy swoich bohaterek? Na jakie potrzeby ludzkie zwracała pani szczególną uwagę, konstruując postaci? W książce nie ma wątków kryminalnych ani szczególnego draństwa, nie ma polityki. Czy zwyczajne, choć poplątane losy mogą być atrakcyjne?

Z bohaterek najbliższa pod kątem charakteru jest mi Ida i to z nią było mi najlepiej nawiązać kontakt. Dlatego też to właśnie ona jest główną narratorką. Konstruując zachowania postaci, staram się kierować tym, że nikt nie jest czarno-biały. Nie ma osoby, która by nie popełniała błędów. Nie istnieje człowiek wiecznie dobry w działaniach bądź tylko niegodziwy. Nawet Gargamel w Smerfach mógł być po prostu głodny. Jeśli chodzi o różne inne wątki, to niezwykle ciekawym tematem powieściowym są kwestie socjologiczne. Dajmy na to: rola kobiety w społeczeństwie, relacje w pracy i nawiązywanie ich w czasie prywatnym. To również sprawa tego, jak nas wychowywano i jak oddziałuje to na naszą dorosłość. Ostatecznie to zderzenie racji, kontrast między kreowaniem mocnego, wyrazistego wizerunku, wymuszonego przez dzisiejsze czasy, versus to, kim naprawdę jesteśmy. Materiał na zdecydowanie więcej niż cztery książki.

Pani powieść jest zabawna i romantyczna, ekscytująca i porywająca. Dowcipna i kpiąca. Ironiczna i cyniczna. Z jakimi jeszcze innymi zdaniami spotkała się pani w recenzjach? Można się cieszyć z odbioru?

OGROMNIE cieszę się z ciepłego przyjęcia! Największym komplementem jest dowiedzieć się, że ktoś się doskonale bawił i czeka na więcej. Albo to, że książka jest po prostu fajna. I o to właśnie chodziło – o coś, co oderwie nas od zmartwień dnia powszedniego, rozbawi, a może i da nam trochę do myślenia. Kolejny komplement, który zapiera mi dech w piersiach – „nie wygląda to na debiut”. Rozpływam się!

Pierwszy tom ukazał się 25 czerwca, a 3 września 2024 premiera drugiego tomu „Hamuj, Ida!”. Nie chciałbym, żeby to był spoiler, ale o czym on będzie? Zdradzi pani zarys fabuły?

W tym tomie pojawi się dwoje nowych bohaterów. Będą kluczowi dla dalszego rozwoju wydarzeń, a ich wpływ na akcję będzie znaczący – aż do ostatniego tomu. I to nie będą jedynie mężczyźni! Ta książka dedykowana jest klimatom jesiennym. Czytelnika czekają spacery po kolorowym parku, dynie, kocyk i ciepła herbatka. Będzie też wiele o różnych aspektach poszukiwania szczęścia. Perypetie bohaterek można podsumować hasłem, na które natknęłam się w jednym z katowickich lokali, a które doskonale obrazuje całą serię: „Bad decisions make better stories” (od red.: Złe decyzje tworzą lepsze historie).

Wróćmy jeszcze na chwilę do kolejnych tomów co kwartał. Jak się domyślam, już je pani napisała i teraz tylko szlifuje?

Tak, ta seria jest napisana. Pracowałam nad nią codziennie. Czasem wyszło jedno zdanie, czasem pół rozdziału, niekiedy robiłam tylko korektę. I tak słowo do słowa weszło mi to w krew. Narzuciłam sobie szalone tempo, w które dziś mnie samej ciężko uwierzyć. I nie, AI nie maczała w tym palców (śmiech). Moje książki potwierdzają tylko prawdę, z której nie zdajemy sobie sprawy – ile minut dziennie poświęcamy na aktywność związaną z telefonami, mediami społecznościowymi. To ogromny potencjał! Proszę, niech pan sam sprawdzi, ile razy dziennie zagląda w media społecznościowe, coś tam pisze, komentuje, odpowiada. Wszyscy to robimy często bezproduktywnie. A jeśli połowę wyliczonego czasu zamienimy na coś innego? Na przykład na otwarcie Worda w telefonie i napisanie listu, felietonu, artykułu, powieści? Mój przykład potwierdza, że to możliwe. Wszystkie cztery tomy napisałam według początkowo ustalonego planu. Zależało mi na wrażeniu „serialu do czytania”. Niejednokrotnie bohaterowie wcale się mnie nie słuchali, ale ustalona pierwotnie struktura pozostała bez zmian. Zaczynając tom pierwszy, wiedziałam, jak skończy się cała seria. Mam nadzieję, że tym samym osiągnęłam pewne wyważenie wątków i brak finału „na siłę”. Jak wyszło naprawdę? Weryfikacja będzie następować z kwartalną regularnością.

Kto był pierwszym czytelnikiem pani tekstów? Wsłuchuje się pani w głosy czytelników, rodziny, znajomych? Z kim pani konsultuje rozwój fabuły?

Nie konsultuję z nikim fabuły, za to zdarza mi się męczyć ludzi pytaniami typu: „Co to jest czikosz?”. Lub: „Czy Gorolowo to dobre określenie na Sosnowiec?”. Jedynie poszczególne wątki omawiam z osobami, które mają wiedzę na dany temat. Poza tym na bieżąco przelewałam to, co leżało mi na sercu. Za każdym razem czułam się tak, jakby tytka z festiwalu kolorów wybuchła mi przed oczami. Albo jakbym przeszła prywatną terapię – zrobiłam coś, co dostarczyło mi satysfakcji, rozrywki i co może kiedyś komuś, jakiemuś czytelnikowi, uprzyjemni dzień. W ich głosy jak najbardziej chętnie się wsłuchuję. Opinii męża, który często czytał książki jako pierwszy, słuchałam jednym uchem (śmiech). Co jak co, ale mam prawo obawiać się o jego obiektywizm.

I na koniec proszę zdradzić, jaki był pani twórczy rozkład dnia? Ile czasu poświęcała pani na pisanie, ile na marketing, i co jeszcze, prócz tworzenia, na co dzień panią zajmuje?

Pisałam i piszę w wolnych chwilach. I tak, były i są dni, kiedy w ogóle nie miałam na to ochoty. Mimo to otwierałam plik, choćby na moment. Ostatnio poprawiłam organizację dnia przez wcześniejsze wstawanie. Mam wtedy czas pobiegać po Parku Śląskim i napisać w spokoju kilka zdań. Pytanie o marketing jest jak najbardziej słuszne – szczerze mówiąc, promocja książki jest zajęciem niesamowicie zajmującym! Podpisując kontrakt, nie miałam pojęcia, ilu jeszcze rzeczy będę musiała się nauczyć. Niemniej jednak, mam nadzieję, że zadziałała tu krzywa uczenia się (od red.: zależność opanowania danej umiejętności lub wiedzy w funkcji czasu, jaki poświęciliśmy na jej zdobycie). A oprócz tego? Właściwie to nudy. Praca-dom, online-online. Prawie jak u Idy… (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

Czysta przyjemność! Również dziękuję, a wszystkim zachęconym naszą rozmową życzę gorącej lektury.

ADA KUSSOWSKA jest nowoczesną mieszkanką Górnego Śląska, od ponad dekady szczęśliwie zakochaną w Katowicach. Żona, matka, niekochanka, przodowniczka pracy w korporacjach. Tworzy szybko i wszędzie. Na telefonie, w kolejce do kasy w markecie, w tramwaju i przypalając schabowe. Lubi pisać z humorem i pieprzem, nawiązując wyraźnie do otaczającej ją rzeczywistości. Łączy w swoich książkach elementy romansu, komedii i dramatu. Kreuje realistycznych bohaterów, których zachowania i charakter mają drugie dno, dające do myślenia. Pierwsza książka z jej debiutanckiej, czterotomowej serii „O, Ida!” została pozytywnie przyjęta w świecie czytelniczym. Zapnijcie więc pasy i ruszajcie w podróż przez meandry miłosnych przygód! Naszą recenzję powieści „O, Ida!” pt. „Tysiąc osiemset zawirowań z życia korporacyjnych lasek” można przeczytać na stronie LADY’S CLUB w sekwencji Pan Book pod linkiem https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/tysiac-osiemset-zawirowan-z-zycia-korporacyjnych-lasek-recenzja/.

Ada Kussowska, „O, Ida!”. Zysk i S-ka Wydawnictwo (www.zysk.com.pl), Poznań 2024. Stron 344, oprawa miękka. Projekt okładki Agata Wawryniuk. Premiera 25 czerwca 2024. Książkę można zamówić w księgarni internetowej wydawcy na https://sklep.zysk.com.pl/o-ida.html.

Ada Kussowska, „Hamuj, Ida!”. Zysk i S-ka Wydawnictwo (www.zysk.com.pl), Poznań 2024. Stron 312, oprawa miękka. Projekt okładki Agata Wawryniuk. Premiera 3 września 2024. Książkę można zamówić w księgarni internetowej wydawcy na https://sklep.zysk.com.pl/hamuj-ida.html.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress