STANISŁAW BUBIN
Kiedy mówimy o wachlarzach, najczęściej używamy czasu przeszłego. Ich epoka zakończyła się, jak zgodnie uznają historycy sztuki, na początku dwudziestego wieku, a dokładniej – po pierwszej wojnie światowej. Zmieniło się społeczeństwo, toteż moda, szczególnie kobieca, uległa zmianie. Sztywna etykieta wyższych sfer rozluźniła się, a wachlarze stały się pospolitymi, nieistotnymi przedmiotami. Zainteresowanie wachlarzami zupełnie zmalało. W naszym wieku wachlarze wracają do łask głównie z powodu zmian klimatycznych i nękających nas upałów, ale na wielki renesans tych przedmiotów nie ma co liczyć, ich chwała minęła.
Wspominam o tym dlatego, że ukazała się właśnie publikacja Joanny Jurgały-Jureczki „Kossakowie. Wachlarz”, będąca kontynuacją wątków i tematów podjętych w jej wcześniejszych książkach „Kossakowie. Biały mazur” i „Kossakowie. Tango”. Od czasów starożytnych wachlarze były używane do ochłody, odpędzania owadów, ochrony przed słońcem czy rozniecania ognia. W starożytnym Egipcie paradne wachlarze, używane przez faraonów i kapłanów, były atrybutami władzy i dostojeństwa. Zwiewne piękno wachlarzy Zachodu i Wschodu, wykonywanych od tysięcy lat różnymi technikami – malowanych na papierze, rzeźbionych w kości słoniowej, haftowanych, robionych z koronki, drewna, liści bądź piór – od dawna zachwyca znawców sztuki. Autorka nie sięga jednak do tak odległej przeszłości. Chodzi jej o wachlarze zaliczane do akcesoriów damskiej mody – ciekawe z punktu widzenia historii sztuki czy historii obyczajów, a zwłaszcza w kontekście rodu Kossaków. „Wachlarz był jednym z najważniejszych atrybutów kobiety, symbolem wdzięku, kokieterii, wyrafinowania, subtelnej gry towarzyskiej i narzędziem ars amandi” – stwierdziła pisarka. „Moda na wachlarze doprowadziła nawet do powstania sekretnego języka, tajemnej mowy gestów i znaków, które trzeba było i umiejętnie przekazywać, i odczytywać” – dodała Joanna Jurgała-Jureczka. Dowiadujemy się więc, że szeroko otwarty wachlarz był zaproszeniem, trzymany w złączonych dłoniach – przeprosinami. Jeśli dama wachlowała się powoli, sygnalizowała, że jest mężatką, jeśli bardzo szybko – była zaręczona. Skierowanie zamkniętego wachlarza w stronę mężczyzny zawierało pytanie, czy ją kocha. Umieszczenie go przy lewym uchu – „mam ochotę się ciebie pozbyć”. Również przesuwanie wachlarza po oczach z lekko zawstydzoną miną oznaczało „przepraszam”.
Na fotografiach i portretach rodziny Kossaków wachlarze pojawiały się dosyć często. Gest wachlarzem, oznaczający „Kochasz mnie?”, wykonuje na portrecie pędzla Wojciecha Kossaka słynna przedwojenna tancerka Rita Sacchetto. „W Krakowie zapamiętano jej taniec hiszpański z upiętą wysoko na głowie czarną koronką i czarnym wachlarzem w dłoni” – napisała autorka. Tomik wierszy „Wachlarz” Maria Pawlikowska-Jasnorzewska dedykowała ojcu, malarzowi Wojciechowi Kossakowi. Z kolei artysta podarował Zofii Hoesickowej, kochance, jak szeptano po krakowskich domach, wachlarz, na którym wymalował prowokacyjnie miłosny trójkąt – scenę z parkiem w tle, Kolombiną siedzącą na balustradzie w objęciach Arlekina i spozierającym na nich zazdrosnym okiem Pierrotem, którym mógł być mąż Zofii, Ferdynand Hoesick.
W 1934 roku, wspomina autorka, Wojciech Kossak, namalował portret córki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej – z ozdobnym wachlarzem z kości słoniowej w dłoniach i w kapeluszu z czarną tiulową kokardą zawiązaną pod szyją. Żonie Wojciecha, Marii z domu Kisielnickiej, portret absolutnie nie przypadł do gustu, zawiesiła go w domu z dala od oczu gości, bo uznała, że córka wygląda na nim jak kokota. Siostra Marii, Magdalena Samozwaniec, stwierdziła później, że to był strój teatralny z „Warszawianki” Wyspiańskiego, inni powiadali, że kostium karnawałowy, ale mniejsza o to – najważniejsze, że wachlarz istniał naprawdę, był rodzinną pamiątką. Takich ozdobnych przedmiotów w domu artysty było więcej – na innym wachlarzu Wojciech Kossak namalował kiedyś scenę z zaręczyn swoich i brata bliźniaka, Tadeusza. Ale najwięcej emocji budził ów wachlarz z portretu Lilki (Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej), o którym powiadano, że jest przeklęty, bo kto go dotknął – doznawał nieszczęścia.
Podobnych barwnych opowieści z domów Wojciecha i Tadeusza Kossaków, Marylki i Andzi, Lilki i Madzi, krewnych, znajomych, przyjaciół i kochanków jest w książce dużo więcej, choć nie jest to dzieło duże pod względem objętości. Autorka nie skupiła się jedynie na wachlarzach, choć były to czasy, w których, jak powiadano, kobieta bez wachlarza była niczym mężczyzna bez szpady albo pistoletu. Na salonach wszędzie było słychać szept wachlarzy, szum wachlarzy i kłótnie wachlarzy. Poprzez te rekwizyty można powiedzieć o ludziach dużo, lecz przecież nie wszystko. Joanna Jurgała-Jureczka wybrała inną konwencję – stworzyła powieść o tym, jak w obecnych czasach, w ostatnich latach, reżyser Marek Stański i jego współpracownicy zbierają materiały do filmu o rodzinie Kossaków. Ich atutem jest znajomość z Nathalii Rousset z Francji, bizneswoman, prawdopodobną potomkinią nieślubnego dziecka Wojciecha Kossaka. W serii szkiców dowiadujemy się o romansach, kłótniach, powrotach i rozstaniach, zdradach, miłostkach dotyczących zarówno postaci historycznych, przedstawicieli słynnego rodu, jak i współczesnych bohaterów. Czy obfitość zebranych materiałów pozwoli twórcom, artystom i producentom, nakręcić doskonały film? Często mówimy, że czyjeś życie to gotowy scenariusz, a bez wątpienia historia Kossaków kwalifikuje się do świetnego filmu historyczno-obyczajowego, tyle w niej było ciekawych i emocjonujących wydarzeń. Oczywiście z tego bogactwa trzeba coś wybrać, na coś się zdecydować, z czegoś zrezygnować. Powieść ma konwencję otwartą, nie kończy się efektownym finałem, bo wiele wątków znalazło się w zawieszeniu. Ale to jest jej uroda, jej wdzięk, autorka zostawiła nam pole do domysłów, do refleksji, o czym jeszcze chcielibyśmy się dowiedzieć, co taki film powinien zawierać. Joanna Jurgała-Jureczka poświęciła na swoje badania mnóstwo czasu, wszystkie fakty podane w kolejnych miniaturach są prawdziwe, znajdują potwierdzenie w dokumentach, listach, notatkach, zapiskach, w obrazach i archiwalnych fotografiach. Ja, gdyby mnie ktoś zapytał o zdanie, chciałbym poznać do końca losy córki Magdaleny Samozwaniec. Albo ostatnie angielskie lata Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Albo pragnąłbym dowiedzieć się, kto i dlaczego zdradził gestapowcom nazwisko Zofii Kossak-Szczuckiej-Szatkowskiej… Morze ludzkich namiętności związanych z Kossakami jest niewyczerpane, sądzę więc, że autorka, wybitna „kossakolożka”, będzie miała jeszcze co badać i o czym pisać. Czekamy na następne książki z nowymi odkryciami.
Najnowsza książka Joanny Jurgały-Jureczki ukazała się 20 sierpnia 2024 nakładem Zysk i S-ka Wydawnictwa w Poznaniu. Powieść dokumentalna przywołuje mało znane lub zupełnie wcześniej nieznane fakty z życia zasłużonej dla polskiej kultury rodziny malarzy i literatek. W „Wachlarzu” pojawiają się między innymi Wojciech i Maria Kossakowie, Lilka (Maria Pawlikowska-Jasnorzewska) i jej siostra Magdalena (Samozwaniec), tym razem nie tylko w roli satyryczki, ale także matki Reksi (Teresy Starzewskiej), której wojenne i powojenne dzieje dotąd owiane były aurą tajemniczości. Powieść odpowiada również na pytania o losy modelki i przyjaciółki Wojciecha Kossaka, Zofii z Lewentalów Hoesickowej i jej rodziny. Polecam!
PS. Tytuł recenzji pochodzi z fragmentu wiersza „Zgubiony tancerz” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, z tomu „Dancing” (1927). Autorka omawianej tutaj książki o Kossakach uczyniła z niego motto do „Wachlarza”: „Zwiędły liście i wachlarz z piór strusich / czas ucieka jak chmura szarańczy / wszystko kończy się wcześniej niż musi / gra muzyka, lecz nie ma z kim tańczyć”.
O autorce: JOANNA JURGAŁA-JURECZKA (na zdjęciu) mieszka na Śląsku Cieszyńskim, w Kończycach Wielkich w gminie Hażlach. Jest żoną Krzysztofa, mamą Michała, Marcina i Magdaleny. Zdobywanie humanistycznego wykształcenia zaczęła od cieszyńskiego liceum im. Mikołaja Kopernika, potem ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. W 1999 uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Jej praca doktorska, napisana pod kierunkiem prof. zw. dr hab. Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz, nosiła tytuł „Oswajanie „nieznanego kraju”. Śląsk w życiu i twórczości Zofii Kossak”. Pracowała jako polonistka w cieszyńskich szkołach średnich, była dziennikarką „Gościa Niedzielnego” i współpracowała z innymi redakcjami regionalnymi i ogólnopolskimi. Była też kierownikiem Muzeum Zofii Kossak-Szatkowskiej w Górkach Wielkich koło Skoczowa i prowadziła badania nad biografią i twórczością Zofii Kossak, a także innych literatów związanych ze Śląskiem Cieszyńskim, między innymi Gustawa Morcinka. Wykładała literaturę chrześcijańską i regionalną, brała udział w sesjach naukowych, panelach dyskusyjnych, wygłaszała prelekcje, prowadziła spotkania z pisarzami. Współpracowała z autorami filmów dokumentalnych na temat Zofii Kossak. W 2018 otrzymała Śląską Nagrodę im. Juliusza Ligonia „za entuzjazm i konsekwencję wkładaną w promocję chrześcijańskich, patriotycznych i humanistycznych wartości w pisarstwie Zofii Kossak-Szczuckiej-Szatkowskiej”. Jest autorką licznych artykułów i książek, między innymi „Dzieło jej życia. Opowieść o Zofii Kossak”, „Zofii Kossak dom utracony i odnaleziony”, „Historie zwyczaje i nadzwyczajne, czyli znani literaci na Śląsku Cieszyńskim”, „Skrzat opowiada o beskidzkich skarbach”, „Gdzieś na końcu świata”, „Kobiety Kossaków”. W Zysk i S-ka Wydawnictwie autorka wydała „Siedem spódnic Alicji”, „Tajemnice prowincji”, „Kossakowie. Biały mazur”, „Kossakowie. Tango”, „Na gorącym uczynku”. Każdy, kto teraz kupi książkę „Kossakowie. Wachlarz” w sklepie internetowym https://sklep.zysk.com.pl/kossakowie-wachlarz.html otrzyma egzemplarz z autografem autorki. LADY’S CLUB dzięki życzliwości wydawcy otrzymał 3 egzemplarze tej książki. Wszystkie są dla Was! Poniżej nasz tradycyjny konkurs czytelniczy z jednym pytaniem.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników portalu LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Joanny Jurgały-Jureczki „Kossakowie. Wachlarz”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie nawiązujące do tematyki recenzowanej książki: Jak nazywały się wachlarze liturgiczne używane do połowy ubiegłego wieku w kościołach chrześcijańskich do odstraszania owadów od poświęconego Ciała i Krwi Chrystusa oraz od kapłana? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 egzemplarze książki Joanny Jurgały-Jureczki „Kossakowie. Wachlarz”, ufundowane przez poznańskie Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 27 sierpnia 2024 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na jak najszybszym nadesłaniu odpowiedzi na pytanie nawiązujące do tematyki recenzowanej książki: Jak nazywały się wachlarze liturgiczne używane do połowy ubiegłego wieku w kościołach chrześcijańskich do odstraszania owadów od poświęconego Ciała i Krwi Chrystusa oraz od kapłana?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców, autorów najciekawszych odpowiedzi.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod informacją o książce na portalu LADY’S CLUB w sekwencji PAN BOOK.
8. Uczestnicy mają 3 dni na przesłanie wraz z odpowiedziami na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagród drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Jak nazywały się wachlarze liturgiczne używane do połowy ubiegłego wieku w kościołach chrześcijańskich do odstraszania owadów od poświęconego Ciała i Krwi Chrystusa oraz od kapłana? Odpowiedź: Do lat 50. dwudziestego wieku w kościele zachodnim były używane dwa wachlarze (flabella) jako wyróżnienie honorowe w procesjach, podczas których niesiono papieża na sedia gestatoria (przenośnych tronach). Natomiast w liturgii kościoła wschodniego do naszych czasów przetrwało podobne używanie wachlarzy zwanych ripidia, chociaż ich znaczenie stało się już symboliczne. Wcześniej flabellum (w liczbie mnogiej flabella) w chrześcijańskim użyciu liturgicznym to był wachlarz wykonany z metalu, skóry, jedwabiu, pergaminu lub piór, przeznaczony do odstraszania owadów od poświęconego Ciała i Krwi Chrystusa oraz od kapłana. Ceremonialne użycie takich wachlarzy sięga starożytnego Egiptu, a przykład znaleziono w grobowcu Tutanchamona. Konstytucje Apostolskie, dzieło z IV wieku, stwierdzają: „Niech dwaj diakoni, po każdej stronie ołtarza, trzymają wachlarz wykonany z cienkich błon, piór pawia lub cienkiej tkaniny i niech cicho odpędzają małe zwierzęta, które latają, aby nie mogły zbliżyć się do kielichów”. Z powszechnego użycia do mszy w kościele łacińskim takie wachlarze wyszły około XIV wieku. Jednak flabellum w kształcie wachlarza, a później parasola lub baldachimu, było używane jako znak honoru dla biskupów i książąt aż do czasów papieża Pawła VI. Przed Soborem Watykańskim II tego rodzaju dwa wachlarze były używane w Watykanie kiedykolwiek papież był niesiony do lub z ołtarza albo do lub z sali audiencyjnej. Książki otrzymują: 1) Edyta Szczęśniak, Kraków; 2) Mikołaj Rokuć, Legnica; 3) Paulina Brent, Szczecin. GRATULUJEMY! (wpis z 2 września 2024)