Kolejna trzymająca w napięciu powieść Claire Douglas, autorki bestsellera Siostry. Jeśli lubicie thrillery psychologiczne, Odwet jest dla Was. To książka, którą zachwyciła się znana brytyjska powieściopisarka B.A. Paris. „Ekscytująco intensywna i pokręcona” – powiedziała o kryminale, w którym sekrety przeszłości stają się dla bohaterów śmiertelną pułapką. Zaczyna się niewinnie: Libby dostaje ulotkę z propozycją urlopowej zamiany domów. Ona i jej mąż Jamie korzystają z okazji i wyjeżdżają do posiadłości Heywoodsów w Kornwalii, a Heywoodsowie jadą do Bath, do domu Libby. Wtedy zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Libby popada w paranoję, że jakiś mężczyzna ją śledzi i chce zabić. Za co? Dlaczego? Strach nasila się. Ktoś naprawdę zastawia na nią pułapki!…
Za zgodą Wydawnictwa W.A.B. drukujemy fragment Odwetu. Książka już w sieci i dobrych księgarniach. Tytuł i skróty pochodzą od redakcji.
DZWONI MI W USZACH. Ogłusza mnie to, drażni i nuży jednostajnością niczym wiertarka pneumatyczna, ale brzmi znajomo – słyszę alarm przeciwpożarowy. Ogarnia mnie przytłaczająca panika, czuję jej ciężar na klatce piersiowej. Pożar! Muszę uciekać. Moje ciało oblewa zimny pot. Jestem w hostelu. Zrobiło się zbyt gorąco. A ciemność zastawia na mnie pułapkę, więzi. Do moich uszu docierają odgłosy bieganiny, ktoś krzyczy w języku, którego nie rozumiem. Słyszę wrzask. Dym wdziera się do mego nosa i płuc tak szybko, że brak mi tchu. Czuję na sobie cudze ręce i staram się ich pozbyć.
– Proszę mnie puścić! Proszę mnie puścić!
– Cii, Libby, obudź się… Wszystko w porządku.
Otwieram oczy i widzę, że Jamie patrzy na mnie, trzyma ręce na moich ramionach, a na jego twarzy maluje się zatroskanie. Leżę na sofie. W Kryjówce. Jestem bezpieczna… Jestem bezpieczna. Chyba zasnęłam… ale nadal słyszę tamten hałas.
– To tylko alarm przeciwpożarowy – wyjaśnia Jamie, jakby czytał w moich myślach. – Uruchomił się w kuchni. Byłem zajęty tostem – dodaje ze skruszonym uśmiechem. – Chciałem posmakować luksusowego pasztetu Heywoodów. Ale ten cholerny alarm jest zbyt czuły. Za chwilę przestanie wyć. Zdążyłem go wyłączyć.
Odpycham jego ręce. Jamie odsuwa się, jakbym go ugryzła.
– Miałaś koszmarny sen. Próbowałem cię obudzić.
Z trudem siadam.
– A ja sądziłam…
Alarm cichnie i po chwili moje serce zwalnia, mimo że jeszcze trochę dzwoni mi w uszach.
Jamie siada obok, ale mnie nie dotyka. Na talerzyku na stoliku do kawy dostrzegam dwa tosty ze zwęglonymi brzegami, za późno wyjęte.
– Libs, ty cała drżysz…
W ustach mam niesmak, a pod podomką czuję, że do ciała przywarł mi przepocony top.
– Myślałam, że jestem w tamtym hostelu – wyznaję zdezorientowana. I rozglądam się, aby nabrać pewności, że naprawdę znajduję się w Kryjówce, a nie w Tajlandii. Tara posyła mi uśmiech ze zdjęcia na czarno-białym płótnie, które pokrywa przeciwległą ścianę nad telewizorem. Widok tej fotografii pozwala mi na powrót do teraźniejszości.
Mój podbródek dygocze. Nie chcę płakać.
Jamie zauważa mój stan i bierze mnie w ramiona.
– Och, maleńka.
Maleńka. Ostatnio nazywał mnie tak wiele lat temu.
– To było takie prawdziwe – szepczę przytulona do niego. W gardle ciągle czuję ból, jak gdyby rzeczywiście zatykał mnie dym. Odsuwam się od Jamiego i wstaję, przy czym odruchowo dotykam ręką szyi. Nie mogę jeszcze normalnie oddychać.
Podchodzę niepewnym krokiem do oszklonych drzwi, przekręcam klucz, aby otworzyć jedno skrzydło, i staję pod bezgwiezdnym niebem, równocześnie podtrzymując złamaną rękę. Pozbyłam się temblaku, ale gips nadal mi ciąży. Zginam palec. Nie mogę się doczekać uwolnienia od tego cholernego gipsu.
NA ZEWNĄTRZ JEST BARDZO CIEMNO. Takie nocne niebo widuje się tylko na prowincji, tak gęsta czerń na bezkresnym firmamencie, nieskażona niczym, ani spalinami, ani światłem ulicznych latarni. Wdycham głęboko tutejsze świeże powietrze. Na języku czuję smak soli, a do uszu dociera huk morskich fal. Kiedy tak tutaj stoję, w tej nieomal totalnej ciemności, uświadamiam sobie znów, jak daleko się znaleźliśmy. Jak daleko od cywilizacji. Ogarnia mnie nagle tęsknota do naszej ruchliwej ulicy w Bath, do tłumu ludzi, którzy hałaśliwie wiodą swoje codzienne życie. Tu, na tym pustkowiu, jest zbyt cicho. Zbyt spokojnie.
– Nigdy o tym nie mówisz. Co się właściwie wydarzyło w Tajlandii?
Zaskakuje mnie to pytanie. Usłyszawszy głos, odwracam się ku Jamiemu, który stoi w drzwiach w niewyraźnym świetle z głębi salonu. Namęczył się, żeby wyregulować pilotem oświetlenie.
– Nie chcę przeżywać tamtej historii jeszcze raz – oznajmiam.
Jamie nie wychodzi do ogrodu.
– Ale tak się dzieje. Przeżywasz ją. Tak niedawno się wydarzyła. I pewnie przyszła ci na myśl, gdy szkoła stanęła w ogniu.
– Po prostu chcę o tym zapomnieć. Usunąć z pamięci. To moja samoobrona.
Nigdy nie wyjawiłam Jamiemu, co się zdarzyło. Co mnie spotkało. Mnie i Karen. Jamie wie, że moja przyjaciółka straciła życie. Wie, że ja miałam szczęście, bo uciekłam. Czasami się niepokoję, ponieważ jest trochę spraw, o których mu nie opowiedziałam. A przecież nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. A jednak mamy. Wiem, że on też nie o wszystkim mi mówi. Na przykład nie opowiada o swoim uczuciu do Hannah. Ukrywa pożyczkę zaciągniętą u swojej matki i sądzi, że ja nic nie wiem na ten temat. Tak jest dobrze. Rozumiem. Bo darzymy się nawzajem miłością i musimy sobie ufać. Mnie nie kręci bzdurna terapia małżeńska. Nigdy nie zajmę kozetki w gabinecie psychiatry, aby odpowiadać na pytania typu: „Jak się pani z tym czuje?”. To po prostu nie dla mnie. Jeśli o mnie chodzi, rzeczy minione należą do przeszłości. I tam powinny pozostać.
Claire Douglas, Odwet. Tłum. Marian Leon Kalinowski. Wydawnictwo W.A.B. Premiera 14 października 2020. Str. 400.