STANISŁAW BUBIN
Lubię, gdy ludzie nazywają rzeczy wprost. Pisarka Żaneta Pawlik stwierdziła z właściwą sobie skromnością: „Moje książki czytają wrażliwi ludzie, bo to dla nich i o nich. O Tobie”. O mnie? – pomyślałem, gdyż z natury jestem człowiekiem wrażliwym, i ucieszyłem się bardzo. Z zapałem rzuciłem się zatem na trzecią powieść autorki, zatytułowaną „Światło po zmierzchu”. Pragnąłem sprawdzić, ile mnie zmieściło się w tym utworze, jak bardzo książka odpowiada moim przekonaniom, czy sugestia autorki nie jest na wyrost. Zdanie pachnie bowiem autopromocją, może nie jest prawdziwe? A co, jeśli podważa moje poglądy, zachęca do sprzeczki lub dyskusji?
Powiem od razu: nawet gdyby cała powieść była taka sobie albo do kitu (a nie jest), to scena, w której Julia i Kosma ratują potrąconego przez samochód wilka, nazywając (kilka razy) mordercami myśliwych i policjantów, którzy chcieli na miejscu dobić bez litości ranne zwierzę, zasługuje na najwyższe uznanie, jest świetnie napisana i powinna być bezustannie cytowana we wszystkich mediach. Bez skrótów! Bo rzeczywiście myśliwi ze związku ZŁOwieckiego to urodzeni mordercy, a moja wrażliwość po przeczytaniu tej sekwencji została w pełni usatysfakcjonowana. Świetny pomysł, rewelacyjny rozdział! Julia, transmitując i komentując na żywo przez telefon zachowania na drodze funkcjonariuszy policji i związku łowieckiego, uratowała drapieżnika przed niechybną śmiercią. Udało się go przetransportować do weterynarza, poskładać, podnieść na nogi i wypuścić do puszczy. Dzięki jej przytomności umysłu, akcji w mediach społecznościowych, zawstydzeniu wszystkich skłonnych do zabijania zwierząt, odwadze i determinacji, wspaniały okaz odzyskał życie i wolność. Już tylko ta scena, wyjątkowa, podnosi wartość książki na najwyższy poziom, a przecież nie jest to – a w każdym razie nie w całości – powieść ekologiczna, lecz obyczajowa, o zupełnie innym wymiarze problemowym i gatunkowym.
Wspomniana Julia Andrzejewska jest wybitną aktorką teatralną i filmową. Jej gwiazda wciąż jeszcze błyszczy jasnym światłem na firmamencie życia kulturalnego (jeśli to pojęcie cokolwiek znaczy), ale powoli zaczyna osiągać status artystki dojrzałej, żeby nie powiedzieć starzejącej się. Owszem, paparazzi polują na nią, plotkarskie portale gotowe są nadal płacić wysokie honoraria za newsy z jej życia prywatnego, lecz agentka Andrzejewskiej ma coraz większe trudności w zdobywaniu atrakcyjnych kontraktów dla kapryśnej diwy. Nadzieję pokłada w zdobyciu dla niej głównej roli w kolejnym dziele o Evicie Perón, lecz musi dogadać się z trudnym i bezczelnym producentem filmowym. Poznajemy Julię w szczególnym momencie – gdy po raz kolejny leczy kaca i stara się przywołać z głębi pamięci nazwisko mężczyzny, z którym spędziła noc. A później podejmuje szaloną decyzję, by wyruszyć do Sopotu na spotkanie koleżeńskie dawnej klasy, czego nigdy wcześniej nie robiła. Julia miota się, walczy z natłokiem myśli, cierpi z powodu samotności i niezrozumienia. Ona widzi świat inaczej niż wszyscy, otacza się wysokim murem, unika spotkań, jest w ciągłym sporze z sobą i innymi, zwłaszcza z rodziną – z siostrą i cierpiącą na demencję matką.
To nie jest jednak powieść z tak zwanych wyższych sfer warszawskich o aktorce mającej problemy natury artystycznej. To powieść o kobiecie, która osiągnęła niewątpliwe sukcesy twórcze, zdobyła popularność i ugruntowała status materialny, lecz skazała się na dobrowolną izolację i ból egzystencjalny, ponieważ nie potrafi odwzajemniać uczuć, utrzymuje dystans wobec świata, jest złośliwa i zgryźliwa. A tak naprawdę jest niezwykle złożoną postacią, a wewnątrz tylko małą, wystraszoną dziewczynką, skrzywdzoną przez los, zahukaną, pragnącą uczuć, ciepła, miłości i oddania. Tyle i aż tyle!
Kolejną bohaterką książki jest Teresa, siostra Julii. Jakże inna to postać, ale też z wieloma niezaspokojonymi potrzebami, których nikt nie rozumie. Ani ciężko chora matka, którą musi się zajmować, ani jej nadpobudliwe dzieci, ani zadufany w sobie mąż, ani wielka gwiazda Julia, z którą Teresa jest w nieustannych utarczkach o pieniądze i czas poświęcony matce. Nieoczekiwanie znajduje nić porozumienia z Renią, wolontariuszką z ośrodka, w którym przebywa matka. Autorka subtelnie, delikatnie opisuje narastające uczucie między kobietami. Zakazane, niepojęte dla otoczenia. Z góry skazane na klęskę i ból, a jednak rozkwitające wbrew wszelkim okolicznościom.
I jest jeszcze Kosma Tucholski z Lubiążki, w zasadzie z oddalonego przysiółka na skraju puszczy, trzeci z głównych bohaterów powieści. Dzikus, odludek, zarośnięty olbrzym, w ciągłym sporze z mieszkańcami wsi, z księdzem, samotnik, jakich mało. Człowiek skryty, potrafiący jedynie rozmawiać z dziką zwierzyną, z naturą. Kompletnie odcięty od świata. Zajmujący się fotografią artystyczną przyrody, obserwator lasu i jego mieszkańców: dzików, wilków, jeleni, borsuków, rysi. Współpracujący z magazynem „National Geographic”. Kosma, podobnie jak pozostałe postaci, skrywa w sobie ból i głębokie tajemnice. Nie zawsze był odklejony od cywilizacji. Miał żonę, córki, a teraz?… Dochodzimy powoli do prawdy o nim poprzez relacje jedynych ludzi, z którymi utrzymuje kontakty, Bożki i Mieszka, którzy zajmują się w Lubiążce agroturystyką. Bożka (Bożena) to koleżanka szkolna Julii – ona też wyprawiła się do Sopotu na zjazd koleżeński. Nie wdając się w szczegóły powiem tylko, że ściągnęła aktorkę do wsi na granicy puszczy, gdy Julia znalazła się w antrakcie swojej kariery – na bankiecie doprowadziła do skandalu z udziałem producenta filmu o Evicie, toteż musiała schronić się w głuszy, by umilkły echa wywołanej przez nią burzy. Tu, w tym miejscu, powoli wszystko zaczyna się zazębiać. Losy wspomnianych już przeze mnie bohaterów (a także innych, między innymi młodego rapera Quatro) splatają się w pewien złożony, malowany pastelami obraz.
Los stawia przed Kosmą i Julią wyzwanie, jakiego kompletnie nie przewidywali. Daje im szansę na związek, na prawdziwie wielką, ognistą miłość, na nowe otwarcie, ale pod warunkiem, że przepracują dotychczasowe doświadczenia i traumy, że otworzą się przed nieznanymi wcześniej osobami, oczyszczą się, zaryzykują, poświęcą coś ze swojego dotychczasowego życia na rzecz innych. To nie takie łatwe. Julia musi zacząć dialog z dzikusem, odkryć w nim kogoś atrakcyjnego, zrozumieć jego cierpienia i pragnienia, pojąć rytm życia w lesie, pokochać błoto i brak wygód, niedostatek internetu, telefonu, telewizji. I wszelkiego dostępnego jej dotychczas luksusu. On natomiast musi wyjść ze swoich leśnych pieleszy, z pieczary, i wrócić, choćby na chwilę, do wielkiego miasta, do zgiełku ulicznego, nawiązać więzi z bliskimi nieoglądanymi od dwudziestu lat. Zrozumieć Julię i jej pragnienia artystyczne, szansę na zrobienie wielkiej kariery w Hollywood. Podobnie Teresa – ona z kolei chciałaby zaznać w życiu czegoś nowego, wyjść z domowego kieratu, przeżyć ekscytację inną płcią, uwolnić pragnienia. A także docenić siostrę, uznać jej wielkość, wyrazić szacunek za znaną w całym kraju akcję ratowania wilka. Jej mąż też chciałby coś zmienić w życiu, spróbować wyjść z dotychczasowych kolein, lecz jak to zrobić? Od czego zacząć?
Wszystkie te postaci budzą nasze ogromne zainteresowanie, ponieważ w każdej z nich możemy odnaleźć cząstkę siebie, własnych pragnień i przeżyć. Dlatego ta opowieść jest tak poruszająca i bliska. Czy nie chcielibyśmy przeżyć coś nowego, dostać od życia szansę, jakiej wcale się nie spodziewaliśmy? Nawet gdyby przyszło nam zacząć wszystko od początku? Mówię oczywiście o oczekiwaniach, o ekscytujących wyzwaniach, lecz Żaneta Pawlik nie prostuje przed nikim ścieżek i nie maluje postaci landrynkowymi kolorami. W wielu rozdziałach znajdziemy sporo ciekawych przemyśleń i nagłych zwrotów akcji, jak w życiu – bo kiedy wydaje się, że za nowym zakrętem rysują się już tylko same sukcesy, nagle pojawia się dramat, spada na nas śmierć. Na przykład w wypadku samochodowym giną znani nam ludzie. Bliscy, od których jesteśmy zależni. Zamiast triumfów, mamy ból, smutek, konieczność dostosowania się do zmienionej sytuacji. Ta książka przynosi tyle nieoczekiwanych i niespodziewanych zdarzeń. Jest niczym nagły rozbłysk światła tuż po zmierzchu, gdy zapada ciemność, w zasadzie jest noc, jest mrok, niczego się nie spodziewamy, lecz gdzieś tam nagle pojawia się promień i wskazuje nam kierunek. Jak wystrzał z broni, jak błysk lasera, jak smuga latarki. Każdy ma swoje problemy i czeka na jakiś sygnał wskazujący nową drogę, choćby ścieżkę. Ale czy każdy jest gotów zapłacić wysoką cenę za nowy rozdział życia? Oddać komuś innemu władzę nad swoim dalszym losem? Julia, czterdziestosiedmioletnia kobieta, aktorka nagradzana i doceniana, doczekała się zmiany. Kosma też. A pozostali? Poczytajcie, bo w tej książce nic nie jest takie proste, jak się wydaje. Kopalnia przemyśleń nad tym, co jest dla nas ważne. Słowo „kopalnia” jest w tym momencie szczególnie ważne, zważywszy, że autorka pochodzi z województwa śląskiego i również w tej książce po części odwołuje się do Katowic i wielu kwestii śląskich, dla ludzi z zewnątrz niekoniecznie dotąd zrozumiałych. Ale może dzięki lekturze coś się w tej sprawie zmieni?
Antrakt to określenie przerwy między aktami przedstawienia teatralnego. Żaneta Pawlik jest nie tylko pisarką, lecz także aktorką w Lekkim Teatrze Przenośnym w Chorzowie. Chyba więc nieprzypadkowo Julia jest również aktorką. Obserwujemy ją w antrakcie życia. Zmieniają się wokół niej dekoracje, znajduje czas na relaks i wypoczynek w parku narodowym, zaczyna nowy akt. W teatrze antrakt pełni także funkcję towarzyską. Umożliwia widzom prowadzenie rozmów, lekturę programu, wyjście do bufetu, częstowanie się słodyczami, lustrowanie przez lornetkę publiczności. Wykorzystajmy ten moment na refleksję w trakcie lektury, czy i nam nie przydałyby się jakieś istotne zmiany. Dobra książka, a ta jest dobra, powinna w tym dopomóc.
ŻANETA PAWLIK (na zdjęciu powyżej) urodziła się w 1975 roku, mieszka w województwie śląskim. Mimo usposobienia humanistycznego ukończyła trzy ścisłe kierunki studiów. Nagrywa podcast Pisarskie Dywagacje, w którym mierzy się z pytaniem: „Jak pisać, aby inni chcieli czytać?”. Pisarka i aktorka w Lekkim Teatrze Przenośnym w Chorzowie. Żona i matka. Debiutowała w Zysk i S-ka Wydawnictwie w czerwcu 2022 powieścią obyczajową „Mowy nie ma!”. Rozmowę z autorką na temat jej debiutanckiej powieści opublikowaliśmy na portalu LADY’S CLUB – można ją przeczytać tutaj: https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/sto-lat-temu-wybralam-sie-do-wrozki-powiedziala-mi-ale-sie-pani-w-tej-glowie-gotuje-wywiad/. Żaneta Pawlik jest także laureatką XVIII Turnieju Sztuki Recytatorskiej „Promuj Śląsk”, organizowanego przez Chorzowskie Centrum Kultury, na którym zajęła pierwsze miejsce. Fascynatka podróży i jazdy na motocyklu, którym wraz z mężem przejechała Trasę Transfogarską (Transfăgărășan) i Transalpinę (Drum național), najwyżej położone drogi w Rumunii oraz całą Chorwację. Odpoczywa w podróży, najchętniej włócząc się z plecakiem. Więcej o autorce na stronie domowej www.zanetapawlik.pl oraz w mediach społecznościowych: Instagram/Facebook @zanetapawlik.autorka. Powieść „Tamarynd” zrecenzowaliśmy tutaj: https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/powinienes-wiedziec-ze-bardzo-cie-kocham-recenzja/, a rozmowę o tej książce („Zależało mi na odczarowaniu problemu depresji, uwolnieniu od poczucia wstydu”) można przeczytać w tym miejscu https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/zalezalo-mi-na-odczarowaniu-problemu-depresji-uwolnieniu-od-poczucia-wstydu-rozmowa-z-zaneta-pawlik/. „Światło po zmierzchu” to trzecia powieść Żanety Pawlik. LADY’S CLUB jest jednym z patronów medialnych. Stron 352, oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 4 lipca 2023. Książkę można zamówić z rabatem w księgarni internetowej wydawcy na https://sklep.zysk.com.pl/swiatlo-po-zmierzchu.html.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 5 egzemplarzy książki Żanety Pawlik„Światło po zmierzchu” (wraz z autografami autorki). Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Jak w starożytnym teatrze greckim nazywało się miejsce, w którym aktorzy po odłączeniu się od chóru rozgrywali właściwą akcję sztuki? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowi 5 egzemplarzy książki Żanety Pawlik „Światło po zmierzchu” (wraz z autografami autorki), ufundowanych przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 5 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 31 lipca 2023 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie: Jak w starożytnym teatrze greckim nazywało się miejsce, w którym aktorzy po odłączeniu się od chóru rozgrywali właściwą akcję sztuki?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 5 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie wraz z odpowiedziami na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Jak w starożytnym teatrze greckim nazywało się miejsce, w którym aktorzy po odłączeniu się od chóru rozgrywali właściwą akcję sztuki? Odpowiedź: To miejsce nazywało się proskenion (po grecku προσκήνιου – przed skene, czyli przed sceną). W teatrze greckim podest przed skene pojawił się na przełomie V i IV wieku p.n.e., a upowszechnił się w II wieku p.n.e. Aktorzy wraz z rozwojem teatru odłączyli się od chóru i przenieśli na proskenion, gdzie rozgrywali właściwą akcję sztuki, podczas gdy chór pozostawał na orchestrze. Nasze pytanie związane było z faktem, że Julia Andrzejewska, główna bohaterka powieści, grała również w prywatnym Teatrze Proskenion w Warszawie. Książki otrzymują: 1) Dawid Serowski, Warszawa; 2) Anna Baran, Jaworzno; 3) Paulina Sęk, Kielce; 4) Norbert Kamiński, Poznań; 5) Agata Busz, Buczkowice. GRATULUJEMY! (wpis z 4 sierpnia 2023)