Z MAŁGORZATĄ STAROSTĄ, autorką cyklu powieściowego Pruskie baby, Wesela nie będzie! i Kwestia czasu oraz najnowszej komedii kryminalnej Szczęśliwy los, rozmawia Stanisław Bubin
Wiedziałem, że po Kwestii czasu, kończącej trylogię Pruskie baby, tylko kwestią czasu będzie ukazanie się kolejnej serii kryminalnej Twojego autorstwa. Po prostu musisz nas rozśmieszać! Nie tylko mnie – inni też czują się rozweseleni. Mówią o tym i piszą. Taki masz nałóg?
Z pewnością odczuwam silny imperatyw, ale to także taki słodki obowiązek. Odkąd postanowiłam skończyć debiutanckie Pruskie baby i zdecydowałam się zaprezentować je wydawcom, a następnie Czytelnikom, coś się we mnie odblokowało. Mam wrażenie, że przez lata potrzeba pisania była we mnie uśpiona, a pomysły – takie czy siakie – zbierały się z tyłu głowy. I wreszcie kurek się odkręcił!
Wyróżnikiem graficznym Twojej debiutanckiej serii był kolor różowy, drugą zdominował zielony. To tytułem informacji. Obie serie łączy magiczne Podlasie. Co jeszcze? Obecność trupów i policjantów, zacnych i mniej zacnych mieszkańców tamtych okolic? A co odróżnia obie serie? Panie Pruskie zdecydowanie różnią się od pań swawolnych, Basi, Ali, Julki i Lilki, które z Łodzi przypuściły desant na Babibór niedaleko Puszczy Białowieskiej…
Oprawa graficzna książek jest dla mnie kwestią drugorzędną, choć bardzo dbam o to, żeby serie były pod tym względem spójne. Jestem estetką, lubię ładne rzeczy, a ładne rzeczy kojarzone ze mną w szczególności! (śmiech) Zarówno Pruskie baby, jak i W siedlisku należą do nurtu prozy kryminalno-obyczajowej, który nazywam kryminałem ironicznym. Mamy więc do czynienia ze śledztwem prowadzonym mniej lub bardziej udolnie, ale przede wszystkim konieczna jest plejada barwnych bohaterów, których nierzadko przerysowane charaktery budują komizm w powieści. Pomimo nasuwających się podobieństw, obie serie mają różne tło, jak i bohaterów. W różowej trylogii bohaterem zbiorowym jest rodzina Prusków, wyjątkowa pod wieloma względami. Przesłaniem serii jest ukazanie siły więzi rodzinnych i płynących z nich korzyści. To tradycyjna, wielopokoleniowa rodzina reprezentująca różne klasy społeczne, a zarazem bliska nam wszystkim, którzy pamiętają wakacje spędzane u babci na wsi. W siedlisku opowiada o niewielkiej społeczności żyjącej nieco na granicy współczesności i świata przesyconego magią ludową. Podlasie z jego bogatym folklorem, tradycjami i smaczkami jest znakomitą scenografią do opowiadania historii. Cztery bohaterki, z którymi przyjeżdżamy do uroczyska na skraju puszczy, są tylko pozornie protagonistkami. Tak naprawdę bohaterem jest sam Babibór.
Czy te cztery dziewczyny z Łodzi mają coś z Ciebie i Twoich przyjaciółek? Pierwowzory jakieś miałaś przy pisaniu?
I mają, i nie mają. Każdy z tworzonych przeze mnie bohaterów ma w sobie pierwiastek osoby lub nawet kilku osób, z którymi się zetknęłam. Nie wymyślimy prochu od nowa i nie zbudujemy bohaterów bez cech żywych, znanych nam postaci. Cztery łodzianki tworzą wybuchową mieszankę cech wszystkich moich bliskich przyjaciółek, krewnych i mnie samej, oczywiście, ale żadna nie jest stworzona „na podobieństwo”.
Nie myliły Ci się bohaterki w trakcie pisania? Ciężko upilnować jedną energiczną niewiastę, a cóż dopiero cztery przyjaciółki wplątane w aferę z zabójstwem staruszki?! Jaki masz patent na kontrolowanie ich poczynań? Wszystko jest na fiszkach czy w głowie?
A Tobie mylą się znajomi? (śmiech) Dla mnie każda, nawet drugoplanowa postać, jest taką samą osobą jak koleżanka z pracy, pani ze sklepu czy przyjaciółka. Ja je wszystkie dobrze znam! Wiem, jak wyglądają, jak mówią, co lubią jeść. Cztery dziewczyny pokazały mi się w całej okazałości w scenie otwierającej pierwszy rozdział Szczęśliwego losu i mam wrażenie, że nawet teraz czuję delikatną woń perfum Alicji (pachną konwaliami, które uwielbiam).
Twoje książki są znakomitą promocją Podlasia jako regionu. Dostałaś za to od władz nagrodę, choćby symboliczne stypendium? Ktoś stamtąd zaprosił Cię na spotkanie autorskie?
Na nagrody chyba jeszcze nie zasłużyłam, niemniej powoli zaczynam być odkrywana przez Podlasian. Już niebawem, bo w piątek 6 sierpnia 2021, ugości mnie Miejska Biblioteka Publiczna w Hajnówce. Dostałam również ogromnie nobilitujące zaproszenie do wystąpienia z prelekcją w trakcie Narodowego Czytania w Choroszczy. Jest to dla mnie wielkie wyróżnienie i chwilami szczypię się w przedramię, żeby upewnić się, że to dzieje się naprawdę.
Na skrzydełku książki przeczytałem, że jesteś zwolenniczką przywrócenia do łask wspomnianego kryminału ironicznego. Możesz go przybliżyć, zdefiniować? Zdaje mi się, że przywracanie do łask jest niepotrzebne, jesteś w moim przekonaniu najwybitniejszą przedstawicielką gatunku pisanego z przymrużeniem oka. Tylko patrzeć, aż wysypie się na rynek legion nieudolnych naśladowców, bo na dobrą komedię wciąż jest zapotrzebowanie.
Mamy w Polsce spory problem z typologią gatunków i konwencji literackich. W krajach anglosaskich literatura kryminalna, w której nie występują przemoc, seks i wulgarność, nazywana jest przytulanką czy też przytulną tajemnicą (cosy crime lub cozy mistery). Tymczasem u nas wszystko, co oscyluje wokół zagadki lub tajemnicy, wrzucane jest do wora pod nazwą kryminał, sensacja, thriller. I dopiero od niedawna – choć bardziej umownie, w uzusie niż w teorii i krytyce literackiej – funkcjonuje pojęcie komedii kryminalnej. Ten szczególny nurt zapoczątkowała w latach 60. ubiegłego wieku Joanna Chmielewska i przez niemal dwa pokolenia nie miała żadnego następcy czy chociażby konkurenta. Dopiero początek XXI wieku, zwłaszcza ostatnia dekada, przyniósł renesans kryminałów pisanych z przymrużeniem oka. Moje książki nie są komediami kryminalnymi, przynajmniej większość z nich nie powinna zostać w ten sposób zakwalifikowana. Dlatego właśnie, może ciut przekornie, używam pojęcia kryminał ironiczny, bo są to kryminały – w końcu od trupa wszystko się zaczyna – ale podane w ironicznym, niekiedy cynicznym sosie. Śmiejemy się ze skojarzeń, zabawnych frazeologizmów, z komicznych zachowań, ale nigdy ze zbrodni.
Kto przed Tobą najlepiej rozwijał ten rodzaj literatury? Przychodzą mi do głowy klasyczni autorzy angielscy, wśród nich – z uszanowaniem proporcji – Agatha Christie. A u nas? Kto tak potrafi dozować umiejętnie podstawowe ingrediencje tej „zupy”: sekrety, tajemnice, zabójstwa, przyjaźnie, miłości, humor, magię i folklor?
Z pewnością w literaturze anglosaskiej pionierką i matką cosy crime była królowa Agatha, zresztą moja ukochana autorka i niedościgniony wzór pod względem mieszania w głowach Czytelników. Z bardziej współczesnych wymienić należy M.C. Beaton, Carolę Dunn czy australijską pisarkę Kerry Greenwood. Również w tym duchu pisał G.K. Chesterton, twórca znakomitego Ojca Browna (na którym wzorowany jest serial Ojciec Mateusz). W Polsce z roku na rok przybywa autorów wydających komedie kryminalne, a coraz częściej zdarza się, że ci, którzy wcześniej tworzyli inne gatunki, próbują sił w zbrodni na wesoło. Mamy naprawdę silną reprezentację naszego nurtu, jak choćby Olgę Rudnicką, Małgorzatę Kursę, Iwonę Banach. I, co bardzo cieszy, kryminały z przymrużeniem oka pisują również panowie: Jacek Galiński, Jacek Getner, Alek Rogoziński. Lista jest naprawdę długa, ale to dobra wiadomość. Oznacza przede wszystkim, że gatunek żyje, a nasi Czytelnicy mają z czego wybierać. Każdy z autorów wybrał dla siebie odmienną konwencję, pewien unikalny sznyt. Ja postanowiłam wykorzystać swoje wykształcenie etnologiczne i ubarwić historie o to, co jest naszym największym bogactwem. Oczywiście nie każda seria będzie eksplorować magię ludową czy demonologię, niemniej w każdej będę starała się przemycać wiedzę, historię, ciekawe tematy, po które nikt inny nie sięga. Jak choćby Lebensborn, który stanowi tło tajemnicy w powieści Przepraszam, gdzie są moje zwłoki?, która powstaje w odcinkach na Facebooku.
Kiedy możemy spodziewać się emisji tomu drugiego i kolejnych? Z wróżby przytoczonej w ostatnim zdaniu Siedliska wynika, że trupy wokół tych niewiast gęsto zaczną padać…
Drugi tom W siedlisku pojawi się na rynku w październiku, jednak zanim to nastąpi, Czytelnicy będą mogli poznać bohaterkę zupełnie innej serii. Pierwszego września nakładem Wydawnictwa W.A.B. ukaże się Wina wina – klasyczna komedia kryminalna, która w ubiegłym roku zwyciężyła w konkursie na powieść komediową.
A tak à propos trupów i Facebooka: ponoć wprowadziłaś element interakcyjny do pisania, włączając swoich fanów z mediów społecznościowych do pomocy w uśmiercaniu niektórych bohaterów i rozwijaniu wątków. Na czym dokładnie polega ta zabawa?
Napisanie powieści w odcinkach marzyło mi się od dawna, nie miałam jednak pomysłu, jak się do tego zabrać. Jak zwykle pomógł przypadek. Zawirowania w planach wydawniczych sprawiły, że miałam mieć bardzo długą przerwę między Szczęśliwym losem a kolejną książką, uznałam więc, że nie mogę zostawić tak Czytelników i wyszłam z propozycją napisania ze mną książki. To oni wybrali protagonistę, motyw przewodni, tło historyczne, miejsce, a nawet imiona i nazwiska niektórych bohaterów. Zaczęliśmy w czerwcu, za chwilę książka będzie skończona, a ja wychodzę z tego eksperymentu z niepowtarzalnym doświadczeniem.
Poczciwi i sympatyczni bohaterowie, ale też mordercy pojawiają się na kartach Twoich książek… Czy śpisz dobrze? Nie boisz się, że któraś z mrocznych postaci odwiedzi Cię w nocy, we śnie?
Ależ ja bardzo bym chciała, żeby śnili mi się moi bohaterowie, niestety, jeszcze się to nie zdarzyło. Mam też wrażenie, że w moich książkach nawet mordercy (z dwoma wyjątkami) nie są tacy zupełnie okropni.
Po czterech wydanych książkach pewnie trudno utrzymać siebie i rodzinę z honorariów, ale czy nie myślałaś o przejściu na zawodowstwo? Tak tylko pytam, bo pewnie trudno pogodzić Ci pracę na etacie z twórczością? Jak sobie z tym radzisz?
Myślałam, myślę i pewnie jeszcze trochę pomyślę, bo rzeczywiście ze sprzedaży książek utrzymać się nie da. Mimo to podchodzę do tego jak do pracy, jestem obowiązkowa, planuję zadania, staram się poważnie podchodzić do tematu zarówno pisania, jak i promocji. Bo trzeba pamiętać, że pisarz nie tylko pisze, ale także, a może zwłaszcza, jest osobą publiczną. To nasz obowiązek wobec Czytelników, w końcu bez nich nie bylibyśmy pisarzami. Radzę sobie tak jak każdy – raz lepiej, raz gorzej. Czasem popłaczę w kąciku, niekiedy się powściekam. Bywam zmęczona do nieprzytomności. Ale nigdy nie chciałabym nie móc pisać.
Pandemia ułatwiła/utrudniła Ci życie literackie? W końcu wystartowałaś z debiutem w Wielkanoc pierwszego lockdownu! I to jest chyba pierwszy nieśmieszny akcent naszego wywiadu…
Szczerze mówiąc: nie wiem. Nie znam realiów sprzed pandemii, ja weszłam na rynek w całkowitym lockdownie. Musiałam szybko odnaleźć się w świecie wirtualnych spotkań, wirtualnych kontaktów i generalnie życia w mediach społecznościowych. Na początku było trudno, z każdym tygodniem coraz łatwiej, a teraz już nawet o tym nie myślę. Wydaje mi się, że byłam świadomą debiutantką, na długo przed wydaniem interesowałam się tym, jak wygląda życie pisarza od kuchni. W ten sposób miałam możliwość przygotować się, obyć, złapać dużo kontaktów. Wiesz, jaka byłam zaskoczona, gdy okazało się, że Alek Rogoziński wie, kim jestem?! (śmiech)
Przypominam sobie, że gdzieś w okolicach września ubiegłego roku rozmawialiśmy w Jastrzębiu-Zdroju o Twoim „poważnym” thrillerze. Że nie chcesz, żeby Cię krytycy zaszufladkowali w gatunku literackiej komedii kryminalnej i że masz pewne inne zamiary… Zarzuciłaś ów projekt? Zdradź nam, co planujesz w tak zwanej dalszej perspektywie?
Absolutnie niczego nie zarzuciłam, musiałam go jedynie odłożyć na później. Co wcale nie oznacza, że skupiłam się wyłącznie na komediach kryminalnych. Zaczęłam serie, więc serie muszę kontynuować, ale w moim plannerze znajduje się kilka projektów na powieści z zupełnie innych gatunków. Jeśli wszystko się uda, moje całkiem inne oblicze zobaczysz już w przyszłym roku i to nawet w kilku odsłonach! Obawiam się jednak, że nie uniknę humoru. To jest po prostu mój sposób opowiadania historii.
Dziękuję Ci, Gosiu, za rozmowę.
MAŁGORZATA STAROSTA
Wrocławianka. Jak wielu mieszkańców tego miasta z rodzinnymi korzeniami kresowymi. Rocznik 1982. Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Studiowała też etnologię i antropologię kulturową. Laureatka kilku ogólnopolskich konkursów literackich. Zawodowo związana z branżą finansową. Amatorka klasycznych kryminałów i realizmu francuskiego. Poliamorycznie wciąż zafascynowana Wrocławiem i Podlasiem. Orędowniczka przywrócenia do łask gatunku zwanego kryminałem ironicznym. Nie napisała dotąd ani jednej książki, w której nie byłoby trupa lub kilku i na razie nie zamierza poprzestać na uśmiercaniu i pisaniu. W 2020 roku opublikowała komediową trylogię kryminalną Pruskie baby, a w tym roku wystartowała z cyklem komediowym W siedlisku. Pierwszy, najnowszy tom z tej serii Szczęśliwy los ukazał się niedawno nakładem Wydawnictwa Vectra (www.arw-vectra.pl, str. 386) i zdobył już świetne opinie czytelników i recenzentów (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4960882/szczesliwy-los).
ZDJĘCIA: WERONIKA NOWAK