STANISŁAW BUBIN
Nie żałuję decyzji: „Wilki”, najnowszą powieść kryminalną Grzegorza Wielgusa, zabrałem na rozgrzaną jak patelnia hiszpańską plażę i okazało się, że zadziałała lepiej niż mrożona herbata i przykładana do czoła puszka coli. Akcja książki toczy się w lutym w rejonie Lądka-Zdroju i Kłodzka, jest mroźna i bezśnieżna zima, paskudne szare niebo wisi nad dachami domów, nagie drzewa drapią gałęziami o chmury, a komisarz Emil Orłowiec i jego ekipa zostali wezwani do zimnego trupa. Jak się później okazało – pierwszego z serii. Takie okoliczności dramatu u wrażliwego czytelnika (zaliczam się do nich) muszą bezwzględnie wywołać efekt gęsiej skórki, nawet w czasie niewiarygodnych upałów.
W najnowszej książce krakowskiego pisarza, specjalizującego się w opowieściach fantasy, jest wszystko, czego wymaga się od współczesnych kryminałów – akcja, świetnie zawiązana intryga, błyskotliwe i cięte dialogi, realistyczne postaci, krótkie opisy przyrody, troska o każdy szczegół, wreszcie suspens, czyli zaskakujące zwroty wydarzeń i finał zwalający z nóg. Jednym słowem zero nudziarstwa! Te składniki, rzecz jasna, w odpowiednio wyważonych proporcjach. Takie thrillery uwielbiam i żałuję, że Grzegorz Wielgus dawkuje nam je średnio raz na trzy lata, choć mógłby częściej.
Autor potrafił nadać książce odpowiedni rytm. Czujemy pod nogami zmrożoną trawę, trzaskające gałązki, przejmujący chłód lasu na zboczach. Rozumiemy depresję tropiciela i emocje targające bandytami. A wszystko to upakowane zostało w jednej książce! Każdy rozdział opatrzony jest fragmentem kroniki jezuitów kłodzkich „Summula chronicae Glociumae”, nadającym powieści mroczny klimat, a dotyczącym wydarzeń w wioskach sudeckich z roku 1645, kiedy w okolicy pojawiła się szpetna Bestia, kreatura z piekielnych czeluści, przypominająca wilkołaka, bluźniąca prawom boskim i rozszarpująca grzeszników. Nawet jeśli nie mamy przekonania, że taka kronika istotnie powstała, nie ulega wątpliwości, że do naszych czasów pozostało w Kłodzku archiwum jezuickie zawierające liczne bulle papieskie, dokumenty cesarskie oraz zapiski związane z muzyką barokową i magami czeskimi.
Czemu jednak współcześnie przywoływana jest Bestia? Zimowe krajobrazy sudeckie stały się sceną makabrycznych morderstw nawiązujących do – jak się okazuje – wciąż żywej legendy sprzed prawie czterystu lat. Kolejno giną ludzie powiązani lokalnymi układami biznesowymi, aktywni członkowie koła łowieckiego Pogoń z Lądka-Zdroju. Pierwszy denat, prawnik, prominentny myśliwy po pięćdziesiątce, został znaleziony w kałuży krwi w salonie własnego domu, nadziany na rogi jelenia – z czerwonym krzyżem św. Huberta wymalowanym na jego czole. Okoliczności wyraźnie wskazywały na mord rytualny. Scena jak z horroru albo z powieści Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Śledczy od razu doszli do wniosku, że ktoś nienawidzi morderców zwierząt i postanowił im się odwdzięczyć w miejscu wyglądającym jak cmentarzysko czaszek, pełnym myśliwskich trofeów. Zatem myśliwy sam stał się zwierzyną wśród głów dzików, lisów i saren. A może ta charakteryzacja miała odwrócić uwagę od faktycznych motywów mordu?
Na następną ofiarę długo nie trzeba było czekać. Nienasycona Bestia wkrótce znowu dała o sobie znać. Przypadkowa turystka odkryła przy ścieżce krajoznawczej odgryzioną ludzką rękę i aparat fotograficzny, a później śledczy znaleźli w jaskini nadgryzione szczątki mężczyzny. Jak się okazało, dziennikarza śledczego, który zwęszył w okolicy wielką aferę. Wszystko zgodnie z kroniką jezuitów – „A furore lupanorum libera nos, Domine” (Od furii wilków wybaw nas, Panie). Komisarz Orłowiec, który w ciągu kilkudziesięcioletniej kariery napatrzył się trupów, dawno nie spotkał się z równie makabrycznymi wydarzeniami. Trzeba dodać, że Orłowiec nie był miejscowym, zblazowanym gliną. Z dawkowanych oszczędnie informacji wynika, że trafił do Kotliny Kłodzkiej z Wrocławia – za bliżej niesprecyzowane przewiny. Pech chciał, że kiedy zaczęła się seria morderstw był na miejscu i przełożeni od razu przykleili go do tej sprawy. Orłowiec nie był więc zblatowany z miejscową kamarylą, dopiero rozpoznawał lokalne układy i oczywiście nie wierzył w wilkołaki i rytualne zbrodnie. Domyślał się, że ktoś – bazując na zadawnionych lękach – próbuje załatwiać bieżące sprawy, związane z miejscowymi interesami. U podłoża zbrodni, jego zdaniem, tkwiły chciwość, porachunki i pieniądze. Tajemnicze morderstwa były ze sobą powiązane, trzeba było jedynie dotrzeć do motywów, a wtedy sprawca albo sprawcy odnajdą się sami. Orłowiec nie uwierzył w krwiożerczego wilka i watahę, grasującą w sudeckich dolinach, chociaż ginąć zaczęły także zwierzęta domowe – psy, krowy, owce. Stara legenda, a może po prostu wścieklizna?
Ponieważ akcja toczy się w górach, w śledztwo zaangażowali się również ratownicy z sudeckiej grupy GOPR w Wilkach. Oni, świetnie znający teren, wyprzedzali zwykle o krok policję, a morderca z kolei wyprzedzał goprowców i policyjną obławę. W komisarzu narastała więc frustracja, zwłaszcza że umoczony w miejscową sitwę prokurator, wyjątkowo mu niechętny, ciągle go naciskał i straszył. Orłowiec miał coraz gorsze sny. W zasadzie przestał spać, bo oczami wyobraźni ciągle widział we wsi Wilki potężną watahę zagryzającą każdego, kto stanął na jej drodze. Wioska skrywała nieprawdopodobnie dużo sekretów, sięgających głębokiej przeszłości. Jak się okazało, w atmosferze zbrodni wszystkie one zaczęły wychodzić na jaw, jakby czekały na odpowiedni moment i na komisarza, by rzucić mu się do gardła i zniszczyć go. Ujawniły się tajemnice z czasów wojny, a także powojenne, których nikt dotąd nie rozliczył. Do serii zabójstw dołączyła seria samobójstw. Czysty przypadek? Trudno w to uwierzyć. Kiedy w umyśle komisarza sprawy zaczęły się układać w logiczną całość, ktoś zadbał, by policjant stał się częścią łańcucha zbrodni. On polował na watahę, zupełnie nieświadom tego, że sam też już jest na celowniku…
Grzegorz Wielgus zaserwował miłośnikom gatunku wszystko to, co w thrillerach najlepsze: mroczną zagadkę, dobrze zarysowanych bohaterów i wstrząsające, zapierające dech zakończenie. W zimowej scenerii Sudetów i z Bestią na karku. Uwierzcie mi na słowo: to bardzo dobry kryminał.
Szanowny autorze, oczekuję następnych!
GRZEGORZ WIELGUS (na zdjęciu) jest znany głównie jako autor fantasy, miłośnik fantastyki, gier fabularnych i muzyki metalowej. Historia jest jego pasją, zwłaszcza okres średniowiecza, chociaż interesuje się też antykiem, a wspomnienia z okresu II wojny światowej zajmują sporą część jego biblioteki. Zbiera informacje na temat historycznych sposobów rozprawiania się z wampirami, wilkołakami i duchami (zawsze przecież mogą się przydać). Uczył się rozmaitych sztuk walk, od miecza poczynając, na łuku kończąc. Wie również, jak jeździć konno. Debiutował w 2016 powieścią „Krzyżowiec”. Nakładem Wydawnictwa Initium (www.initium.pl) ukazały się jego kolejne książki „Pęknięta korona”, „Czarcie słowa”, „Pieśń pustyni”, „Pieśń zemsty”. Sensację wzbudziły kryminały „Saal” (2021) i „Wilki” (2024). Publikował również opowiadania w internetowych czasopismach „Silmaris”, „Histeria”, „Biały Kruk”, „Abyssos”, „Szortal”. Więcej o autorze i jego książkach dowiecie się z profilu pisarza na Facebooku https://www.facebook.com/g.wielgus. Najnowszą powieść „Wilki”, która miała premierę 21 czerwca 2024, można zamówić w księgarniach internetowych: Empik https://bit.ly/wilki-empik; Tania Książka https://bit.ly/wilki-tk; Bonito https://bit.ly/wilki-bonito; Świat Książki https://bit.ly/wilki-sk.