MARZY MI SIĘ NAPISANIE POLSKIEJ WERSJI BRIDGET JONES. Wywiad

Z KATARZYNĄ KOWALEWSKĄ, autorką powieści obyczajowej Podmiejski na koniec świata, rozmawia Stanisław Bubin

Do kogo adresowane są pani książki? Jak wyobraża pani sobie swoją hipotetyczną czytelniczkę? Kim ona jest?

Swoje książki adresuję do czytelniczek, które szukają optymistycznych historii, które pragną się zrelaksować, zakończyć lekturę z poczuciem mile spędzonego czasu. Nie oznacza to bynajmniej, że oferuję rozrywkę pozbawioną realnego spojrzenia na świat. Przeciwnie. W książkach poruszam poważne problemy, na przykład w Podmiejskim… jest to zdrada, utrata zatrudnienia, w Pudełku z pamiątkami mamy do czynienia z życiem w zakłamaniu, molestowaniem nieletnich. Na plan pierwszy wysuwa się jednak przede wszystkim kobieca siła, przyjaźń. Nawet jeśli początkowo moje bohaterki nie najlepiej sobie radzą, w ich życiu następuje przełom, który daje im motywację do otwarcia nowego rozdziału. Z pomocą pozornie prostych, lekkich opowieści chcę pokazywać kobietom, że są ważne, silne i mogą znaleźć w sobie odwagę do wprowadzenia korzystnych zmian w życiu.

Katarzyna Kowalewska. Fot. Kuba Machnikowski

Zapytam wprost: czy Alicja, główna bohaterka pani najnowszej powieści, jest porte-parole Katarzyny Kowalewskiej? To znaczy, ile cech tej postaci jest cechami autorki? Jak bardzo pani własne losy życiowe przekładają się na losy pani literackich bohaterek?

Nie pierwszy raz słyszę to pytanie, również kiedy na księgarskie półki trafiło Pudełko z pamiątkami. Wtedy pytanie padało nawet częściej, bo książkę napisałam w pierwszej osobie. Powiem jasno: wszyscy bohaterowie moich książek są fikcyjni. Jednocześnie zaopatrzeni są oni w cechy zapożyczone tak ode mnie, jak i od osób, które znam czy nawet bohaterów innych książek, filmów. Zawsze jednak jest to swego rodzaju zlepek – nigdy osoba przełożona z prawdziwego życia na język literatury w stosunku jeden do jednego. Dlatego na przykład w Alicji można odnaleźć moją obawę przed konfrontacją, natomiast nie jestem tak zakompleksiona jak ona i nie mam za sobą toksycznej relacji. Za to Gośkę, właścicielkę kawiarni U Azora i Łajki, łączy ze mną zamiłowanie do kolorowych fryzur, przy czym ja unikam jak ognia pieczenia ciast i w ogóle spędzania czasu w kuchni.

Autorka prezentuje swoją najnowszą książkę. A dlaczego w słuchawkach? Ponieważ w lipcu powieść ukaże się w formacie mp3 na audiobooku. Źródło: profil na Facebooku

Alicja ma kompleksy i nie jest asertywna, często nadrabia miną, ale da się lubić. Trochę przypomina Bridget Jones. Chętniej rozwiązuje cudze problemy niż własne, dlatego mocno sparzyła się na związku z Tymonem, bo była ślepa na to, jaki z niego… dupek. Miała pani jakieś dodatkowe wzory, konstruując tę bohaterkę?

Zanim odpowiem na pytanie, chciałabym serdecznie podziękować za porównanie Alicji do Bridget. Marzy mi się napisanie, że tak powiem, polskiej wersji Bridget Jones, ale nie śmiałabym porównywać swoich powieści do rewelacyjnych tekstów Helen Fielding. Dlatego wywołanie Brytyjki wlało w moje serce dużo ciepła. Alicja, niestety, przypomina wiele współczesnych kobiet: zakompleksionych, wpatrzonych w toksycznych mężczyzn, wychowanych w patriarchacie, który zrobił z nich miłe, szare myszki. Czyniąc Alicję główną bohaterką, ukazując jej wewnętrzną przemianę, staram się pokazać innym kobietom, że można zawalczyć o swoje i pokochać nieidealną, lecz wystarczająco dobrą wersję siebie.

Przełom w życiu Alicji nastąpił wtedy, gdy szef złożył jej propozycję wyjazdu z Warszawy do Grodziska Mazowieckiego, gdzie miała uratować jego drugą, podupadającą firmę, produkującą odzież roboczą. Stało się to w tym samym dniu, w którym zdradził ją Tymon, więc cóż miała robić?… A gdyby jej nie upokorzył na przyjęciu? Gdyby wróciła zadowolona z wieczoru do sterylnego apartamentu Tymona? Czy też pojechałaby na koniec świata?

Pani redaktor z wydawnictwa powiedziała mi kiedyś, że nie piszemy takiej książki, jaką sobie wymyślimy, ale taką, jaka nam wyjdzie. Nawiązując do tej wypowiedzi, nie potrafię jasno stwierdzić, czy gdyby Alicja nie nakryła Tymona w niedwuznacznej sytuacji, to zdecydowałaby się na wyjazd do Grodziska. Napisałam książkę, w której jedzie na koniec świata i jest to jedyna prawda o mojej bohaterce. Czytelnicy jednak na pewno dostrzegą symptomy wskazujące na to, że Alicja wcześniej czy później zdecydowałaby się na… no właśnie! Nie wiem na sto procent, jaki krok by podjęła, ale wyraźnie zaczynały jej doskwierać wielkomiejskie życie, betonowa dżungla, dbanie o pozory, a przede wszystkim związek, który się nie rozwijał. No i praca. Nie wiadomo, jak długo Alicja wytrzymałaby na stanowisku wynagradzanym nieadekwatnie do wykonywanych zadań.

Po powrocie, po uratowaniu firmy, na Alicję miały czekać w Warszawie atrakcyjne apanaże: podwyżka i awans. Alicja z niechęcią myślała jednak o prowincji, o życiu poza stolicą, o mieszkańcach miasteczek zabitych dechami. Świetna konstrukcja, zważywszy, że pani… też jest z prowincji. Tak się składa – z Grodziska Mazowieckiego. Od zawsze? Nie ciągnie pani do stolicy? Jak się żyje na prowincji pod bokiem metropolii, owej trochę pogardzanej Warszawki?

Bardzo ciekawe pytanie, wymagające rozbudowanej odpowiedzi. Po kolei. Nie powiedziałabym, że Alicja z niechęcią myślała o prowincji, bo sama nie była warszawianką z dziada pradziada. Pochodziła ze Zgierza, który, dla odmiany, znajduje się w cieniu Łodzi. To jej matka jak zdarta płyta powtarzała, że nie po to wysyłała ją na studia do Warszawy, by wraz z przeprowadzką do Grodziska Alicja wróciła do punktu wyjścia. Zresztą, słowa matki, choć irytujące, były przede wszystkim podyktowane troską. Chciała dla córki jak najlepiej. Pragnęła, by ta się wybiła. W jej mniemaniu życie w Warszawie u boku wziętego, przystojnego architekta, praca w dużej firmie, to jak złapanie pana Boga za nogi. Alicja lubiła życie w Warszawie do pewnego momentu. Po latach wielkie miasto wyraźnie zaczęło ją męczyć. Zapragnęła spokoju, chciała zwolnić tempo, żyć w zgodzie ze sobą, bardziej niż na pokaz. Grodzisk okazał się idealnym miejscem do realizacji tego celu. W tym sensie bardzo wiele łączy mnie z Alicją. Pochodzę z zielonego garnizonu, również zlokalizowanego pod Łodzią, ale to nawet nie jest miasto. To osiedle wojskowe, gdzie wszyscy się znają, gdzie cudownie jest wychowywać dzieci, ale jeśli chcesz się rozwijać, poznawać świat, pragniesz się wyprowadzić. Dlatego, podobnie jak Alicja, poszłam na studia do Warszawy i zostałam tam dłużej. W sumie osiemnaście lat. Obie też w końcu nasyciłyśmy się miejskim życiem i zapragnęłyśmy się wyciszyć. Bardziej niż uczestniczyć w kolejnych imprezach, koncertach, odwiedzać galerie i muzea zapragnęłam przejść się do lasu na grzyby czy zwyczajnie poczytać książkę na podwórku. Wtedy mój mąż zaproponował przeprowadzkę do Grodziska, skąd pochodził. Nie musiał mnie długo namawiać. Już wcześniej pokazał mi Grodzisk i od razu uznałam to miasto (miasto czterdziestotysięczne, wcale nie taką prowincję) za idealne miejsce do życia: spokojne, zadbane, z dostępem do kultury, goszczące ludzi z pasją. Wybudowaliśmy dom, zamieszkaliśmy i teraz, osadzając akcję powieści w Grodzisku, dziękuję miastu, że tak serdecznie mnie przyjęło. Wciąż jednak darzę Warszawę ogromnym szacunkiem za to, co mi dała, za możliwość realizowania pasji i poznania wielu wspaniałych osób.

Wróćmy do książki. Są w niej postaci pozytywne i negatywne. I jest zasadniczy prezes Mikołowski, biznesmen, właściciel obu firm. Wysłał Alicję z misją specjalną, po czym stracił do niej zaufanie, bo złe języki obgadały ją. Na kim się pani wzorowała, opisując tego człowieka? Czy ktoś taki może rozwijać nowoczesny biznes, ignorując relacje międzyludzkie?

Prezes Mikołowski ma kilka cech osoby, którą zawsze darzyłam ogromnym szacunkiem. Ta osoba już nie żyje i pochodziła z zupełnie innego środowiska. Prezes stracił do Alicji zaufanie wskutek intrygi osoby, którą znał o wiele dłużej, niejako z piaskownicy. To dylemat, z którym przychodzi się zmierzyć wielu z nas. Nie powiedziałabym, że Mikołowski ignoruje relacje międzyludzkie. Sama Alicja podkreślała w powieści, że Mikołowskiemu zależało na ludziach, o czym świadczyły choćby osobiste notatki, które dołączył do teczki z materiałami na temat pracowników grodziskiej firmy. Gdy się dowiedział, że został w sprawie Alicji oszukany, nie bał się jej przeprosić, zrobił wszystko, by zadośćuczynić wyrządzonej jej krzywdzie.

Pani powieść jest historią wzlotów i upadków, poszukiwania siebie i prawdziwych przyjaźni. Bez wchodzenia w szczegóły możemy powiedzieć, że Alicji nie było łatwo, ale się udało, odnalazła swój własny mały świat. Nie wiemy tylko, czy ułożyła sobie życie uczuciowe, miłosne? Z kim? Z Piotrem czy Klaudiuszem? Dała nam pani do myślenia, bo książka nie jest typowym romansem. Celowo?

Faktycznie, książka nie jest romansem. W moich powieściach relacje miłosne nigdy nie są pierwszoplanowe. Za to tym, co o moich książkach można powiedzieć na pewno, to to, że mają otwarte zakończenia. Moje powieści to dialog z czytelniczkami. Pozwalam czytelniczkom, by dopisały sobie takie zakończenie historii, jakie najbardziej im się podoba. Zatem Alicja może sobie ułożyć życie albo z Klaudiuszem, albo z Piotrem, ale jeszcze z kimś innym, wszystko zależy od preferencji i wyobraźni czytelniczek. Osobiście mam swój typ, ale nie zdradzę, bo a nuż napiszę drugą część.

Jako miłośnik psów nisko się kłaniam za obecność na kartach książki fantastycznych czworonogów, odgrywających pewną rolę w przemianach Alicji, nawiązywaniu przez nią relacji z ludźmi. Psy łagodzą obyczaje?

Ha-ha-ha! Proszę uważać, bo poruszenie ze mną tematu psów grozi lawiną nowych wątków. Kocham psy i wcześniej czy później musiały pojawić się na kartach mojej książki. Powiem więcej: coraz bardziej skłaniam się ku napisaniu książki z psem w roli głównej, a nawet z psiej perspektywy. A teraz zdradzę sekret: powieściowi Azor i Łajka mają swoje pierwowzory. Można powiedzieć, że to jedyne prawdziwe postaci w mojej książce. Są bowiem stuprocentowymi odpowiednikami moich własnych psów – Burka i Szyszki. Jeśli czytelnicy Podmiejskiego… chcieliby poznać lepiej pierwowzory Azora i Łajki, zapraszam na profil facebookowy Nazywamy się Burek i Szyszka. Można na nim śledzić codzienne perypetie moich czworonogów i zobaczyć, jak naprawdę wyglądają kundelki, która dorobiły się kawiarni swojego imienia. Nie wyobrażam sobie życia bez psów. Mają właściwości terapeutyczne, ich wierność, oddanie, są olbrzymią odpowiedzialnością, a teraz pomagają mi uczyć moją dziewięciomiesięczną córkę szacunku do zwierząt.

Na pewno czytelników zainteresuje, od czego zaczęło się pani pisanie? Jaki impuls je spowodował? Co nowego pani szykuje?

Mój początek był banalny. Pomijając wymyślanie dziecięcych teatrzyków i prowadzenie supertajnego pamiętnika nastolatki, jako jedynaczka byłam przyzwyczajona do spędzania czasu sama ze sobą. To bardzo pobudza wyobraźnię. Naturalnie polubiłam pisanie jako rodzaj wewnętrznej rozmowy. Kilka lat temu zapisałam się na kurs kreatywnego pisania, gdzie mieliśmy za zadanie napisanie opowiadania. Traf chciał, że ten tekst stał się pierwszym rozdziałem mojej debiutanckiej powieści łotrzykowskiej Pijany skryba (2014, RW2010/Sumptibus). Uwielbiam wymyślać historie. Jest to dla mnie świetny sposób spędzania wolnego czasu. Kiedy moimi opowieściami zainteresowało się wydawnictwo Zysk i S-ka – jedno z największych na rodzimym rynku – zrozumiałam, że rozpoczęcie przygody z pisaniem było właściwą decyzją. W tej chwili piszę kolejną powieść dla kobiet, znów osadzoną w Grodzisku. To już standard. Tym razem zaplanowałam komedyjkę, ale jak powiedziała moja redaktorka…

Pomówmy więc o pani warsztacie literackim. Szuka pani źródeł, gromadzi materiały, rozpisuje wszystko na fiszkach? Co pani lubi w trakcie pisania, a czego nie? Wypija pani hektolitry kawy i ustawia męża i dziecko, czy też wszystko układa się normalnie, spokojnie, według ustalonego rytmu? I na koniec: co (lub kogo) pani czyta, kiedy nie pisze? A może siedzi pani na jakimś portalu społecznościowym? Przecież każdy ma jakieś hobby…

Nie jestem typem, który wszystko dokładnie planuje. Dbam o podstawy, a reszcie pozostawiam spory margines swobody. Gdybym zaplanowała każdy szczegół, umarłabym z nudów w trakcie pisania. Są jednak pewne filary, na których opieram historię. To CV bohaterów i skrócony opis treści. Na czym polegają CV bohaterów? Każda postać ma oddzielną kartkę, na której notuję istotne dane: wiek, kluczowe cechy wyglądu i charakteru, wykształcenie, poglądy, zainteresowania. Niekoniecznie wszystkie te elementy pojawią się później w powieści, ale mam ściągę, dzięki której w każdej chwili mogę ustalić, jak zachowałaby się osoba obdarzona takim to a takim bagażem cech i doświadczeń. Skrócony opis treści – to moja wizja początku książki, kilku punktów zwrotnych i jej zakończenia w znaczeniu azymutu, do którego muszę zmierzać. To taka rama. Po jej zbudowaniu pozostaje już tylko wypełnić puste miejsca treścią. Do tej pory lubiłam pisać w ciągu dnia. Odkąd na świecie pojawiła się Asia, nie mam już takiej swobody. Piszę wtedy, kiedy Asia mi pozwoli, czyli najczęściej gdy śpi. Mam za to miejsce, które niezwykle mnie inspiruje i zachęca do pracy twórczej. To mój specjalny, osobisty pisarski pokój – spełnienie moich marzeń. Co robię, gdy nie piszę? Czytam inne powieści obyczajowe, a także science fiction. Nie zamykam się na autorów ani na gatunki. Dla zdrowia zaś, podtrzymania kondycji, ale i wielkiej frajdy z myślenia taktycznego, ćwiczenia precyzji i finezji oraz przebywania z innymi podobnymi do mnie wariatami – gram wyczynowo w badmintona. Myślę, że będę to robić do końca świata i jeden dzień dłużej. Podobnie jak pisać.

Dziękuję za rozmowę.

Nasza rozmówczyni z Szyszką. Burek nie przepada za zdjęciami. Fot. Kuba Machnikowski

KATARZYNA KOWALEWSKA

Miłośniczka książek, wielbicielka lata, morza, punk rocka i badmintona. Mieszka w Grodzisku Mazowieckim z mężem, córeczką i dwoma psami, Szyszką i Burkiem. Zaczynała jako felietonistka dla portalu sportowego. Zadebiutowała powieścią łotrzykowską Pijany skryba. Jej opowiadania ukazały się w antologiach Autostop(y). Dziesięć opowiadań o wolności, Obiecaj, Bierz mnie, Memento i Czytanie ziemi. Powieść Pudełko z pamiątkami (Zysk i S-ka 2020) zapoczątkowała jej przygodę z literaturą obyczajową. Niedawno ukazała się kolejna jej powieść obyczajowa Podmiejski na koniec świata (Zysk i S-ka 2021, str. 286), bardzo dobrze przyjęta przez czytelników i recenzentów (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4959695/podmiejski-na-koniec-swiata). Więcej o Katarzynie Kowalewskiej można dowiedzieć się w mediach społecznościowych https://www.facebook.com/kowalewskafanpage i https://www.instagram.com/katarzyna_kowalewska_autorka oraz na jej stronie domowej http://www.katarzynakowalewska.pl.

KONKURS DLA CZYTELNIKÓW

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka (www.zysk.com.pl) mamy dla Was 3 egzemplarze powieści Katarzyny Kowalewskiej Podmiejski na koniec świata. Ponieważ autorka gra wyczynowo w badmintona, pytanie dotyczy tej dyscypliny sportu. Książki otrzymają ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie, do ilu setów i punktów gra się w badmintonie? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress