NIE ZABIJAJ W SOBIE BOŻEGO GŁOSU, TO JEST DZIEŃ NAWIEDZENIA. Recenzja

STANISŁAW BUBIN

Odczułam w ojcu Michale nowego Adama – powiedziała w 1903 roku siostra Maria Franciszka Kozłowska, zwana przez wyznawców Mateczką. Nowy Adam to tytułowy „Trzeci Adam” z wydanej przez Iskry książki Jerzego Pietrkiewicza, poświęconej mariawitom. To z niej dowiedziałem się po raz pierwszy o istnieniu w Polsce kościoła mariawickiego. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Pierwszym Adamem był ten z raju, a drugim Jezus Chrystus – chodzi o stałe elementy katolickiego wzorca. Natomiast trzeci rezydował w Płocku, nazywał się Jan Maria Michał Kowalski i był arcybiskupem mariawickim, dla wiernych obietnicą nowego zbawienia.

Jerzy Pietrkiewicz „Trzeci Adam. Opowieść o mariawitach”. Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024. Przełożyła Małgorzata Glasenapp. Str. 442, oprawa twarda z obwolutą. Premiera 20 maja 2024.

Słowa mariawityzm, mariawici wzięły się z łacińskiego „Mariae vitam (imitantes)” – „Maryi życie (naśladujący)”. Geneza tego oryginalnie polskiego wyznania związana jest ze wspomnianą Marią Franciszką Kozłowską, Mateczką, założycielką i duchową opiekunką mariawityzmu. Początkowo była zakonnicą katolicką, założycielką Zgromadzenia Sióstr Ubogich św. Klary, ale 2 sierpnia 1893 roku w płockim kościele seminaryjnym św. Jana Chrzciciela doświadczyła przeżycia mistycznego, znanego dziś jako Objawienie Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Dotyczyło ono duchowego stanu świata, pogrążonego w upadku, i stało się momentem zwrotnym zarówno w życiu zakonnicy, jak i w dziejach mariawitów.

Początkowo siostra miała wątpliwości, czy to nie były sny, majaki? Jakie objawienie? Dlaczego Bóg miałby przemawiać właśnie do niej, grzesznicy? Poszła nazajutrz do kościoła i zaczęła się modlić, a wtedy usłyszała: „Nie zabijaj w sobie Bożego głosu, bo to jest dzień nawiedzenia Pańskiego”. I odpowiedziała słowami odnoszącymi się do swojego widzenia: „Panie, czyń ze mną co chcesz, już gotowa jestem na wszystko”. I w medytacji ujrzała zgromadzenie mariawitów.

Maria Franciszka Kozłowska, Mateczka. Fot. Wiki Commons

„Religia nie jest ani prawdziwa, ani fałszywa, proponuje tylko pewien sposób życia” – napisał Éric-Emmanuel Schmitt w książce „Dziecko Noego”. Trudno się nie zgodzić z tą opinią po lekturze książki Jerzego Pietrkiewicza. W opinii mariawitów Mateczka przekazała kościołowi wielkie objawienie, lecz kościół rzymskokatolicki wcale go nie uznał. A gdy założona przez siostrę sekta (tak określano ten ruch) za bardzo zaczęła się rozwijać, 5 grudnia 1906 roku papież Pius X imiennie ekskomunikował Marię Franciszkę Kozłowską. Nie zatrzymało to jednak rozwoju nowego wyznania, aprobowanego przez władze carskie, które nieustannie walczyły z wpływami Watykanu (pamiętajmy, że Polska była wtedy pod zaborami). Do Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów wstępowali duchowni pragnący rzetelnie wypełniać powołania kapłańskie, w dużej mierze młodzi i wykształceni. W latach 1911-1914 z inicjatywy Marii Franciszki wybudowano w Płocku kompleks budynków z przeznaczeniem na katedrę, klasztor i instytucje charytatywne. Ona sama prowadziła zaś życie głęboko kontemplacyjne, połączone z surową ascezą.

Mateczka zmarła 23 sierpnia 1921 w Płocku na raka wątroby, któremu towarzyszyła ogromna opuchlizna całego ciała. Autor szczegółowo opisał jej walkę z przeciwnościami losu, zasady nowej religii, a także zmagania z chorobą. Maria Franciszka znosiła ból w cichości i pokorze. Traktowana była przez mariawitów ze szczególnym szacunkiem, właśnie ze względu na pobożność i charyzmę. Po zerwaniu mariawitów z papiestwem, Mateczka stała się najważniejszą postacią nowego kościoła. Potwierdził to okólnik „Mariawici wierzą”, sygnowany przez księdza Jana Michała Kowalskiego, drugą (a być może nawet pierwszą) najważniejszą postać w dziejach mariawityzmu. We wspomnianym dokumencie z 1906 roku Kowalski napisał między innymi: „Mariawici wierzą (…), że Pan Bóg Marię Franciszkę Kozłowską uczynił najświętszą i dał jej te łaski, jakie dał Najświętszej Maryi Pannie, Matce Bożej, że w ręku św. Marii Franciszki jest miłosierdzie dla całego świata i nikt bez jej pomocy i pośrednictwa nie dostąpi miłosierdzia, że modlitwa do św. Marii Franciszki nie tylko jest pożyteczna, ale konieczna do odparcia szatańskich zasadzek i do utwierdzenia duszy w łasce Bożej”. Na kulcie Mateczki ksiądz, a wkrótce arcybiskup Kowalski zbudował swój kościół – istniejący do dzisiaj Kościół Katolicki Mariawitów w Rzeczypospolitej Polskiej, mający swoje parafie także we Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i kilku innych krajach.

Arcybiskup Jan Maria Michał Kowalski, 1927. Fot. NAC

We wstępie do recenzji, przywołując „nowego Adama”, dość nieopatrznie użyłem czasu przeszłego. Główni bohaterowie książki Pietrkiewicza, Maria Franciszka Kozłowska i Jan Maria Michał Kowalski, już dawno nie żyją, lecz powstały pod koniec dziewiętnastego stulecia na ziemiach polskich ruch mariawicki istnieje przecież nadal. Przetrwał cara, II RP, okupację hitlerowską, lata komunizmu i wiele burzliwych przemian wewnątrz swoich struktur. W ubiegłym roku mariawici świętowali 110-lecie konsekracji płockiej katedry, Świątyni Miłosierdzia i Miłości. Zatem są, istnieją i ufają, że najgorsze za nimi. A przed nimi wiekuistość w chwale Bożej. Żeby poznać i zrozumieć ów fenomen religijny, godna polecenia jest bardzo starannie wydana książka Jerzego Pietrkiewicza, nie-mariawity, która po raz pierwszy ukazała się 2 października 1975 roku w języku angielskim nakładem Oxford University Press. W Polsce ukazać się wówczas nie mogła, nawet prasowe wzmianki o niej zdejmowane były przez cenzurę.

Pierwotnie tytuł miał brzmieć „The Fall of The Third Adam” („Upadek trzeciego Adama”), lecz podczas redakcji na szczęście został zmieniony i jako „The Third Adam” funkcjonuje do tej pory. Pieczęć brytyjskiego uniwersytetu na publikacji sugeruje, że autor stworzył syntezę naukową, lecz to trochę mylące. Książka jest bowiem czymś w rodzaju reportażu historycznego, mieszaniną publicystyki i eseju, jednym słowem – opowieścią. Barwną, opatrzoną licznymi odnośnikami, uzupełnieniami i przypisami. Autor pracował nad nią pięć lat. Kiedy ujrzała światło dzienne, Jerzy Pietrkiewicz dobiegał sześćdziesiątki i miał już utrwaloną pozycję w brytyjskim świecie literackim. W owym czasie mariawici pochłonęli go bez reszty. W latach 1971-1972 często odwiedzał Polskę Ludową, by zbierać materiały, o co nie było łatwo. Władze komunistyczne niechętnym okiem przypatrywały się pisarzowi z Wysp, który spotykał się z ludźmi i grzebał w archiwach. Mimo to udało mu się zdobyć wiele cennych, historycznych materiałów (wydawnictw, rękopisów i fotografii), a także nagrać sporo relacji świadków przedwojennych i powojennych wydarzeń, związanych z genezą, rozwojem i postaciami religii mariawickiej. Niektóre z tych źródeł – ze względu na czasy polityczne – musiały być ukryte i pozostać anonimowe. Miało to pewien wpływ na charakter i styl książki, ale tym większe należy się uznanie autorowi spoza kraju, pisarzowi emigracyjnemu, opozycyjnemu, że ponad politycznymi barierami zdobył taką wiedzę o mariawitach. Do dziś, po półwieczu od publikacji, uchodzi ona nadal za kluczową w poznaniu ruchu mariawickiego. Bez Jerzego Pietrkiewicza ta wiedza byłaby znacznie uboższa, a wiele materiałów i głosów świadków zapewne nigdy byśmy nie poznali, bo zaginęłyby w mrokach czasu.

Od momentu ukazania się książki największe zainteresowanie recenzentów budziła postać „heretyka z Płocka”, jak bywał nazywany, Jana Marii Michała Kowalskiego. „Czy Kowalski był szarlatanem, który używał mistycznego języka, by uwodzić niewinne i piękne młode kobiety?” – pytał już w połowie lat 70. ubiegłego stulecia jeden z krytyków brytyjskich. Ów święty mariawicki nie zawsze był bowiem postacią wzorową, nienagannie czystą i uczciwą. W omówieniach książki padały określenia „arcykapłan złowrogiej sekty”, „polski Mahomet”, „bluźnierca”, „poligamista”, „seksualny drapieżca”. Kim był naprawdę? Jan Kowalski pochodził z ubogiej rolniczej rodziny osiadłej pod Mińskiem Mazowieckim. Jedną z życiowych dróg dla wielu biednych chłopców było wówczas pójście do seminarium duchownego i młody Kowalski zdecydował się na taki krok. Posługiwał w wielu parafiach, by osiąść na dłużej w randze wikarego w kościele kapucynów w Warszawie. Tam około roku 1900 poznał przełożonego tajnego Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów i po paru miesiącach przystąpił do nowicjatu, przyjmując imię zakonne Maria Michał. W 1903 roku był już prowincjałem płockim, a następnie ministrem generalnym zgromadzenia i zwierzchnikiem kongregacji Związku Mariawitów Nieustającej Adoracji Ubłagania. Nałożona przez kościół katolicki ekskomunika nie zatrzymała go. Dekretem Świętego Oficjum z 5 grudnia 1906 wraz z założycielką mariawityzmu, Feliksą Marią Franciszką Kozłowską, został ekskomunikowany imiennie przez papieża Piusa X za szerzenie poglądów niezgodnych z nauką kościoła katolickiego oraz z powodu nieposłuszeństwa eklezjalnego. Po śmierci Mateczki w 1921 roku Kowalski ogłosił się arcybiskupem i przywódcą Starokatolickiego Kościoła Mariawitów. Natychmiast też zabrał się za radykalną reformę kościelną. Wprowadził u mariawitów komunię świętą pod postaciami chleba i wina oraz komunię dla dzieci zaraz po chrzcie, zniósł celibat księży, spowiedź „do ucha” i wszelkie posty, a tytuły duchowne zastąpił zakonnymi zwrotami „brat” i „siostra”. Przeprowadził też zmiany w modlitwach i liturgii, uprościł mszę, dopuścił do jej odprawiania poza kościołami i miejscami poświęconymi, wprowadził do niej język polski. Głosił: „Wszyscy jesteśmy kapłanami!”. Największe kontrowersje budziło jednak kapłaństwo kobiet oraz uznanie ważności ślubów cywilnych na równi z kościelnymi. Arcybiskup Kowalski wprowadził ponadto mistyczne małżeństwa między kapłanami a siostrami zakonnymi, z których to związków rodziły się dzieci „niepokalanie poczęte”.

Abp Kowalski, zwierzchnik mariawitów, w szatach liturgicznych. Fot. Wiki Commons

Jak stwierdził autor, Kowalski okazał się osobowością niezwykle silną, a w praktycznym wymiarze – nieznośnym tyranem. Dużo o tym w książce. To on opublikował list pasterski, w którym przeniósł Stolicę Apostolską z Rzymu do Płocka, dlatego współwyznawcy uznali go za słowiańskiego papieża. I to on ożenił się z przełożoną Zgromadzenia Sióstr Mariawitek, Antoniną Marią Izabelą Wiłucką, którą następnie konsekrował na arcykapłankę Starokatolickiego Kościoła Mariawitów, zapoczątkowując tym samym w kościele mariawickim biskupstwo kobiet. Po klątwie papieskiej arcybiskup doczekał się jednak w związku z tym wszystkim aż 18 procesów sądowych – głównie za zwalczanie papiestwa i dopuszczanie się bluźnierstw. Pod koniec lat 20. Akcja Katolicka doprowadziła do głównego procesu sądowego – zwierzchnikowi kościoła mariawitów zarzucono czyny lubieżne wobec nieletnich mieszkanek klasztoru oraz wykorzystywanie stanowiska w celu zmuszania do nierządu podległych sióstr zakonnych. Prokurator złożył wniosek o utajnienie rozprawy, na co jednak sędzia nie wyraził zgody, więc tym procesem żyła cała przedwojenna Polska. Michała Kowalskiego skazano na 4 lata więzienia z pozbawieniem praw publicznych. Sąd Apelacyjny w Warszawie wyrok zatwierdził, jednak Sąd Najwyższy uchylił go i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Sąd Apelacyjny 25 lutego 1931 roku orzekł trzy lata więzienia, a po zastosowaniu amnestii dwa lata. Arcybiskup odbył tę karę w więzieniu w Rawiczu, na wolność wyszedł w styczniu 1938 roku, już po rozłamie w łonie kościoła mariawickiego, jako że wtedy jego liczni przeciwnicy wykorzystali kiepskie położenie do pozbawienia go władzy.

Gdy wybuchła II wojna światowa, 25 stycznia 1940 arcybiskup Jan Maria Michał Kowalski został aresztowany przez gestapo. Być może nie doszłoby do tego, gdyby nie fakt, że duchowny mariawicki zwrócił na siebie uwagę Niemców, pisząc listy do Hitlera. W jednym z nich sprzeciwił się aneksji Gdańska i zaproponował Führerowi konwersję na mariawityzm. Okupant natychmiast zainteresował się tą niewielką wspólnotą religijną, a arcybiskup został uznany za postać niebezpieczną dla planów politycznych III Rzeszy na ziemiach polskich. W kwietniu 1941 Kowalski trafił do KL Dachau, a po roku prześladowań został wywieziony do ośrodka eutanazji niepełnosprawnych w zamku Hartheim pod Linzem, gdzie zginął w komorze gazowej.

Autor oddał mu hołd jako więźniowi obozu koncentracyjnego – swój los znosił w pokorze i z godnością, do końca nie wyrzekł się wiary mariawickiej, mimo że wielokrotnie był przekonywany przez innych polskich duchownych, także więźniów, by wrócił na łono kościoła rzymskokatolickiego.

Katedra mariawitów w Płocku, widok współczesny. Fot. Wiki Commons

Jan Kowalski był postacią niezwykle złożoną. Jego seksualny apetyt budził zdumienie, podobnie jak ilość oblubienic. Z drugiej strony został uznany przez wspólnotę mariawitów za bohatera i świętego męczennika. A za życia – za duchowego syna Mateczki, słowiańskiego papieża i archanioła Michała, przepowiedzianego w Apokalipsie św. Jana. Zwierzchnik mariawitów był też płodnym pisarzem, publicystą i tłumaczem. Wydał około 40 listów pasterskich, przełożył z łaciny na język polski Stary i Nowy Testament oraz „Boską komedię”. Napisał kilkanaście poematów oraz zebrał i wydał objawienia Mateczki. Ta postać budziła z jednej strony wstręt ze względu na rozpasanie erotyczne, otaczane i uzasadniane bogobojnymi słowami, z drugiej zaś strony fascynację. Nic dziwnego, że autor książki wielokrotnie ulegał zmiennym emocjom, gdy pisał o Kowalskim albo rozmawiał ze świadkami jego życia. Polski wydawca „Trzeciego Adama” zadbał jednak o to, by dla równowagi i obiektywnego osądu protagonistów ruchu mariawickiego dołączyć do książki kilka dodatkowych, krytycznych głosów współczesnych. Mamy więc wstęp Mirosława Supruniuka oraz posłowie Mirosława A. Michalskiego i Borysa Przedpełskiego, profesorów Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Uwagi tych autorów przedstawiają sprawę mariawicką we właściwych proporcjach i pozwalają czytelnikom – zwłaszcza tym, dla których mariawityzm to nowość – na wyrobienie właściwej perspektywy.

Pozwolę sobie na koniec zacytować też opinię, pod którą podpisuję się oburącz. „Nie da się tej książki czytać w spokoju ducha” – stwierdził prof. dr hab. Zbigniew Mikołejko. „To rzecz bowiem, która przenikliwie i z wyjątkową pasją, może nawet z ekstazą, opowiada o dramacie wiary radykalnej, wprost szaleńczo próbującej się wydobyć na absolutną wolność. I przekroczyć rozmaite granice religijne, kulturowe, moralne. Ale też zarazem wiary spętanej przez pisane nam pokusy ducha i żądze ciała. Nie mamy tutaj więc do czynienia tylko ze znakomitym śledztwem w sprawach losów jednego tylko człowieka – Jana Marii Michała Kowalskiego, mariawickiego arcybiskupa i reformatora. Tylko z opowieścią o jego wielkim triumfie i żałosnym, tragicznym upadku, o jego charyzmie i jego pohańbieniu, o jego talentach i jego przyziemnych małościach, o podejrzanych objawieniach, snach i nowatorskich wizjach przebudowy kościoła”.

Jerzy Pietrkiewicz nakreślił w swojej książce obraz szczególny – obraz religijnego fanatyzmu i buntu, zmagań ciała i ducha w czasach niewoli politycznej, a potem odzyskanej wolności, a także liczne sceny walk herezji z ortodoksją katolicką, mistyki i teologii z nieposkromioną pożądliwością seksualną i wyuzdaniem. W tej walce pojawiali się i zwycięzcy, i zwyciężeni, szczęśliwi i cierpiący, wygrani i przegrani (na przykład dzieci ze związków mistycznych). Objawiały się przy tym najlepsze i najgorsze cechy natury ludzkiej, miłość i nienawiść, zazdrość i zawiść, pragnienie władzy i zaszczytów w otoczce liturgii i zniewolenia umysłów. Czy bohaterowie książki stworzyli w ten sposób nowy zbiór złudzeń? Opium dla ludu czy może coś więcej? Ile w tym wszystkim było plotek, pomówień, fałszywych świadectw, zacietrzewienia klerykalnego? Wciąż trzeba szukać odpowiedzi, badać i spokojnie analizować. I trzeba wnikliwie wczytywać się w „Trzeciego Adama”, żeby wyrobić sobie własną opinię o fenomenie, jakim do dzisiaj pozostaje wyznanie mariawickie.

Jerzy Pietrkiewicz, Warszawa 1988. Fot. Archiwum Emigracji

O autorze: JERZY PIETRKIEWICZ urodził się 29 września 1916 w Fabiankach, zmarł 26 października 2007 w Londynie. Był prozaikiem, poetą, tłumaczem i historykiem literatury. Przed wojną publikował w pismach „Kuźnia Młodych”, „Okolica Poetów”, „Prosto z Mostu”. W 1939 opuścił kraj i przez Rumunię i Francję udał się na emigrację do Wielkiej Brytanii. Tu ukończył studia na uniwersytecie w St. Andrews. Doktorat z anglistyki uzyskał w 1947 na londyńskim King’s College. W latach 1950-1979 był profesorem i kierownikiem Departamentu Języków i Literatur Słowiańskich na Uniwersytecie Londyńskim, gdzie wykładał literaturę polską. Za jego najważniejsze dzieło naukowe uchodzi praca „Literatura polska w perspektywie europejskiej” (1986). Laureat Nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w 1980. W latach 80. XX wieku zaczęły ukazywać się w Polsce tłumaczenia niektórych jego angielskojęzycznych powieści i tomy wierszy. Od tego czasu publikował też swoje teksty w takich czasopismach, jak „Pamiętnik Literacki”, „Inspiracje”, „Regiony”, „Poezja”, „Gazeta Niedzielna”, „Przekrój”, „Słowo”, „Przegląd Katolicki”, „Odra”. Przyjaźnił się z księdzem Janem Twardowskim i Karolem Wojtyłą. Nadal nieznany szerzej i niedoceniany w Polsce – zarówno w czasach PRL (jako twórca emigracyjny z antykomunistycznymi poglądami), jak i współcześnie. Określany był przez znawców jako „drugi po Conradzie mistrz słowa angielskiego i polskiego”. Postanowieniem prezydenta RP Lecha Wałęsy z 28 czerwca 1995 został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury polskiej. Jest autorem ośmiu powieści w języku angielskim. Za jedną z najważniejszych uznawana jest powieść „Isolation” („Odosobnienie”, 1959). W języku angielskim opublikował także autobiografię (ukazała się w Polsce nakładem Iskier) i szereg opracowań krytycznoliterackich. Tłumaczył poezję polską na angielski i angielską na polski („Antologia liryki angielskiej 1300-1950”). Był jedynym tłumaczem na świecie, oficjalnie upoważnionym do przekładu poezji Karola Wojtyły na język angielski. Po śmierci został pochowany w Polsce w dwóch miejscach: pierwsza urna z prochami spoczęła w grobie rodzinnym w Szpetalu Górnym koło Włocławka, druga w klasztorze w miejscowości Skępe – obie w województwie kujawsko-pomorskim (źródło: Wiki Commons).

Jerzy Pietrkiewicz „Trzeci Adam. Opowieść o mariawitach”. Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024. Przełożyła Małgorzata Glasenapp. Wstęp Mirosław Supruniuk. Posłowie do polskiego wydania książki Jerzego Pietrkiewicza „Trzeci Adam” napisali Mirosław A. Michalski, Borys Przedpełski. Książka zawiera także bibliografię ze źródeł mariawickich. Str. 442, oprawa twarda z obwolutą. Premiera 20 maja 2024. Tytuł ten można zamówić w księgarni internetowej Liber na stronie https://liber.pl/pl/products/trzeci-adam-opowiesc-o-mariawitach-403527.html.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress