POLSKIE ZBRODNIE JAK Z SERIALU MIASTECZKO TWIN PEAKS

STANISŁAW BUBIN

Czternaście trupów! Co najmniej czternaście osób zginęło lub zniknęło na zawsze w książce Kroniki zbrodni. Tajemnicze zaginięcia, seryjni mordercy, sprawy, które wstrząsnęły Polską XXI wieku Moniki Całkiewicz i Roberta Ziębińskiego. W zwyczajnej powieści kryminalnej ofiarami zabójstwa padają najczęściej jedna, dwie postaci, chyba że to thriller o seryjnym mordercy, wtedy może więcej, ale są to najczęściej opowieści fikcyjne, wymyślone, stworzone dla ukontentowania czytelników. Natomiast autorzy Kronik zbrodni napisali rzecz niezwykłą – mianowicie w oparciu o akta sądowe zaprezentowali polskie zbrodnie z ostatnich dwudziestu lat, które wydarzyły się naprawdę, w których nie ma zmyśleń i koloryzowania rzeczywistości.

Na kanwie tych wydarzeń ujawnili przy okazji metody pracy policji, prokuratury i innych służb, a także przybliżyli procedury sądowe i pojęcia prawnicze, o których każdy słyszał, nie zawsze jednak właściwie je pojmując. Na przykład te dotyczące zabójstwa w afekcie czy stalkingu. W ten sposób, w dialogu, Monika Całkiewicz, była prokuratorka, i Robert Ziębiński, autor kryminałów i książek sensacyjnych, odkryli kulisy zbrodni, którymi żyła cała Polska oraz tych, o których ze względu na dyskrecję organów ścigania nic dotąd nie wiedzieliśmy.

Jako prokuratorka Monika Całkiewicz przez lata badała motywy sprawców zabójstw i analizowała sposoby ich działania. W rozmowie z Robertem Ziębińskim odsłoniła kulisy wielu głośnych spraw kryminalnych. Krok po kroku, bez emocji, przeanalizowali oboje przebieg zbrodni, pokazali technikę pracy policjantów i wyłapali momenty, w których śledztwo mogło przybrać inny obrót, gdyby nie pewne zaniechania i błędy. W trakcie lektury możemy zobaczyć, jak zmieniły się metody pracy policji i prokuratury w ostatnich latach, dowiedzieć się, ile dzieli stalkera od wyrafinowanego mordercy, jak duży wpływ na przebieg śledztwa mają media i czy zabójca naprawdę jest w stanie zatuszować wszystkie ślady?

Kroniki zbrodni to nie tylko wstrząsające historie kryminalne, ale również pośredni dowód na to, że zło drzemie w każdym człowieku, nie wiadomo tylko kiedy, w jakich okolicznościach, wyzwoli się. Jeśli w ogóle się wyzwoli. W każdym razie jest blisko – bliżej niż nam się wydaje.

Zaletą tej książki jest to, że nie przekręca wiadomości i nie dąży do sensacji. Podaje same fakty, rozkłada je na czynniki pierwsze i fachowo interpretuje. Te fakty są wystarczająco sensacyjne przez sam suchy, beznamiętny opis. Nie wymyśliłby ich najbardziej płodny autor kryminałów. Ba, nawet gdyby wymyślił, zarzucilibyśmy mu, że przesadził, że normalnie takie rzeczy są przecież niemożliwe. A jednak! Życie potrafi być bardziej wymyślne niż fantazja pisarzy czy scenarzystów. Wystarczy przeczytać rozmowę o seryjnym mordercy z Bródna, o Mariannie zamordowanej w zamkniętym mieszkaniu, czy o Kasi D. i ogromie nieszczęść, jakie spotkały tę dziewczynę. Albo o sprawie Patryka, który tak kochał morze, że oddał mu się na zawsze (może jednak ktoś mu pomógł) lub o historii czarnej róży, która… przyjechała na rowerze – historii nierealistycznej, że aż nie do uwierzenia.

Większość powieści i seriali kryminalnych pokazuje sprawy, które zostały efektownie rozwiązane. W tej książce niektóre zbrodnie pozostały do dziś nierozwiązanymi zagadkami i w tym ujęciu są zbrodniami doskonałymi. Bo albo nie znaleziono ciała ofiary, albo sprawca zniknął na zawsze. Czy można kogoś skazać prawomocnym wyrokiem za zabójstwo, mimo że nie odnaleziono dotąd zwłok osoby, którą zamordował? Karząca ręka sprawiedliwości może dosięgnąć i takiego zbrodniarza, bo nie potwierdza się pokutująca powszechnie opinia, że gdy nie ma ofiary – nie ma przestępstwa.

FOT. NEOSIAM / PEXELS


Kroniki zbrodni składają się z trzech części. W pierwszej poznajemy zagadkowe zniknięcia Kasi, Patryka i Marianny. Przypadki tajemnicze, prawdopodobnie wiążące się z zabójstwami, w których wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Druga część to historie chorobliwych uczuć, wypaczonej miłości i dramatów Elżbiety, Adama i Włodzimierza, a także – last but not least – wszystkich osób, które się z nimi związały. Trzecia część to dzieje polskich killerów, maszyn do zabijania, seryjnych morderców: Mariusza, Arkadiusza i tego trzeciego, nieznanego, który w latach 2000-2006 zamordował w Warszawie w okrutny sposób przynajmniej trzy kobiety. Autorzy rozmawiają o zbrodniach merytorycznie, rzeczowo, bez żartów, z szacunkiem dla ofiar i ich rodzin. Dodatkową wartością tej książki są ciekawe wprowadzenia w temat, próby umieszczania zdarzeń w szerszym kontekście kulturowym i szukania odpowiedzi na pytanie, co nas w zbrodniach fascynuje z psychologicznego punktu widzenia, dlaczego opowieści o morderstwach przykuwają uwagę, co w nich pociąga, dlaczego szukamy informacji o najbardziej brutalnych przestępstwach? Jedna z najczęstszych odpowiedzi brzmi, że fascynacja zbrodnią pozwala nam oswoić się z nią. Być może! Autorzy często odnoszą się do podobnych przypadków w prozie i filmach. Kultura masowa tworzy oczywiście swoje wersje prawdy, ale w Kronikach zbrodni nie ma miejsca na rozważania, czy zdarzyły się naprawdę, czy nie. To gołe fakty, prawdziwe życie, jądro ciemności. Wielu z nas sądzi na przykład, że seryjni mordercy istnieli głównie w PRL-u (Kot, Marchwicki, Knychała, Trynkiewicz), a teraz nie ma ich wcale, bo rzadko się o nich słyszy. Rzadko się słyszy, lecz istnieją, teraz też mamy z nimi do czynienia (Gawlik, Sowiński), tylko z różnych powodów tych spraw się nie nagłaśnia, żeby nie siać paniki. Kroniki zbrodni nie unikają trudnych tematów, najcięższego kalibru – jednak wiedza i doświadczenie autorów sprawiły, że dowiadujemy się o nich wiele, ale nie czujemy się zastraszeni. Jedna z kronik dotyczy na przykład Mariusza B., który z zimną krwią zamordował cztery osoby. Zabijał irracjonalnie, usuwając z otoczenia osoby, które w jego mniemaniu w jakiś sposób mu zagrażały. Zabił więc swojego byłego partnera, jego córkę, potem mężczyznę, którego poznała jego przyjaciółka na kursie tanga, wreszcie księdza, który lata temu go molestował. W tej opowieści występuje wszystko: molestowanie, pedofilia, poliamoria, zazdrość, krzywda, pieniądze. Czytamy jednak spokojnie, pogłębiamy wiedzę, wnikamy w tok rozumowania autorów, poszerzamy kontekst. Wartość poznawcza Kronik zbrodni jest nie do przecenienia.

Monika Całkiewicz i Robert Ziębiński. FOT. AGA MIKLASZEWICZ

KULISY

Z Moniką Całkiewicz i Robertem Ziębińskim o pracy nad książką Kroniki zbrodni rozmawia Karina Caban-Rusinek

Dlaczego postanowili państwo napisać książkę o zbrodniach? Czyj to był pomysł?

RZ: Hmmm… chyba wspólny. Kiedyś, kilka lat temu, gadaliśmy z Moniką jak dziennikarz z prawniczką i autorką książki i pamiętałem, jak dobrze nam się rozmawiało, zestawiając ze sobą prawnicze fakty z wyobrażeniami o nich. Realia pracy prokuratora kontra to, co pokazuje się w powieściach czy filmach. Minęło kilka lat, spotkaliśmy się znów i tak od słowa do słowa narodził się pomysł na książkę. Bo w sumie, co nam szkodzi.

MC: Kiedy Robert zadzwonił z propozycją napisania Kronik zbrodni, byłam bardzo zajęta zawodowo. Pamiętam swoją pierwszą myśl: jak to dodatkowe zadanie „upchnę” w kalendarzu? Ale bardzo szybko powiedziałam, że tak, musimy to zrobić. Wiedziałam, że pisanie tej książki z Robertem sprawi mi dużą przyjemność.

Czy w książce znajdziemy tylko to, co wiemy z mediów, czy może dotarli państwo do spraw i akt, do których nie miała dostępu opinia publiczna?

MC: W każdej ze spraw korzystaliśmy z materiałów pochodzących z akt. To była oczywiście skomplikowana procedura – musieliśmy uzyskać odpowiednie zgody, potem te akta analizować. Przez chwilę było gorąco – pandemia odebrała dostęp do sądów i prokuratur. Zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy nasza koncepcja organizacji pracy w oparciu o materiały akt spraw, będzie mogła zostać zrealizowana. Na szczęście się udało. Na szczęście, bo materiały prasowe czy blogerskie nierzadko są niewiarygodne. My chcieliśmy dotrzeć do źródeł.

RZ: To też było podstawowe założenie. Zero plotek, zero przekręconych przez media wiadomości. Same fakty i rozkładanie ich na czynniki pierwsze.

Która z opisanych historii jest dla państwa najciekawsza, zaskakująca?

RZ: Dla mnie dwie – seryjny morderca z Bródna i Kasia D. Obie znałem od lat i siedziały mi w głowie niezwykle mocno. Pierwsza, bo nikt o tym nie wie, druga, bo ogrom zła, jaki dotknął tę dziewczynę, był dla mnie niewyobrażalny. Nikt nie powinien tego przeżyć. Żadna kobieta nie powinna znaleźć się w takiej sytuacji. A, niestety, się znajdują.

MC: Trudno wskazać jedną najważniejszą, najbardziej zaskakującą czy najciekawszą. Sprawa Kasi jest dla mnie szczególna, bo była głośna w prokuraturze, kiedy zaczynałam tam pracę. Sprawa Patryka jest z kolei bardzo tajemnicza, a sprawa czarnej róży aż tak nierealistyczna, że gdyby ktoś mi o niej opowiedział, to pewnie bym nie uwierzyła. Sprawy z wątkiem stalkingu natomiast pokazują, co czuje ofiara, a co jest często niezrozumiałe dla kogoś, kto nigdy nie został ofiarą takiego przestępstwa. Sprawy Marianny czy Arkadiusza dowodzą, jak ważny jest postęp wiedzy kryminalistycznej.

Kilka razy w książce przewija się motyw zbrodni doskonałej. Czy takie coś istnieje, czy nie?

MC: Wszystko zależy od definicji zbrodni doskonałej. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko rezultat, czyli niewykrycie sprawcy przestępstwa, to tak, zbrodnia doskonała naprawdę istnieje i nawet nie należy do rzadkości. Ale my w książce mówimy o wielu czynnikach – wcale nie o geniuszu sprawcy – które wpływają na zakończenie postępowania niepowodzeniem. I dlatego proponujemy własną definicję zbrodni doskonałej, z którą zapewne wiele osób się nie zgodzi…

RZ: Odwieczne marzenie każdego przestępcy z filmów i powieści. Fajnie było zderzyć wyobrażenie o tym, jak taką zbrodnię planują postaci fikcyjne, a jak jest ona w rzeczywistości planowana, czy raczej często nieplanowana, a wynika z wielu czynników. Ale o tym w książce…

FOT. SORA SHIMAZAKI / PEXELS

FRAGMENT ZE WSTĘPU ROBERTA ZIĘBIŃSKIEGO

Pracując nad tą książką, wiele razy chwytałem się za głowę, myśląc: „Przecież nikt normalny tak nie zrobi”. A potem szybko wracałem na ziemię. Zrobi. W czyimś świecie to właśnie norma. Tu nie ma miejsca na rozważanie, czy coś jest prawdziwe, czy nie. To fakty. To się zdarzyło. To jest prawdziwe życie. A to, że takiego życia nie akceptujemy, nie rozumiemy, nic nie zmieni i w magiczny sposób nie sprawi, że przestanie ono istnieć. Żądamy logiki, bo wydaje nam się, że wtedy lepiej zrozumiemy motywację tych złych, ale w gruncie rzeczy logiki w tym nie ma i nie będzie. Będzie za to element ludzki, a on najczęściej zawodzi. Wiecie, co jest najbardziej nielogiczne? My szukamy logiki, chociaż dochodzimy do tego, że często nie ma logiki w działaniu przestępcy, ale podświadomie szukamy dalej w takim sytuacjach jakiegoś sensu. Co kilka lat do publicznego dyskursu powraca temat, czy fascynacja zbrodnią jest moralnie wątpliwa. Czy powinniśmy czytać te wszystkie kryminały, oglądać filmy dokumentalne o zbrodniach i interesować się życiorysami seryjnych morderców? Wiele osób sięga po literaturę true crime, kryminały oparte na faktach czy też nimi inspirowane nie tylko dlatego, żeby oswoić lęk, ale w ogromnej mierze dla zaspokojenia ciekawości. Co za tym idzie – do przekraczania granic. W sieci można znaleźć dyskusje o tym, jak to przesuwają się granice i właśnie kryminały, thrillery i literatura true crime pławią się w okrucieństwie i szukają taniej sensacji. Nie wierzcie w te stwierdzenia, ponieważ to cykliczny temat, który pojawia się średnio co dziesięć lat. Eskalacja okrucieństwa to efekt ciekawości. A każde pokolenie ciekawe jest tego samego: jak człowiek radzi sobie w sytuacji ekstremalnej? Do czego jest zdolny? Gdzie przebiega granica człowieczeństwa? Co odróżnia nas od zwierząt? Kiedy przestajemy być ludźmi?

FOT. ZYDEAOSIKA / PEXELS

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wierzysz w zbrodnię doskonałą?

To, czy się wierzy w zbrodnię doskonałą, zależy od definicji takiej zbrodni. Można stworzyć co najmniej dwie. Jeśli popatrzymy z perspektywy rezultatu, niewykrycie sprawcy przestępstwa daje zbrodnię doskonałą, bo komuś udało się uniknąć odpowiedzialności karnej. Tyle że w takich przypadkach zazwyczaj to nie przestępca jest genialny, ale organy ścigania popełniły jakieś błędy, których nie udało się potem naprawić. Druga definicja jest mi znacznie bliższa. Dla mnie zbrodnia doskonała polega na tak perfekcyjnym przygotowaniu do przestępstwa i wykonaniu zbrodniczego planu, że nawet gdyby policja wykorzystała wszystkie możliwe środki i działała absolutnie bezbłędnie, i tak nie miałaby szans na wykrycie sprawcy. Nie wierzę jednak, że takie genialne przygotowanie i dokonanie zbrodni jest możliwe. Czyli zbrodnia idealna nie istnieje, rzeczywistością jest natomiast niedoskonałość policji, która czasem nie zabezpiecza wszystkich śladów w trakcie oględzin, powołuje słabych biegłych, stosuje niewłaściwe taktyki przesłuchania czy po prostu bagatelizując sprawę, działa zbyt opieszale, co pozwala sprawcy zatrzeć ślady przestępstwa. Skutek jest taki, że za niektóre zbrodnie nie ma kary…

Czyli w przypadku zaginięcia Kasi D. nie mamy do czynienia ze zbrodnią doskonałą?

Nie, chociaż w tej sprawie nikt nie został ukarany, co więcej – nie udało się nawet ustalić, czy dziewczyna została zabita, uprowadzona, czy doszło do nieszczęśliwego wypadku lub może popełniła samobójstwo.

Zacznijmy od początku. Młoda, atrakcyjna siedemnastoletnia dziewczyna 9 maja 2000 roku rozpływa się w powietrzu. Kim była Kasia D.?

Nastolatką jakich wiele. Jej życie nie różniło się od życia przeciętnej młodej dziewczyny. Do pewnego momentu. Tę granicę wyznacza śmierć ukochanego taty. Kasia była z ojcem emocjonalnie bardzo związana. Ta więź stała się jeszcze mocniejsza, gdy dziewczynka po narodzinach młodszego brata przez rok mieszkała tylko z tatą. Rodzice podjęli tę trudną decyzję o czasowym oddzielnym zamieszkaniu ze względu na niekorzystne warunki lokalowe. Nie może dziwić, że śmierć ojca była dla Kasi przeżyciem traumatycznym. W wieku zaledwie dziewięciu lat straciła najbliższą osobę. Jestem przekonana, że wszystko, co wydarzyło się później w jej życiu, ma związek z tą stratą. Z akt sprawy wynika, że dziewczynka marzyła o tym, by tata wrócił, co oczywiście było niemożliwe. Tęskniła i cierpiała. I w tym momencie pojawił się J.W., warszawski adwokat, który od jakiegoś czasu przyjaźnił się z rodzicami Kasi. W trudnej dla wdowy i osieroconych dzieci sytuacji mężczyzna bardzo altruistycznie – jak się wydaje – pomagał tej rodzinie. Wszedł też trochę w rolę ojca dziewczynki. I gdyby na tym się skończyło, to nie opowiadalibyśmy prawdopodobnie dzisiaj tej historii. Natomiast z materiałów, które znajdują się w aktach sprawy, wynika, że mężczyzna od roli opiekuna i osoby zastępującej ojca mógł płynnie przejść w pewnym momencie do roli uwodziciela.

Kiedy do tego doszło?

Nie mogę jako prawnik stwierdzić, że w ogóle do czegoś takiego doszło. Należy pamiętać, że naczelną zasadą postępowania karnego jest zasada domniemania niewinności, która oznacza, że każdy ma prawo być uważany za niewinnego aż do czasu wydania prawomocnego wyroku skazującego. A J.W. nigdy nie postawiono zarzutów obcowania płciowego z osobą poniżej piętnastego roku życia (art. 200 § 1 k.k.), nie mówiąc o uznaniu go winnym tego przestępstwa. Z punktu widzenia prawa nie dokonał tego czynu. Ale z zeznań koleżanek Kasi, a także z jej pamiętnika i kalendarzy (kupowała co roku popularny w tamtym czasie wśród nastolatków Kalendarz szalonego małolata i robiła w nim wpisy na tematy osobiste) wynika, że kiedy miała dwanaście lub trzynaście lat, rozpoczęła życie seksualne, a jej partnerem był dorosły mężczyzna. Wprost napisała, że był nim J.W.

Pedofilia i paragraf…

Nie zawsze paragraf i pedofilia idą w parze. Pedofilia jest uznawana za zaburzenie preferencji seksualnych polegające na odczuwaniu przez osobę dorosłą, dojrzałą fizycznie, pociągu seksualnego do dziecka w okresie przedpokwitaniowym, ewentualnie wczesnym pokwitaniowym. Niektóre definicje seksuologiczne zakładają, że pedofil musi być osobą co najmniej o pięć lat starszą od ofiary. Z punktu widzenia seksuologii nie jest więc pedofilem siedemnastolatek, który odbywa stosunek seksualny ze swoją czternastoletnią dziewczyną. Z punktu widzenia prawa natomiast chłopak ten podlegać będzie odpowiedzialności karnej, gdyż każdy, kto ukończył siedemnaście lat, odpowiada za popełnienie przestępstwa, którym jest – mówiąc w największym uproszczeniu – kontakt seksualny z osobą, która nie ukończyła piętnastego roku życia, nawet jeśli wyraziła zgodę na zbliżenie. (…)

Monika Całkiewicz. FOT. AGA MIKLASZEWICZ
Robert Ziębiński. FOT. AGA MIKLASZEWICZ

O AUTORACH: Monika Całkiewicz – prawniczka, była prokuratorka, obecnie radczyni prawna i profesorka w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Ekspertka w dziedzinie kryminalistyki i postępowania karnego. Współautorka książki Zbrodnia prawie doskonała. Robert Ziębiński – dziennikarz, pisarz, w latach 2017-2019 redaktor naczelny Playboya. Publikował w Tygodniku Powszechnym, Przekroju, Wprost, Polityce i Newsweeku. W 2019 ukazała się jego książka Stephen King. Instrukcja obsługi. Autor powieści sensacyjnych, kryminałów (Lockdown, Zabawka), horrorów (Dzień wagarowicza) i książki Porno. Jak oni to robią?.

Monika Całkiewicz, Robert Ziębiński: Kroniki zbrodni. Tajemnicze zaginięcia, seryjni mordercy, sprawy, które wstrząsnęły Polską. Wydawnictwo Znak 2021 (www.znak.com.pl), str. 287. Dziękujemy Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza książki.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress