STANISŁAW BUBIN
Jeśli potrzebujecie – nie tylko na lato – powieści wartościowej, intrygującej, niebanalnej, takiej, która pozostawi w was głębszy ślad i zmusi do przemyśleń, koniecznie weźcie ze sobą, dokądkolwiek się udajecie, książkę M.M. Macko „Cykada na parapecie”.
Przyznam uczciwie, że do lektury przystąpiłem bez większego zaangażowania. Początek wydał mi się banalny, zapowiadał opowieść o pewnej parze i jej urlopie na wsi, gdzie oboje mieli ratować przed rozwodem swoje małżeństwo. Znacie to? Bałem się nudy, powtarzania tych samych zaklęć, hamletyzowania, rozdzierania szat, rwania włosów, przywoływania wspomnień, mozolnych tyrad, znużenia i frustracji bohaterów. Wszystko już było! Podobne historie o rozpadzie uczuć przerabialiśmy po tysiąc razy. Jednak myliłem się! „Cykada na parapecie” to książka z dramatycznym wątkiem kryminalnym. Miłość, jak się okazuje, można ratować na różne sposoby, najlepiej… ocalając życie kochanej osobie.
Justyna i Krystian wyruszyli z Warszawy do chaty letniskowej w Maruszynie koło Szaflar na prośbę Tomka i Moniki, którzy z niezrozumiałego powodu wierzyli, że w pięknych okolicznościach przyrody ta para może uratować swoje małżeństwo, jeśli oczywiście znajdzie w sobie choć trochę dobrej woli. Niestety, oboje – skryci za maskami zaangażowania – tylko udawali, że tego pragną. Ich kilkuletni związek posypał się jak domek z kart. Zamiast rozmawiać – milczeli wyniośle albo warczeli na siebie. Nie potrafili odszukać tego, co ich kiedyś połączyło. Zachowywali się jak obcy ludzie, a niekiedy – wręcz jak wrogowie.
Kroplą, która przechyliła czarę goryczy, było odkrycie, że Krystian zaciągnął w banku olbrzymi dług. Wprawdzie spłacał go, lecz utracił zaufanie Justyny, nie informując jej o tym ani słowem. Wiadomość o pożyczce nie miałaby dla niej tak porażającego znaczenia, gdyby nie fakt, że obudziła w dziewczynie najbardziej wstrętne wspomnienia, tkwiące w jej psychice jak bolesny, ropiejący cierń. Te wspomnienia wiązały się z ojcem-zboczeńcem, którego kiedyś znienawidziła. To zanadto skomplikowane, żeby wyjaśnić wszystko w tym miejscu, lecz istotne dla akcji całej książki. Justyna nienawidziła ojca, będąc świadomą, dojrzałą kobietą. Wciąż tkwiła w niej jednak, głęboko ukryta, dziewczynka – córunia tatunia. Nie uświadamiała sobie, że jakąś częścią siebie nadal go kocha jako kilkuletnia córka. Ta, która doskonale zapamiętała, co się stało w dniu jej urodzin, gdy miała dziesięć lat… A później to wszystko złe zasklepiła pod pokładem niepamięci. Z ambiwalencji tkwiących w niej uczuć, rzutujących także na jej związek, zdała sobie sprawę dopiero w momencie… porwania i uwięzienia w lochu, kiedy była bita po twarzy i kopana w brzuch… „Czasami rany potrzebują czegoś więcej niż zagojenia i uzdrowienia. Odrętwiałe, sparaliżowane miejsca wymagają zmartwychwstania” – powiedziała Justyna.
Nie zapędzajmy się jednak w streszczenia, żeby nie pozbawić zaintrygowanych tym wątkiem czytelników przyjemności przeczytania książki. Aspekt kryminalny jest oczywiście ważny, bo implikuje rozwój wydarzeń, ale nie najważniejszy. Podobnie zresztą jak wątek obyczajowy, ponieważ w kryzysie małżeńskim, zwiastującym rozwód, zachowania obojga są zazwyczaj standardowe. Ona unika męża, oskarżając go nieustannie o prawdziwe i wymyślone krzywdy, o zdradę i kompletny brak serca. Zaraz po tym sama wikła się w romans z sąsiadem. Owija się szczelnie kokonem podejrzeń i depresyjnego smutku. Z kolei on zawsze wie lepiej, co dobre dla niej i dla niego, jakie są przyczyny ich kryzysu, wszystko potrafi wytłumaczyć. Oczywiście zapewnia przy tym, że nieustannie kocha i cierpi na widok jej smutku. Ciekawym zabiegiem kompozycyjnym powieści jest śledzenie wydarzeń i myśli bohaterów naprzemiennie, raz jej, raz jego oczami.
W tej historii, gdy rozwód wydaje się najlepszym rozwiązaniem, rzeczywistość pokazuje jednak, że są jeszcze ważniejsze sprawy i że rozważania o kryzysie trzeba odłożyć na później. Rozpad małżeństwa może być koszmarem, lecz w konkretnej chwili są rzeczy ważniejsze i bardziej przerażające. Istotniejsze – i do natychmiastowego rozwiązania! W kotłowaninie zdarzeń trzeba zapomnieć o swoich potrzebach, własnym komforcie i błyskawicznie podejmować decyzje, które mogą zniszczyć lub uratować czyjeś życie. W takiej sytuacji znalazł się Krystian, a Justyna… wpadła po uszy w jeszcze większe bagno. Ich związek zawisł na linie cienkiej niczym włos. Mogli sobie pomóc tylko jednym hasłem SMS-owym: „Cezar”. Czy policja z Nowego Targu i Zakopanego zareaguje na taki znak? Uwierzy, że to rozpaczliwe wołanie o ratunek? Tylko to hasło wywoławcze, które kiedyś, w lepszych czasach, wymyślili dla siebie, mogło sprawić cud, poruszyć pokłady zrozumienia i zaufania, mogło obudzić nadzieję, ale równie dobrze sprowokować siły zła i doprowadzić do nieodwracalnych krzywd.
Wyjeżdżając do Maruszyny ze sztuczną misją ratowania swojego związku, Krystian i Justyna nie wiedzieli, że los – a może siła boska? – zmusi ich do ponadludzkiego wysiłku, by ocalić wiarę w siebie i w drugiego człowieka. Nie mieli też pojęcia, że będzie to ten moment, w którym odtworzą w sobie zapomnianą, pokrytą kurzem wiarę w boga, i że cytaty z biblii pozwolą im przetrwać najgorsze. Ta część książki wymaga od nas szczególnej uwagi, ponieważ autorce udało się w sposób niezwykle sugestywny i plastyczny pokazać przemiany, jakie dokonały się w duszach obojga bohaterów. Pisarka dała wyraz, jak sądzę, swojemu przekonaniu, że podstawą prawdziwej miłości muszą być wiara i nadzieja. „Cykada na parapecie” (tytuł wieloznaczny!) jest opowieścią wielowarstwową – i żadna z tych warstw nie pozwala przejść nad przesłaniem książki obojętnie. Główna bohaterka namawia – po przerażających przejściach, jakie stały się jej udziałem – do biegu przez życie z otwartymi dłońmi i sercem. Sądzicie również, że tak trzeba?
M.M. MACKO o sobie. „Nazywam się Marta Balon, tworzę pod pseudonimem M.M. Macko. Urodziłam się w 1976 roku we Wrocławiu. Kiedy byłam dzieckiem, marzyłam o tym, żeby zostać weterynarzem. Jednak w latach, na które przypadło moje dzieciństwo, zawód ten zazwyczaj oznaczał pracę w trudnych warunkach na wsi. Sterylne i piękne gabinety weterynaryjne nie należały wówczas do zjawisk powszechnych. Do tej pory pamiętam babcię ostrzegającą mnie, że jeśli pragnę leczyć zwierzęta, albo jak ona powiadała, stać się felczerem, muszę być wystarczająco silna, żeby odebrać poród od krowy. Nie wiem, dlaczego kochana babunia wybrała akurat ten przykład. Może ze względu na własne doświadczenia podczas zsyłki na Syberię, kiedy rzeczywiście została zmuszona do tego, żeby wyciągnąć z krowy cielaka (…). Gdzieś po drodze marzyłam o pracy dziennikarza (…). Ostatecznie zostałam nauczycielem języka angielskiego, co sprawiało mi ogromną przyjemność przez wiele lat. Ufam, że moi uczniowie mogą potwierdzić, że jestem całkiem niezłym belfrem. Miałam przywilej uczyć osoby indywidualne, jak i różne grupy wiekowe w rozmaitych miejscach. Nauczyciel to wspaniały zawód, ponieważ wiąże się z kreatywnością. Wiedzę można przekazywać w coraz to nowy sposób, pod warunkiem, że nie popadniemy w zabijającą wszystko rutynę (…). W końcu nadszedł moment, kiedy poczułam, że potrzebuję coś zmienić w sferze zawodowej. Zajęłam się tłumaczeniem ustnym oraz pisemnym, które według mnie stanowi świetną bazę wyjściową do tworzenia własnych tekstów. Początki nie należały do najłatwiejszych (…). Moja przygoda z pisaniem rozpoczęła się we wczesnym dzieciństwie, ale z biegiem lat porzuciłam ją, tłumacząc to sobie całym wachlarzem wymówek. Od czasu do czasu dawała o sobie znać i gdzieś w głębi serca zawsze wiedziałam, że muszę pozwolić się przez nią pochwycić. Każdy pisarz marzy o popularności i sukcesie. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jestem wyjątkiem. Oczywiście, że chcę, aby ludzie czytali to, co stworzę. Wierzę w Boga, który wkłada w nas talenty, marzenia i dary. Wierzę, że kiedy je rozwijamy, przynosimy Mu radość. Bez względu na to, czy zasięg mojego wpływu obejmie małe czy duże kręgi, pragnę wyrazić siebie przez słowa. Poczuję się niezmiernie zaszczycona, jeśli będziecie towarzyszyć mi w podróży” (fragmenty CV pochodzą ze strony autorki: https://mistrzynislowa.pl/). M.M. Macko pisze głównie historie obyczajowe z elementami fantastyki, romansu i kryminału. W 2019 zadebiutowała opowiadaniem „Wywiad” w antologii „Deszczowe sny”. W 2020 ukazała się jej debiutancka powieść „Zapomniałem dodać”. W kolejnym roku jej opowiadanie „Sprawa Etana Patza” znalazło się w antologii „Granice wyobraźni”. Fanka powieści Harukiego Murakamiego i opowiadań Alice Munro.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników portalu LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze powieści M.M. Macko „Cykada na parapecie”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi uzasadnią odpowiedź na pytanie: Jak rozumiesz tytuł nowej powieści M.M. Macko? Odpowiedzi wysyłajcie je na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 egzemplarze powieści M.M. Macko „Cykada na parapecie”, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 26 czerwca 2023 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na nadesłaniu odpowiedzi na pytanie: Jak rozumiesz tytuł nowej powieści M.M. Macko?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod informacją o książce na portalu LADY’S CLUB w sekwencji PAN BOOK.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie wraz z odpowiedzią na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji – w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Jak rozumiesz tytuł nowej powieści M.M. Macko? Odpowiedź: Nowa powieść M.M. Macko nosi tytuł „Cykada na parapecie”. To proste, w miejskim języku potocznym słowo cykada oznacza coś cennego, co szkoda ominąć albo stracić. Na przykład: „Zgubiłem pieniądze, no i cykada!”. Oczywiście dopuszczalne są i inne interpretacje, wynikające bezpośrednio z analizy zachowań bohaterów, ale na pierwszy rzut oka chodzi właśnie o stratę, o niepodjęcie szansy, która była pod ręką, na widoku, na parapecie właśnie. Książki otrzymują: 1) Bronisław Milczkowski, Zebrzydowice, 2) Magdalena Ostrowska, Bydgoszcz. GRATULUJEMY! (wpis z 30 czerwca 2023)