RECENZJA. O ROKU ÓW! KTO CIEBIE WIDZIAŁ?…

Michaił Bułhakow napisał, że „fakty to najbardziej uparte rzeczy na świecie” i przez długi czas maksyma ta i jej oczywistość robiły za swoisty wzorzec z Sèvres. Niestety, obecnie fakty traktuje się z coraz większą rezerwą. Szczególnie widać to w sposobie opisywania wydarzeń historycznych. Atrakcyjność i „fajność” są ważniejsze niż prawda. Dlatego współczesny odbiorca ogląda ciemnoskóre damy dworu w serialu o XVI-wiecznej Anglii i zachwyca się przygodami potomka Walkirii, „szlachetnego bojownika o wolność i demokrację”, grafa Clausa ze Stauffenbergów.

To, co dałoby się od biedy usprawiedliwić w odniesieniu do kultury masowej, nie znajduje uzasadnienia w literaturze faktu. Ukazała się niedawno książka Szwedki Elisabeth Åsbrink 1947. Świat zaczyna się teraz, laureatki Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Otrzymała ją za książkę W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa. Uwielbiam podróżować z Herodotem, lecz biorąc pod uwagę to, co dzisiaj wiemy o Kapuścińskim i jego twórczości (nie tylko w świetle biografii Artura Domosławskiego), informacja o tej nagrodzie to raczej ostrzeżenie niż rekomendacja. Lekko się uprzedziłem, jednak temat był frapujący, a pomysł na książkę znakomity, więc rzuciłem się na nią jak… książę Bogusław na Oleńkę. I z podobnym skutkiem. Sama autorka skutecznie ostudziła mój zapał już we wstępie, na trzech stronach wyliczając straty po wojnie i… ani razu nie wspominając Polski. Roni w zamian krokodyle łzy nad cierpieniami Niemców. Tragiczne losy Clydebank, Wiener Neustadt i Berlina wyostrzyły mój krytycyzm, I słusznie, jak się okazało.

Rok 1947. Drugi rok pokoju po wywołanej przez Niemców rzezi, która zmniejszyła populację ludzką o ponad 60 milionów istnień. Jak o tym zapomnieć? A może to konieczne? Życie nieustannie podąża dalej, mimo usilnych starań człowieka, pielęgnującego w sobie gen autozagłady. Te pytania pojawiają się wprawdzie na marginesach, lecz mimo wysiłków autorki odpowiedzi mają mało uniwersalny charakter. Dwanaście miesięcy drugiego roku pokoju, tak upragnionego przez zwykłych ludzi (bo politycy i wojskowi zawsze mają w planie jakąś wojnę), autorka przepuściła przez ciasne sito swoich wspomnień i wyobrażeń o nich. Razi jednak nachalny prezentyzm, przez co jej opowieść o roku 1947 traci odcień obiektywizmu. Nie wiem, dlaczego zakwalifikowano tę opowieść jako literaturę faktu, skoro opisywane wydarzenia autorka zna wyłącznie z gazet, wspomnień i książek? Trudno więc w tym przypadku rozważać znany reporterski dylemat, czy autorka jedynie rejestrowała i opisywała świat, czy też kreowała jego wizję w zgodzie z jakąś ideą, jaka by ona miała nie być? Åsbrink najwyraźniej opowiedziała się za drugą częścią tego dylematu.

Można próbować udowadniać, że wybrane przez nią wątki dają przekrojowy obraz tamtego świata: Norymberga i rozliczenia po II wojnie światowej, nazizm odradzający się krajach skandynawskich i Ameryce Południowej, antysemityzm (oczywiście!) w Europie Środkowej, rasizm w Hollywood, a na okrasę Orwell, narodziny słynnego „kałacha”, plan Marshalla, UFO i najlepszy, moim zdaniem, wątek o Theloniousie Monku. Ale to groch z kapustą. Z jednej strony podział Palestyny i Indii oraz początki międzynarodowych regulacji dotyczących ludobójstwa, czyli wydarzenia doniosłe i istotne dla dalszych dziejów świata, z drugiej – związek ikony feminizmu Simone de Beauvoir i Nelsona Algrena, czyli prototyp patchworkowych romansów celebrytów, bez szacunku dla małżeństwa, przysięgi, wierności obowiązkom itp. Klucz doboru? Wedle autorki następujący: Zdarzenia układają się obok siebie, a ja spośród nich wybieram (…). To proste równanie: czas, wydarzenia plus wybór. Wynik: drut kolczasty. Według mnie, przejaw tego, co Paweł Lisicki nazwał holocaustianizmem. Wyznawcy tej nowej religii dzielą historię świata na okres przed i po holokauście, opowieściami o Zagładzie wypierając inną narrację o wojnie. Obsesje nie mają powodów. To czyni je obsesjami, jak mawiał Clint Eastwood. Ów drut kolczasty, w zasadzie opleciona nim rodzinna opowieść, to miała być w zamyśle autorki fastryga łącząca wszystkie inne wątki. Tymczasem ów trzynasty rozdział jest jak klin wciśnięty pomiędzy czerwiec a lipiec 1947. Ani ta historia wyjątkowa, ani wciągająca, przynajmniej dla polskiego czytelnika, którego program minimum obejmuje Opowiadania Borowskiego, Medaliony Nałkowskiej, Rozmowy z katem Moczarskiego czy wspomnienia Grzesiuka. Wynurzenia Åsbrink o koszmarze wojny z perspektywy węgierskiego Żyda nie wywołują nadzwyczajnych wrażeń. Być może autorka jest tego świadoma, dlatego sięga po dopalacze, podkręcając historię, koloryzując ją, czasami mijając się z prawdą. Katarzyna Tubylewicz napisała, że to ważna, inteligentna i otwierająca oczy na wiele spraw opowieść. Użyłbym raczej określenia zgrabna. Czy ważna? Śmiem wątpić. Może dla niektórych zideologizowanych środowisk. Rzeczywistość 1947 była bardziej fascynująca. Zachęcam do samodzielnego przyjrzenia się tym dwunastu miesiącom, bez przewodnictwa Elisabeth Åsbrink i jej reportażu.

ADAM ZDANOWSKI

Elisabeth Åsbrink, 1947. Świat zaczyna się teraz, Wydawnictwo Poznańskie (www.wydawnictwopoznanskie.com.pl). Przekład Natalia Kołaczek. Str. 286.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress