STANISŁAW BUBIN
Oto kolejna, wydana przez Iskry książka Lechosława Herza, którą przeczytałem i rekomenduję z prawdziwą przyjemnością, a nawet ze wzruszeniem. Po wspaniałym „Igrcu” ukazał się teraz tom pod tytułem „Puszcza”, z dopiskiem „Opowieści kampinoskie”. Przypomnę, że zeszłoroczny „Igrzec” zawierał autobiograficzne „Opowieści mocno osobiste”. Nie pominę się zatem z prawdą, podkreślając, że ten najnowszy tytuł to jakby ciąg dalszy Herzowych „Opowieści mocno osobistych”, tym razem jednak z Puszczą Kampinoską i jej piewcą w rolach głównych. Nie ma bowiem Herza bez Puszczy, jak i Puszczy bez Herza! To każdy miłośnik przyrody i krajoznawstwa już wie doskonale.
W tej Puszczy Kampinoskiej zostawił autor kawał życia i serca. I aż nazbyt wiele wyraźnych i osobistych śladów, a ten najnowszy, z miłości do puszczańskiej przyrody wyrosły tom, jest nie tylko dowodem na to, ale zarazem ukoronowaniem przeszło sześćdziesięcioletniego w nią wrastania. Ba! W tym okresie przez ponad ćwierć wieku autor pomieszkiwał w starej drewnianej leśniczówce w sercu Puszczy. To właśnie jemu ów jedyny w swoim rodzaju kilkusethektarowy las mazowiecki w pradolinie Wisły, położony na północny zachód od Warszawy, zawdzięcza wiele turystycznych szlaków (sam je kiedyś wytyczał i oznaczał farbą wraz z żoną), a także przewodników, artykułów, esejów, map, zdjęć oraz nazw miejsc rozmaitych i szczególnych, bowiem cierpliwie zajmował się również puszczańską onomastyką.
Teraz niestrudzony piewca polskiego krajobrazu (autor takich tytułów, jak między innymi „Pod ożywczym drzew cieniem”, „Podróże po Mazowszu”, „Wardęga”, „Klangor i fanfary”) uraczył nas niezwykłą gawędą o Puszczy Kampinoskiej, jej przyrodniczym pejzażu, o różnych miejscach, miejscowościach, ludziach, zwierzętach i historiach. Być może nazwanie tej książki gawędą nieco trywializuje jej znaczenie, bo część rozdziałów to przecież poważne artykuły, między innymi o Palmirach, Ćwikowej Górze, Mogilnym Mostku, Łosiowej Wólce, Rgilewnicy czy Lipkowskiej Wodzie, lecz nie zmienia to faktu, że całość jest oryginalnym rodzajem literackim, dla którego prawzorem były pewnie luźne rozmowy i opowieści autora o jego przeżyciach, z dużą ilością dygresji i ciekawostek. To przy okazji znakomite uzupełnienie przewodników turystycznych Lechosława Herza i summa jego krajoznawczych wędrówek. Nikt wcześniej nie wyznał w taki sposób swojej fascynacji prastarą Puszczą i otaczającym ją światem. Nikt lepiej nie ukazał jej urody i przyrodniczego bogactwa. Nikt pełniej i precyzyjniej nie udowodnił, jakim jest ona skarbem dla dwumilionowej wielkiej Warszawy. Przytoczę za autorem ważne zdanie z przedmowy: Zadziwiające jest bowiem, jak wiele naturalnej przyrody wciąż jeszcze trwa w bliskim sąsiedztwie aglomeracji warszawskiej. Dla tej opinii kluczowy jest zwrot: Wciąż jeszcze trwa! Istotnie, puszczańskie ostępy nadal jeszcze rosną tylko dzięki temu, że w 1959 roku w części województwa warszawskiego (obecnie mazowieckiego) utworzony został Kampinoski Park Narodowy, w 2000 roku wpisany na światową listę rezerwatów biosfery UNESCO. I dzięki temu obszar parku został uznany przez Parlament Europejski za ostoję ptaków o randze europejskiej. Gdyby nie te prawne regulacje, być może po Puszczy pozostałyby już dzisiaj tylko wspomnienia. To dzięki staraniom profesorostwa Jadwigi i Romana Kobendzów (o których autor pisze z ogromnym szacunkiem) utworzono przed wojną pierwsze rezerwaty: w Granicy (1936) i Sierakowie (1937), a po wojnie park o powierzchni blisko czterystu kilometrów kwadratowych.
Lechosław Herz nie snuje swojej opowieści o Puszczy cały czas z pełnym namaszczeniem, wzniośle, poetycko i marzycielsko. Owszem, są w książce fragmenty liryczne, ale gdy trzeba, autor jest twardym realistą. Puszczy przez ostatnie stulecia zadano wiele bolesnych ran – i o tym też możemy przeczytać. Karczowano ją, wyrzynano, wypalano na wiele sposobów. To w niej w osiemnastym stuleciu w wielu smolarniach wyrabiano, a później Wisłą do Gdańska spławiano smołę, potaż, dziegieć i węgiel drzewny. Puszcza była terenem łowów na łosie, jelenie i dziki. Polowali Władysław Jagiełło, Jan III Sobieski i Stanisław August Poniatowski, a także liczni dziedzice i włościanie miejscowi. Legalnie i nielegalnie. Wraz z wycinaniem lasu wytrzebiono i zwierzynę. W dziewiętnastym wieku zaczęły się intensywne melioracje bagien, połączone z wycinką olsów. Podczas pierwszej wojny światowej Niemcy wycięli dalsze połacie Puszczy, a wojska rosyjskie zniszczyły kolejne duże obszary lasu, przygotowując w nim pozycje obronne. W okresie międzywojennym, wojennym i powojennym nadal eksploatowano drewno na masową skalę. Historia i przemarsze wojsk od dawna odciskały się krwawo i boleśnie na puszczańskiej przyrodzie. Puszcza była świadkiem i areną wielu wydarzeń w historii Polski. W 1410 roku jej zachodnim skrajem podążał pod Grunwald król Władysław Jagiełło. W 1794 roku północnym krańcem maszerowała dywizja dowodzona przez generała Henryka Dąbrowskiego. Także w okresie powstania styczniowego las dawał schronienie walczącym Polakom. We wrześniu 1939 roku i w czasie okupacji hitlerowskiej Puszcza stała się miejscem wielu walk i potyczek partyzanckich, a także masowych mordów dokonywanych przez nazistów na ludności cywilnej. Pamiątkami tych wydarzeń są rozsiane po całej Puszczy samotne mogiły i cmentarze poległych tam ludzi, między innymi w Palmirach.
Niemal w każdym rozdziale swojej książki Lechosław Herz podkreśla ścisły związek dziejów Puszczy z dziejami rodzaju ludzkiego. Najpiękniejsze okazy starodrzewu, przepiękne dęby i sosny, padały pod toporami i piłami Polaków, Rosjan (carskich i tych za komuny), a także Niemców za czasów obu wojen światowych. Ślady historyczne odnajdują się między innymi w nazwach osad i miejscowości. Był kiedyś Wilków Niemiecki, który z czasem zamieniono na Wilków Nowy. Są Holendry koło Wiskitek i inne Holendry w okolicach Serocka. Bo tam lokowano kolonizatorów. Były też Holendry Secemskie, Wilkoskie, Gniewniewskie i Małowiejskie. Były wcale liczne ślady po Szwedach. I setki małych, zarosłych i zdewastowanych pozostałości cmentarzy na całym kampinoskim odcinku doliny wiślanej. Autor wspomina też o licznych majątkach, kościołach różnych wyznań, o kapliczkach przydrożnych i nagrobkach.
Lata wczesnego PRL-u nie przysłużyły się przyrodzie. Wszystko było państwowe, więc niczyje. Rżnął, kto chciał. Kłusował, kto chciał. Ludowe Wojsko Polskie kryło między drzewami koszary, wartownie, magazyny amunicji, bocznice kolejowe. Za cud można uznać, że w mrocznym, paździerzowym i szarym okresie komuny, w epoce gomułkowszczyzny, udało się tak niewielu zacnym ludziom, prawdziwym miłośnikom przyrody, przekonać tak wielu aparatczyków, by wydali zgodę na utworzenie parku narodowego. Lechosław Herz wiele pisze o nich, o tych zacnych postaciach, zasłużonych dla parku i ojczystej przyrody. Pisze i wyraża im wdzięczność, bo dzięki nim ten obszar leśny ocalał, odnowił się, odbudował, zmężniał i stał się nieocenionej rangi skarbem dla stolicy, rezerwuarem tlenu dla potężnej aglomeracji, miejscem odpoczynku i cudownych pieszych i rowerowych wędrówek po wydmach, bagnach, turzycowiskach, kotlinkach i piaszczystych górkach. Ten skarb jest wciąż na wyciągnięcie ręki! Znad północnych granic administracyjnych Warszawy można dotrzeć w sprzyjających okolicznościach do miejsc, gdzie słychać fanfary żurawi, gdzie derkają derkacze, bobrują bobry, gdzie rykowiska odbywają jelenie, gdzie buczą zakochane łosie w ciągu dwudziestu-trzydziestu minut!
Proces odtwarzania boru wciąż trwa, jeszcze się nie zakończył. Zakusy na wycinanie drzew, na rąbanie, na okrajanie parku i jego otuliny nie zakończyły się, zwłaszcza za obecnej, PiS-owskiej władzy, która niszczenie przyrody (czytaj: zamienianie jej na pieniądze) wpisała sobie na sztandary, czego doświadczają wszystkie polskie puszcze i lasy, od Białowieży poczynając. Dodam przy tym, że od końca lat 70. ubiegłego wieku dyrekcja parku wykupuje po dobrej woli ziemię od rolników i stopniowo grunty orne zalesia, skutecznie ograniczając osadnictwo. Ludzie rezygnują z gospodarstw, bo na piaskach słabo wszystko rośnie, bo te piaski pod sosny są dobre, a na intensywne rolnictwo się nie nadają – i to jest błogosławieństwem dla Puszczy. Proces cierpliwego odrastania trwa. Na odtworzenie boru potrzeba około 150 lat, a najbardziej cennego drzewostanu grądowego – od 350 do 400 lat. Autor opisuje wiele wiosek, które zniknęły z map Kampinosu. Tylko czasami latem, przy ogniskach i kiełbaskach, spotykają się w Puszczy ich dawni mieszkańcy. A przyroda z tego korzysta, wdzierając się na zasiedlone dawniej tereny. W dziesiątkach ostatnich lat wszystko się tam ogromnie pozmieniało, przyroda doszła do głosu w imponujący sposób. Kiedy więc zagrożenie wewnętrzne, ze środka Puszczy, ze strony jej mieszkańców, powoli przemija, wciąż niebezpieczne jest zagrożenie zewnętrzne – ze strony turystów masowo przybywających do lasu swoimi samochodami, motocyklami i quadami, a przede wszystkim ze strony pazernych władz i niektórych pozbawionych etyki leśników i myśliwych. Książka Lechosława Herza jest choćby z tego względu dziełem potrzebnym i pożytecznym, koniecznym i ważnym, uświadamia bowiem wszystkim, jak cenne są nasze lasy, ile w nich piękna i bogactwa.
Wydmy powstałe w pradolinie Wisły i obszary bagienne są najbardziej charakterystycznymi elementami kampinoskiego krajobrazu. Wydmy parku uważane są za najlepiej zachowany kompleks wydm śródlądowych w Europie. Tak kontrastowe środowiska sprzyjają różnorodności świata roślin i zwierząt. Bagna porośnięte są roślinnością łąkową, turzycami, zaroślami i lasami bagiennymi, do których należą laski olsowe i łęgowe. Najczęściej jednak spotykanym w Puszczy Kampinoskiej zespołem leśnym jest bór sosnowy. Po nim zaś dębowy, który stanowi już około 10 procent drzewostanu. Dolina nieuregulowanej (oby jak najdłużej!) Wisły ze swoimi starorzeczami, piaszczystymi łachami, wyspami i zaroślami stanowi ważne miejsce bytowania wielu zwierząt, między innymi łosi, będących symbolami parku, bobrów, rysi i wilków.
Niestety, cywilizacja postępuje i szkodzi wszystkim, także zwierzynie. Nowe szosy przecinające park, szybkie nawierzchnie i motoryzacja robią swoje. Im więcej zwierząt i samochodów, tym więcej tragicznych kolizji. Giną piękne okazy, giną ludzie, stale się o tym słyszy. Jednak jest też rzecz nadzwyczajna i prawdziwa – zbliżanie się aglomeracji warszawskiej do lasu i lasu do miasta sprawia, że oba środowiska zaczynają się powoli przenikać. Już nie tylko lisy i dziki pojawiają się na ulicach, ale również dostojne łosie i sarny. I żurawie, o czym wspomina autor – one także zaczynają gniazdować w miejscach oddalonych ledwie o kilka kilometrów od ruchliwego miasta. Przylatują na mazowieckie mokradła, a ich klangor słychać niekiedy w warszawskich blokach…
Książka Lechosława Herza uczy miłości i szacunku do natury. I pokory. Opisuje niezmienność i wiekuistość trwania lasu w jego nieustającej zmienności. Nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las… Pamiętacie? Wszystko wokół się zmienia i Puszcza też przeobraża się na wiele sposobów. Naszym głównym zadaniem jest bronić ją nie tyle przed nią samą, bo bez nas świetnie da sobie radę, jak w czasie błogosławionej dla przyrody pandemii, lecz głównie przed innymi ludźmi. Tymi złymi! I nie wolno jej przeszkadzać. Jak najmniej wtrącać się w jej istnienie. W jej drzewostany, w jej rośliny, w bioróżnorodność, w prawa zwierząt, której w niej mieszkają. Najznakomitsze partie książki, to fascynujące opisy przyrody o różnych porach roku i różnych porach dnia. Przeczytajcie choćby po to, by dowiedzieć się, jak wyglądają przedświty porą jesienną i zimową, jak latem po deszczu wstają mgły nad bagnami i które ptaki pierwsze zaczynają śpiewy, jak nad turzycowiskami wystrzeliwują pierwsze promyki słońca, jak ukrywa się las widziany z oddali za cienką mgiełką horyzontu, jak patrzą na nas łosie, jak podejść żurawia lub jelenia, by zrobić mu nadzwyczajne zdjęcie…
Są też cudowne fragmenty związane z samą leśniczówką Herzów, poświęcone psom i kotom, które tam przychodziły i mieszkały, sowom, nietoperzom, pszczołom oraz rysiom i dzikom, które pod domostwo podchodziły. I ludziom poświęcone, z którymi autor się spotykał. Leśnikom, pracownikom parku, takim jak on piechurom i krajoznawcom, takim jak on miłośnikom przyrody. Widać, jak wszystkimi zmysłami chłonął autor te leśne widoki i sceny, jak się nimi upajał i jak je zapamiętywał. Cenną wartością „Puszczy” są też wyimki ze starodawnych ksiąg, notatki z archiwów i gazet, cytaty z kronikarzy i poetów… Bo żeby poznać las do głębi, od podszewki, poznać ludzi i ich historie, dzieje śródleśnego osadnictwa i zdumiewających nazw geograficznych, sięgał Herz często do najstarszych zapisków, do pierwszych map i listów, jakie otrzymywał od wielu „puszczańskich”, czyli od dawnych mieszkańców kompleksu.
W zakończeniu książki przywołał zaś zdanie z twórczości Julii Hartwig: W naturze poza jej urodą, poza tym, że szukamy w niej pewnego uspokojenia i piękna, pociąga nas fakt, że ona niesie za sobą jakby przesłanie wieczności. Rzadko doświadczamy tego uczucia w świecie miejskim (…). Natura, mimo że jest uporczywie przez nas niszczona, ma w sobie trwałość. To jest jej istota. Wieczność jest w nią wpisana.
Cała książka Herza jest potwierdzeniem tej tezy. Autor, kiedy tylko mógł, umykał z miasta, wkraczał na puszczańskie ścieżki, oddychał wolnością, nastrajał ciszę. Dostrzegał zmiany w przyrodzie, ale i w sobie. Dostrzegał starość drzew i dojrzałość własną. Dostrzegał nowe domy w otulinie parku i ruiny arystokratycznych dworków. A także zapadające się w ziemię wioski i pola orne, opanowywane najpierw przez brzeziny, później przez młode sosenki i dębczaki. Przystawał, rozglądał się, nasłuchiwał. Tu przebiegła łania z jelonkiem, tam zastukał dzięcioł, spod nóg wyrwał się spłoszony derkacz. Szelesty, trzaski gałązek, jakieś kwilenia, buczenia, świergoty. Język Puszczy, który rozumiał i rozumie nadal, którym się posługiwał i wciąż posługuje po latach z nią obcowania i doświadczeń. Piękny język, równie piękny jak polszczyzna, którą książkę napisał. Mimo to cisza dokoła. I to cudowne poczucie wolności – zanotował. Wszechogarniające. Żadnych kłopotów. Żadnych problemów. Tylko zmęczenie. Radość zmęczenia trudnym marszem. Poznawanie Puszczy to był trudny marsz. Trudny, ale dający radość. Przez wiele lat zasiadał Lechosław Herz w Radzie Naukowej Kampinoskiego Parku Narodowego i w Regionalnej Radzie Ochrony Przyrody. Od 1965 roku zaprojektował około dwa tysiące kilometrów szlaków znakowanych dla turystyki pieszej na Mazowszu. To był trudny marsz, lecz z sukcesami.
Dlatego z przekonaniem i ufnością polecam książkę o Puszczy wszystkim – zarówno tym, którzy ją znają i chcieliby poznać lepiej, jak i tym, którzy nigdy w niej nie byli i nie poznali dotąd ani jej urody, ani smaku. Albo którzy tej Puszczy dotąd nie doceniali i nie wierzyli, że na niżu polskim, tuż koło Warszawy w kierunku gdańskim, znajduje się największa mazowiecka perła w koronie przyrody ojczystej.
***
LECHOSŁAW HERZ (na zdjęciu powyżej) z wykształcenia jest aktorem teatralnym, filmowym i radiowym. Urodził się w dawnej Galicji, dorastał na Górnym Śląsku, a dojrzałe lata, blisko pół wieku, mieszkał w Warszawie i na równinach mazowieckich. Wiele lat spędził na scenie Teatru Dramatycznego. Jego największą i najprawdziwszą życiową pasją były podróże, wędrówki, odkrycia krajoznawcze, góry i niziny – to do nich miał największe predyspozycje. Jest autorem „Podróży po Mazowszu”, „Klangoru i fanfar”, „Pod ożywczym drzew cieniem…”, „Świstów i pomruków”, „Wardęgi” i wielu innych książek krajoznawczych, a także bloga www.mazowszezsercem.blogspot.com. W ubiegłym roku, także w Iskrach, ukazał się jego autobiograficzny „Igrzec”. Lechosław Herz jest jednym z najlepszych znawców Mazowsza, przyrodnikiem i regionalistą, turystą i taternikiem, podróżnikiem i działaczem społecznym, fotografikiem, popularyzatorem zagadnień przyrodniczych, krajoznawczych i turystycznych, a także publicystą, autorem kilkuset artykułów i esejów, wielu przewodników i albumów krajoznawczych. Szczególną popularnością cieszyły się jego przewodniki po Puszczy Kampinoskiej (kilka wydań), Mazowszu oraz Tatrach i Podtatrzu, a także po Puszczy Kamienieckiej i Białej. Jeżeli chcecie poznać bliżej autora, przeczytajcie recenzję poprzedniej książki Lechosława Herza „Igrzec” w sekwencji Pan Book na portalu LADY’S CLUB: https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/jak-przesypujace-sie-ziarna-piasku-recenzja/.