STANISŁAW BUBIN
Nowy, mocny kryminał Krzysztofa Jóźwika, autora obnażającego w swoich książkach najczarniejsze strony ludzkiej natury, nosi tytuł „Baron”. To ksywka od nazwiska Baronowski. Karol Baronowski i jego brat Sebastian uchodzili w Puławach za poważnych przedsiębiorców. Prowadzili dużą rodzinną firmę transportową, operującą w całym kraju. Mieli flotyllę tirów i wozili wszystko. Niewielki biznes dawno temu założył ich ojciec, a po jego przedwczesnej śmierci chłopcy przejęli interes i solidnie go rozkręcili.
Wprawdzie niektórzy dziwili się, że w krótkim czasie braciom udało się tak poważnie zwiększyć obroty i włożyć kupę kasy w stajnię ciężarówek, ale tłumaczyli to sobie operatywnością Baronowskich i dobrze zainwestowanym kredytom na rozwój. Spedycją zajmował się Karol, porządkiem w papierach Sebastian. Żadne inspekcje skarbowe nie miały się do czego przyczepić. Dla fiskusa ich firma samochodowa uchodziła za wzór. I tylko niewielu wiedziało, że biznes z tirami stanowił dla Barona i jego brata czubek góry lodowej. Pod tą przykrywką działał zupełnie inny interes – fabryka narkotyków, doskonale ukryta w podziemiach zakładu. Ciężarówki świetnie nadawały się do rozwożenia prochów i prania pieniędzy. Przestępcza działalność Baronowskich była tak zakamuflowana, że policja w Puławach nie miała bladego pojęcia o istnieniu tajnej wytwórni. Centralne Biuro Śledcze Policji też nic nie wiedziało, poza tym, że gdzieś z południa kraju płynęły do Warszawy i reszty województw dostawy metamfetaminy. Ale skąd dokładnie i jakimi kanałami – nie wiadomo.
O tych wszystkich sprawach dowiadujemy się z książki Krzysztofa Jóźwika niemal na samym początku. Autor nie ukrywa, że Baron i jego ludzie są gangsterami. Bezwzględnymi! Jak bardzo, dowiadujemy się o tym szybko, gdy jeden z ludzi Barona złapany został na kradzieży kasy należącej do bossa. Dobry kryminał – a za taki uważam powieść – nie miałby jednak sensu, gdyby nie pojawił się w nim trup. I pojawił się od razu. Szczerze powiedziawszy, autor nie pożałował nam truposzy, mamy ich prawdziwy wysyp. Zacząłem nawet liczyć w pewnym momencie, lecz się pogubiłem w krwawych jatkach. Dlatego wydawca uczciwie oznaczył publikację znakiem ostrzegawczym 18+, ponieważ śmierć kosi w tej książce uporczywie co kilkanaście stron – i nie są to przypadki zwyczajne. Wyobraźnia pisarza zaskakuje. Rozmaite sposoby wysyłania ludzi na drugi świat są znane od dawna, lecz Krzysztof Jóźwik w tej dziedzinie osiągnął swoiste mistrzostwo. Odradzam tę lekturę ludziom o słabych nerwach, a jeśli ktoś się uprze (do czego ma prawo), lepiej niech nie czyta o zbyt późnej porze – można mieć poważne kłopoty z zaśnięciem. Tyle tytułem recenzenckich ostrzeżeń. Ja tę książkę połknąłem błyskawicznie i z ukontentowaniem, ponieważ dawno nie miałem w rękach powieści tak dynamicznej i doskonale napisanej.
Czy użyłem wcześniej słowa „kryminał”? Ależ tak! Kryminałami są też powieści Joanny Chmielewskiej i Agathy Christie, jednak powieść Krzysztofa Jóźwika leży daleko od nich, bo to książka najczystszej akcji, pełna sensacji i dramatycznych zwrotów, brutalna i chlupocząca krwią. Kto przeczyta i gładko przełknie sceny wymyślnego zabijania powinien dostać medal za odwagę. Nie piszę tego, żeby zniechęcać czy straszyć. Ta powieść po prostu taka jest, bo tacy są jej negatywni bohaterowie. Autor nie epatuje zbrodnią po to, żeby zaspokajać swoje czy cudze sadystyczne ciągoty – bohaterowie są jak najbardziej realistyczni i prawdziwi w tej narracji. Można założyć, że gdzieś poza Puławami podobni gangsterzy istnieli naprawdę i że gdy doszło do wojen między gangami narkotykowymi, fali okrucieństw też nie było końca. Prawdziwi policjanci mogliby coś więcej na ten temat powiedzieć.
Powieść ma wiele wątków, a wszystkie zręcznie splatają się w zgrabną całość. Jeden z nich dotyczy nieszczęśliwej miłości i śmiertelnej rywalizacji pomiędzy pewnym policjantem a – uwaga! – prokuratorem, którego nikt z nas nie chciałby spotkać na swojej drodze. Ta sekwencja fabularna jest jakby oderwana od głównego nurtu akcji, lecz po pewnym czasie łączy się z nim, co dowodzi zręczności autora w konstruowaniu książki. Nas jednak bardziej powinni zajmować bracia, a szczególnie jeden z nich, wybity w tytule. Długo nie widać związku pomiędzy firmą transportową Baronowskich a odnalezionymi w wodzie straszliwie okaleczonymi i pozbawionymi twarzy zwłokami młodej kobiety. Znani z wcześniejszych książek Jóźwika puławscy policjanci, Ewa Jędrycz i Hubert Zaniewski, dostali do prowadzenia tę właśnie sprawę, ale śledztwo od początku nie układało im się zbyt dobrze. Można nawet powiedzieć, że ugrzęzło w miejscu; na domiar złego między gliniarzami doszło do kwasów z powodów osobistych, więc morderca mógł spać spokojnie. Oczywiście do czasu, bo nagle w niezbyt wielkim mieście trupów pojawiło się zbyt wiele. Pozornie odległe od siebie zabójstwa łączyło kilka cech charakterystycznych. Jedną z nich było… okrucieństwo. Wszystkie ofiary potraktowane zostały wyjątkowo brutalnie, sadystycznie, jakby sprawca bądź sprawcy doznawali amoku, wręcz seksualnej podniety przy zadawaniu śmierci. Z czasem ślady zaczęły prowadzić w jednym kierunku – do sprawnych, rzutkich i czystych jak łza biznesmenów. Zbyt czystych jak na życiowe standardy. Jeden z oficerów śledczych upatrzył sobie ich firmę, bo miał przeczucia i… zero dowodów. W takich sprawach policja działa zazwyczaj rutynowo – nie masz nic, więc odpuść. Oficer naraził się swoim zwierzchnikom, dostał inne zlecenia, lecz… nie byłoby dobrej książki, gdyby nie policyjny nochal, zwany niezawodną intuicją, a ta poprowadziła go znowu w zakazaną stronę…
Krwisty jak nieźle wysmażony stek kryminał Krzysztofa Jóźwika nabiera pędu z każdą przeczytaną stronicą. Nie chcę nikomu psuć przyjemności, lecz w pewnym momencie można się poczuć jak na rollercoasterze, który urwał się z łańcucha i pędzi raz w górę, raz w dół. Gangsterskie porachunki, krwawe łaźnie z obcinaniem palców włącznie, akcje antyterrorystów, pościgi samochodowe, wybuchy trotylu i nierozwikłana niemal do końca zagadka straszliwych morderstw potęgują ogromne napięcie i wywołują emocje rzadko spotykane w trakcie lektury. Dlatego mówię z przekonaniem: od „Barona” nie można się oderwać, „Barona” trzeba przeżyć! Ręka w górę, kto się ze mną zgadza.
O autorze: KRZYSZTOF JÓŹWIK (na zdjęciu powyżej) z wykształcenia jest inżynierem elektroniki. Ukończył Politechnikę Warszawską i pracuje w branży IT. Interesując się szczególnie nowoczesnymi technologiami, zwłaszcza problematyką cyberbezpieczeństwa. Jego pasją jest również nauka języków obcych; upodobał sobie hiszpański, włoski i portugalski. Pierwszymi książkami, które ukazały się pod jego nazwiskiem, były dwie powieści sensacyjne z gatunku political fiction, w których wykorzystał pomysły ze świata hakerów. Oprócz kryminałów („Chwasty”, „Skrawki”, „Szczątki”, „Klatka”, „Druciarz”) ma również na koncie dwie powieści obyczajowe: „Złotowłosa” i „Córka Złotowłosej”.
Krzysztof Jóźwik „Baron”. Wydawnictwo Initium, Kraków 2025. Stron 416, oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 17 stycznia 2025. Powieść można zamówić w sieci: Empik (https://bit.ly/baron-empik), Tania Książka (https://bit.ly/baron-tk) i Świat Książki (https://bit.ly/baron-sk).