Z WERONIKĄ TOMALĄ, autorką powieści Cały jestem twój, rozmawia Stanisław Bubin
To moje kolejne spotkanie z panią i znów jestem oczarowany pani talentem literackim, jaki uzewnętrznił się w książce Cały jestem twój. Czyta się ją jednym tchem! Historia ciekawa, wzbudzająca emocje. Opowiedziała ją pani nader plastycznie. Czy miałaby taki sam przebieg, gdyby Lilianna, główna bohaterka, nie była albinoską? Jak wygląd zewnętrzny – bo przecież nie dusza, nie wnętrze – może determinować nasze życiowe losy?
Na początku muszę odnieść się do miłych słów, jakie padają pod adresem mojej nowej powieści z pana strony. Serdecznie dziękuję. Każda taka opinia jest dla mnie szalenie motywująca. Jeśli chodzi o Liliannę, myślę, że gdyby nie była albinoską, być może poszłaby tą samą zwykłą ścieżką, co większość ludzi. Byłaby zapatrzona w inne priorytety, skupiona na rzeczach powszechnych, może na pieniądzach, może na wyścigu szczurów. Tymczasem z takiego wyścigu była już wykluczona na wczesnym etapie, kiedy ze względu na „inność” oceniano ją powierzchownie i bardzo niesprawiedliwie. To jednak pozwoliło jej patrzeć na świat w niezwykły sposób. Przez pryzmat wrażliwości. Wiedziała już, że nie warto oceniać człowieka tylko po pozorach, przez to jaki jest. Sama tego przecież doświadczyła. Mówi się, że wygląd zewnętrzny nie jest istotny, a jednak wciąż tak wielu ludzi się nim sugeruje. To przykre.
Kolejna pani powieść jest historią dość trudnej miłości, przezwyciężającej jednak wszelkie przeszkody. Momentami przekształca się z romansu w kryminał. Nie kusi pani, żeby spróbować sił w literaturze sensacyjnej?
Oczywiście, że tak! Co więcej, dwie moje kolejne powieści mają jeszcze bardziej rozbudowaną warstwę sensacyjną. Lubię, kiedy w książkach coś się dzieje. Romans nie musi skupiać się tylko na jednym. Czy napiszę kiedyś kryminał? Mam wrażenie, że niekoniecznie sprostałabym oczekiwaniom Czytelników, którzy od lat zaczytują się w tym gatunku. Musiałabym mieć rozeznanie w pracy policjantów, adwokatów czy detektywów. Sama uwielbiam Mroza, Puzyńską i póki co – przyglądam się książkom z tego gatunku, ale tylko z daleka.
Zakończenie książki tworzy jakby naturalną zachętę do napisania ciągu dalszego. Zła, wredna kobieta wychodzi na wolność (nie chcę zdradzać szczegółów, o kogo chodzi), żeby dla dobra swojego Doriana posunąć się naprawdę daleko… Powstanie kiedyś taki thriller?
Nigdy nie mówię „nie”, bo już wielokrotnie miałam okazję się przekonać, że kiedy czemuś zaprzeczałam, przyszłość wszystko weryfikowała i niekoniecznie wychodziło tak, jak sobie to zaplanowałam. W tej chwili nie zamierzam pisać żadnych kontynuacji. Nieco niepokojące zakończenie jest dla tych, którzy nie lubią ociekających słodyczą finałów. Natomiast romantycy tacy jak ja mogą zakończyć książkę z myślą, że nawet jeśli jakaś przeszkoda znowu stanie na drodze bohaterów, miłość zawsze zwycięży. Dwie opcje do wyboru.
Życie nie jest bajką, to wiemy, potrafi pisać nieprzewidywalne scenariusze, jednak czytając powieść momentami odnosiłem wrażenie, że jej akcja mogłaby toczyć się ze dwieście lat temu. Jest dwór, jest bogaty dziedzic rodzinnej fortuny, jest wyniosła i dumna arystokratka Wilczyńska i ta nieszczęsna Lilka, kopciuszek w roli stajennej… Tylko jej seicento, sklep GS-u, szpital i policjanci trzymają fabułę blisko współczesności. Sądzi pani, że we współczesnej literaturze motyw mezaliansu ma jeszcze jakieś znaczenie? Odmienności mogą się przyciągać? Przecież Dorian Wilczyński miał koło siebie seksowną i piękną Marcelę, po co mu była ta Lilka Kawka?
Faktycznie, klimat powieści jest nieco starodawny. Taki był zamiar, ponieważ w każdej swojej książce staram się fundować nowe tło i innych bohaterów. By uniknąć powielania schematów. Przyznaję, że tworząc takie tło dobrze się z nim czułam. Z dala od zgiełku wielkich miast. Była cisza, były piękne krajobrazy – to lubię. To właśnie w takich realiach rozgrywa się historia Doriana, który, owszem, ma u swojego boku piękną kobietę, ale to zewnętrzne piękno i typowy pociąg fizyczny przysłaniają mu jej prawdziwy obraz. Dorian widzi, co chce widzieć. Nie widzi natomiast tego, co niewygodne. Do momentu, kiedy zjawia się niepozorna Lilka i daje mu to, czego dotąd nie posiadał. Niewidzialne „okulary”, które pozwalają mu spojrzeć głębiej. Czy odmienności mogą się przyciągać? W literaturze to całkiem ciekawy zabieg. Mam wrażenie, że dający o wiele szersze pole do popisu niż w przypadku postaci pochodzących z tej samej warstwy społecznej czy o podobnych charakterach. W prawdziwym życiu… wierzę, że też może tak być.
Lilianna częściej w życiu była przez ludzi odrzucana niż kochana. Jej rodzice ją zostawili dziadkowi i wyjechali za ocean. Dziadek nauczył ją wielu rzeczy, w tym rozumienia zwierząt, zwłaszcza koni. 25-letnia dziewczyna potrafi okiełznać najdzikszego nawet ogiera. Podoba mi się, jak wyraziła pani poprzez swoją bohaterkę miłość do koni. Potrafi pani, jak Lilka, rozmawiać ze zwierzętami? Wyczuwać je, kochać bezgranicznie? Jeździ pani konno albo przynajmniej ma ulubionego kota?
Przyznaję szczerze, że konie to w moje ocenie majestatyczne i niesamowite zwierzęta, ale trzeba je rozumieć, by umieć z nimi bezpiecznie współpracować. Sama przez wiele lat panicznie bałam się koni. Miałam w życiu parę incydentów, kiedy to przyszło mi być świadkiem naprawdę groźnych sytuacji z ich udziałem. Jeszcze w czasie szkoły podstawowej widziałam, jak koń zrzuca z siodła kobietę i wlecze ją przez jakiś czas do momentu, kiedy spadła. Zwierzę chyba czegoś się wystraszyło, bo biegało jak oszalałe. Byłam przerażona. Na szczęście kobiecie nic się nie stało. Kiedy indziej szłam do szkoły i usłyszałam za sobą stukot końskich kopyt. Odwróciłam się i zobaczyłam, że biegną po głównej drodze. Bez jeźdźców i siodeł, po prostu spłoszone. Nie zwracały uwagi na nic. Uciekłam do czyjeś posesji i przeczekałam, aż przebiegną. Inaczej chyba by mnie staranowały. W rezultacie zaczęły mnie przerażać. Proszę sobie wyobrazić jaka była moja reakcja, kiedy pewnego dnia okazało się, że mój sąsiad kupił konie! Miałam już wtedy dwadzieścia parę lat, lecz nie zapomniałam o tych scenach, których byłam kiedyś świadkiem. Tkwiłam w szoku i początkowo po prostu bałam się obok nich przechodzić. Z czasem stały się tak naturalne i normalne, że zupełnie zmieniłam do nich podejście. Jeździła na nich moja córka. Ja sama nie. Zwierzęta kocham, ale póki co mamy tylko żółwia i rybki. Niedawno się przeprowadziliśmy i kiedy sprawimy sobie płot, pewnie kupimy jakiegoś psiaka.
Wróćmy do albinoski. W dedykacji podziękowała pani nieznanej nam bliżej Karolinie za podrzucenie pomysłu. W jakich okolicznościach do tego doszło? O co wtedy chodziło? Proszę zdradzić, jak przetworzyła pani twórczo tę koncepcję?
Karolina to moja przyszła bratowa. Natomiast z tym pomysłem na albinoskę wiąże się nieco dłuższa historia. Generalnie inspiracją do stworzenia jej postaci była dziewczynka, którą miałam okazję poznać w przeszłości, kiedy leżałam w szpitalu okulistycznym z poważną wadą wzroku. To było dziecko porzucone przez rodziców, pochodzące z bliźniaczej ciąży i wychowywane przez dziadków – zupełnie tak jak Lilka! Nie mogłam uwierzyć w to, że jej własna matka wyrzekła się dziewczynki tylko dlatego, że była inna, chora. Że pokochała synka i zabrała go ze sobą, natomiast drugie dziecko zwyczajnie odrzuciła, jakby było jakimś wadliwym produktem. Postać tej dziewczynki chodziła za mną przez wiele lat. Pewnego dnia znowu „zapukała” do moich drzwi, ale nie chciałam wykorzystywać jej historii w pełni. Nie chciałam zdradzać zbyt wiele. Kiedy więc siedzieliśmy z bratem i bratową przy kawie, poprosiłam ich, by postarali rzucić jakimś pomysłem na bohaterkę, która by czymś się wyróżniała. Sugerowałam, że powinna być w pewien sposób „inna”. Wtedy Karolina powiedziała: „A może by tak albinoska? Znam albinoskę i mogę ci co nieco o niej opowiedzieć.” I to było to!
Wiemy, że albinosi we wschodniej Afryce nie mają lekko, są wykluczani ze społeczeństwa, a nawet zabijani. A u nas? Jak żyją osoby mające białą lub bladoróżową skórę, białe owłosienie i czerwonawe źrenice? Czy też chodziło pani o to, by pokazać, że „inność” nie musi być gorsza?
Myślę, że w dzisiejszych czasach ludzie coraz bardziej oswajają się z „innością”. Że są już bardziej świadomi, bogatsi w wiedzę i „inność” nie wydaje się już tak dziwna. Bo mam wrażenie, że to właśnie niewiedza staje się powodem do kąśliwych uwag i wyżywania się na osobach niekoniecznie wpisujących się w standardy społeczne. Niestety, nie jest aż tak kolorowo i wciąż jednak słychać o tym, że dzieci w szkołach czy nawet i dorośli padają ofiarą tylko ze względu na to, że mają inny kolor skóry, są biedniejsi czy wyznają inną religię. Jesteśmy tego świadomi, a wciąż nie mamy wystarczająco dużo siły, wpływu czy odwagi, by z tym walczyć. A że literatura może zarówno bawić, jak i czegoś nauczyć, zawsze staram się przekazać w swoich książkach jakieś lekcje. Akceptacja drugiego człowieka bez względu na wszystko – to jest moja nauka dla innych w książce Cały jestem twój.
W pewnym momencie Dorian dzieli się z nami myślą, że uważne słuchanie drugiego człowieka to dziś zapomniana umiejętność. Każdy teraz ceni własne racje i przedkłada je nad słowa innych. Lilianna i Dorian odnaleźli się w tłumie, ponieważ nadawali na tych samych falach? Bo słuchali się prawdziwie, jak stwierdził Dorian? Proszę rozwinąć znaczenie słowa „prawdziwie”, jako że – poza wszystkim innym – zdumiało mnie trochę, jak szybko ona i on zakochali się w sobie. Nie za szybko, zważywszy, że na początku znajomości on był w stosunku do niej dość ostry?… A może złączyła ich wiara w drugiego człowieka?
W dzisiejszych czasach cały czas za czymś gonimy. Słuchając opowieści starszych osób, chociażby moich dziadków, nieraz zdążyłam zauważyć, że ludzie kiedyś częściej się spotykali. Częściej sobie pomagali, doradzali sobie. Słuchali się, bo mieli dla siebie czas. Dziś z kimś rozmawiamy, ale jedną nogą jesteśmy już gdzie indziej. Myślami krążymy wokół tego, co powinniśmy zrobić, co robić zaraz będziemy i tak dalej. Lilianna i Dorian musieli w sobie odkryć te umiejętności. U niej nastąpiło to znacznie szybciej, jeszcze w wieku dziecięcym. W rodzinie Doriana zawsze liczył się prestiż i pieniądze, więc to Lilianna musiała nauczyć go prawdziwie słuchać. A czy ta dwójka zakochała się w sobie zbyt szybko? Wpierw był dystans, później podziw, przyjazna relacja… I w końcu okazało się, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej. Tak zadziałała na Doriana Lilianna. Chyba nie chciał zbyt długo czekać, kiedy odkrył, że coś do niej czuje.
Oczywiście nie może na koniec naszej rozmowy zabraknąć pytania o kolejną, już ósmą powieść w pani dorobku. Nad czym obecnie pani pracuje? Na co czekają liczni fani Weroniki Tomali, których krąg systematycznie się rozrasta?
Pracuję obecnie nad moją dziesiątą książką. Ósma jest już na etapie redakcji, umowę podpisałam jakiś czas temu. To romans, tym razem dotyczący pewnego żołnierza i hodowczyni alpak. Z motywem kontrowersyjnej śmierci żony bohatera i autentycznym tłem zakończonych działań wojennych w Afganistanie. Kolejna książka, którą napisałam, to powieść dla dzieci. O jeżyku, który szuka przyjaźni nie tam, gdzie trzeba. Napisałam tę historię, zachęcona przez dzieciaki w szkole w czasie spotkania autorskiego. I przez moją córkę. Czekam na odzew ze strony wydawnictwa, które ma podjąć decyzję dotyczącą jej wydania. A teraz? Teraz właśnie kończę kolejną powieść dla dorosłych. Jak wspomniałam, dziesiątą. Najbardziej mroczną ze wszystkich, ale nadal o miłości. Zdradzę tylko tyle, żeby wiadomości dawkować etapami.
Dziękuję za rozmowę.
I ja serdecznie dziękuję. Pozdrawiam pana, panie Stanisławie, i wszystkich moich Czytelników.
WERONIKA TOMALA. Rocznik ’91. Z wykształcenia nauczycielka języka angielskiego, prywatnie mama i żona. Zakochana w rodzinie i podróżach. Fanka książkowych romansów, kina sensacyjnego, włoskich krajobrazów i dobrego wina. Autorka bloga Kto Czyta Książki – Żyje Podwójnie (http://ktoczytaksiazki-zyjepodwojnie.blogspot.com/) oraz poczytnych powieści obyczajowych NIEprzegrany zakład, Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, Płynąc ku przeznaczeniu, Rabih znaczy wiosna, Cztery liście koniczyny, Il professore. Włoska miłość, Cały jestem twój. Ta ostatnia, siódma już powieść w jej dorobku ukazała się niedawno nakładem Zysk i S-ka Wydawnictwa, po raz kolejny zdobywając świetne opinie czytelników i recenzentów portalu Lubimy Czytać (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5005087/caly-jestem-twoj). Nasze poprzednie wywiady z pisarką znajdziecie na stronie LADY’S CLUB w sekwencji Pan Book: https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/w-swoje-powiesci-wkladam-wiele-emocji-i-serca-wywiad/ oraz https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/dla-prawdziwej-milosci-nie-ma-zadnych-granic-wywiad/.
Weronika Tomala, Cały jestem twój, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2022 (www.zysk.com.pl), stron 312.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Weroniki Tomali Cały jestem twój. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Jak brzmi motto światowej firmy komputerowej, podkreślające w dwóch wyrazach zalety „inności”, różnorodności? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 książki Weroniki Tomali Cały jestem twój, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 12 kwietnia 2022 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie dotyczące książki: Jak brzmi motto światowej firmy komputerowej, podkreślające w dwóch wyrazach zalety „inności”, różnorodności?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu 7 dni pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.