STANISŁAW BUBIN
Źle się czułem po przeczytaniu tej książki. Było mi przykro i ogarniało mnie przerażenie. Nie dlatego, że pisarz Douglas Murray okazał się zbyt słaby, ale przeciwnie – dlatego że stworzył dzieło dobre, doskonale napisane i pełne argumentów nie do zbicia. Było mi przykro, że o tylu rzeczach nie wiedziałem i nie byłem świadomy ukrytych procesów destrukcyjnych. Czułem się źle, że wrogów świata i zachodniej cywilizacji lokowałem dotąd nie po tej stronie co trzeba. W trakcie lektury otwierałem oczy ze zdumienia. Dzisiaj nie potrzeba wojny, żeby zniszczyć ów najlepszy ze znanych nam światów. Proces demontażu zachodniej cywilizacji trwa w najlepsze, rozwija się w zastraszającym tempie i wielu z nas przykłada do niego rękę. Często w dobrej wierze, w roli użytecznych idiotów. Murray udowodnił to na wielu przykładach. Jego książkę trzeba koniecznie przeczytać, nawet jeśli jesteśmy w opozycji do prawicowych konserwatystów, takich jak ten brytyjski autor.
Zacznijmy od Winnetou. Niemiecki wydawca Ravensburger Verlag zdecydował się wycofać z oferty książki Karola Maya o wodzu Apaczów w związku z ostrą dyskusją o stereotypy rasowe. W ten sposób zareagował na zarzuty o rasistowskim przedstawianiu przez Maya postaci rdzennego Amerykanina w książkach dla dzieci i młodzieży. Rdzennego Amerykanina, czyli Indianina, choć słowo to, podobnie jak Murzyn, jest już zakazane, bo przecież wymyślili je biali suprematyści. Na niemieckiego wydawcę posypały się oskarżenia o rasizm, a przedstawiciele Ravensburger Verlag przyznali, że ich decyzja była odpowiedzią na „wiele negatywnych reakcji”. Karol May, który zmarł w 1912 roku, do tej pory był uważany za jednego z najlepszych niemieckich pisarzy w historii. Jego książki rozeszły się w nakładzie 200 mln egzemplarzy i zostały przetłumaczone na 40 języków. Teraz powieściom o Winnetou zarzucono powielanie rasistowskich stereotypów z czasów kolonializmu i zawłaszczenie kulturowe w przedstawianiu cech rdzennych mieszkańców Ameryki. Krytycy Maya uznali, że wyczarował idylliczną Amerykę i że jest to „kłamstwo, które całkowicie pomija ludobójstwo rdzennych mieszkańców, niesprawiedliwe zasiedlanie ich ziem przez białych osadników i niszczenie ich naturalnych siedlisk”. W tej sytuacji szefowie Ravensburger Verlag przeprosili za Maya, stwierdzając publicznie, że nigdy nie było ich intencją zranienie uczuć innych ludzi. „Nasi redaktorzy intensywnie pamiętają o takich tematach, jak różnorodność czy przywłaszczenie kulturowe”.
Tyle w tej sprawie. Książka Murraya ukazała się w Wielkiej Brytanii w kwietniu 2022 roku, a atak na Maya i Niemców-rasistów krytycy Winnetou przypuścili w sierpniu, toteż w „Wojnie z Zachodem” brakuje przykładu z Niemiec. Ale jest wiele innych, zdumiewająco podobnych, od który włos jeży się na głowie. Ludzie, posługujący się rzekomo językiem „równości”, podobnie jak ci mówiący o „sprawiedliwości”, pytają coraz głośniej, dlaczego genialne rzeźby i obrazy przedstawiają wyłącznie postaci tylko jednego koloru skóry? I dlaczego przeważnie są to Europejczycy? Skąd wzięły się pieniądze na wielkie budowle europejskie? Czy nie z wyzysku innych krajów i narodów? Być może należałoby je zniszczyć, schować w magazynach, zdekolonizować! W procesie globalnego poszukiwania winnych Zachód odgrywa rolę czarnego charakteru. Lista niezapłaconych rachunków i zapomnianych albo niedostatecznie odpokutowanych bestialstw Zachodu jest coraz dłuższa.
Winnetou stał się kolejnym pionkiem w tej grze. Autor książki skupił się między innymi na restauracji w piwnicy londyńskiej Tate Gallery, w której 21-letni Rex Whistler stworzył w 1928 roku genialny, pełen ciekawych detali mural. Przez długie lata dzieło było pieczołowicie chronione, podziwiane i opisywane w słowach zachwytu. W czasie II wojny światowej Whistler zgłosił się na ochotnika do wojska, wstąpił do Gwardii Walijskiej, został dowódcą czołgu. W czasie lądowania wojsk brytyjskich w Normandii załoga jego czołgu starła się z nazistowskim wrogiem i Whistler zginął od nieprzyjacielskiego ognia, w pierwszym dniu na polu walki. Miał wtedy 39 lat. Jego bohaterstwo i geniusz twórczy nie mają jednak dzisiaj żadnego znaczenia. Prawie 80 lat później, w grudniu 2020 roku, Tate Gallery zamknęła na zawsze restaurację z malunkiem – w następstwie „szeregu skarg” dotyczących muralu. Skargi wysyłane były z konta The White Pube na Instagramie. Uważni badacze instagramowi odkryli po latach, że Rex Whistler niewłaściwie, czyli stereotypowo, ukazał w swoim dziele nie-Europejczyków, głównie Chińczyków. Krytycy z The White Pube napisali z oburzeniem: „Jak to możliwe, że bogaci biali ludzie nadal chodzą tam pić wina (…), mając w tle wyborne niewolnictwo?”. Mimo że presja dotyczyła zaledwie kilku detali z ogromnego obrazu, galeria ugięła się pod ciężarem brutalnego ataku i zamknęła lokal. Mechanizm ten sam, jak przy Winnetou i Mayu.
To nie koniec. Tropiciele rasistów i rasistowskich szczegółów uczepili się także dzieł Szekspira (obowiązkowo ma być „zdekolonizowany”), Rudyarda Kiplinga, poety Samuela Taylora Coleridge’a (wprawdzie w wierszach wyrażał poglądy antyniewolnicze, ale miał siostrzeńca na Barbadosie, który współpracował z właścicielami niewolniczych plantacji!). Niewinne i nieszkodliwe z pozoru ogrodnictwo również trafiło na czarną listę do „zdekolonizowania”. W Anglii największy ogród botaniczny Kew Gardens wzięty został pod lupę, ponieważ „opisy roślin cukrowych i kauczukowych nie odzwierciedlają ich związku z niewolnictwem i kolonializmem”. Douglas Murray podaje też przykłady „rasistowskiej muzyki” (w orkiestrach występuje zbyt mało przedstawicieli mniejszości etnicznych; klawisze z kości słoniowej w fortepianach powinny być zdekolonizowane, bo pochodzą z niewolniczej pracy; w repertuarach nie powinny znajdować się utwory wyłącznie białych kompozytorów). Tropiciele wykryli, że autor „Mesjasza”, Georg Friedrich Händel, zainwestował ongiś w firmę czerpiącą zyski z pracy niewolniczej, więc Händel, geniusz epoki baroku, powinien być publicznie napiętnowany przed każdym wykonaniem jego dzieł albo wręcz zakazany.
Przy wielu tego typu atakach pojawia się termin przywłaszczenia kulturowego. Chodzi o przejęcie lub wykorzystywanie innej kultury przez kulturę dominującą, a więc białą. Przykładem takiego przywłaszczenia może być moda, twierdzi jedna z autorek amerykańskich. Na przykład na noszenie indiańskich nakryć głowy przez białych. Albo chęć rapowania. Biali wykonawcy mogą oczywiście rapować, ale czy muszą? – pyta autorka całkiem poważnie. Biali nie znają przecież korzeni przywłaszczonej kultury, a to boli rzeczywistych spadkobierców. „Marginalizowaniem kultury” nazwała też przebieranie się kobiet za gejsze na Halloween czy noszenie dredów.
Fala wzmożonego tropienia rasistów wezbrała szczególnie po zabiciu przez amerykańskiego policjanta czarnoskórego George’a Floyda. I choć zabójca został osądzony i prawomocnie skazany, do tej pory nie znaleziono dowodów, że zabójstwo Floyda było umotywowane rasowo. Podczas procesu w ogóle się nie pojawiły. Jeśli istniały – prokuratura ich nie ujawniła. Mimo to odbiór problemu przez amerykańską i światową opinię publiczną zasadniczo rozminął się z rzeczywistością. Kiedy ankieterzy pytali obywateli USA, ilu nieuzbrojonych czarnoskórych Amerykanów zostało zabitych przez policję, odpowiadający najczęściej mocno zawyżali rzeczywistą liczbę.
Coraz bardziej Zachód zbliża się do sytuacji, w której bycie białym uznaje się za patologię, w każdym razie już co miesiąc wymyślane są nowe objawy tej choroby. Twórcy nowego rasizmu, wymierzonego przeciwko białym (w kwietniu 2021 roku Aruna Khilanani, córka lekarzy z Półwyspu Indyjskiego, imigrantka w pierwszym pokoleniu, wygłosiła w Yale wykład „Psychopatyczny problem białego umysłu”) najczęściej bazują na niewiedzy i ignorancji swoich odbiorców i współwyznawców. Sondaż z 2020 roku wykazał, że prawie dwie trzecie Amerykanów w wieku od 18 do 39 lat nie wiedziało, że w Holokauście zginęło sześć milionów Żydów. Prawie połowa Amerykanów w wieku od 20 do 30 lat nie potrafiła wymienić ani jednego obozu koncentracyjnego założonego przez nazistów w czasie II wojny światowej. A przecież są to informacje będące kluczowymi, historycznymi punktami odniesienia we wszystkich dawnych i współczesnych sporach politycznych. Na niewiedzy, zaniechaniach i podwójnych standardach bazują ci, którzy na nowo piszą historię i propagują nową wizję moralną. Chętnie obalają konkretne postaci i stawiają na piedestały największych krytyków Zachodu. „To oznacza – pisze Murray – że przewodzić nam będą ci, którzy nas ciągną w najgorszy z możliwych kierunków”. Najwyższy czas obalić niespójne argumenty krytyków Zachodu – twierdzi autor. Jego książka to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chciałby walczyć z zalewem absurdów w naszych czasach.
Murray zażarcie broni zachodniej kultury, instytucji i polityki. Warto przeczytać jego książkę nie tylko po to, by dowiedzieć się czegoś nowego, lecz również po to, by uzbroić się w sensowne argumenty, gdy ludzie wokół nas wygadują wierutne bzdury. Dlaczego tak chętnie skupiamy się na grzechach zachodniej cywilizacji, gdy w Chinach w chwili obecnej nadal działają obozy koncentracyjne? – pyta Douglas Murray. Bo krytyczne podejście do Zachodu stało się modne. I niebezpieczne zarazem. Czasami oczywiście krytyka jest potrzebna, jednak w wielu przypadkach antyzachodnia retoryka podkopuje fundamenty cywilizacji. Jeśli odrzucimy idee Kanta, Hume’a i Milla z powodu ich opinii na temat rasy, to czy nie powinniśmy odrzucić również Karola Marksa, w którego pracach istnieje tak wiele rasistowskich i antysemickich wątków? Ameryka ma problemy z rasizmem, ale to samo przecież – a nawet więcej – można powiedzieć o Bliskim Wschodzie i Azji. Jednak nie zwracamy na to większej uwagi, a korzyści z tej sytuacji odnoszą wrogowie demokracji i łamiące prawa człowieka reżimy, które dzięki temu odwracają uwagę od swoich przestępstw. Mordujący własne narody dyktatorzy chętnie powtarzają modne hasła i retorykę ruchów antyrasistowskich, jednocześnie wzmacniając swoje autorytarne rządy. Dlatego jeśli chcemy, by Zachód przetrwał, musimy go bronić – twierdzi Murray, pokazując, jak wielu ludzi o dobrych intencjach zostało oszukanych przez obłudną antyzachodnią retorykę i zdecydowanie obala niespójne argumenty krytyków Zachodu. „Nie bronimy tych osiągnięć dlatego, że są dziełem białych ludzi. Tak samo, jak nie chcielibyśmy bronić Thomasa Jeffersona czy Davida Hume’a tylko dlatego, że byli białymi mężczyznami. Wybitni ludzie, budynki i miasta Zachodu zasługują na szacunek nie dlatego, że są wytworem białych ludzi, lecz ze względu na ich wybitność (…). W kontekście tej sprawy warto przypomnieć o kilku kwestiach. Po pierwsze, ludzie nie zawsze wiedza, o czym mówią, nawet jeśli usilnie o tym przekonują. Na ogół mamy do czynienia z nierzetelnymi i niedoinformowanymi ignorantami. Po drugie, warto stanowczo reagować, bo czasami sprawiedliwości staje się zadość”.
Obrona szeroko pojętego Zachodu jest jednak coraz trudniejsza. Nowe idee, język, tezy i dogmaty zagarniają kolejne obszary rzeczywistości, od trywialnych po istotne. Wszystko analizuje się tą samą metodą, przez ten sam bezlitosny pryzmat. I zawsze wyroki antyrasistowskiej rewolty są podobne: winny po wsze czasy. Czy to Karol May, czy Szekspir! Händel czy Mahler! Dlatego Douglas Murray uparcie przebija się przez mur głupoty atakującej świat Zachodu, rozprawia się z obrzydliwymi napaściami na tradycje, historię, kulturę, religię, rasę, idee, obyczaje, na korzenie i owoce zachodniej tradycji. Obala jednostronne argumenty i niesprawiedliwe zarzuty, przywracając słowom właściwe znaczenia. Przekonuje, że kiedy pewni ludzie mówią o „równości” – na pewno nie mają na myśli równych praw dla wszystkich, a kiedy używają pojęcia „antyrasizm” – w rzeczywistości nawołują do rasizmu i odwetu. Pisarz stawia wprost pytanie: dlaczego i za co Zachód ma być nieustannie karany? Dlaczego nikt nie podejmuje poważnych wysiłków, żeby przeciwstawić się temu niebezpiecznemu zjawisku? Czy kiedykolwiek zachodni „dług” wobec innych krajów i narodów zostanie spłacony, skoro rzekome saldo z każdym rokiem nie maleje, lecz wzrasta? Wizja współczesnego świata w ocenie wielu osób jest taka, że kraje zachodnie (Ameryka, Europa, Kanada, antypody) są – delikatnie mówiąc – nieprzyzwoite i powinny się zmienić, bo stracą swoją legitymizację, natomiast Chinom, putinowskiej Rosji, krajom zachodniej i południowej Azji, Bliskiego Wschodu i Afryki wolno pozostać takimi, jakimi są. W tych wypowiedziach – twierdzi autor – jest „coś obłąkanego i oderwanego od rzeczywistości”. Dlaczego uporczywie stawia się tezę, że Zachód jest problemem, a rozwiązaniem tego problemu – jego likwidacja? Uważa, że u podłoża takich poglądów leży nienawiść do wszystkiego, co lepsze, bardziej poukładane, wybitne, bogatsze. „Te mniejszości rasowe, które się zintegrowały, miały swój wkład w sukcesy Zachodu i go podziwiały, coraz częściej traktowano jak zdrajców swojej rasy, tak jakby oczekiwano od nich innej lojalności, natomiast radykałów, którzy chcieli wszystko zburzyć, wynoszono na piedestał. Czarnych Amerykanów i innych ludzi, którzy cenili Zachód i chcieli budować jego pomyślność, nazywano apostatami i obrzucano wyzwiskami. Miłość do społeczeństwa, w którym żyli, przemawiała przeciwko nim” – zauważył Murray. Mimo okrucieństw, jakich w naszych czasach dopuszcza się Komunistyczna Partia Chin, prawie nikt nie mówi o Chinach z taką wściekłością i odrazą, jaka codziennie wylewa się na Zachód z jego własnego wnętrza – ubolewa. I dlatego, dodaje, napisał „Wojnę z Zachodem”, bo nie może się pogodzić, że przedstawiciele i zwolennicy demokracji, rozumu, praw człowieka i uniwersalnych zasad tak szybko kapitulują albo uważają tę falę nienawiści za przejściową, marginalną i bez większego znaczenia, bagatelizując jej wpływ na życie przyszłych pokoleń. Jego argumenty są mądre, przemyślane, prawdziwe, jeśli za prawdę uznać niekwestionowane fakty i ich zgodność z zasadami uniwersalnymi. Warto je poznać, mimo że książka jest, jak wspomniałem, przerażająco smutna. Jeśli bowiem nic się nie zmieni i trend się utrzyma – wszystko, na co pracowały poprzednie pokolenia, może zniknąć. Zachód się rozleci, po prostu. Od nas, od postawy każdego Europejczyka i Amerykanina, zależy, czy nie dojdzie do katastrofy wskutek bezmyślnej polityki i negowania dorobku, z którego wyrośliśmy.
DOUGLAS MURRAY (na zdjęciu, rocznik 1979) wychował się w Hammersmith w Londynie jako syn Angielki i ojca mówiącego w szkockim języku gaelickim. Studiował w West Bridgford School i otrzymał stypendium muzyczne w St Benedict’s School. Później uczył się w Eton College, po czym zaczął studiować literaturę angielską w Magdalen College w Oksfordzie. W wieku 19 lat, na drugim roku studiów na Uniwersytecie Oksfordzkim, opublikował „Bosie”, biografię lorda Alfreda Douglasa, który był kochankiem Oscara Wilde’a. Otrzymał za to Nagrodę Lambda i tytuł najlepszej biografii gejowskiej roku 2000. Douglas Murray jest pisarzem, dziennikarzem i komentatorem politycznym. Występował w wielu programach publicystycznych, w tym w BBC, Sky News i Al Jazeera. Założył Centrum Spójności Społecznej (Centre for Social Cohesion), którego był dyrektorem w latach 2011-2018. Zajmował także stanowisko wicedyrektora Henry Jackson Society. Jest redaktorem brytyjskiego magazynu kulturalno-politycznego „The Spectator”. Publikuje również w „Standpoint”, „Sunday Times”, „The Wall Street Journal”. Jest autorem kilku głośnych książek, m.in. „Neoconservatism: Why We Need It” (2005), „Bloody Sunday: Truths, Lies and the Saville Inquiry” (2011), „The Strange Death of Europe: Immigration, Identity, Islam” (polskie wydanie „Przedziwna śmierć Europy. Imigracja, tożsamość, islam”, 2017), „The Enraged Mass” (polskie wydanie „Szaleństwo tłumów. Gender, rasa, tożsamość”, 2019). Wygłasza odczyty w parlamencie brytyjskim i parlamentach innych krajów Europy, a także w Białym Domu. Był zwolennikiem Brexitu, często krytykuje islam. Określa się jako kulturowy chrześcijanin i chrześcijański ateista.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Douglasa Murray’a „Wojna z Zachodem”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie związane z książką: Co oznaczał rok 1619 w historii Ameryki i dlaczego „New York Times” zaczął go popularyzować w roku 2019? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 egzemplarze książki Douglasa Murray’a „Wojna z Zachodem”, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 26 września 2022 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie dotyczące książki: Co oznaczał rok 1619 w historii Ameryki i dlaczego „New York Times” zaczął go popularyzować w roku 2019?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU (wpis z 1.10.22)
Pytanie: Co oznaczał rok 1619 w historii Ameryki i dlaczego „New York Times” zaczął go popularyzować w roku 2019? Odpowiedź: Rok 1619 to początek niewolnictwa na ziemiach, z których półtora wieku później wyłoniły się Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Ameryka powstała w 1776 roku, jednak „New York Times” w 2019 roku w głośnym eseju „The 1619 Project” podjął próbę napisania początku państwowości amerykańskiej na nowo, uznając rok 1619 za prawdziwą datę założenia Ameryki. Chodzi o datę przybycia na kontynent pierwszych niewolników. Książki otrzymują: 1) Janina Roczyna, Gdańsk; 2) Henryk Zwierz, Wałbrzych; 3) Iwona Nikodemska, Łódź.