STANISŁAW BUBIN
Nie sądziłem, że tak mnie wciągnie literacki debiut Mai Opiłki. Dość gruby, bo liczący ponad czterysta pięćdziesiąt stron kryminał połknąłem w niespełna dwa dni i po odstawieniu książki na półkę poczułem niedosyt, że „Czarny żałobnik” jest już poza mną. Przecież mógłby trwać, pewne wątki nie zakończyły się wcale, pozostały otwarte, z czego można wnioskować, że bohaterowie jeszcze do nas wrócą. W każdym razie powinni – nie dokończyli wielu spraw. Niezaspokojona do końca ciekawość czytelników to najlepsza rekomendacja dla powieści i jej młodej autorki.
Prym w książce wodzą stołeczny komisarz policji Adam Kruger i prokuratorka Alicja Ostrowska, zwana Ostrą. On wielki, zwalisty, wysportowany, ubierający się zawsze w czarne koszulki. Bystry i opromieniony wieloma sukcesami w służbie prawu. Ona nieprzeciętnie ładna, zgrabna, zawsze elegancka, na wysokich szpilkach. I błyskotliwa do bólu. Ksywka Ostra nie wzięła się od nazwiska, w każdym razie nie tylko, bo zasłynęła z ciętych ripost i języka chlaszczącego oponentów niczym brzytwa. Tych dwoje miało się ku sobie, lecz nie stanowili pary w sensie seksualnym czy uczuciowym; raczej mocno się przyjaźnili, w pracy tworząc zgrany duet. Mogli zawsze na sobie polegać.
Kruger i Ostrowska nie zostali przez autorkę wystylizowani na superbohaterów, bo gdyby tak było, każdą, nawet najtrudniejszą sprawę rozwiązywaliby na pstryknięcie palców, bez udziału towarzyszących im zespołów. Widać, że Maja Opiłka pracuje w prokuraturze i dość dobrze zna kulisy tej instytucji, choć nie jest prawniczką, lecz pracownicą cywilną. Doskonale zatem pojmuje, że to nie miejsce na popisy solistów i że postępy w dochodzeniach zależą od wielu czynników, między innymi od współpracy z policją, mrówczej roboty techników kryminalistycznych, laborantów, patologów. Książka nasycona jest opisami działania zespołów, wnikamy w głąb skomplikowanego śledztwa, w którym schematy i rutyna na niewiele mogą się przydać.
Ale też sprawa, jaka przytrafiła się Krugerowi i Ostrej nie należała do tuzinkowych. W Warszawie objawił się zabójca, który sparaliżował strachem całe miasto. W dość krótkich odstępach czasu bezczelnie zaczął podrzucać w centrum, na placach zabaw dla dzieci, zwłoki swoich ofiar, za nic mając kamery monitoringu, jakimi naszpikowane są ulice. Jego znakiem rozpoznawczym, czymś w rodzaju podpisu na kolejnym dziele sztuki, były dowody osobiste zamordowanych, wkładane im do ust, oraz pozostawiane przy ciałach zakonserwowane owady – motyle rusałki żałobnika. Sprawca bądź sprawcy, tego nie można było wykluczyć od razu, czarnymi motylami wyraźnie dawali znak, że są nieutuleni w żalu, przeżywają traumę. Po kim, po czym? Dlaczego właśnie tak wyrażali żałobę? Za co ukarali swoje ofiary? A może mściła się tylko jedna osoba? Kobieta czy mężczyzna?
Inteligencja kata objawiała się w tym, że nie pozostawiał śladów, nawet najmniejszych. Precyzyjnie wykonywał swoją pracę, drwiąc z prowadzących śledztwo. Żadnych odcisków palców, resztek naskórka, włosów. Na domiar złego traktował zabitych (wpierw był to mężczyzna, później kobieta) z najwyższym, bezprzykładnym okrucieństwem, stosując względem nich średniowieczne narzędzia tortur – łamanie dwumetrowym kołem i tak zwaną kołyskę Judasza. Robił im to na żywca, etapami, żeby cierpieli jak najdłużej. Opisy tych brutalnych zbrodni mogą stać się sennymi koszmarami!
Same przygotowania do tych zbrodni wzbudziły u śledczych swoisty podziw, bo kto przy zdrowych zmysłach zadawałby sobie tyle trudu, żeby kogoś pozbawić życia w tak wyrafinowany sposób? Tylko ktoś ogarnięty żądzą zemsty, na przykład głęboko zraniony zdradą lub pragnący ukoić zazdrość. W jakich wnętrzach zabójca delektował się powolnym zabijaniem? Gdzie nie było słychać długotrwałych wrzasków dręczonych w ten sposób ludzi? Co łączyło ofiary? Czy były przypadkowe? Więcej pytań niż odpowiedzi. Dużo więcej! Prowadzący śledztwo stosunkowo szybko odkryli, że ci, którzy stracili życie korzystali z usług znanej warszawskiej psychoterapeutki, specjalizującej się w terapiach małżeństw. Czarny motyl żałobnik nie pojawiał się jednak przypadkiem, a śmierć tych dwojga była elementem skomplikowanej, misternej gry, w której zarówno ofiary, jak i sprawca odgrywali rolę głównych aktorów. Kruger i Ostrowska nie mieli świadomości, przynajmniej nie od razu, że oni też zostali do niej wciągnięci, a sprawca „zabawiał się” wraz z nimi, wodząc śledczych za nos i będąc cały czas o kilka kroków przed policją. Czyżby gliniarze mieli w swoim zespole „kreta”? Dobre pytanie!
Książka Mai Opiłki zaczyna się od mocnych, twardych akcentów, a w miarę lektury poziom napięcia rośnie. To nie jest tak, że bohaterowie, komisarz i prokuratorka, skupiają się wyłącznie na tej jednej sprawie, bo zazwyczaj w ich pracy jest tak, że obok, równolegle, toczą się też inne śledztwa, w które oboje są zaangażowani. Alicja Ostrowska zajmowała się dochodzeniem dotyczącym handlu żywym towarem. Tak się złożyło, że wiele lat wcześniej ktoś porwał jej siostrę i Ostra wciąż próbowała się dowiedzieć – z narażeniem życia – kto za tym stał i czy dziewczyna nadal żyje? Dlaczego młode kobiety znakowane były jak bydło symbolami klucza wiolinowego? Z kolei Kruger wplątał się w sprawę dotyczącą jego własnej przeszłości – dzieciństwo spędził w bidulu (sierocińcu), a ludzie, którzy go tam skierowali, sędzia i prokurator, znaleźli się teraz na eksponowanych stanowiskach. Czy to przypadek, że oboje zostali niedawno zabici? Policjant maczał w tym palce? Sprawa trafiła do Ostrowskiej, a między nią a Krugerem zaczęły się rozdźwięki – mroczna przeszłość wyraźnie ich doganiała. Wszyscy wokół wiedzieli, a raczej domyślali się, z jakimi demonami oboje muszą walczyć, lecz były przecież w ich robocie rzeczy od tego znacznie ważniejsze. W głównym śledztwie mnożyły się ofiary, pojawiały się kolejne motyle, krwi płynęło coraz więcej, a czas – tik-tak, tik-tak! – odgrywał kluczową rolę.
W wypadku samochodowym parę lat wcześniej zginął mąż terapeutki, a tu nagle jakiś kurier dostarczył jej paczkę z precyzyjnie odciętą i zamrożoną dłonią denata. Później przyszła następna paczka, tym razem z odciętym palcem kobiety. Z kręgu osób objętych śledztwem znikali kolejni ludzie. Kruger i Ostrowska gubili się już w zawiłościach sprawy, a im bardziej kluczyli, tym więcej się złościli, kłócili, przeklinali (soczysty, dosadny język to wyróżnik ich dialogów). I nie dosypiali, przez co byli zestresowani i nerwowi. Żadne hipotezy śledcze się nie sprawdzały, wypracowane latami policyjne schematy trzeba było odłożyć na bok, morderca wciąż ich wyprzedzał. Czy zdążą, nim pojawi się kolejny, brutalnie okaleczony trup z rusałką żałobnikiem?
Autorka pewną ręką poprowadziła nas przez pajęczynę złożonych relacji międzyludzkich. Wprost nie można się nadziwić, ile talentu i energii włożyła w budowę wielopiętrowej zagadki. W trakcie lektury poruszamy się w rzeczywistości kryminalnej i społecznej, która zręcznie została wypreparowana z jakiejkolwiek polityki (wiadomo, w czyich rękach była prokuratura przez ostatnie lata!). Maja Opiłka sprawnie ominęła jednak niebezpieczne prawicowe rafy, skupiając się wyłącznie na śledztwie i jego zawiłościach. Może to i lepiej, intryga przez to zaciekawiała jeszcze bardziej, chcieliśmy jedynie poznać rozwiązanie zagadki i do tego dążyliśmy. No i poznaliśmy ostatecznie, ale też dowiedzieliśmy się – nie bez zaskoczenia – że sukcesy w dochodzeniu nie zawsze są pełne i satysfakcjonujące, zwłaszcza jeśli śledczy nie dostarczyli do sądu niezbitych dowodów. A w tej sprawie wyraźnie coś zawiodło, na niektóre pytania i wątpliwości nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Dlatego tym wyżej oceniam kryminał Mai Opiłki, bo autorka nie poszła na łatwiznę prostych rozstrzygnięć – komisarzowi i prokuratorce udało się wprawdzie rozsupłać intrygę, lecz finał sprawy okazał się nadzwyczaj gorzki. To właśnie nazywam otwarciem konstrukcyjnym książki na kolejne wątki, na dalsze losy bohaterów. I to jest dowód na dużą sprawność pisarską autorki, która – w co nie wątpię – kolejnymi powieściami ulokuje się w czołówce autorów polskich kryminałów.
O autorce: Maja Opiłka (lat 30) jest częstochowianką, absolwentką Zespołu Szkół im. Jana Kochanowskiego i Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie. Z zawodu dietetyczka, ale pracuje jako pracownik cywilny w miejscowej Prokuraturze Okręgowej. Wolny czas poświęca tenisowi ziemnemu, tajemnicom kryminalistyki i medycyny sądowej, czytaniu powieści sensacyjnych i thrillerów. Zainteresowanie prawem i pasja literacka utwierdziły ją w przekonaniu, że sama też może opowiadać swoje historie. Po dwóch nieudanych próbach literackich nie zraziła się i dopiero jej trzecia książka znalazła uznanie wydawcy i trafiła do druku. Powieść „Czarny żałobnik” to jej oficjalny debiut – w ocenie specjalistów i pierwszych czytelników świetnie rokujący na przyszłość.
Maja Opiłka, „Czarny żałobnik”. Wydawnictwo Initium (www.initium.pl), Kraków 2024. Str. 456, oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 22 lutego 2024. Powieść można zamówić między innymi w księgarniach internetowych Empik https://bit.ly/zalobnik-empik, Tania Książka https://bit.ly/zalobnik-TK, Bonito https://bit.ly/zalobnik-bonito.