ZATRZYMALI SPIRALĘ ŚMIERCI, LECZ CIEŃ MOTYLA NIE ZNIKNĄŁ. Recenzja

STANISŁAW BUBIN

Nie sądziłem, że tak mnie wciągnie literacki debiut Mai Opiłki. Dość gruby, bo liczący ponad czterysta pięćdziesiąt stron kryminał połknąłem w niespełna dwa dni i po odstawieniu książki na półkę poczułem niedosyt, że „Czarny żałobnik” jest już poza mną. Przecież mógłby trwać, pewne wątki nie zakończyły się wcale, pozostały otwarte, z czego można wnioskować, że bohaterowie jeszcze do nas wrócą. W każdym razie powinni – nie dokończyli wielu spraw. Niezaspokojona do końca ciekawość czytelników to najlepsza rekomendacja dla powieści i jej młodej autorki.

Maja Opiłka, „Czarny żałobnik”. Wydawnictwo Initium (www.initium.pl), Kraków 2024. Str. 456, oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 22 lutego 2024.

Prym w książce wodzą stołeczny komisarz policji Adam Kruger i prokuratorka Alicja Ostrowska, zwana Ostrą. On wielki, zwalisty, wysportowany, ubierający się zawsze w czarne koszulki. Bystry i opromieniony wieloma sukcesami w służbie prawu. Ona nieprzeciętnie ładna, zgrabna, zawsze elegancka, na wysokich szpilkach. I błyskotliwa do bólu. Ksywka Ostra nie wzięła się od nazwiska, w każdym razie nie tylko, bo zasłynęła z ciętych ripost i języka chlaszczącego oponentów niczym brzytwa. Tych dwoje miało się ku sobie, lecz nie stanowili pary w sensie seksualnym czy uczuciowym; raczej mocno się przyjaźnili, w pracy tworząc zgrany duet. Mogli zawsze na sobie polegać.

Kruger i Ostrowska nie zostali przez autorkę wystylizowani na superbohaterów, bo gdyby tak było, każdą, nawet najtrudniejszą sprawę rozwiązywaliby na pstryknięcie palców, bez udziału towarzyszących im zespołów. Widać, że Maja Opiłka pracuje w prokuraturze i dość dobrze zna kulisy tej instytucji, choć nie jest prawniczką, lecz pracownicą cywilną. Doskonale zatem pojmuje, że to nie miejsce na popisy solistów i że postępy w dochodzeniach zależą od wielu czynników, między innymi od współpracy z policją, mrówczej roboty techników kryminalistycznych, laborantów, patologów. Książka nasycona jest opisami działania zespołów, wnikamy w głąb skomplikowanego śledztwa, w którym schematy i rutyna na niewiele mogą się przydać.

Ale też sprawa, jaka przytrafiła się Krugerowi i Ostrej nie należała do tuzinkowych. W Warszawie objawił się zabójca, który sparaliżował strachem całe miasto. W dość krótkich odstępach czasu bezczelnie zaczął podrzucać w centrum, na placach zabaw dla dzieci, zwłoki swoich ofiar, za nic mając kamery monitoringu, jakimi naszpikowane są ulice. Jego znakiem rozpoznawczym, czymś w rodzaju podpisu na kolejnym dziele sztuki, były dowody osobiste zamordowanych, wkładane im do ust, oraz pozostawiane przy ciałach zakonserwowane owady – motyle rusałki żałobnika. Sprawca bądź sprawcy, tego nie można było wykluczyć od razu, czarnymi motylami wyraźnie dawali znak, że są nieutuleni w żalu, przeżywają traumę. Po kim, po czym? Dlaczego właśnie tak wyrażali żałobę? Za co ukarali swoje ofiary? A może mściła się tylko jedna osoba? Kobieta czy mężczyzna?

Inteligencja kata objawiała się w tym, że nie pozostawiał śladów, nawet najmniejszych. Precyzyjnie wykonywał swoją pracę, drwiąc z prowadzących śledztwo. Żadnych odcisków palców, resztek naskórka, włosów. Na domiar złego traktował zabitych (wpierw był to mężczyzna, później kobieta) z najwyższym, bezprzykładnym okrucieństwem, stosując względem nich średniowieczne narzędzia tortur – łamanie dwumetrowym kołem i tak zwaną kołyskę Judasza. Robił im to na żywca, etapami, żeby cierpieli jak najdłużej. Opisy tych brutalnych zbrodni mogą stać się sennymi koszmarami!

Same przygotowania do tych zbrodni wzbudziły u śledczych swoisty podziw, bo kto przy zdrowych zmysłach zadawałby sobie tyle trudu, żeby kogoś pozbawić życia w tak wyrafinowany sposób? Tylko ktoś ogarnięty żądzą zemsty, na przykład głęboko zraniony zdradą lub pragnący ukoić zazdrość. W jakich wnętrzach zabójca delektował się powolnym zabijaniem? Gdzie nie było słychać długotrwałych wrzasków dręczonych w ten sposób ludzi? Co łączyło ofiary? Czy były przypadkowe? Więcej pytań niż odpowiedzi. Dużo więcej! Prowadzący śledztwo stosunkowo szybko odkryli, że ci, którzy stracili życie korzystali z usług znanej warszawskiej psychoterapeutki, specjalizującej się w terapiach małżeństw. Czarny motyl żałobnik nie pojawiał się jednak przypadkiem, a śmierć tych dwojga była elementem skomplikowanej, misternej gry, w której zarówno ofiary, jak i sprawca odgrywali rolę głównych aktorów. Kruger i Ostrowska nie mieli świadomości, przynajmniej nie od razu, że oni też zostali do niej wciągnięci, a sprawca „zabawiał się” wraz z nimi, wodząc śledczych za nos i będąc cały czas o kilka kroków przed policją. Czyżby gliniarze mieli w swoim zespole „kreta”? Dobre pytanie!

FOT. PEXELS COTTONBRO STUDIO

Książka Mai Opiłki zaczyna się od mocnych, twardych akcentów, a w miarę lektury poziom napięcia rośnie. To nie jest tak, że bohaterowie, komisarz i prokuratorka, skupiają się wyłącznie na tej jednej sprawie, bo zazwyczaj w ich pracy jest tak, że obok, równolegle, toczą się też inne śledztwa, w które oboje są zaangażowani. Alicja Ostrowska zajmowała się dochodzeniem dotyczącym handlu żywym towarem. Tak się złożyło, że wiele lat wcześniej ktoś porwał jej siostrę i Ostra wciąż próbowała się dowiedzieć – z narażeniem życia – kto za tym stał i czy dziewczyna nadal żyje? Dlaczego młode kobiety znakowane były jak bydło symbolami klucza wiolinowego? Z kolei Kruger wplątał się w sprawę dotyczącą jego własnej przeszłości – dzieciństwo spędził w bidulu (sierocińcu), a ludzie, którzy go tam skierowali, sędzia i prokurator, znaleźli się teraz na eksponowanych stanowiskach. Czy to przypadek, że oboje zostali niedawno zabici? Policjant maczał w tym palce? Sprawa trafiła do Ostrowskiej, a między nią a Krugerem zaczęły się rozdźwięki – mroczna przeszłość wyraźnie ich doganiała. Wszyscy wokół wiedzieli, a raczej domyślali się, z jakimi demonami oboje muszą walczyć, lecz były przecież w ich robocie rzeczy od tego znacznie ważniejsze. W głównym śledztwie mnożyły się ofiary, pojawiały się kolejne motyle, krwi płynęło coraz więcej, a czas – tik-tak, tik-tak! – odgrywał kluczową rolę.

W wypadku samochodowym parę lat wcześniej zginął mąż terapeutki, a tu nagle jakiś kurier dostarczył jej paczkę z precyzyjnie odciętą i zamrożoną dłonią denata. Później przyszła następna paczka, tym razem z odciętym palcem kobiety. Z kręgu osób objętych śledztwem znikali kolejni ludzie. Kruger i Ostrowska gubili się już w zawiłościach sprawy, a im bardziej kluczyli, tym więcej się złościli, kłócili, przeklinali (soczysty, dosadny język to wyróżnik ich dialogów). I nie dosypiali, przez co byli zestresowani i nerwowi. Żadne hipotezy śledcze się nie sprawdzały, wypracowane latami policyjne schematy trzeba było odłożyć na bok, morderca wciąż ich wyprzedzał. Czy zdążą, nim pojawi się kolejny, brutalnie okaleczony trup z rusałką żałobnikiem?

Autorka pewną ręką poprowadziła nas przez pajęczynę złożonych relacji międzyludzkich. Wprost nie można się nadziwić, ile talentu i energii włożyła w budowę wielopiętrowej zagadki. W trakcie lektury poruszamy się w rzeczywistości kryminalnej i społecznej, która zręcznie została wypreparowana z jakiejkolwiek polityki (wiadomo, w czyich rękach była prokuratura przez ostatnie lata!). Maja Opiłka sprawnie ominęła jednak niebezpieczne prawicowe rafy, skupiając się wyłącznie na śledztwie i jego zawiłościach. Może to i lepiej, intryga przez to zaciekawiała jeszcze bardziej, chcieliśmy jedynie poznać rozwiązanie zagadki i do tego dążyliśmy. No i poznaliśmy ostatecznie, ale też dowiedzieliśmy się – nie bez zaskoczenia – że sukcesy w dochodzeniu nie zawsze są pełne i satysfakcjonujące, zwłaszcza jeśli śledczy nie dostarczyli do sądu niezbitych dowodów. A w tej sprawie wyraźnie coś zawiodło, na niektóre pytania i wątpliwości nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Dlatego tym wyżej oceniam kryminał Mai Opiłki, bo autorka nie poszła na łatwiznę prostych rozstrzygnięć – komisarzowi i prokuratorce udało się wprawdzie rozsupłać intrygę, lecz finał sprawy okazał się nadzwyczaj gorzki. To właśnie nazywam otwarciem konstrukcyjnym książki na kolejne wątki, na dalsze losy bohaterów. I to jest dowód na dużą sprawność pisarską autorki, która – w co nie wątpię – kolejnymi powieściami ulokuje się w czołówce autorów polskich kryminałów.

MAJA OPIŁKA, autorka „Czarnego żałobnika”. FOT. WYDAWNICTWO INITIUM

O autorce: Maja Opiłka (lat 30) jest częstochowianką, absolwentką Zespołu Szkół im. Jana Kochanowskiego i Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie. Z zawodu dietetyczka, ale pracuje jako pracownik cywilny w miejscowej Prokuraturze Okręgowej. Wolny czas poświęca tenisowi ziemnemu, tajemnicom kryminalistyki i medycyny sądowej, czytaniu powieści sensacyjnych i thrillerów. Zainteresowanie prawem i pasja literacka utwierdziły ją w przekonaniu, że sama też może opowiadać swoje historie. Po dwóch nieudanych próbach literackich nie zraziła się i dopiero jej trzecia książka znalazła uznanie wydawcy i trafiła do druku. Powieść „Czarny żałobnik” to jej oficjalny debiut – w ocenie specjalistów i pierwszych czytelników świetnie rokujący na przyszłość.

Maja Opiłka, „Czarny żałobnik”. Wydawnictwo Initium (www.initium.pl), Kraków 2024. Str. 456, oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 22 lutego 2024. Powieść można zamówić między innymi w księgarniach internetowych Empik https://bit.ly/zalobnik-empik, Tania Książka https://bit.ly/zalobnik-TK, Bonito https://bit.ly/zalobnik-bonito.

#wydawnictwoinitium #czarnyzalobnik #majaopilka

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress