Z IZABELĄ SKRZYPIEC-DAGNAN, autorką powieści obyczajowej „Długie beskidzkie noce”, wydanej przez Zysk i S-ka Wydawnictwo, rozmawia Stanisław Bubin
Tytuł trzeciej książki w pani dorobku literackim nie zapowiada dramatu. Na okładce malowniczy beskidzki pejzaż we mgle, który może promować eksplorację turystyczną gór albo jakiś survival… Tymczasem, zacytuję z powieści, następnego dnia Konrad znika. Nie chcę trywializować problemu, ale czy mężczyźni często znikają z życia kobiet? Zetknęła się pani z takimi sytuacjami? Wyjaśnijmy czytelnikom: Konrad jest fotografem i partnerem głównej bohaterki, Jaśminy. Pewnego dnia, a raczej nocy, odchodzi, zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia z dwójką małoletnich synów, bliźniaków…
Okładka rzeczywiście jest przyjemna dla oka, pastelowa, romantyczna, wręcz kojąca. Współgra z tytułem i treścią – przedstawia beskidzki pejzaż. To właśnie w tych okolicach moja główna bohaterka, Jaśmina, szukała spokoju ducha i wewnętrznego ukojenia. Jest kobietą po traumatycznych przejściach. Przygotowując się do pisania „Długich beskidzkich nocy” szukałam podobnych historii – dramatycznych relacji osób porzuconych bez słowa wyjaśnienia. W dziewięćdziesięciu procentach tą porzuconą stroną były kobiety. Mężczyźni częściej odchodzą, a nawet znikają bez słowa. Według prześledzonych przeze mnie opinii psychologów, mężczyźni w kryzysowej sytuacji szybciej się poddają. Zamiast zawalczyć o związek lub rodzinę – odpuszczają. Poza tym są stanowczy. Jeśli raz podejmą decyzję o rozstaniu, realizują ją. My, kobiety, wahamy się. Roztrząsamy, myślimy: A może będzie lepiej? Może nie warto stawiać wszystkiego na ostrzu noża? Chcemy mimo wszystko starać się ratować nasze związki, jesteśmy elastyczne, gotowe na zmiany. Oczywiście to nie dotyczy każdego – są różne sytuacje i różne zachowania, nie chcę generalizować. Ale jednak statystyki mówią same za siebie: to mężczyźni częściej znikają. Osobiście też znam podobną historię, na szczęście nie dotyczy nikogo z moich bliskich, jest zasłyszana. Niemniej potrafię sobie wyobrazić, jaki to musi być dramat dla rodziny. Zwłaszcza ta niewiedza, co właściwie się wydarzyło, jakie były motywacje osoby, która postanowiła w taki sposób odejść.
Nim Konrad przepadł, kobieta instynktownie wyczuła, że coś jest nie tak. Nie patrzył na nią, w łóżku nie reagował na pocałunki i pieszczoty, a na pytanie, czy wszystko w porządku, odpowiedział twierdząco, lecz z wahaniem, dodając, że jest zmęczony. Jaśmina zasnęła z postanowieniem, że muszą o tym porozmawiać jutro, lecz wspólne jutro nie nadeszło już nigdy. Ten piękny drewniany dom w Beskidach (sto sześć kilometrów od Krakowa), który dopiero co stał się ich własnością, nagle opustoszał. W oparciu o jakie doświadczenia i jaką literaturę kreowała pani psychologię kobiety porzuconej tak brutalnie?
Dotarłam do wielu podobnych historii. Szukałam osobistych relacji osób porzuconych, ale też analiz psychologów na temat porzuceń. Kilka razy rozmawiałam telefonicznie z wolontariuszkami z Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych ITAKA. Podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami, przybliżyły problematykę zaginięć, opowiedziały, jak zachowują się osoby, które szukają u nich pomocy. Wiedziałam więc, że te zachowania są bardzo różne, skrajne, czasem nawet nieadekwatne do tak dramatycznej sytuacji. Poza tym jestem mocno uczuciową osobą, próbowałam skonfrontować się z taką sytuacją, zastanawiałam się wielokrotnie, jak ja bym zareagowała? Próbowałam postawić się na miejscu Jaśminy. To bardzo dramatyczna sytuacja i przypuszczam, że targałyby mną równie wielkie emocje: rozpacz na zmianę z wściekłością, zwątpienie, poczucie krzywdy, bezsilność. No i ten dom!… Jaśmina dochodzi do wniosku, że Konrad od dłuższego czasu planował swoje odejście i to bolało ją najbardziej. Moment przeprowadzki miał być, w jej odczuciu, chwilą magiczną, po której ich sprawy się ułożą. Tak zaczyna się książka, od refleksji głównej bohaterki: To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Potem rozpakowują się, rozmawiają. Ona nie jest niczego świadoma, on wie, że za kilka godzin przewróci jej życie do góry nogami. Dla mnie to najważniejsza chwila całej powieści. Bo Konrad ma jeszcze możliwość zmiany decyzji, jest gęsto od emocji. Życie tylu osób potoczyłoby się inaczej, gdyby tę decyzję zmienił!
Powieść rozwija się dwutorowo. Mamy okazję śledzić Jaśminę w czasie teraźniejszym, gdy po roku od ucieczki Konrada, późną jesienią, wraz z dwójką dzieci wraca do domu w Beskidzie Sądeckim, gdzie to się wydarzyło, z mocnym postanowieniem odbudowania życia na nowo, i w czasie przeszłym, w książce określanym jako „kiedyś”, kiedy poznała Konrada, pokochała go, związała się z nim emocjonalnie, zaszła w ciążę, urodziła i odkryła swój nowy dom – gniazdko ich wiecznej, zdawałoby się, miłości. Wszystkie wydarzenia śledzimy z perspektywy Jaśminy i jej przyjaciółki, więc będę adwokatem diabła: co wiemy o Konradzie? Może musiał zrobić to, co zrobił? Może planując rozwój swojej kariery artystycznej poczuł się w pewnym momencie spętany rodziną, obowiązkami wychowawczymi, nadmiarem lukru i słodyczy w ich miłości? Nie dojrzał do trwałego związku? Co pani sądzi o takiej opcji? Czy to fałszywa męska solidarność?
Wydaje mi się, że generalnie kobiety lepiej radzą sobie z ograniczeniem wolności, co wiąże się z założeniem rodziny i wszystkimi zmianami, jakie się wówczas pojawiają. Dostosowujemy się, częściej się poświęcamy. Mężczyźni, proszę wybaczyć, być może się mylę, przez całe życie chcieliby zjeść ciastko i mieć ciastko. Wydaje mi się, że wiecznie są pomiędzy potrzebą bliskości a pragnieniem wolności. Jedną nogą tu, drugą tam. Oczywiście znów nie mówię za wszystkich, to moje prywatne zdanie. Nie podałam konkretnego wyjaśnienia, dlaczego Konrad odszedł, ale zostawiłam czytelnikom kilka sugestii co do tego, jakie mogły być jego motywacje. W rozmowach z przyjaciółmi i znajomymi Jaśmina dowiaduje się szczegółów z jego życia, których zupełnie nie była świadoma. Sama dochodzi do wniosku, że nie udało jej się go poznać. Konrad był mężczyzną z emocjonalnymi problemami, ona bardzo chciała mu pomóc, ale nie udało się. Zresztą, będąc świadkami ich błyskawicznego romansu możemy dostrzec, że to było zauroczenie, które zbyt szybko zostało wystawione na próbę, a nie mocne uczucie, budowane na solidnych fundamentach. Nie poradzili sobie oboje z nową sytuacją. Nie dojrzeli ostatecznie do założenia rodziny. To się zdarza. Wiele młodych małżeństw się rozpada – i w wielu powieściach został ten problem opisany. Mnie chodziło natomiast o ten dramatyczny sposób porzucenia. O odejście bez słowa wyjaśnienia.
Wspomnienia i doświadczenia z niedawnej przeszłości nie pozwalają Jaśminie tak łatwo o sobie zapomnieć. Wpędza się w huśtawkę nastrojów, gubi w domysłach, atakuje policję, że nic nie robi, by odnaleźć Konrada, przeszukuje bezustannie internet, by dowiedzieć się, czy żyje, czy nie zmienił nazwiska, nie związał się z kimś innym. Jaśmina walczy! Ma prawo wiedzieć, co się z nim stało? Dlaczego tak precyzyjnie zaplanował ucieczkę i zatarł wszystkie ślady po sobie? Czy po prostu przesadza, co sugerują jej rodzice i znajomi?
Rodzina i przyjaciele chcieliby, żeby Jaśmina jak najszybciej znów zaczęła normalnie żyć. To zrozumiałe. Kierują nimi pozytywne pobudki, kochają ją, jest dla nich ważna. Ale Jaśmina nie potrafi przejść bokiem, przeczekać tego bolesnego etapu, wytłumaczyć go sobie i dla własnego dobra zacząć od nowa. Rozdrapuje nieustannie wszystkie rany. Myślami doprowadza się na skraj wytrzymałości. Jest bardzo wrażliwą osobą, więc to nie pomaga. Myślę, że targające nią emocje są prawdopodobne i adekwatne do sytuacji. Czuje się bardzo skrzywdzona i nie może znieść myśli, że nie pozna motywacji ucieczki partnera. Obwinia też siebie samą. Przeszukiwanie internetu w celu znalezienia tropu Konrada wydaje się symboliczne – od razu przychodzi nam na myśl, że to działanie pozbawione sensu. A ona jest uparta, wierzy, że znajdzie ukochanego, że doprowadzą ją do niego zdjęcia jego autorstwa. To rozpaczliwe działanie osoby, która nie może zrobić nic innego. Która nie ma i nie zna alternatywnego sposobu poszukiwania. Która została pozostawiona z dziesiątkami pytań bez odpowiedzi. Jest więc na huśtawce: raz rozpacz, raz wściekłość. Do tego dochodzą wszystkie inne sprzeczne uczucia. W końcu to ona została porzucona! A taka osoba zawsze ma, w mojej opinii, trudniej niż osoba porzucająca.
Jaśmina chce odnaleźć ojca swoich dzieci, chce im dostarczyć odpowiedzi, gdzie jest tata, pragnie odzyskać spokój i stanąć na nogi. Ta część książki, doskonała, jest także swoistym poradnikiem dla udręczonych kobiet. Można popękać wewnętrznie jak lustro, na tysiąc kawałków, ale można też posklejać się na nowo. W pojedynkę czy raczej z innymi ludźmi? Jak pani sądzi? Człowiek musi dać sobie radę sam, czy z innymi, nowo poznanymi osobami? Jaśmina miała szczęście, że poznała ludzi czułych, wrażliwych, empatycznych. Czy tacy zawsze są gdzieś wokół nas?
Ci wszyscy ludzie wokół są niezwykle istotni – dają poczucie sensu, bezpieczeństwa, namiastkę normalności w nienormalnej sytuacji. Ale jednak są z boku, nie w samym centrum dramatu. W centrum dramatu jest tylko Jaśmina. Jej synkowie są jeszcze za mali, żeby w ogóle zrozumieć, co się wydarzyło i jakie dla nich wynikną z tego długotrwałe konsekwencje. Dobrze, że bliscy są obok, podtrzymują Jaśminę, kiedy traci grunt pod nogami i czuje, że zaraz upadnie. Jednak cały proces powrotu do normalności – a więc pogodzenia się z tą sytuacją, zaakceptowania jej, wybaczenia, gotowości na nowe – musi dokonać się w głowie i sercu Jaśminy. Ona ma tę świadomość, jednak czasem w towarzystwie najbliższych czuje się osamotniona. Być może to paradoksalne odczucie. Ktoś ją trzyma za rękę, czy pełen współczucia przytula, a ona czuje się samotna. Ale tak to jest – odejście jest sprawą tylko między nią a Konradem, nikt inny tego do końca nie zrozumie i nie poczuje. Rozpad czteroosobowej rodziny to sprawa między nim a nią – i jest z tym sama. Wydaje mi się, że tak być musi. Nikt nie mógł wejść do jej głowy i poprzestawiać myśli na inne tory. Nikt nie mógł posmarować balsamem jej serca, żeby tak nie bolało. Musiała poradzić sobie sama, ale wciąż wspierana przez bliskich. Jak pan słusznie zauważył, trafiła na wyjątkowo dobrych ludzi w nowym miejscu. Chciałabym wierzyć, że tak mogłoby być również w prawdziwym życiu, lecz wiem, że z tym bywa różnie. Jesteśmy zagonieni, skupieni często tylko na sobie, na swoich sprawach, problemach. Alek i Maria, ci wyjątkowo dobrzy ludzie koło Jaśminy, również niejedno w życiu przeszli i te doświadczenia wpłynęły na ich wysoki poziom empatii i zrozumienia. Dlatego służyli jej bezinteresownym wsparciem – to szlachetne postawy.
Pokazała pani na przykładzie głównej bohaterki, że można odbudować miłość i pochodne uczucia nawet po najbardziej bolesnych przejściach. Skąd taka pewność?
Nie mam pewności. Każdy z nas jest inny, ma inną wrażliwość i wytrzymałość, inaczej podchodzi do problemów i kryzysowych sytuacji. Ale chciałam pokazać poprzez Jaśminę, że warto zawalczyć o siebie. I nawet jeśli wydaje nam się, że już nigdy nic dobrego nas nie spotka – trzeba przeczekać te ciężkie chwile, dbać o siebie, umacniać się, wierzyć, że będzie lepiej.
Postaci z powieści są prawdziwe, autentyczne, nie przymierzają żadnych kostiumów magiczno-baśniowych! To ogromny walor „Długich beskidzkich nocy”, a zarazem świadectwo autentyczności życia ciężko doświadczonej przez los kobiety. Gratulacje! Jak powieść przyjęli pani bliscy, znajomi, pierwsi czytelnicy? Czy też są podobnej opinii?
W chwili, w której rozmawiamy jestem tuż po premierze. Egzemplarze promocyjne dopiero są rozsyłane do blogerów i recenzentów, ja rozdałam bliskim swoje egzemplarze autorskie. Na ich refleksje po lekturze jeszcze czekam. Ale pojawiają się pierwsze krótkie wiadomości, że książka jest nieodkładalna i bardzo poruszająca.
Można odnaleźć w tej historii różne postawy, osobowości i wartości. Przejąć się nimi, przymierzyć do siebie. To kolejna jej zasadnicza wartość. Proszę zdradzić kulisy swojego warsztatu literackiego. Jak długo książka powstawała? Kiedy pani pisała: w ciągu dnia, w nocy, w jakim tempie? Czy prowadziła pani jakiś reaserch? Konsultowała przebieg akcji? Przetwarzała historie z bliskiego otoczenia?
Na co dzień pracuję na etacie, jestem też mamą trójki żywiołowych dzieci. Czas na pisanie mam tylko późnymi wieczorami, niekiedy uda mi się po południu wyjść z laptopem na dwie godziny do kawiarni. Ale oczywiście myślami nieustannie jestem przy moich bohaterach. Najlepsze pomysły przychodzą podczas codziennych, rutynowych zajęć: gotowania albo porządkowania. „Długie beskidzkie noce” pisałam od maja do grudnia ubiegłego roku, więc tempo było nieszczególnie dynamiczne, ale miałam po drodze też kilka dłuższych przerw spowodowanych osobistymi sprawami. Po kilkukrotnym przeczytaniu tekstu i naniesieniu zmian wysłałam książkę jako propozycję do wydawnictwa, w którym wydałam już dwie powieści. Po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi rozpoczęły się prace redaktorskie i teraz, pół roku później, powieść trafia wreszcie do szerszego grona czytelników. O reaserchu już wspomniałam: to były głównie rozmowy z wolontariuszkami z ITAKI i materiały źródłowe dotyczące problemu zaginięć. Przebiegu akcji nie konsultowałam z nikim, to moja wizja od początku do końca. Nie opierałam się też na jednej konkretnej historii, raczej luźno inspirowałam wszystkimi, na które się natknęłam.
No i jeszcze jeden aspekt zasługujący na wyróżnienie: Beskidy odmalowała pani prawdziwie, naturalnie, pięknym plastycznym językiem. Czy kocha pani góry? W górach jest wszystko, co można pokochać? Wyznania miłości w górach brzmią inaczej, mają wymiar religijny, mistyczny?
Mieszkam w Beskidach i wiem, że to magiczne miejsce. Czerpię z natury i otoczenia siłę i otuchę. Oczywiście słowa Jerzego Harasymowicza są mi bliskie i identyfikuję się z jego myślą. Kiedy wychodzę w góry, zwłaszcza te wyższe, na przykład w Tatry, czuję się scalona ze światem. Jestem częścią wszystkiego co mnie otacza, a jednocześnie czuję ogromną pokorę wobec potęgi przyrody. I zawsze mam na szczycie góry tę myśl: Mogłabym tu zostać na zawsze, po co mi ta zabiegana codzienność? Teraz, mając małe dzieci, wybieramy łagodne szlaki, a w Beskidach takich nie brakuje. Uczymy dzieci miłości i szacunku do otaczającego nas świata. Pokazujemy, że czasem można po prostu poleżeć na trawie, popatrzeć w chmury i odpocząć. Mojego męża też poznałam na spontanicznej wycieczce w góry. Mnie zabrała przyjaciółka, jego zaprosił kolega i poszliśmy, chociaż oboje mieliśmy już inne plany na spędzenie tego dnia. Wszystko co dobre w moim życiu ma jakiś związek z górami. Dla mnie są magiczne.
A na koniec zapytam podchwytliwie: czy na każdego Konrada przypada jakiś Alek, który może stać się dla poobijanej brutalnymi doświadczeniami kobiety lekarstwem na całe zło?
Chciałabym, żeby tak było, lecz prywatna obserwacja uświadamia mi, że życie pisze różne scenariusze. Czasem pustki po czyimś odejściu nie zapełni już nikt. Zależało mi, żeby moja bohaterka znalazła ukojenie, uporządkowała najpierw swoje życie, a potem znalazła też nową miłość. Chciałam zakończyć pozytywnie, dać nadzieję. Po takiej dawce dramatu i bólu, który opisałam w książce, zakończenie nie mogło być nieszczęśliwe. Jaśmina zasługiwała na szczęśliwy finał.
Gorąco polecam „Długie beskidzkie noce” i dziękuję za rozmowę.
Serdecznie dziękuję!
IZABELA SKRZYPIEC-DAGNAN (na zdjęciu powyżej) jest autorką ciepło przyjętych przez czytelników powieści „Świetnie się bawię w twoich snach” (2019) i „Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe” (2021). Mieszka z mężem i trójką dzieci w malowniczym miasteczku na południu Polski. Z wykształcenia jest historykiem sztuki, pracuje jako muzealnik. Pisze ikony, pracuje w ceramice, tworzy ręcznie biżuterię. Ale przede wszystkim pisze książki i czyta w każdej wolnej chwili. Jej najnowsza powieść „Długie beskidzkie noce” pod patronatem magazynu LADY’S CLUB ukazała się oficjalnie na rynku księgarskim 23 sierpnia 2022. Można ją także zamówić w księgarni internetowej wydawcy: https://sklep.zysk.com.pl/dlugie-beskidzkie-noce.html.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 5 egzemplarzy książki Izabeli Skrzypiec-Dagnan „Długie beskidzkie noce”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Na której miejscowości w Beskidzie Sądeckim autorka powieści wzorowała miejsce zamieszkania głównej bohaterki? Dla ułatwienia podajemy cytat z książki: Malownicza dolina Popradu. Jadę powoli i uważnie serpentyną drogi wijącą się dziko między wzgórzami (…). Kiedyś, dawno temu, była to modna, ekskluzywna miejscowość uzdrowiskowa. Po sanatoriach pozostały zniszczone pustostany, dom zdrojowy zaanektowano pod sezonowy hotel, pijalnie leczniczych wód w większości pozamykano, Z pięciu ujęć pozostało jedno. Ludzie wyemigrowali: za chlebem, za miłością, za marzeniami. Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowi 5 książek Izabeli Skrzypiec-Dagnan „Długie beskidzkie noce”, ufundowanych przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 5 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 29 sierpnia 2022 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie dotyczące książki: Na której miejscowości w Beskidzie Sądeckim autorka powieści wzorowała miejsce zamieszkania głównej bohaterki? Dla ułatwienia podany został cytat z książki: Malownicza dolina Popradu. Jadę powoli i uważnie serpentyną drogi wijącą się dziko między wzgórzami (…). Kiedyś, dawno temu, była to modna, ekskluzywna miejscowość uzdrowiskowa. Po sanatoriach pozostały zniszczone pustostany, dom zdrojowy zaanektowano pod sezonowy hotel, pijalnie leczniczych wód w większości pozamykano, Z pięciu ujęć pozostało jedno. Ludzie wyemigrowali: za chlebem, za miłością, za marzeniami.
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 5 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Na której miejscowości w Beskidzie Sądeckim autorka powieści wzorowała miejsce zamieszkania głównej bohaterki? Odpowiedź: Chodzi o Żegiestów-Zdrój w dolinie Popradu, uzdrowisko podgórskie w Beskidzie Sądeckim, leczące choroby układu trawienia, choroby reumatologiczne, choroby nerek i dróg moczowych. Nagrody książkowe otrzymują: 1) Marlena Zelek, Żarki, 2) Iwona Nikodemska, Łódź, 3) Anna Frej, Cieszyn, 4) Czesława Rudziak, Krynica-Zdrój, 5) Jędrzej Klepczyński, Gorzów Wielkopolski.