CHCIAŁBYM MIEĆ TAKIEGO KOLEGĘ, JAK MÓJ GŁÓWNY BOHATER. Wywiad

Z ARKADIUSZEM BOROWIKIEM, autorem powieści A jeszcze wczoraj było jutro, wydanej przez Zysk i S-ka Wydawnictwo, rozmawia Stanisław Bubin

Do swojej najnowszej powieści dał pan motto z pięknego wiersza Bogdana Chorążuka Zegarmistrz światła, rozsławionego później przez pieśń Tadeusza Woźniaka. Przypomnę: A kiedy wreszcie przyjdzie po mnie / Zegarmistrz światła purpurowy / By mi zabełtać błękit w głowie / To będę jasny i gotowy. Ostatnie miesiące życia Andrzej Stroba, główny bohater książki, nauczyciel geografii, podporządkował temu wezwaniu. Był jasny i gotowy. To wskazówka dla nas, żebyśmy byli czujni i zawsze przygotowani na najgorsze, na przykład na śmierć?

To bardzo piękny wiersz i piosenka również. Już jak byłem dzieciakiem robiła na mnie ogromne wrażenie. Kiedyś udało się ją umieścić na końcu jednego z odcinków serialu Na krawędzi, a teraz otwiera A jeszcze wczoraj było jutro. Proszę jednak zauważyć, że w książce, tuż po motcie, pojawia się łacińskie słowo (sic!), sugerujące, że cytat zawiera nieścisłość. I właśnie o tym jest ta książka. O tym, że nigdy nie wiadomo jak to będzie, kiedy dowiemy się, że nasz czas dobiega końca. Być może nie każdy okaże się jasny i gotowy, jak to sobie wyobrażał. Możliwe, że zamiast pogodzenia z losem, pojednania ze światem, zdecydujemy się na czas rozliczeń.

Karta plastikowa oddzieliła płacenie od gotówki, dzięki czemu wydawanie pieniędzy wydaje się mniej bolesne. Zabijanie zwierząt w rzeźniach nie rani niczyich uczuć, bo kupujemy czyste mięso na tackach. Tak samo nasza cywilizacja oddzieliła życie od śmierci. Wstydzimy się śmierci. Parawany, worki foliowe, prosektoria, krematoria, urny, maski i zamknięte trumny odsuwają martwych od żywych. Mówienie o raku, amputacji i nieoperacyjnych guzach jest oznaką nietaktu, towarzyskim faux pas.

Trafił pan w sedno. Oddaliliśmy się od śmierci. Kiedyś była integralną częścią życia. Ostatnim jego aktem. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej niesamowitego niż kontrast między istnieniem a nieistnieniem. Odchodzenie ludzi było bolesne, ale nie traktowano go w kategoriach błędu w sztuce czy wypadku, którego można było uniknąć, gdybyśmy wcześniej poszli do lekarza, zażyli pastylkę albo nie jedli masła. Okres życia się wydłużył, a starość stała się czymś wstydliwym. Można robić różne rzeczy ze swoim ciałem, żeby opóźnić starzenie. Ale nie można uniknąć śmierci. Współczesny świat, przynajmniej jeżeli chodzi o jego zachodnią część, zdaje się wypierać śmierć ze świadomości. Kurczowo trzymamy się życia, które jest powierzchowne. Brakuje mi rzeczy niepoliczalnych, niewidocznych. Czegoś, czego nie można dotknąć paluchami. Czegoś, co każdy może odbierać na swój własny jedyny i niepowtarzany sposób. Nie narzucony przez żadną doktrynę społeczną. Brakuje mi czegoś, co sprawi, że zadamy sobie pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi.

Czy chodziło panu o to, że są sposoby oswojenia się ze śmiercią i że główny bohater może nam pokazać, jak to się robi? Rozwiązanie Stroby jest dość oryginalne: dopieprzyć wszystkim, a potem za resztę kasy wyjechać na antypody. Da się? Specjalnie przesadzam, lecz czy człowiek skazany na szybką śmierć może więcej niż inni? Ma inne prawa?

Nigdy nie myślałem o tym, żeby napisać poradnik, jak sobie radzić ze zbliżającym się końcem. W ogóle ludzie, którzy piszą dzielą się na tych, którzy piszą, bo uważają, że wiedzą i na tych, którzy piszą, bo chcą się czegoś dowiedzieć. Zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. W moich książkach nie pouczam, tylko zadaję pytania. Najpierw sobie – pisząc, potem czytelnikom, którzy czytają, co napisałem. Oczywiście samo w sobie może to być pouczające, ale zupełnie inaczej. Nie znoszę dydaktyzmu w sztuce. Nie mam wpływu na odpowiedzi, których udzielą sobie czytelnicy. I nie chcę mieć. Czy skazaniec ma inne prawa? Jak już czeka na wyrok – nie ma żadnych praw. Ale uciekając od dosłowności, uważam, że człowiek skazany na śmierć ma coś, czego można mu pozazdrościć. Nic do stracenia. Reszta zawsze ma. Dlatego jesteśmy utaplani w pozorach, uwikłani konwenansami. Wie pan, co by było, gdybyśmy wszyscy zdjęli maski?

Nie znałem wcześniej pana twórczości, więc nic sobie nie obiecywałem po nowej książce. A tu zaskoczenie – jest świetna. Znakomicie się ją czyta! Mnóstwo wrażeń pozytywnych przy problemie, rzekłbym, negatywnym, znanym wcześniej z innych powieści i filmów. Stroba dowiedział się, że jest śmiertelnie chory i zostało mu kilka miesięcy życia. Wiele osób już tak miało i będzie miało. Robią bilans życia, rozliczają się z otoczeniem, odchodzą. Lecz Stroba nie zamyka się w pokoju, nie płacze, zaczyna działać. Podejmuje decyzje, jakich wcześniej nikt po nim nie oczekiwałby. Nie afiszuje się ze swoim tętniakiem, nie prosi o litość. Konstruuje plan i według niego zaczyna zmieniać świat wokół siebie.

Pomysł na bohatera odkrywającego u siebie śmiertelną chorobę jest wyświechtany. Czytałem i oglądałem sporo takich historii. Uderzyło mnie jednak, że zwykle opowiadają o tym, że człowiek, któremu nie zostało zbyt wiele do przeżycia, staje się lepszy. Godzi się ze światem, jedna z ludźmi. Zwykle jest to mdłe. Nie mówię, że nie ma takich ludzi. Ale dla mnie powodem powstania A jeszcze wczoraj było jutro stało się podejście odwrotne. Podejście zrodzone z poczucia żalu, krzywdy, z pytania: Dlaczego akurat ja? Na głównego bohatera książki ostateczność spada znienacka. I wcale nie poradził sobie ze wszystkim gładko. Gdyby tak było, nie uwierzyłbym mu, a już na pewno nie wydałoby mi się to warte napisania książki. Diagnoza lekarska wytrąciła naszego bohatera z równowagi, a ponieważ równolegle w jego życiu wydarzyło się wiele innych niedobrych rzeczy, zareagował tak, jak moim zdaniem mógł zareagować: najpierw wpadł w panikę, potem nastąpiło wyparcie. Próba ucieczki, wyciszenia. Dopiero kiedy to wszystko zawiodło, przeszedł na drugą stronę mocy. Zaczął planować, ale zabawa w boga to mętna sprawa. Rzeczy mogą się wymknąć spod kontroli i zwykle się wymykają.

Czy odbezpieczona w człowieku bomba może wyzwolić aż tyle odwagi? Chodziło o to, by rzucić inne światło na umieranie?

Myślę, że człowiek doprowadzony do ostateczności zachowuje się inaczej. Popatrzmy na żołnierzy, którzy wybiegają z okopu i muszą zabijać nieznajomych. Wiedzą, że wielu z nich umrze. Wykazują się odwagą, o jakiej by im się nie śniło, gdyby siedzieli sobie w fotelu, a ich głównym zmartwieniem byłoby to, że zdrożała benzyna, a szef to palant.

Książka konstrukcyjnie dzieli się na trzy części. W pierwszej poznajemy Strobę i jego otoczenie, w drugiej Stroba wyjeżdża w siną dal, czyli nad morze, w trzeciej robi bilans i zaczyna rozliczać nie tyle siebie, co innych: pierwszą żonę, drugą żonę, syna, córkę, jej chłopaka, niektórych uczniów, niektórych kolegów z pokoju nauczycielskiego, dyrektora szkoły, kumpla z dzieciństwa, lekarza, miejscowego gangusa.

Kiedy wpadłem na pomysł napisania A jeszcze wczoraj było jutro chciałem skupić się na tym, że człowiek, któremu zostało niewiele czasu, nie jedna się z otoczeniem, a raczej rozlicza krzywdy, których doznał. Ale jak zaczałem pisać, wyszło mi, że jeżeli potraktuję historię tak skrótowo, to wyjdzie z tego płaska opowiastka o zemście, czego bardzo nie chcialem. Dlatego zacząłem się cofać. Rozszerzyłem background, rozwinąłem postaci i przede wszystkim sprawiłem, że bohater został skrzywdzony na naszych oczach. Zmiany w głowie bohatera zachodzą w czasie teraźniejszym, a my śledzimy ten proces. Pierwsza część ukazuje rutynę życia Andrzeja Stroby. Potem następuje punkt zwrotny, który wszystko wywraca do góry nogami. Bohater nie wie co robić. Zaczyna się miotać, coraz bardziej chaotycznie. Zapędzony w kozi róg, postanawia uciec, żeby w samotności uporzadkować swoje sprawy. I o tym opowiada druga odsłona. Niestety, początkowa sielanka z dala od dotychczasowego życia zamienia się w koszmar. Koniec drugiej części to katharsis. Po dramatycznych wydarzeniach nad morzem bohater przekracza granicę, z której nie ma już powrotu. Trzecia część to robienie porządków. Nie wszystko jednak dotyczy rozliczeń. Niektóre ruchy bohatera mają za zadanie ochronić bliskich. Stroba przed śmiercią chce zabezpieczyć córkę. Za wszelką cenę.

Bohater poznał diagnozę, zyskał nową świadomość i odkrył, że świat wygląda zupełnie inaczej niż myślał. Dlaczego Stroba nie podzielił się z nikim swoją prawdą? Gdyby był zdrowy, nic by się nie stało?

Ta historia opowiada o tym, że jedno wydarzenie może wywrócić wszystko do góry nogami. Stąpamy po kruchym lodzie. Myślę, że gdyby bohater nie dowiedział się o chorobie, sporo rzeczy potoczyłoby się inaczej. Nadal tkwiłby w morzu kompromisów. Stroba nie podzielił się z nikim diagnozą, bo miał nadzieję, że jest błędna. Nadzieja stała się dla niego pułapką. Kiedy została rozwiana, wszystko było już inne, świat wokół zaczął się sypać. Nie było komu powiedzieć o tym, że umiera.

Czy prawda jest zmienną, zależną od tego, kto i kiedy na nią patrzy?

W teorii prawda może być tylko jedna. Praktyka pokazuje, że różnie to bywa i zdarza się, że każdy ma swoją. Wszyscy naginamy rzeczywistość. Z różnych powodów. Czasami prawda jest tak niewygodna, że uznajemy ją za niemożliwą. Temat relatywizmu prawdy mnie intryguje. Doskonale ukazuje to Rashōmon, film Akiry Kurosawy opowiadający o tym, jak czterech świadków napadu relacjonuje to, co widzieli. Żaden nie kłamie, lecz wszyscy mówią coś innego. Każdy ukazuje siebie w jak najlepszym świetle. I wszyscy święcie wierzą, że mówią prawdę.

Momentami książka jest okrutna. Śmiertelnie chory Stroba jeszcze nie umiera, ale wokół niego giną ludzie. Łatwo pogodzić się z odejściem starego człowieka w domu opieki, lecz gdy kostucha zabiera młodą, piękną, utalentowaną dziewczynę – ciężko to znieść. Autorka obrazu przywiezionego przez Strobę znad morza zapłaciła wysoką cenę za mówienie prawdy.

Książka bywa wstrząsająca. Lubię historie oparte na dużych emocjach. Przez większą część A jeszcze wczoraj było jutro bohater nie ma większego wpływu na to, co sie dzieje. Potem jednak bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna kształtować wydarzenia. Jak już wcześniej powiedziałem, zabawa w boga w pewnym momencie wymyka mu się spod kontroli.

Bycie szczerym nie popłaca?

Szczerość jest uznawana za cnotę i nie zamierzam z tym polemizować. Zastanówmy się jednak, jak wyglądałby świat, gdybyśmy cały czas byli bezkompromisowo szczerzy. Kiedy byłem dzieciakiem wyobrażałem sobie, co by było, gdyby ludzie słyszeli nawzajem własne myśli. Przerażało mnie to. Nadal mnie przeraża. Ciekawe, czy w przypadku wymyślenia takiej aplikacji, bo teraz na wszystko są aplikacje, ktoś by jeszcze kogoś lubił. Z kolei bycie nieszczerym z pewnością często popłaca. Wystarczy popatrzeć na polityków. Łżą bez opamietania i całkiem dobrze żyją sobie na nasz koszt. No, ale nie chcę popadać w skrajności i nawoływać do tego, żebyśmy kłamali, a co gorsza, żebyśmy szli w politykę! Chodzi mi tylko o to, że świat nie jest bardziej złożony niż nam sie wydaje.

Nasz bohater uczynił ze szczerości narzędzie wymierzania kary. Czasami ucieka się do metod budzących watpliwości, na przykład robienia zdjęć z ukrycia czy płacenia chłopakowi za porzucenie jego córki.

Doprowadzony do ściany, bohater zrezygnował z kompromisów. Jego pomysły rozliczenia się ze światem bywają kontrowersyjne. Akcja powoduje reakcję i następuje eskalacja zdarzeń, których nie przewidział. Nakręcona zostaje spirala przemocy. Misterny plan się sypie, bo nie da się wszystkiego przewidzieć.

Pochwala pan metody bohatera, czy zostawia osąd czytelnikom?

Jak już wspominałem, ta książka nie jest poradnikiem, jak żyć. Snułem sobie historię, zastanawiając się, co by było gdyby?, głęboko wchodząc w postaci bohaterów. Czasami ich postępowanie mnie zaskakiwało. Czasami pozytywnie, czasami negatywnie. Lubię, jak bohaterowie mnie zaskakują. Nie pochwalam ani nie potępiam głównego bohatera. Wybrał taką a nie inną ścieżkę. I rozumiem, dlaczego ją wybrał. Czy ja wybrałbym inną? Oczywiście, ponieważ nie jestem Andrzejem Strobą. Myślę, że każdy czytelnik wyrobi sobie zdanie na temat postępowania bohatera. Zapewne w niektórych przypadkach ludzie postąpiliby podobnie. Czasami chcieliby tak postąpić, ale nie mieliby odwagi. W innych przypadkach zachowaliby się kompletnie inaczej. I dobrze. Jesteśmy tak fascynująco różni.

Środkowa opowieść o dziewczynie zwanej Izydorem mogłaby stanowić odrębne opowiadanie albo zalążek ciekawej powieści obyczajowej. Pan jednak zrobił nagły zwrot, by pokazać, że pod każdą szerokością geograficzną, w wielkim mieście i w wiosce rybackiej, ludzie w gruncie rzeczy są chciwi, podli, źli i głupi. I że nawet ci, którzy ze szczerości uczynili życiowe credo, w gruncie rzeczy oszukują siebie i innych. Nie da się być całkowicie szczerym, bo to zawsze boli.

Kiedy zacząłem pisać A jeszcze wczoraj było jutro, w ogóle nie miałem zamiaru wysyłać bohatera nad morze. W pewnym momencie jednak poczułem się strasznie znużony siedzeniem w miejskich murach, opisywaniem domów, ulic, kamieni… Zrobiło mi sie duszno. Opis podróży i przestrzeni nadmorskich sprawił mi ogromną ulgę. A potem bohater zaczął spotykać ludzi. Pojawiła się rodzina Kaników, pojawiła się tajemnicza dziewczyna, wszystko zaczęło się zazębiać. Ucieczka od rzeczywistości wpędziła bohatera w pułapkę. Sielanka okazała się iluzją. Wystaczyło lekko poskrobać i zamieniła się w koszmar zatęchłej nienawiści. A potem zrozumiałem, że to był brakujący element w mojej opowieści. Ciągle nie miałem psychologicznych podwalin pod to, co bohater ma zrobić. Bez katharsis nad morzem to, co Stroba zrobił w ostatniej części, byłoby dla mnie niewiarygodne. Potrzebowałem, żeby bohater stanął nad przepaścią szaleństwa… a potem zrobił krok.

Można uciec od problemów, wyjeżdżając gdziekolwiek bez telefonu? Zapominając o przeszłości i nie myśląc o przyszłości? Tak jak zrobił Stroba?

Ludzie uciekają od problemów na różne sposoby. Samotność i zmiana otoczenia pomagają złapać dystans, a przecież o to chodzi, jak już uderzyliśmy głową w mur. Pomysł bohatera nie był zły. Nie mógł przecież przewidzieć, że uciekając od problemów, wdepnie w potwornie toksyczny układ. Gdyby zamieszkał u innych ludzi, gdyby zetknął się z dobrem, radością, jego losy zapewne potoczyłyby się inaczej. Nie miał chłop szczęścia. Trafił na Borowika.

Można zacząć życie od nowa, odcinając się grubą krechą od poprzedniego? Czy można znaleźć miłość czystą, nieskażoną, jeśli tylko zechcemy ją znaleźć? Czerpać radość z życia po pięćdziesiątce?

Często przewartościowujemy swoje życie. Ludzie się pobierają, rozwodzą, wyjeżdżają, zmieniają zawody. Życie jest poszukiwaniem czegoś, co umownie nazywamy szczęściem. Nawet jeżeli w pewnym momencie odkrywamy, że to utopia, nie przestajemy do niego dążyć. Czy można znaleźć miłość czystą i nieskażoną? Wydaje mi się, że samo znalezienie miłości jest wielką nagrodą. To słowo nie potrzebuje przymiotników ani stopniowania. A czy można czerpać radość z życia po pięćdziesiątce?… Hmm! Mam nadzieję, że tak. Cały czas szukam. Czasami nawet coś tam znajduję.

Pan, panie Arku, zdaje się, też jest w wieku Stroby… Czy powieść to projekcja możliwych scenariuszy na stare lata?

To zabawne, kiedy zaczynałem pisać A jeszcze wczoraj było jutro, zastanawiałem się, ile lat dać bohaterowi. Nie chciałem, żeby był w moim wieku. Tyle że ja miałem wtedy czterdzieści sześć lat, więc zrobiłem Strobę starszego. Później, na skutek rozmaitych perturbacji, w związku z upływem upływem czasu na czele, książka ukazała się, kiedy ja mam pięćdziesiąt trzy lata, no a Stroba stał się młodszy. Mam jednak ogromną nadzieję, że nie czeka mnie to, co spotkało bohatera, bez względu na to, czy jest ode mnie starszy, czy młodszy.

Wiele osób z otoczenia Stroby życzy mu, żeby go trafił szlag. Im bardziej Stroba jest niekonwencjonalny, tym bardziej go nienawidzą. Tylko on wie, że to się stanie prędko, prędzej niż później, więc nic sobie z tych pobożnych życzeń nie robi. Czy da się polubić takiego człowieka?

Ja go lubiłem od początku. Oczywiście ja jestem autorem i z postaciami łączą mnie więzy – nazwijmy je tak – rodzinne. Stroba przez pól wieku był porządnym człowiekiem. Nikt tego nie podważał. Niektórzy nawet kpili sobie z tego. Potem robi to, co robi i wszyscy wiemy dlaczego. Nie ma to wiele wspólnego z dobrocią. Można to podciągnąć pod sprawiedliwość. Taką surową, starotestamentową. Chciałem pokazać, że okoliczności życiowe są w stanie sprawić, że człowiek staje się kimś innym. Tkwią w nas pokłady zachowań, o które nigdy byśmy się nie posądzili. Wystarczy jednak, że zadzieją się pewne rzeczy i… wszystko się zmienia. Każdy nosi w tornistrze bagaż emocji, zachowań i myśli, które są tajemnicą – nawet, a może przede wszystkim, dla niego.

Stroba jest cynikiem? Bezbożnikiem? Nic nie wiemy, o jego stosunku do wiary i boga… A może po prostu jest śledziennikiem? Chciałby pan mieć takiego Strobę za kolegę lub przyjaciela?

Bohater zdecydowanie nie jest cynikiem. Wiemy o tym, ponieważ mamy ciągły dostęp do jego myśli, wrażeń, uczuć. Przez pół wieku robił mnóstwo rzeczy z myślą o innych. Kiedy dowiaduje się, że nie zostało mu wiele, chce tylko sprawiedliwości. No i najbardziej zależy mu na przyszłości córki. Myślę, że gdyby nie ona, zakończenie byłoby inne. Co do religii, uważam, że bohater jest agnostykiem. Skończył etnografię, sporo wie na temat ludów i ich wierzeń. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mieć takiego kolegę. Po pierwsze, interesuje mnie etnografia, po drugie, nie zrobiłem mu nic złego. Więc czego tu się bać?…

Na skrzydełku książki wyczytałem, że pasjonuje pana amerykańska literatura klasyczna. Kto konkretnie pana inspiruje? W stylu i języku, zwłaszcza w dialogach, odkryłem dalekie echa Faulknera, Hemingwaya, może Steinbecka?

Skrzydełko książki nie kłamie! Odkąd pamiętam, czytałem bardzo dużo. Literaturę absolutnie rozmaitą. Ze wszystkich zakątków świata. I odkryłem, że najbliższa jest mi literatura amerykańska. Na początku był Irvin Shaw. Potem Steinbeck. Po przeczytaniu Gron gniewu miałem kryzys, bo uznałem, że nigdy nie będę umiał tak pięknie stawiać liter. Steinbecka uwielbiam też za jego wszechstronność. Za to, że potrafił pisać epickie drmaty w stylu Na wschód od Edenu i książki typu Tortilla Flat, w której popisuje się świetnym poczuciem humoru. Faulkner jest mistrzem słowa. Pisane przez niego zdania mają ciężar katedr. Jego bezpośrednim spadkobiercą jest dla mnie Cormack McCarthy. Nikt tak jak on nie potrafi znaleźć piękna w potworności. Nie mogę pominąć Josepha Hellera z moim ukochanym Paragrafem 22. Są również Updike, Kazan i plejada innych. Mógłbym bazgrać na ten temat godzinami. Aha, no i nie zapominajmy o amerykańskim dramacie, który jest mi równie bliski. Tenessee Williams, Eugene O’Neil czy Artur Miller to autorzy, od których wciąż można się uczyć.

Czasami Stroba wygłasza swoje sentencje językiem Reachera z powieści Lee Childa. Brzmią twardo i konkretnie, są zimne. Długo pan pracował nad takim stylem wyrażania emocji?

Jeżeli chodzi o pisanie dialogów, to nigdy się nad nimi nie zastanawiam. Powstają bardzo intuicyjnie. Ponieważ większość mojego zawodowego życia to pisanie scenariuszy – dialogi są dla mnie chlebem powszednim. W czasie pisania książki zwykle odpoczywam przy dialogach. Jeżeli stworzy się mięsiste postaci i zderzy je w ciekawych sytuacjach, zaczynają same gadać w mojej głowie. Ja tylko spisuję. Doskonale wiem, jak powinny brzmieć moje dialogi. Być może autorzy, których pan wspomniał, kombinują w podobny sposób. Może taki Lee Child idzie na podobną łatwiznę jak ja. Ustawia w głowie dyktafon, a potem odsłuchuje, notuje i ma. Autorzy mają różne patenty, żeby ułatwić sobie życie. To straszne cwaniaki.

Myśli pan, że te dialogi mogą znaleźć zrozumienie u kobiet? Że kobiety pokochają takiego faceta jak Stroba?

Ludzie w książce posługują się różną retoryką. Nie wiem, co na to kobiety. Pewno jednym się spodoba, innym mniej. Tak samo będzie z mężczyznami. Nie sądzę, żeby A jeszcze wczoraj było jutro można było zaklasyfikować jako literaturę dla konkretnej płci. Szczerze mówiąc, bardzo bym tego nie chciał. Wiem, że kobiety czytają więcej książek i chwała im za to. Czy pokochają Andrzeja Strobę? Oj, tego to ja nie wiem, bo jak mawiał czy raczej śpiewał klasyk, bo z kobietami nigdy nie wie, oj nie wie się, czasami dobrze bywa, a czasem jest już źle. Jeżeli przejmą się losem bohatera, to będzie to dla mnie nagroda i wielki zaszczyt.

I na koniec: czy pracuje pan nad piątą powieścią (zakładam, że tak) i o czym ona, w skrócie, będzie? Czym teraz pan nas zaskoczy?

Dobrze pan zakłada. Pracuję nad piątą książką od czterech lat. To długo, ale nie dlatego, że jestem leniwy. Czasami muszę zajmować się innymi projektami, a poza tym to będzie bardzo gruba kniga. Obiecałem sobie, że skończę ją w tym roku, ale jak będzie, to się jeszcze okaże. Planowanie jest ryzykowną sprawą. Stroba też się o tym przekonał. O czym będzie?… To epicka opowieść, dziejąca się od 1985 roku do współczesności. Po rozprawieniu się ze śmiercią, trudno znaleźć coś równie dużego, lecz intryguje mnie temat przyjaźni. W różnych jej aspektach, w różnych okresach życia. No i przede wszystkim, jakie są jej granice…

Dziękuję za rozmowę.

O autorze: ARKADIUSZ BOROWIK (rocznik 1969) pochodzi z Częstochowy. Absolwent Wydziału Elektrycznego Politechniki Częstochowskiej. Jest między innymi scenarzystą wielu seriali i filmów, aktorem, perkusistą, dziennikarzem sportowym i pisarzem. Współpracował ze studiem CD Projekt RED przy scenariuszach i dialogach do kilku gier komputerowych z cyklu Wiedźmin. Jest także autorem książek Z góry widać tylko nic, Wnętrza wypalone lodem, Błazen w stroju klauna i A jeszcze wczoraj było jutro. Do największych jego pasji należą klasyczna literatura amerykańska, filmy ze świetną obsadą aktorską, muzyka rockowa, kultura prekolumbijska, gotowanie, szczególnie w oparciu o kuchnię francuską. Wciąż jest zaintrygowany naturą ludzką we wszystkich jej aspektach – od tych, które pozwoliły tworzyć katedry, po te, które wynalazły sposoby ich burzenia. To główny powód, dla którego pisze książki.

Arkadiusz Borowik, A jeszcze wczoraj było jutro, Zysk i S-ka Wydawnictwo 2022 (www.zysk.com.pl). Stron 540.

KONKURS CZYTELNICZY

Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Arkadiusza Borowika A jeszcze wczoraj było jutro. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: W jakim filmie fabularnym wystąpił Arkadiusz Borowik-aktor? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

REGULAMIN

1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 egzemplarze książki Arkadiusza Borowika A jeszcze wczoraj było jutro, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.

2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.

3. Rozdanie trwa od 24 lutego 2022 roku do wyczerpania nagród.

4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.

5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie dotyczące książki: W jakim filmie fabularnym wystąpił Arkadiusz Borowik-aktor?

6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.

7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.

8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress