Z JUSTYNĄ MIETLICKĄ, autorką powieści Maestro, rozmawia Stanisław Bubin
W pani najnowszej powieści rzeczy oczywiste stają się nieoczywiste, a rozwój fabuły nieustannie zaskakuje. Tytułowy maestro, znany i ceniony w świecie dyrygent i dyrektor filharmonii, oskarżony został o mobbing i molestowanie seksualne. Chyba nie ma teraz książki i serialu, żeby nie pojawiały się wątki o drapieżcach seksualnych. Na Jerzego Majera wylewa się fala hejtu, a tymczasem… Nie zdradzę wszystkich zwrotów akcji, bo łatwo ogłosić skandal, trudniej go udowodnić. Czym pani się kierowała, kreując bohaterów swojej powieści? Gdzie szukać prawdy o ludziach? No i jak naprawić wyrządzoną komuś krzywdę?
Nie wiem, gdzie szukać prawdy o ludziach i nie mam pojęcia, jak naprawić wyrządzoną komuś krzywdę i czy to w ogóle jest możliwe. Proszę wybaczyć, ale znam odpowiedź tylko na pierwsze z trzech pytań. Budowanie świata przedstawionego zaczynam od bohatera. Na pewno musi nim być ktoś na tyle interesujący i skomplikowany, żebym chciała spędzić z nim kilka miesięcy. Inni bohaterowie dołączają do niego stopniowo. Zupełnie jak w życiu. W mojej książce roi się od ludzi, bo wokół Jerzego Majera, który jest mężczyzną w średnim wieku, jest już nie tylko rodzina, ale także spore grono przyjaciół i współpracowników, którzy towarzyszyli mu na różnych etapach życia i kariery. Poświęciłam tym postaciom sporo miejsca, ponieważ zależało mi na tym, żeby pokazać, że przed osobami z otoczenia maestra także stoi wyzwanie, że również oni muszą się z tą trudną sytuacją skonfrontować.
Jest w książce zdanie: Te same osoby, które klaszczą, będą rzucać w ciebie kamieniami. Czy zawsze tak się dzieje? Ludzie generalnie są podli i niewdzięczni, czy też chodziło pani o prowokację, zagranie na emocjach?
Myślę, że istnieje pewna tendencja, żeby uważać człowieka sukcesu za herosa uzbrojonego w jakieś nadzwyczajne przymioty. Osobie, która osiągnęła sukces przypisujemy często cechy, których nie posiada. Niebezpieczeństwo takiej sytuacji polega na tym, że gdy taka osoba popełni błąd, czyli de facto okaże się po prostu zwykłym śmiertelnikiem, bywamy wobec niej szczególnie okrutni. Brutalnie strącamy ją z piedestału. Robimy tak, bo uważamy, że nas zawiodła, nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. Oto jak rozumiem zacytowany fragment.
Majer jest bohaterem tytułowym, ale nie głównym. Wszystkie związane z nim postaci są ważne: żona Grażyna, która jak lwica walczy o dobre imię męża i uratowanie rodziny, dorosłe dzieci, lekkomyślny Xawery (pasierb) i chora Estera, wiolonczelistka Alicja, którą maestro wyrzucił z orkiestry i która opowiedziała o swojej bolesnej przeszłości współlokatorce Sławce, sama Sławka, dobra dziewczyna pracująca w supermarkecie i opiekująca się matką w ośrodku terapeutycznym, dziennikarka z poważnej gazety, Małgorzata Wójcik, która uruchomiła lawinę… Wszyscy oni związani są jakoś, mniej lub bardziej, ze skandalem, ale każdy ma własne życie i problemy do rozwiązania. Jak się okazuje, nikt nie jest samotną wyspą, im bliżej procesu Majera, tym więcej wątpliwości rodzi się w związku z tą sprawą. Emocje rosną, pojawia się śmierć. Zakończenie książki jest zaskakujące. Długo pani myślała nad rozwiązaniem fabuły? Słowa mogą ranić i krzywdzić, słowa mogą też bronić, ale czasami trzeba wkroczyć do akcji i zrobiła to Estera, córka, która od dzieciństwa nie mówiła i wciąż była na terapii. Przypadek? Polubiła pani tę dziewczynę? Co o niej wiemy naprawdę?
Pisarze dzielą się na tych, którzy piszą od pierwszego zdania do ostatniego i tych, którzy zanim zaczną pisać tworzą plan powieści. Zazdroszczę tym autorom, którzy mają zaufanie do wymyślonej przez siebie historii i dają się jej porwać. Uważam, że to jest bardzo romantyczne podejście do pracy. Ja należę do tej drugiej grupy. Tworzę plan i zawsze wiem, jak dana historia ma się skończyć. Nie zaczynam pisać, jeśli tego nie wiem. Nie miałabym odwagi. Lubię znać cel podróży. Nie jestem spontaniczna w życiu i – jak się okazuje – w pisaniu też nie. Pisząc nie zastanawiam się, którą postać lubię bardziej. Nie oceniam swoich bohaterów. Wiem, że Czechow też tak mówił. Inna sprawa, że podobno słabo mu to wychodziło. Być może ja też mam z tym problem, ale przynajmniej z założenia podchodzę do wszystkich moich bohaterów z czułością. Myślę, że moje zadanie polega na tym, żeby ich zrozumieć, a żeby to zrobić – nie powinnam ich oceniać. Inna sprawa, że kiedy poznajemy motywacje czyichś czynów, to dużo łatwiej jest nam tę osobę akceptować i pewnie nawet lubić. Wracając do pytania o Esterę… cóż, podobnie jak do pozostałych bohaterów, mam do niej tylko czuły stosunek.
Człowiek jest nieodgadniony, złożony, nieprzewidywalny. To wiemy nie od dziś i pani bohaterowie też tacy są. Mam wrażenie, że przekaz brzmi: zło nie zawsze jest złem, a dobro – dobrem. Nie oceniajmy szybko i pochopnie, człowiek to konstrukcja nieschematyczna, nikt nie składa się z samych zalet czy wad. A może nie tylko o to chodziło?
Myślę, że zło jest zawsze złem, a dobro – dobrem. Jednak czasem coś, co wygląda na „zło”, nim nie jest. I coś, co wygląda na „dobro”, też nie musi się nim okazać. Zgadzam się z tym, co pan powiedział. Czasem po prostu zbyt szybko porządkujemy rzeczywistość na zasadzie opozycji dobry-zły. Zbyt łatwo wydajemy wyroki. Takie podejście bywa krzywdzące wobec innych. Chociaż przypuszczam, że wiele ułatwia. Wydaje mi się, że człowiek jest przede wszystkim słaby. Popełnia błędy, gubi się. Właśnie to najbardziej mnie w nim interesuje i rozczula. Nie zraża mnie to ani do bohaterów, ani do ludzi w realnym świecie.
Jak wspomniałem, trzyma nas pani w niepewności do ostatnich stron, a zakończenie, jak w dobrym suspensie, jest nieprzewidywalne. Okazuje się, że dziwne relacje nie są aż tak dziwne, przeszłość zawsze rzutuje na przyszłość, a miłość i tak utoruje sobie drogę przez wszystkie przeszkody. A propos miłości – nie ma jej u pani zbyt wiele. Kto kocha naprawdę i bezwarunkowo? Wygląda na to, że raczej wszyscy cierpią na rozdwojenie jaźni…
Trudno mi się zgodzić ze stwierdzeniem, że w Maestrze nie ma zbyt wiele miłości. Uważam, że miłość jest w tej historii odmieniana przez wszystkie przypadki, nawet jeśli w tekście rzadko pada to konkretne słowo. Jest tam przecież motyw miłości małżeńskiej. Jest miłość macierzyńska. Miłość ojcowska, która jest dla głównego bohatera wyzwaniem. Jerzy nawet wprost o tym mówił. Jest wreszcie miłość, która rodzi się pomiędzy bratem a siostrą. Jest przyjaźń, której już niewiele do miłości brakuje i nawet romantyczna miłość trochę się tutaj pojawia. Nie jestem pewna, czy można pisać o ludziach, nie pisząc jednocześnie w pewien sposób o miłości. Jednak przyznaję, że jeśli chodzi o mnie piszę o miłości raczej w kontekście wyzwań, jakie przed ludźmi stawia. Jest wielu pisarzy, którzy osiągnęli mistrzostwo w opisywaniu subtelnych uczuć. W literaturze można znaleźć wiele przykładów pięknej, romantycznej miłości. Jest wiele powieści o kochankach, których główną motywacją jest bycie razem. Klasyczny romans kończy się zwykle właśnie w tym momencie. A ja uważam, że to, co naprawdę ciekawe, dzieje się dopiero później, po kilku i kilkunastu latach i właśnie o takiej miłości albo o strzępach, które z niej zostały, piszę.
Jak długo przygotowywała się pani do napisania książki? Pytam o znajomość muzyki. Skąd taka wiedza o dużej orkiestrze, pisaniu kompozycji, dyrygowaniu, grze na fortepianie, funkcjonowaniu filharmonii?
Lubię się uczyć dlatego moi bohaterowie są zwykle ekspertami w jakiejś dziedzinie, w której ja nie jestem, bo to motywuje mnie do poszerzania wiedzy. Zanim zacznę pisać, zawsze robię solidny research. Uwielbiam ten etap, choć zdaję sobie sprawę, że jest to też ucieczka przed zmierzeniem się z tekstem. Jeszcze jedna lektura i zabieram się do pisania – powtarzam sobie i uspokajam się, że przecież pracuję. Właśnie z tego powodu trochę się obawiam, że kiedyś wymyślę bohatera, który będzie fizykiem jądrowym. Wtedy research potrwa z pewnością… kilkanaście lat. Przy pierwszej powieści radziłam sobie zupełnie sama. Tym razem, jeśli chodzi o fragmenty dotyczące muzyki, korzystałam z pomocy profesjonalisty. Jedna z moich bohaterek jest genialną pianistką, dlatego bardzo się cieszę, że udało mi się znaleźć muzyka, który ma nie tylko ogromną wiedzę teoretyczną, talent, ale także sporo cierpliwości.
Udało się pani zaprezentować w książce galerię postaci mniej lub bardziej łączących się z dyrygentem, jednak trochę pokiereszowanych psychicznie. Każda skrywa jakieś tajemnice i nosi maskę. To celowa konstrukcja literacka, owoc wyobraźni, czy też słyszała pani o takich ludziach i podobnym skandalu?
Nie kradnę życiorysów. Życie nie nadaje się na książkę, zbyt często bywa nielogiczne, a historia opisana w powieści powinna być. Tak przynajmniej uważam. Nie szukam też w mediach pomysłów na książki. Polegam na swojej wyobraźni. Po prostu wymyślam pewien wariant zdarzeń. Zależy mi na tym, żeby ten wariant był oryginalny, bo to decyduje o tym, że książka jest ciekawa, a jednocześnie prawdopodobny, by historia była przekonująca i wiarygodna.
Jeszcze jeden ciekawy aspekt z pani książki: nasze role społeczne, zależnie od kontekstu, mogą się zmieniać. Łatwo z kata stać się w ofiarą – i na odwrót. Czy to rodzaj ostrzeżenia dla czytelników? Żeby nie byli łatwowierni i nie ufali bezkrytycznie, bo zbyt wielu w mediach chce nami sterować?
Nie piszę książek, żeby kogoś ostrzegać. Piszę, żeby zaniepokoić, zwrócić uwagę. Mam nadzieję, że Maestro wytrąci czytelnika z wygodnych, znoszonych eksperckich kapci, w których siedzi przed telewizorem i ogląda newsy.
I jeszcze jedno: czy pani książkę można uważać za promocję miasta i regionu? W Poznaniu w realu już trochę wielkich skandali było, czy nie obawia się pani zarzutów, że wrzuciła łyżkę dziegciu do beczki miodu?
Pisząc Mistral, który jest moją pierwszą powieścią, długo zastanawiałam się nad miejscem akcji i długo rozważałam gdzie ma się wydarzyć to, co miało się wydarzyć. To był proces. Ostatecznie zdecydowałam, że idealnym miastem będzie Marsylia. Jeśli chodzi o Maestro, zupełnie nie zastanawiałam się nad miejscem akcji. Poznań to piękne miasto, w którym mieszkają fantastyczni ludzie i proszę mi wierzyć, że zasługuje na lepszą promocję niż skandal. Akcja powieści rozgrywa się tutaj z tego prozaicznego powodu, że to moje miasto. To była zatem bardzo naturalna decyzja. Zresztą, oba moje miasta stały się miejscem akcji. Posiadłość Grażyny i Jerzego jest w Skokach, czyli w miasteczku, z którego pochodzę i z którego nigdy się nie wyprowadziłam.
Proszę wymienić źródła swoich inspiracji. Jacy autorzy albo reżyserzy skłonili panią do pisania? Każdy przecież ma swoich idoli…
Moi idole i mentorzy dołączali do mnie na przestrzeni lat i teraz jest ich tak dużo, że nie pomieściliby się na pokładzie Airbusa A380. Oczywiście, że mam ulubionych pisarzy, reżyserów, aktorów, malarzy i kompozytorów. F. Scott Fitzgerald jest jednym z nich. Moją ulubioną książką jest Wielki Gatsby. Jednak nie mogę powiedzieć, że jest jeden pisarz albo jeden reżyser, który miał na mnie szczególny wpływ. Wygląda na to, że jestem zachłanna i lubię czerpać inspirację z wielu źródeł.
Proszę zdradzić na koniec, jaki ma pani rozkład dnia? Nad czym teraz pracuje? Ile czasu poświęca pani na pisanie i co jeszcze, prócz tworzenia, panią zajmuje? No i jakie ma pani relacje z czytelnikami? Pytają o dalsze losy bohaterów i sugerują tematy książek?
Rozkład dnia… to jest coś, nad czym nadal pracuję. Lubię pisać rano. Zawsze tak było. Kiedy piszę, zaniedbuję domowników, przyjaciół i znajomych. Czasem nie wiem, jak to się stało, że udało mi się odebrać syna ze szkoły. Jeśli coś porządkuje mój codzienny harmonogram, to na pewno mój syn i jego obowiązki. Pracuję najbardziej intensywnie wtedy, kiedy on jest w szkole. Wydanie książki utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam wokół siebie wspaniałych przyjaciół i znajomych. Debiut stał się okazją do odnowienia kontaktów, które na przestrzeni lat zdążyły nieco osłabnąć. W ostatnim czasie grono moich znajomych znacznie się poszerzyło i to jest bardzo miłe. Nie ma lepszego sposobu na spędzanie czasu niż czytanie i rozmowa z drugim człowiekiem. Za tę rozmowę szczególnie dziękuję.
I ja bardzo dziękuję za możliwość porozmawiania!
JUSTYNA MIETLICKA (na zdjęciu). Kulturoznawca i filolog. Wraz z mężem i synem mieszka w Poznaniu. Autorka cieszącej się popularnością powieści Mistral (2020). Jej druga książka Maestro (stron 298) ukazała się niedawno nakładem Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) i już zdobyła świetne opinie czytelników i recenzentów popularnego portalu Lubimy Czytać (https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4981120/maestro).
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Justyny Mietlickiej Maestro. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: W jakim kraju słowo maestro łączy się nie tylko z muzyką i literaturą, ale także z meteorologią? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią trzy książki Justyny Mietlickiej Maestro, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo. 2. Rozdanie przewiduje trzech (troje) zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki. 3. Rozdanie trwa od 26 października 2021 roku do wyczerpania nagród. 4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz. 5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie pośrednio dotyczące książki: W jakim kraju słowo maestro łączy się nie tylko z muzyką i literaturą, ale także z meteorologią? 6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni trzech (troje) zwycięzców. 7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB. 8. Zwycięzcy mają trzy dni na przesłanie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.