Z JOLANTĄ BARTOŚ, autorką powieści „Krzyk ciszy”, wydanej niedawno przez Zysk i S-ka Wydawnictwo, rozmawia Stanisław Bubin
Sprawdziłem: miasteczko Jaraczewo w powiecie jarocińskim istnieje naprawdę, zabytkowy dworek też. Umieściła więc pani akcję książki w realistycznym otoczeniu, ale tylko miejscowi odgadną, co jest, a co nie jest fikcją, rezultatem wyobraźni autorki. Odnoszę jednak wrażenie, że nie darzy pani sympatią jaraczewskiej ludności: niektórzy tamtejsi policjanci są niezwykle głupi, a ludzie skłonni do samosądów?… Lincz w XXI wieku, w polskich realiach? Może dlatego, że żyją tam ludzie niegodni, Jaraczewo straciło prawa miejskie w 1934 roku i odzyskało dopiero w 2016 – po 82 latach?!
Jaraczewo to piękne, klimatyczne miasteczko. Tam wszędzie jest blisko i każdy każdego zna. Przynajmniej takie mam wrażenie, bo mam tam rodzinę. Dworek jest zaniedbany i, niestety, niszczeje coraz bardziej. Starałam się, żeby opis miasteczka był idealny. Wiem, że kilka osób z Jaraczewa przeczytało moją powieść i nie zarzucili mi błędów merytorycznych co do samej miejscowości. Mieszkańcy Jaraczewa są bardzo mili. Czasami miałam wrażenie, że są niezwykle pomocni sobie nawzajem. Natomiast bohaterowie powieści to już inna historia. Żaden z nich nie ma odpowiednika w rzeczywistości. Wymyśliłam sobie każdego z nich. Lincz? Myślę, że jeśli działają silne emocje i jest choć cień podejrzenia co do sprawcy, nic nie jest w stanie zatrzymać oszalałej z rozpaczy matki czy sąsiadów, których dziecko mogłoby być tak samo zagrożone. Takie działania opierają się przede wszystkim na negatywnych emocjach i właśnie to chciałam pokazać.
Pani powieść ma 109 rozdziałów – ktoś mógłby pomyśleć, że to opasłe tomiszcze. Tymczasem sceny są krótkie, dynamiczne, wydarzenia rozgrywają się błyskawicznie… Mamy gotowy scenariusz kina akcji, zachęcam producentów do zainteresowania się „Krzykiem ciszy”. Dobrze się pani czuła w tego rodzaju fabule? Dodam od razu: wyszło świetnie!
Szczerze powiem, że nie lubię długich rozdziałów. Wtedy się je czyta i czyta – i nie mają końca. U mnie przynajmniej ma zastosowanie powiedzenie: „Jeszcze trzy rozdziały i idę spać”. Wszystkie moje książki są w ten sposób zbudowane – na krótkich scenach, bo przecież akcja dzieje się nie tylko w tym jednym miejscu, ale w kilku jednocześnie i czytelnik powinien to czuć. Zatem takie filmowe przedstawienie akcji powieści bardzo lubię i ono właśnie charakteryzuje pisane przeze mnie historie.
Powiedzmy w zarysie, o co chodzi, żeby zainteresować czytelników. Barbara Trzebińska jest wybitnym lekarzem transplantologiem. Odzyskuje rodzinny majątek w Jaraczewie i zaprzyjaźnia się z miejscowym siedmiolatkiem. Kiedy chłopiec zaginął bez wieści, Barbara wyjeżdża na pięć lat do Seattle, bo musi, bo zdobyła grant medyczny w Stanach. Do Jaraczewa wraca z dwunastoletnim chłopcem, adoptowanym synem, Karolem. Jednak matka zaginionego dziecka upiera się, że to jej porwany Marek. I nie zamierza poprzestać na twierdzeniach… Wokół chłopców, zaginionego i adaptowanego, zaczynają się rozkręcać tragiczne wydarzenia, śledztwo obejmuje starszy aspirant z Jarocina. Skąd pomysł, żeby do kryminału włączyć genetykę, DNA? Spotkała się pani z przypadkiem tak zajadłej walki o dzieci?
Przecież mamy XXI wiek, jak już pan zauważył. DNA jest niepodważalnym dowodem wobec sprawcy przestępstwa. O ile takie oczywiście jest pozostawione na miejscu zbrodni. W ten sam sposób ustala się (najczęściej) wątpliwe ojcostwo, ale również mitochondrialne DNA, czyli to dziedziczone po matce, można bez trudu ustalić. Fabuła mojej powieści jest całkowicie wymyślona, ale mogę sobie wyobrazić zrozpaczoną matkę, która poruszy niebo i ziemię, żeby odzyskać dziecko.
Jak jednym słowem nazwałaby pani gatunek, w jakim mieści się książka? Łączy ona sensację, kryminał, thriller, grozę, horror, romans, że o wątkach obyczajowych i medycznych nie wspomnę, bo to również (w pewnym sensie) hołd złożony transplantologii. Coś pominąłem?
No tak, ciężko określić, bo mam tendencję do mieszania różnych gatunków literackich. Ja mówię, że piszę kryminały, a wszystkie poboczne akcje są dodatkiem do wytrawnego dania, jakie chcę zaserwować czytelnikom.
Zwolennicy czystości gatunkowej mogą być jednak zawiedzeni, że uległa pani pokusie i wprowadziła do kryminału wątek z duchem chłopca… Niepochowanie buta zmarłego w poświęconej ziemi może obudzić upiora? Naprawdę?
Nie chodzi o pochówek, ale o odprawienie pewnego rytuału związanego ze śmiercią. Od wiek wieków zmarłych chowano z szacunkiem, poświęcając im nie tylko odpowiednio przygotowane miejsce, ale również dobra doczesne, które będą im przydatne po drugiej stronie. Zwyczaj wkładania zmarłemu do kieszeni pieniędzy, żeby mógł zapłacić przewoźnikowi, nadal istnieje, choć możemy to uznać za zabobon. I teraz nie wiem, czy powinnam tłumaczyć to, o co pan zapytał, bo zdradzę sporo z fabuły, więc może ogólnikowo… Zmarły powinien spocząć w poświęconej ziemi, przy jednoczesnej modlitwie za spokój jego duszy. Myślę, że właśnie ta modlitwa jest ważna. Jeśli chodzi o duchy, to przy poprzednim wywiadzie mówiłam, że oczywiście wierzę w ich istnienie. Egzystują w różnych formach czy bytach, choć często je ignorujemy.
Wspomniana Barbara Trzebińska, wybitny lekarz transplantolog, jest i zarazem nie jest główną bohaterką powieści, ponieważ – tak to odbieram – książkowym bohaterem jest pewna małomiasteczkowa zbiorowość. Scharakteryzowała pani główne postaci od razu, więc wiadomo, kto odgrywa role złych i dobrych. Wychodzi jednak na to, że u nas lud wciąż ciemny i łatwo kupuje różne głupoty. Przerażające są sceny gniewu na skutek oskarżeń o pedofilię, manipulowania emocjami, wiary w to, że przeszczep serca może pozbawić pacjenta uczuć. Mało w pani nadziei, że zbiorowość może wykazać się mądrością? Stereotypy nadal rządzą? Populiści górą?
Z pytaniem, czy po przeszczepie serca on nadal będzie mnie kochał, spotkałam się kilkakrotnie. Już nawet nie wiem, czy da się to w jakiś sposób wyjaśnić takiej osobie, która wierzy, że „kocha się sercem”, bo to trochę logiczne. Mówimy „moje serce należy do ciebie”, więc ten organ jest odpowiedzialny za miłość. Oczywiście – potocznie. I nie da się wyjaśnić takiej osobie, że miłość, czy zakochanie to stan umysłu. Nie zapędzam się w jakieś wywody populistyczne, daleko mi do tego. Wiem, że ludźmi da się manipulować, jeśli narracja oparta jest na emocjach, które mogą również ich dotyczyć.
Zapytam jeszcze o obraz polskiej rodziny w pani książce. Nie jest specjalnie budujący, jeśli się spojrzy na Jaczyńskich czy związek małżeński doktor Edyty. Zdrady, rozwody, kłótnie, brutalny, niewyszukany język. Normalna rzeczywistość? Trochę mało pozytywów. Nie wierzy pani w ideały? W prawdziwą miłość?
Owszem, zdarzają się prawie idealne pary, ale to rzadkość. Prawdziwa miłość? Tak, istnieje, ale jest też życie – decyzje, wybory i kompromisy, na które nie lubimy się godzić. Poza tym, gdybym miała w powieści same idealne małżeństwa, nie byłoby o czym pisać! Romansidło oblane lukrem z tęczy to nie moja bajka.
Dowiedzcie się zatem sami, dlaczego w Jaraczewie cisza krzyczy. Warto! A ja zapytam na koniec, nad jaką nową powieścią pracuje pani obecnie? Skąd teraz wychynie zło? W jakich mrokach się kluje?
Mam kilka napisanych powieści, które czekają na wydanie. Sięgam do różnych klimatów, zawsze opartych na zbrodni lub strachu. Ciągle piszę coś nowego, więc ciężko mi powiedzieć, która z kolejnych powieści ukaże się jako następna. Niech to będzie niespodzianka dla czytelników.
Dziękuję za rozmowę.
JOLANTA BARTOŚ (na zdjęciu powyżej) urodziła się w Jarocinie, jednak przez ponad 30 lat mieszkała w Krotoszynie. Absolwentka Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Jest autorką kryminałów, thrillerów i horrorów. Debiutowała w 2016 powieścią „Niepokorna”. Od tamtej pory wydała między innymi „Stalkera” (w książce opisała własne przeżycia w walce z wirtualnym prześladowcą), „Obłęd”, „80 gramów”, „Jad”, „Uwięzieni w Galerii Lochy”, „Fatum”, „Niepokorna”, „Furia”, „Tenebris” i „Śpij, dziecinko, śpij”. Po opublikowaniu tej powieści grozy, nagrodzonej główną nagrodą w plebiscycie Książka Roku 2022 portalu LubimyCzytać.pl w kategorii horror, zamieściliśmy w sekwencji Pan Book wywiad z autorką pt. „Na co dzień jestem racjonalistką, ale wierzę w duchy”. Możecie go przeczytać tutaj: https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/na-co-dzien-jestem-racjonalistka-ale-wierze-w-duchy-wywiad/. Poza pisaniem Jolanta Bartoś zajmuje się rękodzielnictwem: szydełkowaniem, beadingiem (łączeniem koralików we wzory), amigurumi (tworzeniem maskotek) i frywolitką (ozdobnym zaplataniem nici). Książka „Krzyk ciszy” ukazała się 1 sierpnia 2023. Można ją zamówić z rabatem w księgarni internetowej wydawcy na https://sklep.zysk.com.pl/krzyk-ciszy.html. Dla Czytelniczek i Czytelników portalu LADY’S CLUB mamy poniżej konkurs, w którym dzięki uprzejmości wydawcy można zdobyć 3 egzemplarze najnowszej książki Jolanty Bartoś.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników portalu LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Jolanty Bartoś „Krzyk ciszy”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy interesująco i niebanalnie odpowiedzą na pytanie: Czym jest krzyk ciszy? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 egzemplarze książki Jolanty Bartoś „Krzyk ciszy”, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 16 sierpnia 2023 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na nadesłaniu interesującej i niebanalnej odpowiedzi na pytanie: Czym jest krzyk ciszy?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod informacją o książce na portalu LADY’S CLUB w sekwencji PAN BOOK.
8. Uczestnicy mają 3 dni na przesłanie wraz z odpowiedziami na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagród drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Czym jest krzyk ciszy? Odpowiedź: Otrzymaliśmy sporo różnych odpowiedzi na pytanie przygotowane tym razem przez Jolantę Bartoś, autorkę powieści „Krzyk ciszy”. Nas ujęło najbardziej rozwiązanie nadesłane z Łodzi przez panią Iwonę Nikodemską, która nie znając treści książki, postarała się wykoncypować dość oryginalną opinię. Oto ona: „Krzyk ciszy. Oksymoron. Paradoks. „Krzyk ciszy” to tytuł, który wywołuje u mnie emocje, refleksje i skojarzenia. Dla mnie krzyk ciszy, to krzyk wywołany traumatycznymi przeżyciami i cierpieniem. Spokój i cisza są na zewnątrz, a w głębi duszy przeraźliwy krzyk. Bardzo często tak jest, że człowiek cierpi w ciszy i samotności. Niemy krzyk jest czymś dobrym – pod warunkiem, że ktoś go usłyszy. W dzisiejszym świecie ludzie coraz częściej milczą. A może krzyczą, tylko nikt ich nie słyszy. Myślę, że czasem potrzebna jest człowiekowi chwila ciszy, żeby usłyszeć coś ważnego i później to wykrzyczeć wewnątrz siebie”. Książki otrzymują: 1) Iwona Nikodemska, Łódź; 2) Dorota Mazur, Świdnica; 3) Henryk Polak, Zielona Góra. GRATULUJEMY! (wpis z 20 sierpnia 2023)