W TYM POCIĄGU JEDZIE MORDERCA, LEPIEJ MIEĆ PRZEDZIAŁ TYLKO DLA SIEBIE. Recenzja

STANISŁAW BUBIN

W powieściach Wojciecha Wójcika fascynuje mnie wiele rzeczy, od zagadek kryminalnych poczynając, na dobrym, plastycznym języku kończąc. Ale podziwiam też nieustannie swobodę, z jaką autor posługuje się rozmaitymi rzeczywistymi instytucjami, by wykorzystać je w formie sceny dla rozgrywających się wydarzeń. Dzięki temu jego książki stają się czymś w rodzaju reportaży sensacyjnych, w których przedstawiciele policji, archiwów, muzeów, określonych przedsiębiorstw, urzędów, spółek, szpitali, szkół, więzień, aresztów, nawet przedszkoli, działają według określonych procedur i regulaminów. Tak jest również w najnowszym kryminale Wójcika, noszącym tytuł „Bilet dla zabójcy”. Jego akcja toczy się przy torach i na torach kolejowych, w pociągach i na dworcach.

Wojciech Wójcik „Bilet dla zabójcy”. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2023, str. 640, okładka miękka ze skrzydełkami. Premiera 7 listopada 2023.

Umiejętność poruszania się w administracyjnym i kolejowym labiryncie uwiarygadnia i legitymizuje fabułę, a co ważniejsze – nie nudzi, ponieważ widać, że w tym urzędowym i firmowym gąszczu autor czuje się jak ryba w wodzie. Procentują jego doświadczenia z pracy w dziennikarstwie i administracji publicznej. Sam zresztą przyznaje się do tego, bo pomysł napisania „Biletu dla zabójcy” powstał w trakcie jego podróży służbowych pociągami Kolei Mazowieckich. Podróży do pracy, które zaczynały się na Dworcu Centralnym w Warszawie. Od tego był już tylko krok do uruchomienia pisarskiej wyobraźni – dworzec stał się sceną zabójstwa z pierwszych stron książki. Oczekując na wyjazdy pociągami, autor z zawodowego nawyku, snując w głowie plany kolejnej powieści, wędrował podziemiami i korytarzami warszawskiego dworca, jeździł ruchomymi schodami, sprawdzał wejścia na przystanki tramwajowe i autobusowe, obserwował bezdomnych i włóczęgów, zaglądał do kiosków i sklepików, śledził patrole policji i sokistów, notował w pamięci ruchy kamer, gapił się na elektroniczne tablice z rozkładami jazdy pociągów. Stworzył w ten sposób w głowie kompletny scenariusz powieści, nim zasiadł do komputera i wystukał pierwsze zdanie książki – jak zwykle u niego kilkusetstronicowej.

To także typowe dla Wojciecha Wójcika: jego powieści nigdy nie są cienkie, ale też wiadomo, dlaczego. Pisarz celowo rozbudowuje swoją prozę o szerokie tło obyczajowe, wnika też często w wydarzenia z odległej przeszłości, z historii, więc te książki po prostu takie muszą być – na tym polega ich konstrukcja. To „specjalność zakładu”. Autor pokazuje w nich, że dochodzenie do prawdy, do rozwikłania kolejnej skomplikowanej zagadki kryminalnej czy serii zabójstw jest złożonym procesem. Rzadko, w zasadzie nigdy, nie jest rezultatem przebłysku geniuszu jakiegoś detektywa-amatora, oficera policji czy prokuratora, lecz owocem żmudnej pracy zespołu, grupy policyjno-śledczej. Wójcik doskonale pokazuje sceny poszukiwań w archiwach i rozmów ze świadkami, liczne męczące wyjazdy w teren, rezultaty odwiedzania instytucji czy przeszukiwania zasobów internetowych i bibliotek. Przypomina to mozolne zbieranie okruszków, nawlekanie koralików, układanie puzzli. Weryfikowanie licznych hipotez prowadzi niekiedy policjantów w ślepe uliczki, w zaułki bez wyjścia, lecz ostatecznie obraz powoli zaczyna układać się w całość i moment ujęcia sprawcy, zazwyczaj w dramatycznych okolicznościach, zbliża się nieuchronnie. Tak jest i w tej ostatniej powieści, w „Bilecie dla zabójcy”, w której przemierzamy wraz z głównymi bohaterami tereny kolejowe, wagony Warsu, budynki Kolei Mazowieckich, przystanki PKP, torowiska, lokomotywownie, przedziały konduktorskie, toalety w pociągach, dworce i perony, oglądamy semafory, przejścia podziemne, kasy, budynki obsługi taboru, nastawnie, strażnice, posterunki, nawet wieże wodne na trasie Warszawa-Działdowo.

Wojciech Wójcik (na zdjęciu), co trzeba przyznać z uznaniem, perfekcyjnie opanował całą infrastrukturę kolejową, ale to akurat nie dziwi, bo jego reaserch przy każdej książce jest zazwyczaj doskonały (fragment recenzji). Fot. Materiały prasowe

Wojciech Wójcik, co trzeba przyznać z uznaniem, perfekcyjnie opanował całą infrastrukturę kolejową, ale to akurat nie dziwi, bo jego reaserch przy każdej książce jest zazwyczaj doskonały. W poprzedniej powieści, w „Odmętach śmierci”, równie znakomicie opanował specyfikę Warszawskich Wodociągów. Po lekturze „Biletu dla zabójcy” wiemy już wszystko – no, prawie wszystko – co dzieje się w pociągach relacji Warszawa-Działdowo i z powrotem. Autor w trakcie pisania książki wybrał się specjalnie pociągiem do Działdowa, żeby poznać uroki podróży na tej trasie, obejść stację i tereny kolejowe, poznać leżące na Mazurach, w historycznych granicach Prus Wschodnich, miasto nad Działdówką. Miasto, które było i jest ważnym węzłem kolejowym na linii ze stolicy do Gdańska i Olsztyna. Właśnie w Działdowie pociągi w kierunku Pomorza oraz Warmii i Mazur rozdzielają się i dlatego ta stacja wraz z Olsztynem Głównym, Iławą Główną, Elblągiem i Ełkiem należy do największych węzłów kolejowych w województwie warmińsko-mazurskim. Tak było zresztą zawsze, również w czasach pruskich, kiedy Działdowo nazywało się Soldau i odgrywało strategiczną rolę na granicy między zaborami – ze względu na możliwość szybkiego przerzutu wojsk.

Wróćmy jednak do książki, która, jak wspomniałem, zaczyna się od zabójstwa w podziemiach Dworca Centralnego. Jest listopad roku 2021, środek pandemii, obowiązek noszenia maseczek, nie przez wszystkich jednak respektowany. Policjantka Olga Bojko znalazła przed północą, przy wyjściu ze stacji na przystanek tramwajowy, zwłoki mężczyzny z rozbitą czaszką. Początkowo ofiara sprawiała wrażenie pijaka śpiącego na ziemi, zresztą nieopodal komisariatu kolejowego policji, ale po bliższych oględzinach okazało się, że to trup. „Facet wyglądał, jakby pływał we własnym mózgu” – przytomnie zauważyła policjantka. Mimo że skóra mężczyzny wciąż jeszcze była ciepła, Olga od razu stwierdziła, że nie żyje. Nie miała najmniejszych wątpliwości, bo kiedyś, jeszcze we Lwowie, widziała coś podobnego. Olga Bojko, funkcjonariuszka polskiej policji, przyjechała do pracy z Ukrainy – jeszcze przed agresją Putina na jej kraj. Mówiła po polsku doskonale (ze względu na polskie pochodzenie), lecz zdradzał ją akcent. Obecność Ukraińców w powieści i ich problemy w naszym kraju, a także problemy, jakie wynikają dla nas z powodu ich obecności – to nowy akcent w prozie Wojciecha Wójcika. Dobrze, że dostrzeżony i pokazany wiarygodnie. Autor nie kryje, że na styku obu narodowości czasami iskrzy i dochodzi do reakcji nacjonalistycznych i ksenofobicznych. Co nie zmienia faktu, że Ukraińcy u nas są i będą – i że wielu z nich ciężko pracuje. Jak właśnie Olga, kobieta ambitna, inteligentna, przydatna w służbie.

Trup z przejścia podziemnego to był, jak szybko wyszło na jaw, nie pierwszy tego typu mord. W podobny sposób, czyli od wprawnego ciosu zadanego w głowę ciężkim narzędziem, prawdopodobnie młotkiem budowlanym, w ciągu ostatnich miesięcy zginęło jeszcze trzech innych mężczyzn. Oprócz sposobu zadania śmiertelnego ciosu, zamordowanych łączyło coś jeszcze – wszyscy regularnie podróżowali tym samym pociągiem relacji Działdowo-Warszawa. Funkcjonariuszka kolejowej policji Olga Bojko, dzięki swojej spostrzegawczości i umiejętności kojarzenia faktów, szybko włączona została do zespołu śledczego pracującego nad tą bulwersującą sprawą. Przełożeni mocno naciskali na śledczych, by energicznie pracowali nad znalezieniem sprawcy, ze względu na nieprzychylne, krytyczne reakcje opinii publicznej. W teren ruszyli kolejni policjanci. Trasa Działdowo-Warszawa znalazła się pod szczególnym nadzorem. W pociągach jeździli nieumundurowani gliniarze, zamontowano dodatkowe kamery monitoringu. Media, zwłaszcza tabloidy, nieustannie straszyły podróżnych i drwiły z nieudolności policji, a zabójcę ochrzciły mianem Trepanatora, bo perfekcyjnie rozbijał ludziom czaszki. Po jakimś czasie Olga odkryła, że Trepanator stosował ten sam modus operandi, czyli charakterystyczny, powtarzalny sposób działania, co seryjny morderca z terenów kolejowych, ujęty przez policję ponad ćwierć wieku temu. Tamten zabójca – nazywał się Dariusz Arkanowicz – też działał na trasie z Trójmiasta do Warszawy. Czyżby ujawnił się jego naśladowca? Ktoś zafascynowany skutecznością mordercy z Działdowa? Arkanowicz przyznał się do zabicia młotkiem w pociągach i na terenach kolejowych aż siedmiu osób, po czym został złapany, trafił pod sąd i odsiedział wyrok. Jedną z jego ofiar był kolejarz, członek drużyny konduktorskiej ekspresu „Świętowit”, który na własną rękę tropił mordercę i prawdopodobnie poznał jego tożsamość – dlatego zginął we własnym przedziale konduktorskim. Jednak Arkanowicza po wyjściu z więzienia – ze względu na brak równowagi psychicznej – skierowano do „ośrodka dla bestii”, gdzie wciąż przebywał, więc to nie on zabijał znowu. Czy ktoś się z nim kontaktował? Kto go odwiedzał albo z nim korespondował? Śledczy postanowili odwiedzić go w „ośrodku dla bestii”, lecz niewiele się dowiedzieli, bo Arkanowicz milczał. Przekazał im tylko jedną zaskakującą wiadomość: przyznał się do siedmiu zabójstw, ale naprawdę popełnił pięć. Dwa ostatnie morderstwa poszły na jego konto, lecz to nie on był sprawcą. Czy można mu było wierzyć? Olga Bojko i jej koledzy odkryli, że wśród czterech ofiar Trepanatora znalazł się również konduktor pociągu Kolei Mazowieckich. Zginął w przedziale niedostępnym dla zwykłych podróżnych i – podobnie jak jego kolega sprzed ćwierć wieku – także tropił przed śmiercią mordercę. Czyżby poznał jego nazwisko? Skąd sprawca znał kod elektroniczny do przedziału konduktorskiego? Czyżby był pracownikiem kolei?

Podejrzenie padło na nowego członka załogi feralnego pociągu, Kacpra Słubickiego, który w rodzinnym mieście miał niedobrą opinię. Rzekomo porzucił rodzinę i wyjechał w świat, gdy urodziło mu się niepełnosprawne dziecko. Teraz wrócił i przyjął się do pracy w PKP. „Kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej” – mawiało się przed wojną. Praca kolejarza cieszyła się wówczas zasłużenie dobrą opinią, a zarobki były niezłe. Współcześnie wynagrodzenia kolejarzy pozostawiały wiele do życzenia, a prestiż był wspomnieniem przeszłości. Co nie znaczy, że zawód całkowicie stracił na znaczeniu. Słubicki został więc konduktorem, żeby w rodzinnym, kolejarskim Działdowie poprawić sobie opinię i znaleźć środki na utrzymanie. Jego historię poznajemy w pierwszej osobie, z jego punktu widzenia, toteż mamy świadomość, że naprawdę nie jest złym człowiekiem. Po prostu nie ma szczęścia i niekiedy wplątuje się w sytuacje bez wyjścia. Wkrótce w życiu Kacpra wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, ze względu na te mrożące krew w żyłach zabójstwa, a Trepanator… czai się tuż koło niego, jest blisko, coraz bliżej…

Widok historyczny stacji kolejowej w Działdowie (niem. Soldau) w czasach pruskich.

Oczywiście w powieści sporo się jeszcze wydarzy, nim dojedziemy (niekoniecznie po torach) do samego finału – najlepsze smaczki tej książki dopiero przed nami. Zabierzcie się zatem w podróż z Działdowa do Warszawy, poznajcie świat policjantów i kolejarzy, Polaków i Ukraińców, psychopatów i morderców. Z godnym podziwu realizmem i konsekwentnie autor prowadzi nas do dramatycznego, zaskakującego rozwiązania, w którym główną rolę odegra… rozpędzony pociąg, sypiący iskrami spod kół. Morderca, wbrew tytułowi, nie ma biletu na tę jazdę bez trzymanki, ale wy sobie jednak kupcie – nie wypada wozić się na gapę.

Stacja PKP w Działdowie. Widok współczesny. Fot. Materiały prasowe

Opinie o książce

MARIA DEREJCZYK-ZWIERZYŃSKA, czytelnia-mola-ksiazkowego.pl: Ludzi znamy na tyle, na ile pozwolą nam zajrzeć pod maskę, która skrywa ich prawdziwą twarz. Ta powieść jest tego doskonałym przykładem. Podróż pociągiem relacji Działdowo-Warszawa zbiera śmiertelne żniwo. Nikt, kto wsiada do tego pociągu, nie może czuć się bezpieczny. „Bilet dla zabójcy” odkrywa najciemniejsze zakamarki duszy człowieka.

TOMASZ DRABIK, kulturacja.pl: „Bilet dla zabójcy” charakteryzuje się inteligentnie poprowadzoną fabułą, trzymającą w napięciu do samego końca. Jesteście gotowi na mroczną podróż? Wsiadajcie do pociągu i módlcie się, aby nie dopadł was Trepanator.

ROBERT ZIÓŁKOWSKI, pisarz, ekspolicjant z grupy „łowców głów”: Wojciech Wójcik ma wyjątkową umiejętność kreowania świetnych postaci, które sprawiają, że przedstawiona zagadka kryminalna nabiera tak potrzebnego w tym gatunku realizmu i mroku. Historia polskich zbrodni pamięta przynajmniej kilka przypadków morderstw powiązanych z koleją. Są to bardzo tajemnicze i emocjonujące sprawy – i taka też jest opowieść snuta przez autora. „Bilet dla zabójcy” to historia, która mogłaby się wydarzyć.

O autorze: WOJCIECH WÓJCIK (na zdjęciu powyżej) urodził się w 1981 roku w Warszawie. Po studiach na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego pracował jako dziennikarz sportowy, a od kilku lat jest zatrudniony w administracji publicznej. Interesuje się sportem, głównie piłką nożną i baseballem. Pasjonat turystyki górskiej, żeglarstwa i krajoznawstwa rowerowego. W wolnych chwilach chętnie podróżuje rowerem po Podlasiu. Napisał powieści „Nikomu nie ufaj”, „Garść popiołu”, „Jezioro pełne łez”, „Młoda krew”, „Miałeś tam nie wracać”, „Himalaistka”, „Dziedzictwo von Schindlerów”. W 2021 roku wydał w Zysk i S-ka „Kurs na śmierć” (696 stron) i „Krwawe łzy” (714 stron); w 2022 roku „Trzecią szansę” (640 stron) i „Martwą wodę” (656 stron); w 2023 – „Odmęty śmierci” (560 stron) i „Bilet dla zabójcy” (640 stron).

Wojciech Wójcik „Bilet dla zabójcy”. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2023, str. 640, okładka miękka ze skrzydełkami. Premiera 7 listopada 2023. Książkę można zamówić z rabatem w sklepie internetowym Wydawcy na https://sklep.zysk.com.pl/bilet-dla-zabojcy.html. Dla naszych Czytelników mamy dzięki Wydawnictwu 3 egzemplarze powieści. Poniżej konkurs, w którym można zdobyć tę książkę.

KONKURS CZYTELNICZY

Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Wojciecha Wójcika „Bilet dla zabójcy”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Jakie lotnisko znajdowało się przed wojną w pobliżu linii kolejowej Działdowo-Brodnica? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

REGULAMIN

1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 książki Wojciecha Wójcika „Bilet dla zabójcy”, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.

2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.

3. Rozdanie trwa od 21 listopada 2023 roku do wyczerpania nagród.

4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.

5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie dotyczące książki: Jakie lotnisko znajdowało się przed wojną w pobliżu linii kolejowej Działdowo-Brodnica?

6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.

7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.

8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie wraz z odpowiedziami na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.

ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Jakie lotnisko znajdowało się przed wojną w pobliżu linii kolejowej Działdowo-Brodnica? Odpowiedź: Chodzi o lotnisko Cibórz, zbudowane w 1930 roku z inicjatywy Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej na terenach przejętych od hr. Ignacego Mieczkowskiego, właściciela majątku. W okresie międzywojennym linia kolejowa Działdowo-Brodnica obsługiwała lotnisko w pobliżu wsi Cibórz nieopodal Lidzbarka, które zajmowało około 46 hektarów. Lądowały tam samoloty w drodze z Warszawy do Gdańska. Samoloty uzupełniały paliwo, gdyż niemożliwe było wtedy przebycie całej trasy bez tankowania. Z Ciborza można więc było się wybrać do obu tych miast samolotem. W czasie wojny Niemcy przekształcili lotnisko na wojskowe dla Luftwaffe. Zostało ono powiększone, a na jego terenie zbudowano także fabrykę amunicji i części zamiennych do samolotów. Pod koniec wojny wycofujący się naziści i Sowieci zniszczyli je całkowicie. Dziś po hangarach, warsztatach i magazynach nie ma śladów, rośnie gęsty las. Bystre oko wypatrzy jedynie rampę wyładowczą, wchłoniętą przez przyrodę. Kiedyś podjeżdżały pod nią pociągi, teraz nie ma nawet toru. Książki otrzymują: 1) Iwona Nikodemska, Łódź; 2) Marzena Jordan, Raba Niżna; 3) Wojciech Mroczek, Sandomierz. GRATULUJEMY! (wpis z 27 listopada 2023)

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress