Z MONIKĄ MACIEWICZ, autorką powieści „Kruki”, będącej kontynuacją doskonale przyjętej „Wiedmy” (www.zysk.com.pl), rozmawia Stanisław Bubin
Jak określiłaby pani gatunek prozatorski, reprezentowany przez powieści „Wiedma” i „Kruki”? Porusza się pani w kręgu fantastyki, fantasy, historii, mitologii? Czy też jest to nowy rodzaj prozy – mitologia słowiańska?
Zaliczam te powieści do słowiańskiego fantasy albo historycznego fantasy, choć ostatnio spotkałam się z ich klasyfikacją jako etno-fantasy i takie określenie tego podgatunku literatury wydaje mi się najbardziej adekwatne.
Każdy autor może tworzyć własne mity, zależne tylko od jego fantazji, czy też muszą mieć one oparcie w dotychczasowych wynikach badań?
Specyfika mitów polega na dużej dowolności w ich kreowaniu. Słowiański mit o stworzeniu świata ma kilkadziesiąt wersji, które zebrali badacze. Posiadają one jednak pewne punkty wspólne, które są wyrazem zakorzenionych w danej kulturze archetypów. Tworząc mit, należy mieć na uwadze historię i kulturę danej społeczności. Choć oczywiście autor ma swobodę twórczą, tylko powinien rozważyć, czemu dany mit służy. Bo jeśli będzie na przykład popularyzował przekonanie o Wielkiej Lechii, może się to okazać szkodliwe. Co nie oznacza, że nie ma do tego prawa.
Proszę scharakteryzować okres, w jakim toczy się pani powieść i zlokalizować miejsce akcji. Czy mówimy o wczesnym średniowieczu? Ulokowała pani wydarzenia w Przemyślu, bo to pani miasto? Czy też z jakiegoś innego szczególnego powodu?
Czas akcji obydwu powieści to X wiek, a więc wczesne średniowiecze. W moim odczuciu ten okres jest najbardziej magiczny, pełen niewiadomych, pobudza wyobraźnię, mobilizuje do badań, poszukiwań i różnych interpretacji strzępów informacji, które się zachowały. Miejsce akcji to głównie Przemyśl i jego okolice, ale też Opatów, zwany dawniej Żmigrodem i Góry Świętokrzyskie, które nazwałam Łysymi Górami. Skupiam się głównie na ziemi przemyskiej, ponieważ tutaj we wczesnym średniowieczu powstało wiele grodów, zwłaszcza w dolinie Sanu i Wiaru. To miejsce, gdzie przecinały się najważniejsze ówczesne szlaki handlowe. Ono w tamtych czasach tętniło życiem, było ważnym ośrodkiem handlowym, politycznym. Dziś, jak wiele miejsc o minionej świetności, jest prowincją. Drugim powodem wyboru ziemi przemyskiej jest fakt, że tu mieszkam, eksploruję opisywane w powieściach miejsca, wydobywam je z zapomnienia i są mi niezwykle bliskie.
Dlaczego główną bohaterką uczyniła pani Biwię, potężną Wiedmę, a nie na przykład knezia Lestka, Wiedzimira czy Siemowita? Co panią najbardziej zachwyca w tej kobiecie?
Wymienił pan jako alternatywne same postacie męskie. „Wiedma” to był mój debiut powieściowy. Nie miałam odwagi zmierzyć się z kreacją mężczyzny jako głównego bohatera, choć Biwia nie jest stereotypowym wizerunkiem kobiety, nie jest aż tak emocjonalna (przynajmniej w odczuciu niektórych czytelniczek) i chyba dlatego również mężczyźni chętnie śledzą jej losy. Nie chciałam też stworzyć superbohaterki, tylko zwyczajną dziewczynę, przed którą wyrastają trudne życiowe zadania. Czasem popełnia błędy. Jest jednak wiedźmą, a wiedźma to typ kobiety, który mi imponuje. Dziś, na szczęście, to pojęcie traci pejoratywne znaczenie. Coraz więcej mądrych, silnych kobiet z dumą tak o sobie mówi. Co więcej, podobnie wybrzmiewa to słowo w ustach towarzyszących im mężczyzn. Bo wiedźma to kobieta, która wie.
Może powinienem zacząć rozmowę z panią od pytania, jak to się zaczęło? Bo przecież zanim zasiadła pani do pisania, na długo przed powstaniem książek, musiała pani ulec pasji, jaką było badanie tamtej epoki, zakochanie się w słowiańszczyźnie, uczestnictwo w grupie rekonstrukcyjnej? Zatem, kto lub co spowodowało, że zaczęła pani wnikać w dawne wieki?
Zaczęło się od „Mitologii Słowian” Aleksandra Gieysztora. To było dla mnie jak odkrycie Ameryki dla Kolumba. Potem zaczęłam szukać innych materiałów, książek, opracowań. Najpierw po omacku, potem z coraz większą świadomością i wiedzą. Do tego doszła pasja do zielarstwa, które mnie fascynuje. Natomiast do grupy rekonstrukcyjnej wstąpiłam w 2018 roku i teraz nie wyobrażam sobie innego spędzania wolnego czasu. Na zjazdach, eventach i festiwalach, które skupiają grupy odtwórstwa historycznego, poznałam wielu pasjonatów. To jest zaraźliwe.
Jaką wartość ma ta pasja dla nas, współczesnych? Dla dzieci i młodzieży? Czy to tylko niewinna zabawa, czy też przy okazji można liczyć na doniosłe odkrycia i poszerzenie wiedzy o naszych prapoczątkach?
Pasja nadaje sens naszemu życiu. Ludzie, którzy ją mają, nigdy się nie nudzą. Pasja motywuje człowieka do doskonalenia się. I nie musi dotyczyć tylko historii, ale różnych dziedzin. Ludzie o podobnych zainteresowaniach spotykają się, zawiązują przyjaźnie. Pasja zawsze ma wartość dodaną i jest ważna w każdym wieku.
Opowiadana przez panią historia jest pełna magii, słowiańskich wierzeń. W „Krukach” znajdujemy sporo różnych rytuałów, obrzędów i zwyczajów. Wiedma kontaktuje się ze zdumiewającymi stworzeniami, demonami, szamanami. Jednym ulega, z innymi wygrywa. Ten ma siłę i władzę, kto potrafi zrozumieć język ptaków i pozyskać moc roślin, kto umie czytać znaki. Pani też bywa taką Wiedmą? Wspominała pani o fascynacji zielarstwem. Zna się pani na ranach i ziołach? Przydaje się na co dzień taka wiedza? Potrafi pani rozmawiać z innymi językiem dawnych Słowian?
Jeśli język dawnych Słowian mam rozumieć jako język znaków, które należy odczytywać, to ostatnio coraz częściej z niego czerpię. Kiedyś byłam sceptyczną racjonalistką, jednak im jestem starsza, tym mam większe zaufanie do mądrości naszych przodków. Świat, który nas otacza, to nie tylko materia, ale i energia, ona na nas wpływa, my wpływamy na nią, na innych ludzi, zwierzęta, rośliny. Wierzę w moc intuicji. Nawet niektóre swoje działania uzależniam od faz Księżyca, często okadzam swój dom. Jeśli tak jak moja bohaterka odczytuję złe sygnały, znaki, które mówią: „Nie rób tego”, a ja wbrew sobie to czynię, zazwyczaj źle się to dla mnie kończy. A zielarstwo traktuję jako hobby. Nie robię z siebie guru w tej dziedzinie, bo im więcej się człowiek uczy, tym ma większą świadomość swej niewiedzy. Zbieram zioła, wciąż poznaję kolejne rośliny oraz ich zastosowanie. Suszę je, robię maceraty, wywary, odwary, nalewki, maści, a nawet kremy. Maści czarownic jeszcze nie utarłam, ale wszystko przede mną (śmiech). Zarażam tą pasją swoich znajomych i jest nas coraz więcej. To dobrze, bo jeśli kiedyś byłaby taka konieczność, będziemy potrafili sobie poradzić bez wsparcia przemysłu farmaceutycznego. Przyroda podaje nam na tacy wiele receptur i rozwiązań, ale sporo ludzi nie zna tego języka. Ja wciąż się go uczę.
W trakcie pisania musiała pani pogodzić chęć przekazania czytelnikom ogromu wiedzy z akcją, z fabułą i wydarzeniami. Jak to się pani udało, bo przecież w książce dzieje się – i wątków jest sporo? Jak wyglądała pani praca nad „Krukami” od strony technicznej? Jak komponowała pani powieść i u kogo zasięgała rady w trakcie tworzenia? Chodzi mi także o podstawy naukowe…
Przygotowując się do „Kruków” przeczytałam sporo opracowań na temat epidemii we wczesnym średniowieczu, wierzeń z nimi związanych, między innymi w książkach „Występowanie epidemii ospy prawdziwej na świecie od czasów starożytnych po współczesne” Barbary Różańskiej-Gambal, ale też sięgałam po „Polską demonologię ludową” Leonarda Pełki, „Kulturę ludową Słowian” Kazimierza Moszyńskiego, słownik Adama Fichera „Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych”, robiłam notatki. Potem przyszedł czas na zgłębianie monografii Aleksandra Paronia „Pieczyngowie”, bo plemię to pojawia się w powieści. Oczywiście wokół leżały liczne wydania dotyczące historii Przemyśla, mapy doliny Sanu i Wiaru, analizowałam topografię terenu, odległości, czas przemieszczania się. Sięgałam po książkę Igora Górewicza „O wojownikach Słowian”, żeby określić w miarę wiarygodnie liczbę wojsk po obu stronach, używać poprawnej nomenklatury; do książek Pawła Szczepanika, gdy opisywałam słowiańskie pochówki, do literatury etnograficznej, gdy przedstawiałam zamawianie choroby, wierzenia dotyczące kruków i innych ptaków. Konsultowałam się ze studentami medycyny, z której tętnicy upiór może pić krew, żeby nie zabić ofiary na miejscu i jakie mogą być tego skutki. Można długo wymieniać. Miałam wymyślony bardzo ogólny zarys fabuły i niezliczoną ilość notatek. W trakcie pisania sprawdzałam praktycznie każdy szczegół, żeby nie popełnić jakiegoś merytorycznego błędu. Fabuła powieści może się podobać czytelnikom lub też nie, ale nie chciałabym, żeby ktoś mi zarzucił ignorancję.
Czy byli jacyś autorzy, którzy stanowili dla pani inspirację? Kiedy doszła pani do wniosku, że warto spróbować sił w powieści? Proszę zdradzić kilka tajemnic warsztatu literackiego Kto jest pierwszym czytelnikiem pani książek? Czy praca nad powieścią trwa u pani od rana do wieczora?
Staram się nie wzorować na innych autorach. Kiedy ukazała się „Wiedma”, spotkała się z dużą przychylnością ze strony innych pisarzy, którzy mnie przekonali, że powinnam pisać i jestem im za to bardzo wdzięczna. Myślę, że każdy człowiek nosi w sobie przynajmniej jedną książkę, którą powinien napisać. Jednak nie każdemu starcza odwagi, determinacji, wiary w swoje możliwości. Ja zdecydowałam się napisać powieść dość późno, wcześniej głównie poświęcałam się domowym i rodzicielskim obowiązkom oraz pracy w szkole. I w pewnym momencie uświadomiłam sobie szybkość upływającego czasu. Powiedziałam „dość”. Czas na realizowanie własnych marzeń i rozwijanie zainteresowań. Niestety, praca zawodowa nie pozwala mi w pełni poświęcić się pisaniu i zbieraniu materiałów do książek, piszę najczęściej w weekendy i dni wolne. Moimi stałymi „czytaczami” każdego rozdziału są mój mąż Tomek i kolega Waldek. Całość potem daję do przeczytania i konsultacji osobom, które oceniają ją z punktu widzenia merytorycznego albo językowego.
W powieści jest wszystko, czego wymagają prawidła gatunku, lecz nie ma miejsca na miłość. Biwia jest samotna. Po dawnej namiętności do Siemowita pozostała tylko gorycz, może nawet zawiść, bo on ma żonę, którą ona chce uczynić niepłodną. Czy gorący romans głównej bohaterki zarezerwowany jest na kolejny tom?
Kolejny tom rozpocznie się od sceny erotycznej, ale miłość bohaterka jak zwykle zepchnie gdzieś na drugi plan – albo raczej da pierwszeństwo innej miłości, takiej, która łączy matkę z dzieckiem. Nie lubię czytać romansów i choć uczucia gdzieś tam się przewijają w moich powieściach, to nie odgrywają nigdy głównej roli. Stereotyp dwojga bohaterów, którzy się w sobie zakochują, ale nie mogą dojść do porozumienia, pokonują różne przeszkody, by potem żyć długo i szczęśliwie – to nie moja bajka. Życie takie nie jest.
Zatem na koniec: czy będzie pani wierna wybranemu gatunkowi i Wiedmie w kolejnej, trzeciej odsłonie cyklu, czy też skusi się pani na coś zupełnie nowego, innego? Jeśli tak, co to będzie?
Trzecia część powinna współgrać z poprzednimi i tak będzie. Wiedma starsza o kilka lat doświadczeń stanie przed wyzwaniem na miarę swoich coraz większych możliwości. Podrosną też chłopcy, którymi opiekuje się Bartus, a z dojrzewającymi młodzieńcami często bywają kłopoty…
Dziękuję za rozmowę.
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Moniki Maciewicz „Kruki”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Kim są współcześni potomkowie koczowniczych Pieczyngów, o których autorka wspomina w rozmowie? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 książki Moniki Maciewicz „Kruki”, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 13 października 2022 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie dotyczące książki: Kim są współcześni potomkowie koczowniczych Pieczyngów, o których autorka wspomina w rozmowie?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU
Pytanie: Kim są współcześni potomkowie koczowniczych Pieczyngów, o których autorka wspomina w rozmowie? Odpowiedź: Współczesnymi potomkami Pieczyngów mogą być Gagauzi, zamieszkujący tereny południowo-wschodniej Mołdawii oraz Szopowie, mieszkający do dziś w Bułgarii. Książki otrzymują: 1) Marlena Zelek, Żarki; 2) Henryk Trzos, Żabnica; 3) Mirosława Kuźmiuk, Białystok.