­

MROCZNY INKWIZYTOR. Recenzja

STANISŁAW BUBIN

W marcu 2021 nakładem krakowskiego Wydawnictwa INITIUM (http://www.initium.pl/) ukazał się debiutancki thriller Znachor MICHAŁA ŚMIELAKA. Tak się składa, że INITIUM ma – miesiąc w miesiąc – szczęśliwą rękę do autorów poczytnych książek, jako że w lutym zachwycałem się Skórą Piotra Kościelnego, który teraz, po koleżeńsku, rekomenduje Znachora na okładce, pisząc o autorze, że to świeża krew w polskiej powieści kryminalnej. Zgadzam się – świeża, bez domieszek, nieskażona. I niech mu dobre pisanie wejdzie teraz w krew na stałe.

Już raz w literaturze mieliśmy Znachora, najsłynniejsze obok Kariery Nikodema Dyzmy dzieło Tadeusza Dołęgi-Mostowicza z 1937 roku. Poza zbieżnym tytułem między utworami nie ma jednak żadnych innych podobieństw. Przedwojenny profesor Wilczur, wybitny chirurg, który utracił pamięć i jako Antoni Kosiba zaczął leczyć ludzi, w niczym nie przypomina współczesnego Krzysztofa Szorcy, studenta historii mimowolnie wplątanego w serię morderstw i – też mimowiednie – będącego jednym z głównych śledczych w tej mrocznej sprawie.

Zaczęło się od tego, że dwudziestoparoletni Krzysiek Szorca zachorował, a pewien utytułowany profesor doktor onkolog rozpoznał u niego złośliwego nieoperacyjnego glejaka mózgu. Rokowania były kiepskie: kilka miesięcy, co najwyżej pół roku życia. Wyniki badań nie dawały cienia nadziei. Co w tej sytuacji może zrobić młody człowiek? Może na przykład napić się wódki i po obejrzeniu w telewizji wywiadu z atrakcyjną żoną znanego uzdrowiciela wysłać do niego mail, że ma – excuse-moi – ładną dupę i że chciałby się poddać u niego leczeniu, bo, jak wiadomo, tonący brzytwy się chwyta. Zaprzątniętemu guzem w głowie biednemu studentowi ani przez myśl nie przeszło, że w ten oto wyrafinowany sposób stał się pionkiem w skomplikowanej, śmiertelnej grze.

Mógłbym oczywiście uparcie ciągnąć opis dalszych wydarzeń, lecz przy streszczaniu kryminału istnieje ryzyko, że zapędziwszy się, ujawniłbym zbyt wiele i pozbawił zainteresowanych satysfakcji z samodzielnych prób rozszyfrowania kryminalnej zagadki. Powiem więc tylko tyle, że Krzysiek trafił do Dubiecka na Podkarpaciu, do rezydencji światłego i bogatego znachora Jakuba Wilka, gdzie w towarzystwie zaprzyjaźnionego policjanta aspiranta wieczorami starali się wespół w zespół przy nalewkach i czymś mocniejszym dociec, kto w okrutny, wyrafinowany sposób morduje w Polsce uzdrowicieli, znachorów i cudotwórców. Bo że morduje – nie mieli wątpliwości. Kto zatem zbrodniami w średniowiecznym stylu naprawia krzywdy wyrządzane biednym, schorowanym ludziom przez fałszywych, pazernych bioenergoterapeutów? Policja oczywiście ściemniała i udawała, że zabójstwa – dotąd trzydzieści pięć – nie były ze sobą powiązane, że zachodziły rzekomo przypadkowe zbiegi okoliczności, jako że współcześnie nikt przecież nie urządza polowań na czarownice. Ale ci trzej – Krzysiek, Jakub i lokalny glina o przezwisku Henry – wiedzieli swoje. Skąd wiedzieli? Tego nie powiem, ale seryjny morderca nieoczekiwanie przyspieszył. Wysłał już do piekła według swojego chorego planu trzydzieści parę osób, upiekł żywcem kolejnego znachora w Nysie, zapowiedział śmierć w Sandomierzu, a potem w Dubiecku. Nie przelewki. Był naprawdę nieubłaganym łowcą, sędzią i katem. Boh trojcu lubit’. Zaciskał pętlę wokół kolejnych ofiar, a kwintesencją jego dzieła, ukoronowaniem krwawej znojnej pracy miało być zabicie… Stop!

Nie uprzedzajmy zamiarów Inkwizytora. Pozwólmy działać tajnej policyjno-prokuratorskiej ekipie Sabat, którą kierował – co ciekawe – brat Krzyśka, Marek Szorca. Jeśli przy tym przyszło Wam do głowy, że konstrukcja powieści oparta jest na nieskomplikowanym mechanizmie odliczania ilości trupów i epatowania czytelnika opisami krwawych jatek, to jesteście w błędzie. W zawiłości śledztwa włączyli się prezydent kraju i jego małżonka, agenci BOR-u, kolejny prokurator, pewna lekarka z Rzeszowa i dziennikarze. Jeden z nich, warszawski reporter, niestety zginął w Dubiecku od ciosu w serce w dniu tajemniczej śmierci miejscowej zielarki. Zginęli też – w innym planie tej szaleńczej gry – niektórzy mieszkańcy Dubiecka, wśród nich erotycznie rozbudzony ksiądz (ale nie pedofil) i pewien jednooki były esbek, skądinąd sympatyczny na swój sposób, co dowodzi, że autor nie trzymał się sztywno obowiązujących stereotypów.

Mówicie, że ciężko się połapać? Otóż nie, bo powieść jest znakomicie skonstruowana, a fabuła przemyślana do ostatniego detalu, choć może nieco irytować, gdy z czasem okaże się, że wiele z kluczowych postaci kłamie i oszukuje. Akcja, najpierw dość powolna, z czasem nabiera tempa, rozpędza się, a potem już gna do utraty tchu, nie zwalniając na zakrętach. Kiedy w połowie książki wydaje nam się, że wszystko już wiemy, że wraz z Krzyśkiem odgadliśmy, kto mordował i dlaczego, okazuje się, że wcale nie ten mordował, co myśleliśmy, że mordował, lecz ktoś inny, ale kto – wciąż nie wiadomo. I nie wiadomo do ostatnich kart Znachora.

Zaskakujące zwroty wydarzeń sprawiają, że tę przeszło 500-stronicową powieść czyta się szybko, jednym tchem. Nie tylko w trakcie scen erotycznych (są, a jakże!), ale i wtedy, gdy autor – z pasją znawcy dziejów – przybliża nam zdarzenia z czasów zamierzchłych, kiedy płonęły stosy z wiedźmami, czarownicami i kochankami diabłów, w rzeczywistości zaś nieszczęsnymi kobietami, które chciały pomagać, leczyć, zgłębiać wiedzę. Łatwo wtedy szło w imię religii (dziś zdarza się to także) oskarżać o szarlatanerię ludzi, którzy próbowali poznawać tajemnice świata i rozjaśniać jego mroki. Jakże chętnie do wykonywania wyroków zgłaszali się ludzie źli i podli, konstruktorzy wymyślnych narzędzi tortur, sadyści, okrutnicy i zboczeńcy, działający w imię Boga i z Bogiem na ustach.

Michał Śmielak lubi historię, lubi opowiadać o historycznych wydarzeniach, ich kulisach i kontekstach. Pracował zresztą przez pewien czas na zamku w Baranowie Sandomierskim i oprowadzał turystów po zbrojowni i sali tortur, więc inkwizytorskie wątki nie są mu obce. Co wcale nie oznacza, że zatopiony jest w przeszłości i nie dostrzega tego, co wokół. Jego Znachor ma tę dodatkową wartość, że zawiera dość dużo swobodnie, publicystyczno-felietonowym językiem wyrażanych opinii o tym, co tu i teraz, o naszej rzeczywistości, do której autor nie ma stosunku nabożnego. Wystarczy przeczytać fragmenty poświęcone służbie zdrowia czy… parówkom z Orlenu. Nie sądzę, żeby Obajtek czy jakiś inny nadęty menadżer z koncernu z zadowoleniem dowiedział się, co o nim myśli główny bohater: Geniusz wprowadził gorące jedzenie na stacje paliw, ale powinien się chuj smażyć w piekle za nierozdzielenie kas na te do płacenia i kupowania żarcia (…) Ćwoki! To tylko skromny przykład przemyśleń dotyczących uciążliwej polskiej rzeczywistości. Autor wyraża się językiem tyleż swobodnym, co plastycznym i soczystym. Jakoś zresztą ta dezynwoltura lingwistyczna mnie nie razi, nie przeszkadza w czytaniu. Ludzie tak myślą i mówią, choć zapewne znajdą się puryści językowi i polityczni, którzy wyrażą nieukontentowanie z powodu nadmiaru brzydkich wyrazów. Do licha z nimi, panie Michale!

Pojawiła się, jak stwierdziliśmy na wstępie, świeża krew na rynku prozy sensacyjnej. Autor zbiera – z tego, co wiem – zasłużenie dobre opinie od recenzentów, a ja mogę mu… tylko współczuć. Jak wiadomo, dobrego pisarza czy dobrego reżysera poznaje się nie po pierwszym dziele, ale po drugim i kolejnym. Będzie miał Michał Śmielak pod górkę, bez wątpienia, wysoko zawiesił sobie poprzeczkę. Już teraz trzymam kciuki za jego drugą powieść. Oby pojawiła się jak najszybciej!

PS. Aha, jeśli chcecie wiedzieć, czy Krzysztof Szorca w roli agenta Muldera z Archiwum X i ukrytego, wewnętrznego szydercy zmarł ostatecznie na raka mózgu przed ukończeniem swojego śledztwa, przeczytajcie krótką wiadomość, jaką dostał od pewnej pięknej, seksownej kobiety tuż przed końcem wypadków, o jakich mówimy: Nie wierz we wszystko, co Ci mówią. Tyle musi Wam wystarczyć, też nie wierzcie.

Michał Śmielak. Fot. z zasobów internetu.

O autorze. MICHAŁ ŚMIELAK, rocznik 1979. Mieszka w Sandomierzu. Zawodowo zajmuje się handlem, historyczną rekonstrukcją i udziela się jako konferansjer na różnego rodzaju imprezach historycznych. Przygotowuje i reżyseruje także widowiska ogniowe (Fireshow). Pasjonat historii, gier komputerowych i motocykli. Laureat konkursu Gladiatorzy, zorganizowanego przez wydawnictwo Fabryka Słów. Znachor jest jego literackim debiutem. Premiera 18 marca 2021.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress