BĄDŹ ARCHITEKTEM SWOJEGO ZDROWIA

Dr n. med. Danuta Myłek.
Fot. Marcin Klaban / Burda Media Polska Sp. z o.o.

Dr n. med. DANUTA MYŁEK: Kobiety, bądźmy dzikimi wilczycami! Co to znaczy? Wilczyca potrafi odgryźć sobie łapę po to, żeby uratować swoje dzieci, i będzie biegła na trzech. Wilczyca jest dumna i nie pozwoli sobie na to, żeby byle kto wchodził jej na głowę. Wilczyca jest mądra, wilczyca jest piękna. Jest dzika, a jednocześnie kochająca. Więc ja jestem dziką wilczycą.

Dr n. med. Danuta Myłek i Agnieszka Cegielska.
Fot. Archiwum prywatne Agnieszki Cegielskiej

Wywiad zaczerpnięty został z książki Agnieszki Cegielskiej Naturalnie dla zdrowia, wydanej przez Wydawnictwo Burda Książki (obecnie Wydawnictwo Słowne https://www.slowne.pl/). Na końcu rozmowy znajdziecie KONKURS, w którym można wygrać 4 egzemplarze tej książki.

Dziękujemy Wydawcy za udostępnienie rozmowy i egzemplarze na konkurs.

To już czwarty tom z cyklu poradników Agnieszki Cegielskiej Naturalnie dla zdrowia. Każdy stanowi odrębną całość. Autorka jest absolwentką dziennikarstwa i studiów podyplomowych z dziedziny zdrowia i zdrowego stylu życia, a także konsultantką medycyny ajurwedyjskiej. Od kilkunastu lat związana jest z Telewizją TVN. Wielbicielka natury i sięgania w pierwszej kolejności po to, co stworzyła natura.

We wstępie do najnowszej książki Agnieszka Cegielska napisała: „Co oznacza zdrowie? Oznacza równowagę. Często powtarzam, że samo zdrowe jedzenie nie wystarczy. Nawet jeżeli będziemy spożywali najzdrowszy pokarm i będziemy oddychać najświeższym powietrzem, ale jednocześnie będziemy siadać do stołu z ludźmi, którzy generują w naszym życiu stres, to niestety pokarm i powietrze nam nie posłużą tak, jak powinny. Jest dokładnie tak, jak mówi medycyna chińska: matką większości chorób jest zła dieta, a ojcem stres. Żyjemy w czasach, kiedy stresu mamy pod dostatkiem. Negatywnych emocji: lęku, strachu, również o najbliższych, jest zdecydowanie za dużo. Wszystko wskazuje na to, że świat w znanym nam kształcie już do nas nie wróci. Prawdopodobnie będziemy musieli nauczyć się żyć z obecnym wirusem i tym, jakie zmiany wprowadził w nasze życie. Dlatego właśnie to jest idealny czas na to, aby przyjrzeć się sobie, aby wprowadzić w swoje życie zmiany na lepsze. Wiedzę w tej książce przekazuję nie tylko ja, ale też wyjątkowe i ważne osoby, fachowcy w swoich dziedzinach, od których nauczyłam się bardzo dużo. Wielu z nich potrafi zadbać o nasz organizm całościowo, a wszyscy wiedzą, jak ważne jest holistyczne podejście do zdrowia”.

AGNIESZKA CEGIELSKA: Uwielbiam kobiety i z wielkim podziwem spoglądam na te, od których tak wiele mogę się nauczyć. Dr n. med. Danuta Myłek była konsultantem medycznym moich książek Naturalnie. Oprócz naszych rozmów o zdrowiu bardzo doceniam to, że możemy razem pójść na spacer w deszczu, przytulić się i rozmawiać sercem, bo na tym etapie życia przed kobietą wilczycą niczego nie ukryjesz, ale też – na szczęście – już nawet tego nie chcesz, bo nie ma po co. Już wiesz, że życie pisze różne scenariusze, z którymi musisz się zmierzyć, a każde z tych wyzwań jest lekcją, którą musisz odrobić. Ale w tym wszystkim najważniejsze jest to, aby się nie poddawać i pamiętać, że mamy olbrzymi wpływ zarówno na zdrowie swojego organizmu, jak i na długość swojego życiu, a radość jest najbardziej naturalnym lekarstw

Agnieszka Cegielska jest absolwentką dziennikarstwa i studiów podyplomowych z dziedziny zdrowia i zdrowego stylu życia, a także konsultantką medycyny ajurwedyjskiej. Od kilkunastu lat związana z Telewizją TVN. Wielbicielka natury i sięgania w pierwszej kolejności po to, co stworzyła natura.
Fot. Marcin Klaban / Burda Media Polska Sp. z o.o.

AGNIESZKA CEGIELSKA: Już od kilkudziesięciu lat poprawia pani zdrowie swoich pacjentów, zmieniając ich nawyki żywieniowe. Jest pani również autorką książek Od lekarza do kucharza i Oswoić alergie. Na czym polega to prawidłowe żywienie?

DANUTA MYŁEK: To jest złożony problem. Jeżeli pacjent przychodzi i na pierwszej wizycie pyta mnie: „to co ja mam jeść?”, to ja nie mogę mu powiedzieć dokładnie, co pan Kowalski może. My, w pewnym sensie, codziennie umieramy, bo tracimy kilkadziesiąt miliardów swoich komórek, enzymów, przeciwciał i innych struktur, w to miejsce tworząc nowe – to jest wszystko zaplanowane, zgodne z instrukcją zawartą w naszych genach. Wyobraźmy sobie, że budujemy dom. Co się składa na to, żeby ten dom trwał długo i długo nam służył? Otóż jakość materiału budowlanego – klasa zaprawy i kilka innych składników. I jakość wykonania. To samo się dzieje z naszym domem-organizmem, na który składa się te kilkadziesiąt bilionów komórek. Materiał budowlany, czyli składniki, które mają odbudować komórki, przeciwciała, enzymy i inne mikroelementy, muszą pasować do instrukcji, jaką mamy zapisaną w naszych genach, w naszym DNA. To się powiela przy każdym podziale komórki i nie możemy tego nie brać pod uwagę. Bo inaczej tu krzywa ściana będzie, tu będzie nieszczelne okno i tak dalej. Co potem sprowadza na nas niewygodę, czyli chorobę. Więc zanim ja powiem pacjentowi, co on ma konkretnie jeść, to mu najpierw mówię, czego on nie powinien jeść na pewno: jedzenia przemysłowego, margaryny, cukru, nie pić w nadmiarze alkoholu, kawy. Zmienić żywność na ekologiczną, która będzie pozbawiona glifosatu. Ale aby odpowiedzieć na pytanie, co ten pacjent powinien jeść, aby wesprzeć swoje zdrowie, muszę zlecić badania, które powiedzą dokładnie, po jakie produkty ten konkretny pacjent będzie mógł sięgać. Dlatego też robię różne testy, a potem siadamy razem i te testy omawiamy. Ja to wszystko kładę jakby na matrycę tego, co człowiek dotychczas jadał, jakie ma nawyki żywieniowe, i rozpoczynamy proces zmian. To jest najlepsza forma, jaką wymyśliłam przez te kilkadziesiąt lat – żeby budować indywidualne żywienie, tworzyć dietę szytą na miarę, na bazie dotychczasowych nawyków. Jeśli coś jest złe, to wyrzucamy, jak czegoś brakuje, to dokładamy. Zdrowie to równowaga. Choroba to utrata tego balansu. Moje i pacjenta zadanie to doprowadzić z powrotem do równowagi. I w zasadzie, jeżeli tylko człowiek zrozumie, o co tu chodzi, to przychodzi za 2 czy 3 tygodnie do kontroli i mówi: „przecież pani nic nie zrobiła takiego, nie dostałem żadnych leków, a ja się czuję lepiej”.

Dieta cud.

W pewnym sensie, ale jest to dopiero wstęp. Ja to nazywam wyrzucanie śmieci z życia. Nieraz też piszę zalecenia na kartce pacjentom: ruch, bez którego zdrowia nie ma, i opanowanie stresu. Jeżeli pacjent w tym temacie sobie sam nie potrafi poradzić, zalecam skorzystanie z pomocy fachowców. To ważne, albowiem stres jest naszym cichym zabójcą. Czyli takie wstępne założenia na pierwszej wizycie i już to na ogół – jeśli się to wykona – przynosi nieprawdopodobne efekty. A jak się to pogłębi jeszcze o bardziej indywidualne wymogi, to naprawdę nie ma chorób nieuleczalnych. To jest moje zdanie po 53 latach praktyki medycznej.

Jest pani absolutnie spójna z wiedzą, którą pani przekazuje swoim pacjentom, dlatego moje kolejne pytania brzmią następująco: jak pani dba o siebie? I jak wygląda pani dzień?

Kiedy wstaję rano, to wkładam do zamrażarki garnek z wodą, którą wieczorem wystawiam, żeby się odmroziła, po to, aby uzyskać spolaryzowaną wodę. Przywracam jej pierwotny kształt i rano pierwszą rzeczą, jaką robię, jest wypicie tej wody małymi łyczkami, pomalutku. Dodaję trochę gorącej wody, ugotowanej, żeby nie była zimna, bo organizm lubi ciepło. Biegam (slow jogging) po domku, robię też moje ćwiczenia. Callanetics pomieszany z jogowymi ćwiczeniami robię codziennie, a w tak zwanym międzyczasie gotuję na śniadanie kaszę na wodzie. Jak się ugotuje, to dodaję orzechy, siemię lniane, czarnuszkę, goździki mielone, czasami nasiona chia. Jeżeli potrzebuję słodyczy, dodaję stewię, albo spożywam kaszę na pikantnie, z chili. To zależy od tego, jaki mam nastrój i na co ma ochotę mój organizm.

Czyli słucha pani potrzeb swojego organizmu?

Tak, czasami czuję, że potrzebuję smaku słodkiego, a cukru nie używam już od kilkudziesięciu lat, no to mam ksylitol lub stewię, czasami też dosypuję kakao. Po zjedzeniu takiego śniadania zaczynam zajmować się sobą, domem, obowiązkami, a potem robię zielony miks skarbów natury z tego, co mam w domu akurat. Jarmuż, pietruszkę, szczypiorek, czosneczek, kurkumę, imbir, jabłko też dorzucam. I po takiej mieszance zielonej z przyprawami wyruszam do pracy, gdzie piję tylko wodę. Wracam do domu na obiad, na który zawsze musi być zupa, bez niej nie wyobrażam sobie życia. Robię zupy warzywne z warzyw, nigdy na kości z mięsem, a na wodzie. Tłuszcz musi być, dlatego rano do kaszy na śniadanie zawsze dodaję masło prawdziwe, które zawiera ponad 82% tłuszczu, a w orzechach, w siemieniu lnianym mam już nienasycone kwasy tłuszczowe. Zawsze pilnuję, aby te tłuszcze były obecne w pożywieniu. Jadam też od czasu do czasu ryby, bo bardzo lubię.

A mięso?

Bardzo rzadko. Moja grupa krwi to 0, więc należę do bardzo starej grupy ludzkiej, która przez większość swojego życia, swojej ewolucji, właściwie żyła na mięsie. Więc te atawizmy odzywają się we mnie czasami i ja wtedy słucham swojego organizmu. Bo to znaczy, że on potrzebuje tego białka zwierzęcego. Wędlin nie jadam od 40 lat, wieprzowiny co najmniej tyle samo. Ale czasami jem jakieś zdrowe, ekologiczne mięsko, które zresztą trudno jest dostać, więc siłą rzeczy jem je rzadko.

Jest pani również przeciwniczką pszenicy w diecie?

Współczesna pszenica, ta półkarłowata, to jest takie zboże, które zawiera bardzo szkodliwą amylopektynę. Jest to cukier odpowiedzialny za otyłość, cukrzycę i wiele innych schorzeń, wynikających z glikacji, czyli powstawania pomiędzy cząsteczką cukru a białkami bądź tłuszczami kompleksów, które są nieodwracalne i które wyłączają dane białko czy tłuszcz ze swojej aktywności. W wyniku tego zostaje zaburzona praca enzymów i przeciwciał, organelli komórkowych. Jeśli my tak zniszczymy większość swoich komórek, jedząc białe bułki, pączki, ciastka, kluchy, pszenne chleby, tosty, to po prostu nie unikniemy chorób. Zapomnijmy o tym. Ale jeśli przestaniemy spożywać cukier i pszenicę, to nowe komórki podejmą swoje zadania i wszystko wróci do normy.

Rozumiem, że to dzięki swoim nawykom żywieniowym pani, jak nastolatka, w szpilkach, wbiega na trzecie piętro, co przed chwilką zrobiłyśmy?

Ja na szpilkach biegam, to prawda, a mogę też wbiec i wyżej, chociaż w tym roku skończyłam 77 lat. Windy nie używam, podobnie jak omijam przemysłową żywność. Unikam, jak tylko mogę, produktów zawierających glifosat znajdujący się w tak zwanym środku ochrony roślin Roundapie. Jadam tylko produkty oznaczone zielonym listkiem i znaczkiem DEMETER. Gdybyśmy mieli na tyle silnej woli, żeby zacząć najpierw od jednej rzeczy i zrezygnować z jedzenia śmieciowego, przemysłowego… Zbojkotować to jedzenie, bo ono jest naszym wrogiem. Z tego korzyści mają tylko producenci, sprzedawcy, lekarze i grabarze, bo z czegoś te grupy muszą żyć – jedni ze sprzedaży, drudzy z chorych ludzi. Moi koledzy-lekarze mówią mi: „to, co ty robisz, to podcinanie gałęzi, na której siedzimy, ty też”. Konsument zawsze na tym traci. Człowiek, który po to sięga, ponosi tylko i wyłącznie straty i skraca swoje życie.

Nasze komórki są stworzone do tego, żeby żyć 120 lat, tyle że człowiek temu swojemu domowi, jakim jest nasz organizm, nie pomaga, a bardzo często szkodzi…

W tej chwili to już jest cała wiedza, której nie było wtedy, kiedy ja studiowałam, a następnie praktykowałam jako młoda lekarka. Nazywa się to epigenetyka. My w genach posiadamy pewną informację zapisaną o naszym życiu. Siedzibą genów są chromosomy, a na końcu chromosomu mamy tak zwany telomer. To jest osłonka białkowa, która ma za zadanie chronić chromosom, żeby nie postrzępił się, nie popsuł, nie rozplótł i żeby przy kolejnych podziałach chromosom w całości zachował naszą instrukcję życia. Telomery nie słuchają genów. One nas słuchają, naszych myśli, naszych działań, naszego jedzenia. Czyli to, co my robimy dobrze, to działa dobrze na telomery. One się wówczas nie skracają, a nawet wydłużają. U mnie się na pewno wydłużyły. Są badania, które mówią, że jeżeli człowiek dożył do 75. roku życia w zdrowiu i dobrej kondycji fizycznej, to od tej pory telomery się wydłużają. I coś w tym jest. Mówiłam, że telomery nie słuchają genów, tylko nas, co oznacza, że nawet nasze myśli mają na to wpływ, a tym bardziej działanie. Jeśli mamy marzenia i nam się chce te marzenia urzeczywistnić, jeśli lubimy ludzi, kochamy siebie, pomagamy innym, to wtedy telomery mówią: „no fajnie, my możemy się tu wydłużyć”. Ale jeśli złościmy się, działamy na szkodę swoją i ludzi celowo, jesteśmy w wiecznym stresie, smutku, mamy negatywne myśli o sobie: „jaka jestem brzydka, jaka jestem krzywa, jaka jestem głupia”, to telomery to „słyszą” i stwierdzają: „po co ona ma się tak męczyć?”. I się skracają, czyli życie nam się skraca. Mamy około 50 takich podziałów, to jest tak zwany limit Hayflicka, zakładający, że więcej już nie można i komórka musi umrzeć. To jest ta zaplanowana śmierć komórki, czyli apoptoza. Istnieją komórki, które nie mają możliwości przedłużenia swojego życia, ale są też takie, które mogą to zrobić. Więc jeżeli my będziemy zdrowo się odżywiać, wysypiać, pilnować równowagi pomiędzy pracą a odpoczynkiem, będziemy pozytywnie nastawieni do świata, będziemy głodni życia, to wtedy te telomery ciach – wydłużą się. Naprawdę to się dzieje. To jest udowodnione naukowo.

Pamiętam, jak poznałyśmy się wiele lat temu i kiedy usłyszałam pani słowa, które zawsze powtarzam na wszystkich wykładach: jesteśmy tym, co jemy, pijemy, jak myślimy, jakimi ludźmi się otaczamy i co w ogóle wiemy, bo bez wiedzy nic się nie uda zrobić – także zdrowo, długo i twórczo żyć. Mądrzy ludzie mówią: „jeśli jesz nawet najzdrowszy posiłek, ale siadasz do stołu z ludźmi, którzy generują w twoim życiu stres, to nic ci on nie da”.

Staje w gardle.

To jak sobie radzić z tym stresem? Co robić? Znajdź, człowieku, drogę sam?

No właśnie na to receptę trudno wystawić. To dlatego ja w swojej ostatniej książce Oswoić alergie najważniejszy rozdział poświęciłam roli układu nerwowego. Czasami bardzo pomaga samo uświadomienie sobie, że stres to nie jest coś jednolitego, tylko to jest to, w jaki sposób my postrzegamy jakąś sytuację. Jedna osoba po 2 minutach od zdarzenia już nic nie pamięta, nie dotyka jej to w ogóle. A dla drugiej osoby ta sama sytuacja będzie końcem świata, katastrofą. Czyli stres to jest nasze oddziaływanie na daną sytuację. Jeżeli nami rządzi stres, to znaczy, że my na to zezwalamy. No to nie zezwalajmy. I sama ta wiedza już daje człowiekowi inne spojrzenie.

Nie zezwalajmy… Pójdźmy teraz tym tropem – czyli bądźmy mniej surowi dla siebie, bardziej siebie doceniajmy, bardziej siebie kochajmy, odpuszczajmy więcej, nie bądźmy tacy wobec siebie wymagający?

Właśnie tak! Kochajmy siebie. Jedna taka pani, Agnieszka Cegielska, kiedyś mi powiedziała: „jak rano pani wstanie, to się proszę do siebie uśmiechnąć szeroko, bo wtedy się cały świat śmieje”. I ja to robię. Jak się widzę w lustrze, to się uśmiecham i mówię: „no nieźle, nieźle jest”.

Ale wie pani, jak ja się tego nauczyłam? Jak wstawałam do pracy często o 4.30 rano i szłam przez całe mieszkanie do kuchni zaparzyć swoje ziółka, to po drodze zawsze mówiłam sobie: „wyglądasz jak zbłąkany mops, ale mimo tego jak już dojdziesz do lustra, to uśmiechnij się do siebie, bo to jest najlepszy makijaż”.

To jest bardzo ważne. Uśmiechnij się do siebie, powiedz sobie: „jest nieźle, jest dobrze!”. Mam 77 lat i tak super daję radę. Napędza mnie też to, co kocham, uwielbiam czuć się kobieco, kocham szpilki, kapelusze, sukienki, taniec, podróże.

(śmiech) To widać. Szkoda, że nie możemy pokazać pani kolekcji szpilek. Same szpilki, dużo czerwonych, to wygląda bardzo kobieco.

Jeszcze przyniosę jedne, czerwone z kokardką.

Co pani ostatnio zrobiła dobrego dla siebie?

Pani Agnieszka Komornicka, malarz, artysta i projektantka mody, uszyła mi trzy przepiękne sukienki z jedwabiu, który kupiłam, będąc w Indiach. Ostatnio byłam na festiwalu jogi, ćwiczyłam i bardzo mi się to podobało, że jeszcze mogę z mojego ciała coś wydobyć. Byłam też na dyskotece.

Naprawdę?

To była dyskoteka o przewrotnej nazwie „Wieczór z muzyką”, więc jak weszłam na parkiet o 21, to zeszłam o północy. Uwielbiam tańczyć!

W życiu najlepszym weryfikatorem wszystkiego jest czas… Lubię pytać mądrych ludzi z większym dorobkiem mądrości życiowej o rady, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.

Kobiety, bądźmy dzikimi wilczycami! Co to znaczy? Wilczyca potrafi odgryźć sobie łapę po to, żeby uratować swoje dzieci, i będzie biegła na trzech. Wilczyca jest taka dumna, że nie pozwoli sobie na to, żeby byle kto wchodził jej na głowę. Wilczyca jest mądra, wilczyca jest piękna. Jest dzika, a jednocześnie kochająca. Więc ja jestem dziką wilczycą.

Aż mi się łezka w oku zakręciła, bo uwielbiam wilczyce. Tak, drogie kobiety, bądźmy wilczycami, bo wspaniałe już jesteśmy.

Jesteśmy wspaniałe i wyjątkowe, i bardzo też doceniamy wyjątkowych i wspaniałych mężczyzn.

Pani doktor, kiedy byłam u pani w Henrykówce, w pani rodzinnych przepięknych stronach, wypowiedziała pani takie zdanie: „pani Agnieszko, u mnie na wsi same wdowy”.

Dokładnie tak. I w moim otoczeniu tu, w Warszawie, mam same wdowy bądź kobiety rozwiedzione. I postanowiłyśmy, że się ze sobą chyba wszystkie pożenimy. Dokładnie to żeśmy sobie wyznały, że tak chyba byłoby najlepiej.

Myślę jednak, że seksmisji nie pragniemy, a panów bardzo szanujemy i potrzebujemy, tylko martwi nas to, że żyją krócej od nas.

Niestety. Dlatego też pamiętajcie, panowie, że najlepszymi lekarzami są wasze żony. Mądre żony, dzikie wilczyce, które nie zjedzą byle czego, tylko to, co wilczycy wolno, co natura im dała. To jest pierwsza rzecz. Więc jeśli ona, twoja żona, mówi: „nie żryj tego, bo to jest niedobre”, to nie jedz tego, na litość boską! Nie spiesz się na ten drugi świat, nie zostawiaj jej. Im bardziej ją kochasz, tym więcej jej słuchaj. Wyobraź sobie, jak ona się czuje potem, jak zostaje sama, bez ciebie. Kiedy cały świat w zasadzie traci barwę i musi się strasznie napracować, żeby te barwy zacząć ponownie widzieć. A jak jesteś młody, to pamiętaj, że kiedyś też będziesz stary.

I kochaj swoją kobietę wcześniej, zanim staniesz się stary.

Pamiętaj o różnicach w naturze kobiety i mężczyzny, tak żeby twoja kobieta z tobą czuła się bezpiecznie w sensie duchowym i kobiecym. My kobiety mamy tyle ról. Jeśli mężczyzna ma jedną, dwie, to my mamy dziesięć. Więc pomagaj tej kobiecie, żeby zawsze mogła być kobietą. To nie jest garkotłuk, to nie jest twoja prasowaczka ani twoja kucharka, ani twoja sprzątaczka, ani twoja mamusia…. To jest twoja partnerka, więc traktuj ją tak jak siebie samego. Daj jej bezpieczeństwo, szanuj ją, nie poniewieraj nią. Można mieć odrębne zdanie, ale można to powiedzieć w sposób kulturalny, niekoniecznie trzeba tę kobietę obrażać.

Przeczytałam kiedyś takie piękne zdanie, że mężczyzna, który prawdziwie kocha kobietę, cieszy się, kiedy przy nim rosną jej skrzydła i się rozwija.

Bo ta miłość i bezpieczeństwo gniazda powodują, że żadne miejsce na świecie, choćby było najbardziej urokliwe, domu nie zastąpi. Ja jeździłam po całym świecie bez przerwy. Piąty dzień przychodził, a ja myślałam sobie: „Boże, już pragnę do domu”. Bo w tym domu czułam się bezpiecznie. Bezpiecznie nie w takim sensie, że ściany mnie oddzielają od innych ludzi, tylko bezpiecznie z tym swoim mężczyzną – mężem, Heniem. Panowie podziwiajcie swoje kobiety!

Podziwiajcie, zachwycajcie się nimi, kochajcie je, bo prawda jest taka, co już udowodniono też naukowo, że miłość ma olbrzymią moc, również uzdrawiającą.

Mój Heniu zawsze się mną zachwycał, do końca swoich dni. Kiedy przyjeżdżają do mnie pacjenci z różnymi ciężkimi chorobami, zawsze zadaję im pytanie: „czy ma panią/pana kto wesprzeć w domu?”. Mąż, żona, dzieci. To jest najważniejsze.

Coraz bardziej też jestem przekonana, że nie ma zdrowia bez pokochania siebie.

Nie ma. Jest niemożliwe bez tej miłości własnej, bez zadbania o siebie z czułością. Może dlatego jestem taka zdrowa. Nic mi nie dolega.

Życie jest warte wspaniałego przeżycia?

I zdrowego, bo co z tego, że mamy pieniądze, mamy pozycję, jak nie mamy siły, ochoty, bo nas boli, bo mamy nadciśnienie, bo jak spróbujemy wejść na trzecie piętro, to po drodze umrzemy. Takie życie nie ma sensu. Żyć długo warto wtedy, kiedy ma się dobrą kondycję fizyczną i psychiczną, a także radość życia. Radość jest jak lekarstwo. Jeżeli człowiek wstanie ponury, nic mu się nie chce – to co to za życie! No nie! Trzeba widzieć tę szklankę do połowy pełną, bo wszystko jest energią, więc ten świat nam odpowie tym samym. Więc dlatego każdy dzień rozpoczynam truchcikiem. I ten ruch wyzwala we mnie pozytywne endorfinki. To jest energia, która mnie ożywia. Endorfiny powodują, że mi się kąciki ust do góry podnoszą, oko zaczyna błyszczeć. Ruszanie się to jest niesamowita rzecz.

Ruszajmy się, kochajmy i dobrze odżywiajmy!

Ważny jest też tak zwany detoks towarzyski. Kiedy czuję, że w towarzystwie kogokolwiek czuję się źle, wracam do domu, rozmyślam, trawię, to znaczy, że ja nie mam po co z tą osobą przebywać. Raz, drugi, trzeci, po czym biorę nóż i bez znieczulenia wyrzynam. Boli trochę przez chwilę, a potem goi się jak na psie. I to jest najtrudniej zrobić w rodzinie na poziomie rodzice-dzieci. Łatwiej jest zmienić męża, zmienić pracę, zmienić przyjaciół, otoczenie, miasto, mieszkanie, sąsiadów niż dojść do porozumienia z rodzicami czy z dziećmi, jeśli te relacje nam kuleją. Jeżeli w rodzinie są jakieś niesnaski, to nie czekaj, aż ktoś przyjdzie do ciebie i cię przeprosi. Pójdź ty. Na ogół nikt się tego nie spodziewa i to często bardzo pomaga.

Ja powiedziałam ostatnio mojemu synowi: „jeżeli oczekujesz od drugiego człowieka dobrej energii, to najpierw ty mu ją daj”.

Dokładnie to miałam na myśli, ale na ile to możliwe, unikaj ludzi generujących w twoim życiu stres, który jest jak tsunami. Może być superdieta, ćwiczymy, wszystko idealnie, przyjaciele, praca… A przyjdzie destrukcyjny, przewlekły stres i to wszystko zmyje. Jest w stanie rozłożyć na łopatki najzdrowszy organizm.

Pamiętam moment, kiedy zachorowała pani bardzo mocno w czasie świąt Bożego Narodzenia właśnie z powodu stresu, na który nie miała pani wpływu, bo dotyczył choroby bliskiej osoby. A przecież pani nigdy nie chorowała.

Tak. I to nic takiego nie było, ale ja nie miałam chęci żyć, nie miałam siły wstać, nie mogłam spać. Myślałam, że zakaszlę się na śmierć. A to wszystko przez stres. Najgorszym stresem jest śmierć bliskiej osoby, nie ma nic gorszego. Odejście kochanej, bliskiej osoby to jest stres niewyobrażalny. I z nim się uporać to jest naprawdę ciężka praca. Myślę, że już się trochę uporałam. Jeśli już mogłam zawiesić obraz męża na ścianie i nie dławił mnie przy tej okazji szloch, to znaczy, że jest lepiej.

Dr n. med. Danuta Myłek.
Fot. Marcin Klaban / Burda Media Polska Sp. z o.o.

DANUTA MYŁEK. Dr n. med. specjalista alergolog i dermatolog, żywieniowiec. W swojej 50-letniej praktyce łączy rzetelną wiedzę lekarza z wiedzą znaną od tysięcy lat oraz z najnowszymi wynikami badań naukowych. Doświadczenie zdobywała w Indiach oraz w szpitalach uniwersyteckich w Luandzie i Helsinkach. Stypendystka Uniwersytetu Medycznego w Helsinkach i Miami. Członek naukowy American College of Allergy, Asthma and Clinical Immunology, członek European Academy of Allergy and Clinical Immunology, członek Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. Autorka książek Od lekarza do kucharza i Oswoić alergie.

Agnieszka Cegielska.
Fot. Marcin Klaban / Burda Media Polska Sp. z o.o.

Droga do zdrowia jest rzekomo długa i niełatwa. Jednak często okazuje się, że może być zdecydowanie krótsza i prostsza. W książce Naturalnie dla zdrowia Agnieszka Cegielska rozmawia ze specjalistami zajmującymi się zdrowiem zawodowo. Jak bardzo mogą nam pomóc odpowiednia dieta, osteopatia, terapia krzyżowo-czaszkowa, chiropraktyka, hirudoterapia i wiele innych mało znanych praktyk? Co możemy zrobić, żeby w naturalny sposób wesprzeć odporność? I jak robią to ci, którzy na co dzień pomagają innym? Co zrobić, aby uwolnić z organizmu nagromadzony latami stres i pokochać niedoskonałości swojego ciała? Odpowiedzi na te pytania można poszukać właśnie w najnowszej książce Agnieszki Cegielskiej. W tomie Naturalnie dla zdrowia autorka rozmawia z Łukaszem Ciesielskim – fizjoterapeutą, specjalistą w zakresie medycyny osteopatycznej, Lucyną Kostkowską – trenerem personalnym, certyfikowanym providerem TRE® (Trauma Releasing Exercises), Magdaleną Zdziechowską – dyplomowaną terapeutką terapii wisceralnej według Ogułowa, Anną Święcką-Głowacką – dyplomowaną terapeutką pracy z ciałem według metody Rolfing Integracja Strukturalna, Leszkiem Majkowskim – doktorem chiropraktyki, Jarosławem Dąbrowskim – hirudoterapeutą, Jolantą Izak – terapeutką terapii czaszkowo-krzyżowej, Małgorzatą Filipiak – psychoterapeutką i hipnoterapeutką, Orianą Krajewską – propagatorką medycyny integralnej i holistycznego stylu życia, Martą Mieloszyk-Pawelec – farmaceutką, ekspertką w zakresie mikroodżywiania, Jackiem Płonką – lekarzem pediatrą i homeopatą, dr n. med. Danutą Myłek – specjalistą alergologiem i dermatologiem, żywieniowcem, prof. dr hab. Iwoną Wawer – chemikiem, farmaceutą, specjalistą zielarstwa oraz z prof. dr hab. n. med. Dariuszem Iżyckim – specjalistą radiologii onkologicznej i immunologii medycznej.

KONKURS DLA CZYTELNIKÓW

Dzięki życzliwości oficyny Burda Książki mamy dla Was 4 egzemplarze wywiadów Agnieszki Cegielskiej z cyklu Naturalnie dla zdrowia. Otrzymają je Ci z Państwa, którzy odpowiedzą przekonująco na pytanie: Jak można w naturalny sposób wesprzeć odporność organizmu? Najlepsze uzasadnienia z własnymi metodami wspierania odporności organizmu wydrukujemy na stronie magazynu LADY’S CLUB. Odpowiedzi wysyłajcie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress