GDY NA POKRYTEJ TATUAŻAMI PIERSI POJAWIŁO SIĘ JEZIORO KRWI… Recenzja

STANISŁAW BUBIN

W „Jęku zamykanych bram” skrzypienia zardzewiałych, niedostępnych odrzwi jest akurat najmniej, ale nie chodzi przecież o dosłowność – tytuł wyraża w przenośni brak dostępu do sekretów, chęć zatrzaśnięcia z hukiem wieka tajemnic, ukrycia się, schowania czegoś, zniknięcia, odseparowania się od reszty świata. Stołeczna kamienica przy ulicy Oboźnej, w której rozgrywa się znaczna część akcji tej książki, nadaje się do roli niedostępnej fortecy, skrywającej wiele mrocznych zagadek. Świetnie dobrany został też na motto cytat z wiersza Antoniego Słonimskiego „W Warszawie”: „Cichnący słychać w oddali / Jęk zamykanych bram / I otośmy z sobą zostali / Tej nocy znów sam na sam”. Istotnie, tej ciemniej nocy, gdy Arek Maj samotnie wchodził po schodach na górę, nieoczekiwanie spadły na niego straszliwe ciosy. Kim był sprawca? Czy chciał go zabić?

Wojciech Wójcik „Jęk zamykanych bram”. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2024. Str. 528, oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 23 kwietnia 2024.

Nowy kryminał Wojciecha Wójcika, autora takich książek, jak „Nikomu nie ufaj”, „Garść popiołu”, „Jezioro pełne łez”, „Młoda krew”, „Miałeś tam nie wracać”, „Himalaistka”, „Dziedzictwo von Schindlerów”, „Kurs na śmierć”, „Krwawe łzy”, „Trzecia szansa”, „Martwa woda”, „Odmęty śmierci”, „Bilet dla zabójcy”, znów zrobił na mnie duże wrażenie, zwłaszcza w finale. Wójcik ma już sporo powieści na koncie, lecz nie popadł w rutynę, kolejny raz zaskoczył swoich odbiorców. Styl autora jest już dość dobrze rozpoznawalny, zacięcie społeczne widać w każdej jego książce, jednakże w konstruowaniu zagadek kryminalnych nie ma sobie równych. Z reguły powoli rozwijająca się narracja nieoczekiwanie pod koniec lektury nabiera zaskakującego tempa i trzeba by książkę zacząć czytać da capo al fine, żeby pojąć znaczenie wszystkich szczegółów i wolty dokonanej w rozwiązaniu łamigłówki. Nie chcę zbyt głęboko wchodzić w niuanse fabuły, ale mogę się założyć (o sto kasztanów do jednego!), że nie domyślicie się, kto zabijał i dlaczego. A przecież to crème de la crème każdego kryminału – samemu z satysfakcją dojść do rozwikłania zagadki, do ujawnienia sprawcy tuż przed policjantem prowadzącym śledztwo, prokuratorem czy detektywem, zależnie od tego, kogo twórca wybrał na głównego bohatera.

Z książką Wojciecha Wójcika jest jednak pewien problem, gdyż w „Jęku zamykanych bram” trudno wskazać osobę odgrywającą wiodącą rolę w treści tej historii. Takich osób jest bowiem kilka i nie należy się szczególnie przywiązywać do którejś z nich. To typowe dla tego pisarza, konsekwentnie unikającego obdarzania bohaterów jakimiś jednoznacznie wyrazistymi cechami. Nie ma u niego wybitnie uzdolnionych komisarzy, detektywów obdarzonych charyzmą, prokuratorów pobudzonych intelektualnie, śledczych rozwiązujących skomplikowane sprawy na pstryknięcie palca, drogą klasycznej dedukcji czy niewiarygodnej intuicji. Wójcik nie wierzy w nadzwyczajne talenty, pokazuje raczej, że dochodzenie do prawdy to zazwyczaj żmudna, skomplikowana droga, efekt pracy zespołu, przedzierania się przez stosy dokumentów, grzebania w archiwach, prowadzenia rozmów, przesłuchiwania świadków, jeżdżenia do zapadłych dziur, szukania okruchów zdarzeń, kojarzenia przyczyn i skutków, analizowania faktów, grzebania w życiorysach i lokalnych historiach. Tak było we wcześniejszych jego powieściach – i tak jest w tej najnowszej. Z tym że teraz, równolegle, do poszukiwania drugiego dna wydarzeń przystąpiły aż trzy zespoły – jeśli oczywiście jakąkolwiek z osób prowadzących śledztwo na własną rękę można nazwać zespołem.

Ale po kolei! Pisarz poprowadził nas znowu ulicami Warszawy, jednakże zaułkami rzadko odwiedzanymi przez turystów. Zajrzeliśmy za kulisy śledztwa prowadzonego niezależnie przez kilka osób w sprawie brutalnego morderstwa, popełnionego w stołecznym szpitalu. Zaczęło się od tego, że w kamienicy przy ulicy Oboźnej 13 w czasie głębokiej nocy ktoś pobił na klatce schodowej ochroniarza z popularnego klubu Trzynastka, a kiedy ledwo żywy delikwent trafił na oddział chirurgii, nieznany sprawca (nie wiadomo jednak, czy ten sam?) odnalazł pacjenta i wykorzystując nieuwagę lekarzy i pielęgniarek po prostu go dorżnął. Jatka była okropna! Na pokrytej tatuażami piersi ochroniarza pojawiło się jezioro krwi… Jakimi motywami kierował się zabójca, że nie bacząc na monitoring szpitalny i ewentualnych świadków zdecydował się zakraść na oddział i na oczach innych pacjentów dokończyć mordu? Zemsta? Chęć uciszenia niewygodnej osoby? Płatne zlecenie? Czyim wrogiem był potężny, sprawny ochroniarz Arkadiusz Maj, że musiał zginąć w takich męczarniach?

Właścicielem Trzynastki przy Oboźnej był warszawski prawnik, znany jako Mecenas. Człowiek umoczony w wiele interesów związanych z handlem nieruchomościami, czyszczeniem kamienic i wykorzystywaniem prostytutek. Arek należał do jego grupy, był siłą najemną. Wieczorami ochraniał personel klubu i bywalców przed podpitymi piwoszami, a także otaczał opieką córkę adwokata i generalnie dbał o spokój w kamienicy. Do bliskich Arka usiłowała dotrzeć Edyta, młoda kelnerka z Trzynastki, której tej strasznej nocy, tuż przed śmiercią, nieszczęsny ochroniarz zostawił na przechowanie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Edyta mieszkała w ciasnej, zawilgoconej suterenie kamienicy, przyjaźniła się z Arkiem, jeśli dziwną relację między nimi można nazwać przyjaźnią, a nie jakimiś innym uczuciem. Mężczyzna zostawił jej kasę, lecz nie określił przeznaczenia pieniędzy, toteż dziewczyna doszła do wniosku, że musi odnaleźć kogokolwiek z jego rodziny, by oddać te nienależne jej tysiące. Poszukiwania przyniosły jednak więcej pytań niż odpowiedzi. Arek nie miał bliskich, ani ojca, ani matki, nigdzie wcześniej nie pracował, nie chodził do żadnej szkoły, nie zrobił prawa jazdy, z nikim się nie kumplował, we wsiach i miasteczkach na Mazurach, o których wcześniej wspominał, nikt go nie znał i nie zapamiętał… Jakby w ogóle nie istniał! Kelnerka też pochodziła z Mazur, lecz Arek ani razu nie wspomniał, że byli krajanami? Dlaczego? Czego nie wyznał jej przed śmiercią? I dlaczego musiał umrzeć?

Także Mecenas – z zupełnie innych powodów – zlecił wyjaśnienie zagadki tajemniczego zabójstwa. Czego lub kogo adwokat się przestraszył? Najął do tego zadania byłego policjanta Mateusza Krysiaka (wyleciał ze służby za korupcję), który dziwnym zbiegiem okoliczności trafił z bólem nadgarstka na ten sam oddział urazowy, co zabity mężczyzna. Dzięki Mateuszowi na jaw wyszły nowe fakty. Były glina pracował nad sprawą z Kariną Nowacką, radczynią prawną z otoczenia Mecenasa, jak się okazało, byłą prokuratorką, która też wyleciała z zawodu za pewne nadużycia. Oboje stanowili duet niezbyt zgrany, jednak zależny od siebie, dzięki czemu poczynili pewne postępy w śledztwie. Otóż dowiedzieli się, że Arek Maj zginął, bo… no właśnie, bo w coś się wplątał. W coś tak strasznego, że zaprzyjaźnieni z Krysiakiem policjanci nabrali wody w usta.

Trzecią osobą, która zdecydowała się wyjaśnić zagadkę morderstwa, była Andżelika, atrakcyjna lekarka z oddziału szpitalnego, na którym zginął ochroniarz. Po prostu ruszyło ją sumienie, bo w tym czasie, gdy oficjalnie pełniła dyżur na chirurgii, znajdowała się w zupełnie innym miejscu niż powinna. Znajomy lekarz z innej części szpitala poprosił ją o konsultacje, przy okazji piła z nim kawę, paplała, flirtowała, a zabójca zjawił się na chirurgii i odebrał życie pacjentowi powierzonemu jej opiece. Andżelice groziła za to dyscyplinarka. Ordynator chirurgii, z którym od dawna rezydentka toczyła boje, miał doskonałe argumenty przeciwko niej (a konflikt zaczął się od tego, że odmówiła mu wyjazdu na egzotyczne/erotyczne wakacje). Pani chirurg zawzięła się jednak i postanowiła powiadomić bliskich pacjenta z poderżniętym gardłem. Tuż przed śmiercią poprosił ją o to sam Arek, co więcej – wskazał osobę do kontaktu. Andżelika dowiedziała się jednak, że dwa lata temu ta osoba… zaginęła. Lekarka, obdarzona powołaniem prywatnego detektywa, nie zniechęciła się i dalej drążyła sprawę, omal nie przypłacając tego ciężkim pobiciem, gwałtem, a może nawet życiem! Wkrótce tropy zaprowadziły ją nad Jezioro Zegrzyńskie, do przyczepy kempingowej na skraju lasu i do kamienicy Mecenasa. Wszędzie tam, gdzie nazwisko Maj niczego nie wyjaśniało, nikomu nic nie mówiło albo… wywoływało istną furię.

Autor nie rozstaje się ze swoją książką nawet po jej wydaniu, lubi sprawdzać, czy wszystko jest w porządku… Fot. www.facebook.com/wojciechwojcikpisarz.

Dzięki sprawności warsztatowej autora poznaliśmy w tej książce wielu bohaterów dobrych i złych, wniknęliśmy w tajemnice mafii zegrzyńskiej, w bolesną transformację lat dziewięćdziesiątych, w arkana działalności czyścicieli kamienic, sutenerów i kuplerów. I dowiedzieliśmy się, że Arek nie był jedyną ofiarą tej sprawy. Być może zginął dlatego, że sam chciał coś wyjaśnić, dowiedzieć się, gdzie zniknęły dziewczyny, które świadczyły usługi seksualne pod Trzynastką. Nad rozwikłaniem tajemnic Arka pracowali Mateusz z Kariną, Edyta, Andżelika i – jak się okazało – jeszcze jacyś inni ludzie, potężne byki bez karków, nie wiadomo jednak na czyje zlecenie. Na pewno nie policji. Czemu jednak policjanci pozwalali, by tylu amatorów kręciło się przy tej zagadkowej sprawie? Dlaczego gliniarze byli tacy bezradni? A może nie byli? Może umoczeni w układy chronili przestępców, pozwalali na dręczenie lokatorów kamienicy przy Oboźnej, tolerowali brudne interesy nad zalewem i wyspach na jeziorze? W tej ciekawej powieści z każdą przeczytaną stroną napięcie rośnie, aż wreszcie dochodzi do zenitu. Jeśli będziecie czytać, nie traćcie czujności – czasami można mocno pomylić się w ocenie niektórych ludzi!… To wszystko sprawnie zostało podane przez doświadczonego autora – z zacięciem społecznym, co jeszcze raz podkreślam. Główne postaci Wójcik wykreował doskonale, konstrukcja książki jest bez zarzutu, wszystkie skomplikowane i pozornie oderwane od siebie wątki złączyły się na koniec w zgrabną całość, więc… odpowiedzi na dręczące was w trakcie lektury pytania szukajcie tam, gdzie nie świecą już śródmiejskie latarnie i nie słychać jęku zamykanych bram.

O autorze: WOJCIECH WÓJCIK (na zdjęciu) urodził się w 1981 roku w Warszawie. Po studiach na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego pracował jako dziennikarz sportowy, a od kilku lat jest zatrudniony w administracji publicznej. Interesuje się sportem, głównie piłką nożną i baseballem. Pasjonat turystyki górskiej, żeglarstwa i krajoznawstwa rowerowego. W wolnych chwilach chętnie podróżuje rowerem po Podlasiu. Napisał powieści „Nikomu nie ufaj”, „Garść popiołu”, „Jezioro pełne łez”, „Młoda krew”, „Miałeś tam nie wracać”, „Himalaistka”, „Dziedzictwo von Schindlerów”. W 2021 roku wydał w Zysk i S-ka „Kurs na śmierć” i „Krwawe łzy”; w 2022 roku „Trzecią szansę” i „Martwą wodę”; w 2023 – „Odmęty śmierci” i “Bilet dla zabójcy”. Recenzje i wywiad z autorem można przeczytać w LADY’S CLUB w sekwencji Pan Book na stronie https://ladysclub-magazyn.pl/category/pan-book/.

Wojciech Wójcik „Jęk zamykanych bram”. Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2024. Str. 528, oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 23 kwietnia 2024. Książkę można zamówić z rabatem w księgarni internetowej wydawcy na stronie https://sklep.zysk.com.pl/jek-zamykanych-bram.html. Dzięki życzliwości wydawnictwa mamy dla czytelników 3 egzemplarze najnowszej książki Wojciecha Wójcika. Poniżej nasz tradycyjny konkurs czytelniczy z jednym pytaniem.

KONKURS CZYTELNICZY

Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Wojciecha Wójcika „Jęk zamykanych bram”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie związane z miejscem akcji powieści: Jakie są najbardziej znane przez żeglarzy wyspy na Jeziorze Zegrzyńskim? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

REGULAMIN

1. Nagrodami w konkursie są 3 egzemplarze książki Wojciecha Wójcika „Jęk zamykanych bram”, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.

2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.

3. Rozdanie trwa od 4 maja 2024 roku do wyczerpania nagród.

4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.

5. Zadanie polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie związane z miejscem akcji powieści: Jakie są najbardziej znane przez żeglarzy wyspy na Jeziorze Zegrzyńskim?

6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.

7. Wyniki zostaną ogłoszone pod recenzją książki na stronie LADY’S CLUB.

8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie wraz z odpowiedziami na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową; w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.

ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Jakie są najbardziej znane przez żeglarzy wyspy na Jeziorze Zegrzyńskim? Odpowiedź: To wyspy Euzebia u ujścia Rządzy do jeziora i Wyspa Elektryczna (zwana też Transformatorową) u brzegów Zegrza Południowego (na tzw. Patelni). Ta ostatnia nazwę zawdzięcza ponoć stojącemu tam kiedyś słupowi wysokiego napięcia i transformatorowi dla pogłębiarki. Była też jeszcze, ale z upływem lat zniknęła, wyspa, a raczej wysepka Plażowa, nazywana przez żeglarzy wyspą Miłości albo wprost Tumidaj (konotacje oczywiste), lecz ze względu na erozję nie pozostał po niej nawet ślad. Książki otrzymują: 1) Ewa Darkowicz, Warszawa; 2) Iwona Nikodemska, Łódź; 3) Natalia Strągowska, Gościcino. GRATULUJEMY! (wpis z 10 maja 2024)

Napisano w Pan Book

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress