Z ANNĄ SOKALSKĄ, autorką wydanej niedawno przez Zysk i S-ka Wydawnictwo powieści „Tęsknica”, rozmawia Stanisław Bubin
Kiedy człowieka ogarnia tęsknica, to jaki to jest stan? Czy tęsknica znaczy to samo, co tęsknota? Za kimś, za czymś?
W pierwszej chwili może wydawać się, że książkowa tęsknica to inaczej depresja, jednak według mnie tak nie jest. Tęsknica, o której piszę, nie jest też po prostu tęsknotą, bo tęsknotę rozumiem jako pragnienie bliskości z czymś, co się miało w swoim zasięgu, ale utraciło. Tymczasem tęsknica to stan, któremu niekoniecznie towarzyszy obniżony nastrój, i w którym pragnie się czegoś nieokreślonego, co może nawet nie istnieć. Jest wynaturzeniem marzeń. Może przybrać formę chorobliwej ambicji albo obsesyjnego nienasycenia; może być poczuciem pustki wywołanej niegasnącym apetytem na przeżywanie. To dlatego tęsknica jest taka niebezpieczna. Nie ma na nią jednoznacznej rady.
O powodzeniu literatury decyduje jej prawdziwość. Czy historia, którą nam pani opowiedziała w książce „Tęsknica”, została z życia wzięta, z pani doświadczeń na przykład, czy też jest to piękna fikcja, fantazja literacka? Jak wpadła pani na pomysł, żeby nam opisać przypadek Igi, kobiety po zawale serca? Przetworzyła pani jakąś zasłyszaną lub przeżytą historię?
„Tęsknica” zaczęła się od pomysłu na opowiadanie o latawcu, którego motyw pojawia się w powieści. Nie chciałam jednak pisać tylko o wątku romantycznym, który związany jest z latawcem, ale poszukać innego, wokół którego mogłabym zgromadzić motywy z polskiej bajki ludowej czy z przekazów etnograficznych odnośnie demonów i ludowej magii. Chciałam też, żeby całość odpowiadała – na ile to możliwe – definicji baśni; w baśniach świat rzeczywisty łączy się z cudownym, magicznym, a postaci poruszają się w takich okolicznościach swobodnie i raczej nie kwestionują jej praw. Magia staje się motorem napędowym działań bohaterów i tylko magia może rozwiązać akcję. Ludzka bohaterka napotyka nieludzkie postaci, a czas i miejsce nie są dokładnie określone. Przy takich wytycznych postać Igi była dość oczywistym wyborem; jej miastowość tworzy kontrast względem miejsc, które przyjdzie jej odwiedzić, a kruchość jej zdrowia jest manifestacją krzywdy, którą wyrządziła nie tylko swojemu ciału, ale też swojej duszy.
Podzieliła pani powieść na trzy części: „Przedproże”, „Próg”, „Za progiem”. Ważny dla narracji jest wiejski ośrodek „Pomiędzy”. Ta nazwa – pomiędzy – to jednocześnie klucz otwierający drzwi do innego świata. Drzwi i wspomniany próg oddzielają dwie rzeczywistości, realną i magiczną. To ten moment w książce, w którym Iga rezygnuje z rzeczywistości, w której tkwiła do tej pory, i trafia do sfery, której nie znała. Zaczyna wnikać w coś, czego nie pojmowała – powoli próbuje zrozumieć rytm natury. Przekonała się, że miasto to ziemia jałowa, natomiast stacja „Pomiędzy”, z bujną przyrodą, tajemniczymi zdarzeniami, z rodzanicami i jędzami, z głębokimi powiązaniami rodowymi, zachęciła ją do wejścia na ścieżkę poszukiwania i odkrywania siebie – swojej prawdziwej tożsamości. Pani też nie lubi miasta, w którym mieszka i wolałaby wybrać taką wieś?
Faktycznie, w „Tęsknicy” miastom dość mocno się oberwało, ale osobiście nie uważam, że każde miasto z definicji jest czymś złym. Wręcz przeciwnie, miasta potrafią być wspaniałe. Tak samo miasteczka i wsie – mogą okazać się tak samo wspaniałymi, jak i trudnymi miejscami do życia. Wszystko oczywiście zależy od splotu wielu okoliczności. Zresztą, wieś, w której znajduje się „Pomiędzy”, też ma sporo wad, a Nadzieja, która jej broni, robi to trochę z braku innego wyboru. Tak naprawdę czuje, że nie ma swojego miejsca na ziemi. Stąd też wypadki przyjmują taki, a nie inny obrót. Rzecz jasna dzicz czy rzeczywistość za progiem również mają swoje ciemne strony. Wniosek z tego jest zapewne taki, że wszystkie te miejsca współtworzą ludzie – i to oni decydują o tym, czy uda im się ukształtować wspólnotę, czy tylko wzajemnie pogłębią swoją samotność i nieszczęście.
Kiedy znajdowała pani czas na pisanie? Między obowiązkami zawodowymi i domowymi? Jak u pani wygląda proces twórczy? Jaki przypadek zadecydował, że zasiadła pani kiedyś do pisania? Wewnętrzna potrzeba? Rodzaj misji? Chęć podzielenia się swoimi przemyśleniami?
Piszę zwykle wieczorami i w weekendy. Pisanie jest bardzo czasochłonne i ostatecznie wymaga zawsze jakichś poświęceń – to znaczy albo będzie się pisało te kilkaset stron przez kilka lat, na raty, albo na kilka miesięcy odda się pisaniu swój cały wolny czas. Ja wolę tę druga opcję, bo jeśli stracę rozpęd, mogę już książki nie dokończyć; niemniej jest to dość wyczerpujące. A do tego dochodzi jeszcze kilka miesięcy przygotowań, poznawanie literatury fachowej (za „Tęsknicą” stoi niemała bibliografia), układanie sobie wszystkiego w głowie. A po co człowiek tak się męczy? Trudno stwierdzić, choć sama się nad tym często zastanawiam. Może ta ciągła potrzeba pisania jest jakimś rodzajem tęsknicy?
Książka w wielu momentach wzrusza i zachwyca. Iga podejmuje próbę zbudowania swojego życia od nowa, odnalezienia chęci do działania – i to się dzieje, kiedy zaczyna szukać zaginionej Nadziei. Bohaterka musi nie tylko odszukać Nadzieję, lecz także odnaleźć swoją zatraconą duszę, w przeciwnym razie zostaną jej tylko pustka, gorycz i samotność. Skąd wiara, że w takim procesie mogą pomóc Jędze i Nawie? Przewodnik Kita oraz uzbrojony w jadowite zęby Żmij?
No cóż, tonący brzytwy się chwyta! Najwyraźniej zmierzenie się z własnym niepokojem czy jakimś rodzajem cierpienia wymaga także spojrzenia na trudy innych stworzeń i zyskanie przez to jakiejś perspektywy. Przecież książkowe rodzanice, choć są postaciami o nadludzkich właściwościach, wcale nie wydają się szczęśliwe! Owszem, taka konkluzja może wydawać się przygnębiająca, ale z drugiej strony można by stwierdzić, że nieszczęście jest częścią życia i należy się z tym w jakimś stopniu pogodzić. Chodzi mi o to, że zbyt naiwne oddawanie się marzeniom i wiara, że każde z nich uda się spełnić, jest szkodliwe – to właśnie pożywka dla tęsknicy. Nie oznacza to, że szczęścia nie ma, ale prędzej pojawi się, jak odpuścimy i odpoczniemy sobie na łączce, zamiast zamęczać się ciągłym gonieniem króliczka czy motylka, których złapanie to jak trafienie losu na loterii.
W trakcie lektury bardzo nas interesuje, czy skołatane, nadwątlone zawałem serce Igi wytrzyma tę gonitwę wrażeń. Co zrobi po powrocie do domu? Wyzdrowieje po wypiciu dwunastu łyków ożywczej źródlanej wody za wszystkie tęskniące dusze? A może wróci do tej samej pracy co poprzednio i zacznie korporacyjną gonitwę od nowa? Zazdroszczę pani fantazji i skuteczności w rozwiązywaniu życiowych problemów. Widać, że polubiła pani swoją bohaterkę, prawda?
To prawda, Idze się poszczęściło. Ostatecznie otrzymała od losu nagrodę – taką, jakiej byśmy się po baśni spodziewali. Cóż innego mogło się wydarzyć? Owszem, mogła pracą własnych rąk samodzielnie stworzyć sobie nowe życie, mogła nawet wrócić do poprzedniej pracy, ale z nową życiowa mądrością; ale tak naprawdę nie ma znaczenia, gdzie po wszystkich tych perypetiach zamieszka albo gdzie będzie pracowała. Istotne jest to, czy udało jej się pokonać tęsknicę. Czy w ogóle się da? A może – jak już się w czyjejś duszy zagnieździ – to trzeba ją oswoić i z nią żyć? Z tym ryzykiem, że jeśli się spuści ją z oka, to ona znów złapie za serce i popędzi gdzieś na dziwne ścieżki. Ale odpowiedzi na takie pytania udziela tylko Czas.
Czy przed opublikowaniem książki pochwaliła się pani koleżankom i kolegom (albo rodzinie), że zamierza opublikować powieść z gatunku realizmu magicznego, opartą na ludowej magii? Jeśli tak, co oni na to? Komu pierwszemu dała pani książkę do czytania?
Znajomi i rodzina już są przyzwyczajeni do mojej nieustannej pisaniny i gubią się w tym, co akurat piszę (a czasem piszę dwie historie naraz), a co jest już napisane i czeka na wydanie. Na bieżąco raczej nie opowiadam w szczegółach, nad czym pracuję, głównie dlatego, że jestem tak zagrzebana w myślach i w pracy, że nie miałabym ani energii, ani cierpliwości, żeby jeszcze na głos to komukolwiek wyjaśniać. Poza tym książki chyba lepiej czytać niż o nich słuchać, zwłaszcza od lekko rozgorączkowanych pisarzy (śmiech). A jako pierwsza książkę przeczytała moja sąsiadka, Marzena, która serdecznie pozdrawiam! Na szczęście jej się spodobała. Ufff!…
Sponad „Tęsknicy” przebija myśl, że dobrze jest czasami przenieść się ze świata korporacyjnej gonitwy, pełnego stresu i skomplikowanych problemów – po prostu dla ukojenia – w rejon o zupełnie innych klimatach, gdzie można zrelaksować się, wyciszyć, oddać marzeniom, wsłuchać w siebie i własną udręczoną duszę. Pani tak właśnie odpoczywa? W starożytnej słowiańszczyźnie?
Uważam, że człowiek – niezależnie od swojej naturalnej skłonności do tworzenia społeczności – został przez bieg historii dość szybko i niezbyt delikatnie wyrwany z trybu życia, jaki pędził przez tysiące lat – w okoliczności cywilizacji, do której może i dostosował się umysłowo, ale niekoniecznie fizycznie i emocjonalnie. Wydaje mi się, że możliwość kontaktu z przyrodą, inny rodzaj wykonywanych czynności oraz styczność z małą, ale zżytą społecznością jest czymś niezwykle ważnym, i warto ów zamysł realizować w jakkolwiek dostępny nam sposób – czy to przez urlop w dziczy, czy wolontariat albo chociażby hobby związane z jakąś grupową, ale kameralną aktywnością. Są to zresztą wnioski nie tylko z życia wzięte, ale też właśnie płynące z moich badań nad wczesnośredniowieczną słowiańszczyzną. Oczywiście życie w półziemiance w X wieku nie było sielanką, ale jednak w takim trybie funkcjonowała rzesza naszych przodków. Ten lajfstajl wciąż płynie w naszych żyłach, choć staramy się przed nim uciekać.
Cechą wyróżniającą książkę jest plastyczność języka, barwność opisów. Opowiada pani, nie przesładzając, o poważnych, trudnych sprawach, mądrze, prawdziwie i szczerze. Czy to zachęta dla nas, żebyśmy właśnie tak podchodzili do swoich kłopotów?
Szczerość, zwłaszcza wobec samego siebie, jest oczywiście podstawą do przeanalizowania sytuacji – w tym problemów takimi, jakimi są, co zwiększa szansę na znalezienie odpowiedniego remedium. Z drugiej strony trzeba jednak zaobserwować, że nie każdego na taką szczerość stać – jednak spojrzenie sobie i swoim kłopotom prosto w oczy to duży wysiłek, nie tylko psychiczny, ale też intelektualny. To nie takie proste rozpoznać swoje własne przywary czy tkwiące w nas jak drzazga traumy. Z pewnością dla wielu osób mierzenie się z problemami przy pomocy poczucia humoru jest lepszym rozwiązaniem, przynajmniej na jakimś etapie. Ale to są, rzecz jasna, moje osobiste obserwacje. O takie sprawy najlepiej zapytać specjalistę, a przede wszystkim starać się myśleć o innych – ale też o sobie samym z wyrozumiałością.
Panią też czasami tęsknica wzywa do lasu i na mokradła? A może pani, jak Iga, korzysta z tajemniczej świstawki, która przywołuje tylko dobre wspomnienia?
Świstawki nie mam, choć niestety mam taką przypadłość, która każe mi przywiązywać się do przedmiotów związanych z jakimiś wspomnieniami. To ma wszelkie wady pospolitego zbieractwa, ale oczywiście sentymentalizm pozwala się poratować w chwilach gorszych nastrojów. Przedmioty potrafią być łącznikiem z chwilą i miejscem, które odeszły już do przeszłości, ale z którymi wciąż łączą się dobre emocje. To przyjemne. Są też takie miejsca – jak właśnie lasy czy pola – gdzie przynajmniej ja odpoczywam; zwyczajnie nie potrafię w obecności polnych chaszczy czy drzew czymkolwiek się zamartwiać. Nie potrafię nawet za bardzo myśleć o pisaniu, bo w ogóle głowa mi się wyłącza, ale jak już wrócę do siebie, to czasem mam poczucie, że jakieś sprawy same się rozwiązały. Gdzieś ktoś postawił tezę, że kreatywność wymaga odpoczynku – i chyba faktycznie tak jest.
Książka dobrze weszła na rynek. Zechce pani kontynuować losy głównej bohaterki? Będzie dalszy ciąg „Tęsknicy”? Dość dawno ujawniła pani talent literacki, wrażliwość i spostrzegawczość, więc chyba warto?!
No cóż, zobaczymy, gdzie mnie moja pisarska tęsknica zaciągnie! Mogę jednak zapewnić, że wieczorami od ścian odbija się dźwięk uporczywego stukania w klawiaturę.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję!
Recenzję „Tęsknicy” Anny Sokalskiej można przeczytać tutaj: https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/dwanascie-lykow-ozywczej-wody-za-wszystkie-teskniace-dusze-recenzja/.