STANISŁAW BUBIN
Powieścią „Kat” otworzyła Anna Potyra nowy cykl kryminalny z komandosem Tomaszem Branickim w roli głównej. Byłym komandosem. Przyznam, z dużym zainteresowaniem brałem tę nową książkę do ręki, ponieważ autorka ma u mnie solidny kredyt zaufania po trylogii z komisarzem Adamem Lorenzem („Pchła”, „Potwory”, „Pakt”) i strasznie mnie ciekawiło, czy podoła stojącym przed nią wyzwaniom. Łatwiej przecież kontynuować to, co już jest znane i lubiane, niż kreować nowe światy, z nowymi bohaterami. Udało się! „Kat” na otwarcie nowego cyklu jest znakomity – sprawnie, dobrym językiem napisany, ciekawy, zaskakujący, zupełnie inny w porównaniu z poprzednimi utworami. Mówię zatem – kolejne książki Anny Potyry możecie kupować w ciemno!
Kiedy wspomniałem o kreowaniu nowych światów, nie robiłem tego na wyrost. Akcja kryminału zaczyna się w Lizbonie (świetne rozeznanie autorki w realiach, gratulacje!) i duża część książki rozgrywa się w Portugalii. Ale nie tylko tam. Przenosimy się wkrótce do Polski, a później dowiadujemy się o kolejnych straszliwych zabójstwach młodych kobiet w Kopenhadze, Rotterdamie, Sienie, Bratysławie, Montpellier i Rydze. Czyli morderca ma rozmach! Nie tylko podróżniczy. Sposób działania mordercy (jego modus operandi) jest wciąż taki sam, lecz dość długo ociężała europejska machina policyjna nie łączyła tych zbrodni w całość. Udało się to dopiero Lucii Martinho z lizbońskiej Polícia Judiciária i wtedy poczynania sprawcy nabrały znacznego rozgłosu, zwłaszcza w brukowcach, co jednak w najmniejszym stopniu nie przyczyniło się do jego wykrycia. Co gorsza, śledztwo prowadzone przez Portugalkę sprowadziło na nią bezpośrednie niebezpieczeństwo, ponieważ seryjny zabójca podjął z policjantką skomplikowaną grę. Zaczął przesyłać jej SMS-y dowodzące, że wie, kim jest, co robi każdego dnia, gdzie mieszka, jakie ma przyzwyczajenia, z kim się spotyka, ba, w jakich intymnych miejscach na ciele nosi tatuaże. Prowokował ją, straszył i przesyłał zdjęcia kolejnych ofiar. Cechą charakterystyczną jego zbrodni było między innymi roztrzaskiwanie głów młodych kobiet kamieniami. W swojej bezczelności posunął się do tego, że zażądał opublikowania przerażających zdjęć z polaroidów na pierwszej stronie popularnej gazety. Oczywiście morderca nie pozostawiał żadnych śladów, a jedynym znakiem łączącym go z ofiarami było zdanie, jakie pozostawiał na odwrocie „pamiątkowych” fotografii: „To nic. To wszystko nic. Świat regeneruje się ze śmierci”.
Nikt tego przesłania nie rozumiał…
Jednak to nie Lucia Martinho, lizbońska oficer policji, jest główną bohaterką książki, lecz wysoki, silny niebieskooki brunet z Polski, Tomasz Branicki, były komandos z Afganistanu. Ktoś w typie Jacka Reachera z książek Lee Childa. Człowiek z wojskowym wyszkoleniem, którego misja pewnego dnia załamała się w koszmarnych okolicznościach, w związku z czym musiał wrócić do kraju i zająć się sprawami, o których wcale nie marzył. Na dalszą karierę w wojsku nie miał co liczyć. Branicki nie otworzył jednak biura detektywistycznego, nie bawił się w formalności, lecz kiedy bogaci ludzie potrzebowali pomocy, służył im swoimi umiejętnościami. Zbierał na przykład dowody zdrady, wiarołomności, dyskretnie opiekował się rozwydrzonymi nastolatkami, szukał różnych dokumentów lub ukrywał ludzi, którzy musieli się schować przed innymi. Radził sobie w najtrudniejszych sytuacjach, a dyskrecja to było jego drugie imię. I tak przez dziesięć lat, od powrotu z misji.
Tomasz Branicki był święcie przekonany, że w tej robocie nic go już nie zaskoczy i że nazbyt dobrze poznał ludzkie charaktery. Mylił się, oczywiście! Pewnego dnia odnalazła go dawna znajoma, Barbara Karpińska. Z cholernie trudnym zleceniem. Czternaście lat wcześniej, na przyjęciu w luksusowej rezydencji Karpińskich, w otoczeniu kilkudziesięciu osób, zniknęło dwoje młodych ludzi – jej syn Jan i jego piękna koleżanka Agnieszka. Najpierw wszyscy myśleli, że jest to po prostu zwykłe zaginięcie – z powodów, na przykład, romantycznych. Albo typowe uprowadzenie dla okupu. Jednak nie! Jeszcze tej samej nocy rodzice Jana i Agnieszki zorientowali się, że doszło do wyjątkowo brutalnej zbrodni. Ciała obojga po kilkunastu dniach wyłowiono z rzeki. Policji, mimo presji ze strony wielu wpływowych osób, nie udało się odnaleźć sprawcy bądź działających w zmowie sprawców. Drobiazgowe działania śledczych nie dały kompletnie nic – poza tym, że listę podejrzanych udało im się zredukować do kilkunastu osób, w tym do dwóch kelnerów obsługujących przyjęcie. Od tych wydarzeń minęło wiele lat, lecz Barbara Karpińska, matka zamordowanego chłopaka, nie mogła pogodzić się z tym, że zabójca nie został wykryty i ukarany. Nie dawało jej to spokoju. Wynajdywała kolejnych prywatnych detektywów, nawet jasnowidza, traciła mnóstwo pieniędzy, swoich i męża, lecz bez efektów. Kiedy pewnego dnia otrzymała kilka ponaglających, tajemniczych SMS-ów od jednej z dziewczyn, która była na przyjęciu, że ma jej coś ważnego do przekazania, a później dowiedziała się, że dziewczyna niespodziewanie popełniła samobójstwo, Barbara Karpińska zwróciła się z prośbą do Branickiego, by wyjaśnił wreszcie zagadkę śmierci jej syna i córki z bliskiej, zaprzyjaźnionej rodziny. Tomasz Branicki rzecz jasna wzbraniał się, nie był przecież detektywem, nie miał licencji. Nie miał też jednak innych zleceń i nie miał pieniędzy na życie, w każdym razie nie tyle, ile naprawdę potrzebował, a gratyfikacja zaproponowana przez zrozpaczoną matkę była nader hojna, więc ostatecznie wyraził zgodę. I jak to wojskowy, zaczął działać powoli, metodycznie, w swoim rytmie. Kiedy powiedział kobiecie, że spróbuje dowiedzieć się czegoś więcej, ale nie obiecuje, bo po czternastu latach od zbrodni ciężko dowiedzieć się więcej, nie miał świadomości, że wstępuje na grząską ścieżkę. I że zaprowadzi go ona nie tylko do rezydencji Karpińskich, ale i do Wrocławia, a ostatecznie do Lizbony, deszczowej jesienią, lecz fascynującej. Wszystko, co się tam później wydarzyło, nie odbywało się jednak w melancholijnym tempie fado. Branicki włączył się do niezwykle ryzykownej gry, w której stawką było życie kolejnych dziewczyn, Lucii Martinho, a później także i jego. W tej grze ścigał się z czasem, z własnymi słabościami (któż ich nie ma?), a także z portugalską policją, której we wszystkim przeszkadzał ten samotny łowca z Polski.
Anna Potyra napisała powieść trzymającą w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Zagadka, jaką stworzyła, skomplikowana, lecz niewydumana, intrygowała mnie do końca. Autorka doskonale opanowała sztukę zaskakiwania czytelnika niespodziewanymi zwrotami akcji. Kim był przerażający Kat i dlaczego posługiwał się mottem, że „świat regeneruje się ze śmierci”? Co oznaczały te słowa i kto je wymyślił? Książka składa się z kilku warstw fabularnych, a jedna z nich zaprowadziła nas – to również fascynujące – w mroczne lata wojny, a później stalinizmu. Co połączyło więzienia UB i dawnych oprawców z czasami współczesnymi? Jakie kariery w dzisiejszym świecie porobili byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa? Dlaczego morderca tak nienawidził młodych kobiet? Jakimi kierował się motywami? Takich pytań w trakcie lektury można zadać sobie więcej. Zapewne na niektóre z nich znajdziemy odpowiedzi w kolejnej powieści Anny Potyry, ponieważ – jak w dobrym serialu – na końcu pojawił się wątek zapowiadający nowe kryminalne wydarzenia z udziałem Tomasza Branickiego. Zapamiętajcie go, on jeszcze wróci! Zło wciąż się odradza, ktoś musi z nim walczyć. Przecież każdy kat ma swojego przełożonego, który też jest katem, a on też ma przełożonego kata.
ANNA POTYRA urodziła się w 1982 w Warszawie. Z wykształcenia jest anglistką. Pasjonatka jeździectwa. Autorka książek dla dzieci i serii kryminalnej z komisarzem Adamem Lorenzem. Jej debiutancka powieść „Pchła” została nominowana do Nagrody Kryminalnej Piły dla najlepszej Miejskiej Powieści Kryminalnej roku 2019. W 2021 wydała kolejną powieść z tego cyklu „Potwory”, a rok później „Pakt”. Teraz autorka bestsellerów wróciła z nową serią. Pierwsza powieść z nowego cyklu, „Kat”, zawiera 368 stron. Oprawa miękka ze skrzydełkami. Premiera 23 maja 2023. Nasz wywiad z Anną Potyrą pt. „Zbrodnia nie ma granic” ukazał się przed rokiem w sekwencji Pan Book i można go przeczytać tutaj: https://ladysclub-magazyn.pl/pan-book/zbrodnia-nie-ma-granic-wywiad/. Polecamy!
KONKURS CZYTELNICZY
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka Wydawnictwa (www.zysk.com.pl) ogłaszamy dla Czytelników portalu LADY’S CLUB konkurs, w którym można zdobyć 3 egzemplarze książki Anny Potyry „Kat”. Otrzymają je ci z Państwa, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Jaka dzielnica Lizbony i dlaczego uważana jest przez wielu za synonim dobrej zabawy? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
REGULAMIN
1. Nagrodę w konkursie stanowią 3 egzemplarze książki Anny Potyry „Kat”, ufundowane przez Zysk i S-ka Wydawnictwo.
2. Rozdanie przewiduje 3 zwycięzców – każdy z nich otrzyma po jednym egzemplarzu książki.
3. Rozdanie trwa od 30 maja 2023 roku do wyczerpania nagród.
4. Do rozdania można zgłosić się tylko raz.
5. Zadanie polega na nadesłaniu odpowiedzi na pytanie: Jaka dzielnica Lizbony i dlaczego uważana jest przez wielu za synonim dobrej zabawy?
6. Spośród nadesłanych odpowiedzi redakcja wyłoni 3 zwycięzców.
7. Wyniki zostaną ogłoszone pod informacją o książce na portalu LADY’S CLUB w sekwencji PAN BOOK.
8. Zwycięzcy mają 3 dni na przesłanie wraz z odpowiedzią na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl swoich danych do wysyłki nagrody drogą pocztową – w przypadku braku takiej informacji w wyznaczonym czasie zostanie wybrana kolejna osoba.
ROZWIĄZANIE KONKURSU. Pytanie: Jaka dzielnica Lizbony i dlaczego uważana jest przez wielu za synonim dobrej zabawy? Odpowiedź: Mowa o dzielnicy Bairro Alto, której początki sięgają XV stulecia i która gromadzi turystów z całego świata. Nazwa tłumaczy się zwyczajnie: Wysoka Dzielnica. Jest to jeden z najciekawszych punktów w trakcie zwiedzania śródmieścia Lizbony, ponieważ Bairro Alto nigdy nie śpi, jest klimatyczna za dnia i szalona w nocy. Stąd opinia, że ta wyjątkowa dzielnica jest synonimem dobrej zabawy i wielu atrakcji. Wpisana została na stałe do kalendarza kulturowego i historycznego stolicy Portugalii. Nie tylko ze względu na lokalny koloryt, piękne place i wąskie uliczki oraz liczne zabytki, ale także tętniące życiem, zwłaszcza wieczorami, bary, kafejki, piwiarnie, winiarnie i kluby muzyczne, w tym rzecz jasna również domy fado. Książki otrzymują: 1) Agnieszka Schymanietz, Ozimek; 2) Marzena Szyndler, Jastrzębie-Zdrój; 3) Magdalena Tomczyk, Szczecin. GRATULUJEMY! (wpis z 3 czerwca 2023)