W DOMU WARIATÓW NIKT NIE JEST WARIATEM (albo wszyscy nimi jesteśmy)
Recenzja magazynu Lady’s Club
STANISŁAW BUBIN
Kiedy blisko sylwestra i karnawału, wiadomo, że Teatr Polski w Bielsku-Białej szykuje kolejną sztukę, która porwie publiczność, rozbawi, rozśmieszy, a może również nastroi refleksyjnie. Tak było i tym razem.
Premiera przedstawienia Pensjonat pana Bielańskiego w reżyserii Marka Gierszała z końcem minionego roku (jego Kogut w rosole do tej pory bawi bielszczan) nastroiła publiczność pogodnie, a momentami rozbawiła do łez. Na scenie zobaczyliśmy doborową obsadę, między innymi Grzegorza Sikorę (oklaski za brawurową kreację ziemianina Stolnika spod Krakowa), Barbarę Guzińską (świetny powrót po dłuższej przerwie i gratulacje za grę z okazałym bażantem na głowie), Tomasza Lorka (wymarzona rola szurniętego wojskowego), Mateusza Wojtasińskiego (nie tylko dobrze zagrał, ale też znakomicie opracował ruch sceniczny), Rafała Sawickiego (niebywałe, nietypowe emploi), Jagodę Krzywicką, Adama Myrczka (jak zwykle bardzo wyrazistego, tym razem w roli Bielańskiego, właściciela pensjonatu), Martę Gzowską-Sawicką, Grzegorza Margasa i Sławomira Miskę.
Jaki gatunek dramaturgiczny reprezentuje Pensjonat pana Bielańskiego? Reżyser nazwał tę farsę possą, czyli tekstem, który w krajach niemieckojęzycznych charakteryzuje się silnym kolorytem lokalnym i jasno określonymi typami bohaterów. Czołowymi postaciami possy są ludzie, którzy przez chciwość, próżność i inne tego rodzaju ułomności wplątują się w trudne, a nawet kompromitujące dla nich sytuacje życiowe. Co łączy pana Bielańskiego z niemieckim kontekstem literackim? Sztukę napisali Wilhelm Jacoby i Carl Laufs, a to, co oglądamy na scenie, jest spolszczoną, dostosowaną do realiów krakowskiej metropolii z przełomu XIX i XX wieku niemiecką komedią Pension Schöller. Po raz pierwszy farsa została wystawiona w 1890 roku w teatrze Wallner w Berlinie i dzięki rozlicznym zaletom szybko stała się podstawą niemieckiej literatury komediowej. Działo się to 130 lat temu, więc dokładnie tyle, ile lat ma bielska scena (i to nie jest przypadek). Pension Schöller został już czterokrotnie sfilmowany (w 1930, 1952 i 1960 roku przez George’a Jacoby’ego, a w 2005 roku przez Folkera Bohneta), miał też kilka wersji telewizyjnych, a 26 marca 2020 roku berliński Theater RambaZamba na Schönhauser Allee wystawi farsę Jacoby’ego i Laufsa ponownie, tym razem we współczesnym odczytaniu Steffena Sünkela i reżyserii Jacoba Höhne. To dowód żywotności Pension Schöller. Komedia ma się dobrze i wciąż obiega świat. Lubią ją też Anglicy, u nich nosi tytuł The Schöller Boardinghouse.
No, ale dość historii! W Polsce dwa lata temu Pensjonat pana Bielańskiego wystawiony został po raz pierwszy w Szczecinie, gdzie też święcił triumfy, a teraz trafił do Bielska-Białej, gdzie ma równie doskonały, a może nawet jeszcze lepszy odbiór – ze względu na miejscowe, lokalne klimaty, związane z sentymentem do galicyjskości i czasów Franza Josefa.
Akcja sztuki rozgrywa się, jak wspomniałem, w Krakowie czasów zaboru austriackiego, a głównym bohaterem jest Maurycy Stolnik, ziemianin z pobliskich Bronowic, odwiedzający galicyjską metropolię i pragnący zabłysnąć przed swoim znajomym z prowincji niezwykłymi opowieściami z grodu Kraka. Zainspirowany notatką w gazecie o budowie lokalnego domu wariatów, pragnie spędzić w nim choćby jeden wieczór! Jego bratanek Alfred musi mu pomóc w realizacji tego celu, bo ma przyrzeczone za to sowite wynagrodzenie od wuja. Ale w Krakowie łatwiej zwiedzić grotę smoka wawelskiego, aniżeli dom wariatów. Nieoczekiwanie z pomocą przychodzi mu przyjaciel, malarz Kazimierz Czereśniak, który wpada na genialny pomysł. Wie, jak zdobyć pieniądze Stolnika bez konieczności odwiedzania prawdziwego domu wariatów… Po prostu trzeba Stolnika zaprowadzić do pensjonatu, gdzie organizują wieczorek dla pań i panów z towarzystwa, i wmówić mu, że to istotnie dom wariatów, a wszyscy jego bywalcy są niespełna rozumu.
To dopiero początek komedii omyłek, a wydarzenia nabierają takiego pędu, jak pociąg z Krakowa do Wadowic przez Kalwarię Zebrzydowską. Oczywiście ów pęd kolei żelaznej jest umowny, jak umowne jest wszystko w tej sztuce. Twórcy cały czas puszczają do nas perskie oko. Przedstawienie nie jest w pełni epokowe, dekoracje są umowne (klimat rynku krakowskiego tworzy stara pocztówka w sepii), kostiumy sugerują fin de siècle, bo chodzi bardziej o atmosferę, o pokazanie, jak się kiedyś ludzie bawili, a nie o dosłowność (świetne zresztą są stroje autorstwa Hanny Sibilski). Aktorzy celowo grają w sposób przerysowany, nieco sztuczny, hałaśliwy, farsowy, anachroniczny, żeby wzmocnić estetykę sprzed wieków. Pensjonat pana Bielańskiego dobrze się ogląda. Wydaje się taki lekki, szybki i zwariowany, w rzeczywistości dla całego biorącego w nim udział zespołu jest trudny i wymaga niebywałej precyzji. Trochę czasu mija, nim widz się zorientuje w konwencji, lecz gdy już zrozumie sens tej zabawy, śmieje się perliście i rubasznie – o to przecież chodzi! Z kogo się śmieje? Oczywiście z siebie, bo w tej komedii, polegającej na nieoczekiwanej zamianie miejsc, nie ten ostatecznie okazuje się wariatem, kto nim jest, lecz ten, kto innych za wariatów uważa. Albo jakoś tak, mniejsza o logikę. W każdym razie w domu wariatów nikt nie jest wariatem, wszystko dobrze się kończy, miłość zwycięża.
Mogę zapewnić, że śmiechu i zabawy w tej farsie nie brakuje, choć nie jest to sztuka w stylu Mayday. Ciąży na niej specyficzne, lekko przysadziste niemieckie poczucie humoru. Marek Gierszał, od 1988 roku mieszkający i pracujący w Niemczech, zna doskonale tamtejszy teatr i film. Tłumaczenie i adaptacja tekstu pochodzą właśnie od niego i jego przyjaciela Herberta Kaluzy, a autorką kostiumów jest, jak wspomniałem, Hanna Sibilski z Berlina, znakomita scenograf, kostiumolog i tłumaczka, pracująca zarówno w Niemczech, jak i Polsce. Ów polsko-niemiecki koktajl smakuje wybornie, a artyści dobrze się bawią razem z nami, poczynając od aluzyjnych nazwisk bohaterów (Stolnik, Czereśniak, Pazurkiewicz czy Sołowiejczyk – czyż nie znamy ich skądinąd?), na rozmaitych innych grepsach językowych kończąc. Idźcie i wyłapujcie te dowcipy i zręczne powiedzenia.
Dodam jeszcze, że do stworzenia scenografii zaproszona została Magdalena Kut, absolwentka krakowskiej ASP i Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego, a muzykę napisał niezawodny Krzysztof Maciejowski. Teksty piosenek pochodzą zaś od Juliusza Wątroby, poety, satyryka i kabareciarza z Rudzicy, co jest kolejnym lokalnym, wartym docenienia smaczkiem. Popatrzmyż więc, jak się kiedyś, w czasach la belle époque, żyło i bawiło, jakie były wtedy stroje, pióra i piórka, falbanki i koronki. Mogę zagwarantować, że lekkiej ironii, dowcipu i muzyki w Pensjonacie nie brakuje, to świetny, karnawałowy deser teatralny.
Nawiasem mówiąc, Teatr Polski może się wkrótce znaleźć w ofercie Booking.com albo Travelist.pl. Zbliża się premiera sztuki Hotel Westminster Raya Cooneya w reżyserii Witolda Mazurkiewicza. Po Pensjonacie i Hotelu jeszcze coś z Chatą w tytule by się przydało…
PENSJONAT PANA BIELAŃSKIEGO
TWÓRCY
Autorzy Carl Laufs, Wilhelm Jacoby, reżyseria Marek Gierszał, scenografia Magdalena Kut, kostiumy Hanna Sibilski, muzyka Krzysztof Maciejowski, teksty piosenek Juliusz Wątroba, tłumaczenie i adaptacja tekstu Marek Gierszał, Herbert Kaluza, ruch sceniczny Mateusz Wojtasiński, oświetlenie Łukasz Wojtas, asystent reżysera Tomasz Lorek.
OBSADA
Maurycy Stolnik Grzegorz Sikora, Halina Bodziewicz Barbara Guzińska, Józef Gromski Tomasz Lorek, Kazimierz Czereśniak Mateusz Wojtasiński, Apolinary Feingenbaum Rafał Sawicki, Alfred Stolnik Maciej Kulig, Baronowa Sołowiejczyk Jagoda Krzywicka, Stanisław Bielański Adam Myrczek, Amalia Tołbaczewska Marta Gzowska-Sawicka, Fryderyka Daria Polasik-Bułka, Witold Pazurkiewicz Grzegorz Margas, Jan Sławomir Miska, Kwiaciarka Maria Suprun, Ida Klaudia Cygoń, Franciszka Weronika Lesiak. PREMIERA 21 grudnia 2019. Więcej szczegółów na stronie www.teatr.bielsko.pl/spektakl/pensjonat-pana-bielanskiego.
ZDJĘCIA Joanna Gałuszka.