STANISŁAW BUBIN
Wyśmienita zabawa na ponure czasy! Jeśli chcecie zapomnieć, przynajmniej na dwie godziny, o rządzących i wkurzającym Polskim (bez)Ładzie, wybierzcie się koniecznie na sztukę Kena Ludwiga „Nikt nie kocha tak jak tenor” (oryg. „Comedy of Tenors”) w reżyserii mistrza fars i komedii Witolda Mazurkiewicza.
Teatr Polski w Bielsku-Białej od dłuższego czasu specjalizuje się w wybornych komediach – każdy sezon przynosi przynajmniej dwie takie perełki, toteż na nowy rok nie mogło być inaczej. Komedie, farsy i burleski wydają się łatwą drogą na skróty dla osiągnięcia wysokiej frekwencji, ale to tylko złudzenie. W rzeczywistości są to najtrudniejsze gatunki sceniczne, w których łatwo o porażkę, jeśli teatr nie ma dobrego zespołu, że o reżyserze nie wspomnę. Na szczęście bielski zespół potrafi sięgać wyżyn artystycznych: bezbłędnie tańczy, śpiewa i bawi do łez. Nie inaczej było w najnowszej farsie, której premierę mieliśmy 6 stycznia 2022 – przy nabitej do pełna sali (oczywiście po sprawdzeniu, kto zaszczepiony, a kto nie). Bez wirusa przedstawienie smakowało jeszcze lepiej! Stąd standing ovation na końcu – i oby tak przez cały sezon!
O czym jest przedstawienie? Nie chcę się wygłupiać, nie będę streszczał, bo nie da się bez wchodzenia w szczegóły! Zazwyczaj w farsach fabuła jest dość płytka, chodzi raczej o zestaw nadzwyczajnych, komicznych zdarzeń, serię śmiesznych pomyłek i gagów, szybkich przebieranek, o trzaskanie drzwiami i wyskakiwanie oknami, szczyptę erotyki i lapsusy językowe. Wszystko to mamy w przedstawieniu, o którym mowa, a nawet więcej. Zdecydowanie więcej, bo nie brakuje też muzyki i arii operowych śpiewanych fantastycznie na żywo przez trzech tenorów: Tomasza Lorka, Grzegorza Margasa i Mateusza Wojtasińskiego oraz jedyną w swoim rodzaju Rosjankę Tatianę – Annę Guzik-Tylkę. Jej kwestie wypowiadane z autentycznie podrobionym rosyjskim akcentem i rewelacyjnie śpiewane „романсы” wywołują prawdziwą furorę.
Oto więc znajdujemy się we Francji, w luksusowym paryskim hotelu z widokiem na wieżę Eiffla. Amerykański producent Henry Saunders (Grzegorz Sikora) przygotowuje się do koncertu trzech tenorów, w tym Tito Merellego (w tej roli niezastąpiony Tomasz Lorek), do niedawna największego amanta wśród śpiewaków operowych, przeżywającego jednak tuż przed występem upływ czasu i zbliżający się wiek podeszły. Jego największym konkurentem scenicznym jest młody, zdolny śpiewak Carlo Nucci (tu młody, zdolny Mateusz Wojtasiński). W roli trzeciego tenora występuje pomocnik Saundersa, niejaki Max (niebywale utalentowany Grzegorz Margas), który chce się ogrzać w blasku dwóch pozostałych artystów opery i przy okazji zrobić karierę. Oczywiście Tito, który nie bez racji obawia się, że jego gwiazda przygasa, wyładowuje frustrację na żonie Marii (tak niezwykle włoskiej Anity Janci-Prokopowicz jeszcze nie widzieliście), coraz częściej kłócąc się z nią jak w starym dobrym włoskim małżeństwie. Dlatego gdy podsłuchał przez drzwi sypialni Marię w salonie hotelowym z młodym mężczyzną, dostał szału zazdrości. Typowy syndrom odstawienia! Uznał, że są parą kochanków, że żona go zdradza z jakimś wysportowanym seksownym bubkiem. Chyba nie od razu zorientował się, że na domiar złego tym rzekomym kochankiem Marii jest znienawidzony Carlo, tak się składa – w rzeczywistości kochanek jego olśniewająco powabnej córki Mimi (Oriana Soika). O ich uczuciach i bliskim cielesnym związku ojciec oczywiście nic wcześniej nie wiedział – i jak to w życiu bywa – dowiedział się ostatni. Zrozpaczony Tito (nikt nie chciałby odkryć tuż przed koncertem, że został rogaczem), decyduje się opuścić hotel, zerwać koncert i kontrakt bez względu na konsekwencje. Producent i jego pomocnik popadają w rozpacz. Chcę muzyki – woła w pewnym momencie Saunders. – Chcę kultury. Chcę popularyzować operę. Przybliżać ją masom. A teraz, gdy mam tę jedną, jedyną szansę zrobić to, o czym całe życie marzyłem – nie mam tenora? Królestwo za tenora!
To pierwsza z serii nieprawdopodobnych omyłek. Uruchamia ona lawinę i te omyłki budują farsę wielopiętrowo, aż trudno się połapać, kto jest kim i dlaczego. Zwłaszcza od momentu, gdy do hotelu przybywa Tatiana, dawna kochanka Włocha, a na scenie pojawia się… czwarty tenor, całkiem przypadkowy, a jest nim hotelowy boy, niegdyś wenecki gondolier – łudząco podobny do Tita i równie jak on utalentowany. Tak bardzo, że wciela się w niego i zaczyna go udawać. Tomasz Lorek w podwójnej roli zdobył się na wokalne i aktorskie mistrzostwo świata. Nic dziwnego, że jego twórczy wysiłek nagrodzony został burzliwymi oklaskami.
Takich dramaturgicznych niespodzianek znajdziemy oczywiście w przedstawieniu więcej, a każda uruchamia kolejne salwy śmiechu i oklasków. Wszystko tu zagrało: i muzyka, i śpiew, i scenografia, i kostiumy, a przede wszystkim zagrali aktorzy, prowadzeni sprawną ręką reżysera. Sztukę wyróżnia przy tym żywy, cięty język, balansujący czasami na granicy przyzwoitości i pikanterii, lecz zaręczam – nikomu to nie przeszkadza. Jej wartością dodaną są również liczne odniesienia do opery i szerokiej kultury w wielu jej aspektach. Nie brak też dobrze przemyślanych schematów qui pro quo, kontrastowo zestawiających charaktery bohaterów. Bo kto by pomyślał, że tyle może się zdarzyć, gdy zranione zostanie wybujałe ego wielkiego artysty. Nie tyle zresztą artysty, co po prostu mężczyzny, samca alfa. Łatwo się domyślić, że na koniec wszystkie pogmatwane wątki poukładają się w całość, miłość zatriumfuje, a koncert tenorów… Koncert oczywiście odbędzie się przy pełnej widowni, choć jak na złość drukarnia dostarczyła i rozwiesiła w mieście plakaty wydrukowane „do góry nogami”. W zaskakującym wielkim finale cudem uratowanego paryskiego koncertu wystąpi nie dwóch, nie trzech, lecz aż czterech tenorów. Jakim cudem? Tego nie zdradzę! Plus oczywiście na scenie pojawi się cudowna Tatiana – kobieta wielka wielkością sylwetki, talentu i moskiewskiej urody oraz mocą swych bioder i innych krągłości! Ale to już zobaczcie sami. W każdym razie z ich występu nikt nie wyjdzie z zawiedzioną miną.
TWÓRCY: Autor – Ken Ludwig, przekład – Klaudyna Rozhin, reżyseria – Witold Mazurkiewicz, scenografia – Wojciech Stefaniak, kostiumy – Iga Sylwestrzak, przygotowanie muzyczne – Natalia Firlej, aranżacje muzyczne i nagrania – Krzysztof Maciejowski. OBSADA: Henry Saunders – Grzegorz Sikora, Max – Grzegorz Margas, Tito Merelli – Tomasz Lorek, Maria – Anita Jancia-Prokopowicz, Mimi – Oriana Soika, Carlo Nucci – Mateusz Wojtasiński, Tatiana Racón – Anna Guzik-Tylka. Premiera 6 stycznia 2022. Więcej na www.teatr.bielsko.pl.