PÓŁNIEWOLNICE. NIEWAŻNE, NIESZANOWANE, OBCE I SAMOTNE. Recenzja

STANISŁAW BUBIN

Jubileusz 135-lecia teatru dramatycznego w Bielsku uczczony został 26 września 2025 roku prapremierowym, oryginalnym i poruszającym spektaklem „Służące do wszystkiego” w reżyserii Agaty Puszcz. Prezydent miasta na tę okoliczność wzbogacił scenę polską darem w wysokości 135 tysięcy złotych, a resort kultury – medalami dla najbardziej cenionych aktorek i aktorów (o czym jeszcze napiszę w zakończeniu recenzji). Święto teatru – teatru dla ludzi, jak powiedział dyrektor Witold Mazurkiewicz – potrwa cały sezon i będzie pełne ciekawych premier.

135-letnia historia teatru obfitowała w wiele wydarzeń. Gmach powstał w 1890 roku według projektu wiedeńskiego architekta Emila von Förstera. Do dziś zachowała się kurtyna z tamtego czasu, przedstawiająca Taniec Nimf, wykonana w pracowni Franciszka Rottonary’ego. Pierwszym przedstawieniem wystawionym 30 września 1890 roku był „Sen nocy letniej” Williama Szekspira. Do 1945 roku była to zawodowa scena niemiecka (w latach międzywojennych jedyna scena niemiecka w odrodzonej Polsce), na której od 1921 roku Towarzystwo Teatru Polskiego mogło wystawiać amatorsko swoje przedstawienia. Po wojnie członkowie Towarzystwa Teatru Polskiego reaktywowali scenę w czerwcu 1945 roku, wystawiając „Krakowiaków i górali” Jana Kamińskiego.

Fot. Marek Zimakiewicz

Po tym tym telegraficznym skrócie dziejów sceny – przez 55 lat niemieckiej, od 80 lat zawodowej sceny polskiej – wróćmy do najnowszego przedstawienia na afiszu Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, wspomnianych „Służących do wszystkiego”. Jak powiedziała służąca Petronela (świetna w tej roli Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt), „służących co każdy rozkaz spełnią, nie ocenią, referencji dużo…”. Spektakl powstał na podstawie głośnego reportażu Joanny Kuciel-Frydryszak, autorki równie bestsellerowych „Chłopek”. Na bielskiej scenie powstał dwuaktowy dramat według scenariusza Zuzanny Bojdy, mający – w zamierzeniu twórców – przywrócić głos tamtym zapomnianym kobietom. Zuzannę Bojdę ze Skoczowa, absolwentkę Wydziału Reżyserii Dramatu w krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych, znamy już z wystawionych w Bielsku-Białej sztuk „Ciało Bambina” i „Wyspa Kalina”. Wyreżyserowała je także Agata Puszcz, absolwentka Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie i Szkoły Wajdy. Obie te niezwykle zdolne artystki, Bojda i Puszcz, odsłoniły przed nami nieznany, tajemniczy, chwilami groźny, a chwilami groteskowy świat międzywojennej służby, ukazując przy tym precyzyjnie strukturę przemocy domowej, która – w niezbyt zmienionych formach – przetrwała do dziś. Harowały od rana do wieczora, lecz były obce. Półniewolnice, nieszanowane, nieważne i samotne. Myły, sprzątały, odkurzały, forterowały, gotowały, podawały do stołu, niańczyły dzieci, wyprowadzały psy, cerowały, dziergały… Służących jako grupy społecznej oczywiście dzisiaj już nie ma, więc warto zadać sobie pytanie, po co ten spektakl? Równie dobrze można by przecież pochylić się i zapłakać nad tragicznym losem egipskich robotników budujących piramidy. Owszem, ale przetrwały do teraz towarzyszące pracy dawnych robotników i służących metody wyzysku, poniżania, udręczenia fizycznego, bezprawia, wykorzystywania, oszukiwania, prześladowania, upokarzania, pogardy. Aktualnych skojarzeń mógłbym przytoczyć więcej – w tym sensie przedstawienie, nawiązując do tamtej, nieistniejącej klasy społecznej, przenosi nas we współczesność. Nadal przecież pracują w wielu domach gosposie, sprzątaczki, nianie, opiekunki (przeważnie bez żadnych umów), często na podłych warunkach. Po wybuchu wojny w Ukrainie wiele imigrantek musiało przełknąć u polskich pracodawców niejedną gorzką łzę.

Bielskie przedstawienie odwołuje się do sytuacji przedwojennej (choć jeszcze do 1947 roku istniał prawny zapis umożliwiający wychłostanie niepokornej służby). To opowieść o podziałach, niewidzialnej pracy i potrzebie wspólnoty, a także o stawianiu oporu. W pierwszym akcie widzimy wiejskie dziewczyny, które miasto skusiło obietnicą awansu i lepszego życia. W ten świat wprowadza widzów Emilka (udana rola skupiającej uwagę Ewy Dobruckiej). To dziewczyna z prowincji, szybko tracąca swoje imię, by stać się jedną z wielu nierozpoznawalnych, uniżonych „Kaś czy Maryś”. W nowym domu i otoczeniu poznaje nie tylko swoich chlebodawców, ale i inne służące. Odkrywa losy kobiet, które budowały życie jaśniepaństwa – nigdy nie mając szans na życie własne, godne. Poznaje mnóstwo osób ze sfer, demonstrujących wobec służby poczucie wyższości, ważności, otaczających się wieloma przywilejami. Zarozumiałych, pretensjonalnych, wywyższających się ponad innych.

Kim one były? Nikim! Co robiły? Wszystko! Anonimowość to ważny motyw przedstawienia. Dziewczyny w białych fartuszkach nie miały praw, bo tak działał system. Każdą można było zwolnić, lecz żadna nie mogła się zwolnić sama. Pozostawały niewidzialne, niedostrzegalne. Do wszystkiego, do niczego! Pracowały ciężko w cudzych domach, na cudzych zasadach, bez prawa głosu. Doskonale pokazuje to pantomimiczna scena „szuru w bólu”: w rytm przeraźliwego, symbolicznego metronomu, na kolanach, ze zdartymi do krwi rękami, szorują podłogi szczotkami ryżowymi. Spocone, udręczone, umęczone, zasapane i obolałe. Doskonała choreografia Katarzyny Zielonki, odpowiedzialnej za ruch sceniczny.

W pierwszym akcie pojawiają się też zalążki fabuły kryminalnej (Emilka, jedna z „Kaś”, próbuje dowiedzieć się, gdzie zniknęły inne „Kasie”, które pracowały u jej państwa). Dociekania dziewczyny rozszczepiają się później na różne inne fragmenty akcji, na wycinki prasowe, cytaty z dokumentów, opisy tamtej codzienności. W ten sposób z różnych form i materiałów przed oczami widzów tka się materia tej „unieważnionej” grupy społecznej. Sceny rodzajowe przeplatają się z monologami. Przebijają z nich gniew, złość, ból, nadzieja, marzenia, pragnienia, kruchość. I piosenki. Jest w spektaklu dużo muzyki i śpiewu, bo dziewczyny dojrzewają do buntu, wyrażanego najlepiej przez śpiew, pieśni pracy. Spotykają się w piwnicy jednej z kamienic, w symbolicznym podziemiu, i zakładają zespół… rockowy. To jest już rzeczywistość aktu drugiego, skok w nasze czasy. Specjalnie dla tych scen oporu aktorki nauczyły się podstawowych chwytów na instrumentach (zasługa autora muzyki, Krzysztofa Maciejowskiego), co ich grze przydało autentyczności i potwierdziło wszechstronność sceniczną. Buntowniczo, feministycznie nastawione kobiety, zaprawione w ciężkiej pracy od bladego świtu do głębokiej nocy, grają i śpiewają w stylu garażowym popularne piosenki z okresu dwudziestolecia międzywojennego, między innymi „Bal na Gnojnej”, „Sex appeal”, „Na pierwszy znak”, ale także mrożący krew rapowy kawałek o samych sobie – „Wkurwiające, mam nadzieję”. Zaskakujący i intrygujący. Tak mocnego akcentu nic wcześniej nie zapowiadało, więc efekt „wkurwienia na maksa” jest porażający. Kobiety zademonstrowały prawdziwą siłę. Niektóre paniusie na widowni struchlały w tym momencie… A może wzbudziły w sobie refleksję, przeciw komu powstał ten bunt? Może przeciw nim, nowej burżuazji?

„To nasz temat – powiedziała przed premierą reżyserka Agata Puszcz – nasza kobieca historia o wyzysku i niesprawiedliwości dotykającej znaczną grupę społeczną. Romantyzujemy okres dwudziestolecia międzywojennego, nie dostrzegając zdominowanych kobiet, które żyły bez rodzin, bez urlopów, bez prawa do zrzeszania się, często molestowanych seksualnie, narażonych na niechciane ciąże, bez opieki zdrowotnej, pod presją restrykcyjnych nakazów i regulaminów. Przedstawiamy bohatera zbiorowego, fartuszki bez twarzy, ale każda z tych postaci ma własną historię i warto ją usłyszeć, przemyśleć, czy dzisiaj jesteśmy lepsi, czy przemoc domowa ma inną postać”.

Przedstawienie przypomina przejmujące losy „białych niewolnic”, kobiet z najniższego szczebla w hierarchii służby domowej. Tych, których kiedyś było najwięcej. „Służące do wszystkiego” to nie tylko opowieść o dawnych stosunkach klasowych i ich współczesnych reliktach, lecz także o stałej społecznej potrzebie dominacji lepiej urodzonych nad biedakami. Momentami rzecz wstrząsająca, momentami zabawna, przeważnie gorzka, mówiąca wiele o korzeniach społeczeństwa, które o swoich służących nie wiedziało prawie nic, choć one o chlebodawcach wiedziały wszystko! Dziś układy społeczne i przepisy prawne zmieniły się zasadniczo, ale to, co się nie zmieniło wciąż poraża: chęć oszukiwania, wyzyskiwania, dominowania nad innymi, gardzenia słabszymi, poniżania, złego traktowania obcych… To w nas zostało i to właśnie pokazuje ten niekonwencjonalny spektakl. Jedni się nim zachwycają, inni trochę kręcą nosem, lecz temat traktowania kobiet, sióstr, dziewczyn, ich praw wspólnotowych, jest wciąż otwarty i do dyskusji. W końcu to spektakl o naszych pramatkach, prababciach i praciotkach, które trzymały wszystko w swoich rękach i ogarniały całą rzeczywistość, bo nikt tego tak dobrze nie potrafił jak właśnie one! Jak biedna osiemdziesięcioletnia Józia, zasuszona, udająca dziecko, starowinka niepewna swego losu, lecz wciąż na służbie (genialna Jadwiga Grygierczyk). Jak twarda, znająca realia Stefa (zdecydowana i wyrazista Anna Guzik-Tylka). Jak pokorna i cicha, ale do czasu, do wybuchu Grażyna (znakomita Anita Jancia). Jak Helena (Jagoda Krzywicka) i wspomniana Petronela (Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt). Jak Emilka (Ewa Dobrucka, artystka naładowana ogromnym potencjałem twórczym). I jak wreszcie Kasia (Oriana Soika), służąca, której życie przerwało się nagle w tajemniczych okolicznościach. Czystość i niewinność Kasi została wciągnięta w brud cudzych rąk i decyzji. Kto teraz o niej pamięta? Kasia to kolejny głos niewypowiedziany – o kobiecie, która była tylko funkcją.

Wszystkie aktorki zachwyciły w spektaklu swoimi kreacjami. Niby podobne przez te białe fartuszki (kostiumy starannie zostały opracowane przez Igę Sylwestrzak), lecz przecież każda była inna, każda z pokaźnym bagażem swojej własnej, ciężkiej historii.

Nie można przy tym wyliczeniu nie zauważyć dobrych ról złych kobiet z tej innej, drugiej strony społecznej barykady, wykorzystujących ubogie, nieporadne dziewczyny: Reginy – bezdusznej stręczycielki i organizatorki handlu służącymi (Marta Gzowska-Sawicka), Marii (Maria Suprun), literatki pomiatającej kolejnymi służącymi przewijającymi się przez jej dom, podkradającej pomysły twórcze od uzdolnionej służącej, piszącej pamiętniki, oraz Elżbiety (Barbara Guzińska), dręczycielki Emilki-„Kasi”, przymykającej oczy na seksualne wykorzystywanie kolejnych służących przez jej syna, erotycznego drapieżnika.

Role męskie także zasługują na uwagę. To właśnie Sławomir Miska gra synalka Elżbiety, faryzeusza-sadystę Aleksego, zgniatającego chłostą każdy przejaw sprzeciwu ze strony służących (przerażająca i wymowna scena bicia dziewczyny pasem). Z kolei Rafał Sawicki kreuje policjanta zblatowanego z właścicielami kamienic i władzą miejską. Dostrzega niesprawiedliwość w traktowaniu służących, ale zasłania się bezsilnością, bo prawo w żaden sposób nie chroni kobiet, więc on tylko… gorliwie wykonuje rozkazy. Są w tej sztuce jeszcze grajek i kochanek wielu pań Antoni (Piotr Gajos), Stanisław (Tomasz Lorek) – malarz, architekt, kamienicznik, stosujący mobbing wobec zatrudnionych u niego dziewczyn oraz Jerzy (Adam Myrczek), człowiek w uniformie, wielozadaniowy portier, komentator rzeczywistości i konferansjer objaśniający widzom zdarzenia na scenie.

Na uwagę zasługuje również sceniczne otoczenie. Scenografia Pauliny Czernek-Baneckiej jest nad wyraz skromna, oszczędna, ponadczasowa i wielowymiarowa. Dzięki niej widz może się skupić przede wszystkim na grze aktorskiej, sugestywnej muzyce Krzysztofa Maciejowskiego i efektach audiowizualnych. W zasadzie jedynym zauważalnym rekwizytem jest stary kuchenny kredens, który po odwróceniu zamienia się w ciasną wnękę, noclegownię służących, miejsce rozmów i opowieści. Wzmacnianiu efektów służą projekcje multimedialne Mateusza Zielińskiego – obserwujemy z bliska twarze aktorek, wyraziste plany zbliżeniowe. Przez nie przemawia do nas Kasia (Oriana Soika), pełna bólu komentatorka zdarzeń, ofiara chciwych rąk, postać przejmująca i tragiczna.

Nowy spektakl na afiszu Teatru Polskiego nie przejdzie niezauważony i na pewno sprowokuje wiele dyskusji. Przede wszystkim całemu zespołowi należą się brawa za odważne podjęcie tak nieoczywistego tematu i staranne, przemyślane przygotowanie inscenizacji. Przeniesienie na deski sceniczne głośnego reportażu to sukces twórczy i kolejny krok w odkrywaniu możliwości teatru, a przede wszystkim ważny głos w dyskusji o tym, jacy jesteśmy i co jeszcze mamy do ujawnienia.

W premierowy, jubileuszowy wieczór, jak wspomniałem, aktorom Teatru Polskiego przyznane zostały odznaczenia. Medale Zasłużony Kulturze Gloria Artis z rąk Małgorzaty Mostek-Łączyńskiej, naczelniczki Wydziału Teatru w Departamencie Narodowych Instytucji Kultury Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Joanny Bojczuk, członkini zarządu Województwa Śląskiego, otrzymali: Srebrny Medal Gloria ArtisJadwiga Grygierczyk, związana z Teatrem Polskim od 1984 roku, a Medale Brązowe: Marta Gzowska-Sawicka, Anita Jancia, Jagoda Krzywicka, Sławomir Miska, Maria Suprun, Adam Myrczek, Rafał Sawicki i Grzegorz Sikora.

***

Tym pierwszym premierowym przedstawieniem Teatr Polski wszedł w jubileusz 135-lecia sceny. W sezonie jubileuszowym, jak zapowiedział dyrektor Witold Mazurkiewicz, zobaczymy również „Tinę” w reżyserii Aliny Moś (spektakl oparty na biografii Tiny Turner), nową wersję kultowego „Testosteronu” Andrzeja Saramonowicza, „Janosika” w reżyserii Rafała Szumskiego i przebój roku – pierwszą sceniczną adaptację „Seksmisji” Juliusza Machulskiego w reżyserii Pawła Szkotaka.

***

TWÓRCY. Scenariusz – Zuzanna Bojda. Reżyseria – Agata Puszcz. Scenografia – Paulina Czernek-Banecka. Kostiumy – Iga Sylwestrzak. Muzyka – Krzysztof Maciejowski. Ruch-choreografia – Katarzyna Zielonka. Światła – Szymon Kluz. Projekcje multimedialne – Mateusz Zieliński. OBSADA. Emilka – Ewa Dobrucka. Józia – Jadwiga Grygierczyk. Stefa – Anna Guzik-Tylka. Elżbieta – Barbara Guzińska. Regina – Marta Gzowska-Sawicka. Grażyna – Anita Jancia. Helena – Jagoda Krzywicka. Kasia – Oriana Soika. Maria – Maria Suprun. Petronela – Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt. Antoni – Piotr Gajos. Stanisław – Tomasz Lorek. Aleksy – Sławomir Miska. Jerzy – Adam Myrczek. Mieczysław – Rafał Sawicki.

Premiera: piątek 26 września 2025, godz. 19.00. Bilety na następne spektakle można zamawiać online na stronie https://teatr.bielsko.pl/.

ZDJĘCIA JOANNA GAŁUSZKA

Napisano w Aktualności
Archiwum

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress