TINA. KOCHAM TEGO MĘŻCZYZNĘ I NIE WIEM DLACZEGO (A Fool In Love). Recenzja

STANISŁAW BUBIN

Czternaście lat cierpiała w toksycznym związku ze starszym od niej, bezwzględnym i brutalnym Ike’em Turnerem. Kiedy zdecydowała się wyrwać z jego szponów i wybiegła na ulicę – świeciło słońce, byli w hotelu, tego dnia znowu był naćpany – miała trzydzieści siedem lat i trzydzieści sześć centów przy duszy. Udało się wreszcie, ale wszystko musiała zacząć od początku!

Turner – to nazwisko znali wszyscy. Piosenki Tiny ludzie uwielbiali. Wydawało się fanom, że jest taka jak na estradzie: silna, dzika i seksowna. Prawda była zgoła inna. Tina Turner stała się przedmiotem, własnością zazdrosnego, zaborczego męża. Nie mogła mieć własnego zdania w żadnej sprawie: ani w co się ubrać, ani co zjeść. Stała się kobietą zależną, bez grama własnej woli, na domiar złego bitą, poniewieraną, gryzioną. Zwykłą szmatą do wycierania podłogi, jak o niej mówił. A kiedy go porzuciła, koledzy, przyjaciele i sąsiedzi Ike’a mędzili: „Wróć do niego, przeproś, on nie jest zły, tak ci się tylko wydawało”.

W sobotę 6 grudnia i niedzielę 7 grudnia 2025 na kameralnej Małej Scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej odbyła się prapremiera spektaklu „Tina” w reżyserii i na podstawie scenariusza Aliny Moś, inspirowanego życiem i twórczością charyzmatycznej gwiazdy muzyki rockowej. W białych, sugestywnych elementach scenograficznych autorstwa Natalii Kołodziej (także w zaprojektowanych przez nią kostiumach) zobaczyliśmy Ewę Dobrucką, Flaunnette Mafę, Martę Gzowską-Sawicką i Wiktorię Węgrzyn-Lichosyt. Cztery znakomite bielskie aktorki i wokalistki przedstawiły nie tylko różne sceny z życia i kariery artystycznej samej Tiny, ale jednocześnie były też „Iketkami”, czyli Ike’m Turnerem oraz innymi postaciami z jej otoczenia, na przykład lekarzami czy urzędniczkami opieki społecznej, przesłuchującymi ją w sprawie przemocy domowej. Zrobiło to na widzach ogromne wrażenie. Zwłaszcza łańcuch wyginanych i przeplatanych rąk, symbol trudnych relacji. Widowisko nieoczekiwanie stało się polifoniczne, jeszcze bardziej emocjonalne. Twórcom spektaklu zależało bowiem na pokazaniu bolesnej prawdy o artystce, a na jej przykładzie – prawdy o wszystkim innych kobietach tkwiących w związkach przemocowych, nie zaś laurki ku czci wybitnej piosenkarki. Jeśli chodzi o gatunek, to nie był musical, lecz najprawdziwszy dramat, chociaż artystki grające Tinę genialnie tańczyły i śpiewały. Wyobraźcie to sobie i doceńcie – blisko osiemdziesiąt minut na wysokich szpilkach! Szaleństwo artystyczne, wysiłek dla obolałych stóp! Przez szelest błyszczących, kusych sukienek, przez wir bujnych fryzur i skomplikowanych figur tanecznych (zmysłowa choreografia Bartosza Bandury), przez dźwięki rewelacyjnie śpiewanych utworów („River Deep – Mountain High”, „Proud Mary”, „We Don’t Need Another Hero”, „Private Dancer”, „A Fool In Love”, „Simply The Best” i kilku innych, starannie wybranych z ogromnego repertuaru Tiny i zaaranżowanych przez Dominika Strycharskiego) przebiła się nieznośna, uwierająca nas wszystkich wiedza o toksycznym związku, przebiegającym zwykle według tego samego schematu: napięcie-wybuch-skrucha-nadzieja, napięcie-wybuch-skrucha-nadzieja, napięcie-wybuch-skrucha-nadzieja… Najpierw rósł gniew Ike’a, wzmagała się wściekłość, kipiała, aż dochodziło do kłótni, bicia, poniżania, upokarzania, gwałtu. A potem były kwiaty, przeprosiny, żal za grzechy, obietnice poprawy. Wreszcie płonna wiara, że on przecież nie chciał, nie był sobą, pokajał się, że odtąd będzie lepszy. Nie był. Nigdy nie był. Ike Turner ani razu, aż do śmierci od przedawkowania dragów, nie przyznał się do przemocy względem Tiny.

Reżyserka nie dopuściła do siebie myśli, by wprowadzić do sztuki aktora, mężczyznę, który mógłby zagrać Ike’a Turnera. – Nie chcę mu budować pomnika – powiedziała. Od początku miały być tylko kobiety. Mimo że gnębione, jednak silne, mocne, mocarne. – Mężczyzna aktor mógłby stać się mimowolnym jego obrońcą – zauważyła Alina Moś w trakcie przygotowań do premiery.

Akcja sztuki skupia się wyłącznie na latach burzliwego związku artystki z Ike’m Turnerem, a później, krótko, na jej wielkim powrocie na estradę jako już prawie 50-letniej gwiazdy rock’n’rolla.

Tina (z domu Anna Mae Bullock) i Ike Turner poznali się pod koniec lat pięćdziesiątych, gdy śpiewała gospel w chórach kościelnych. W 1962 roku wzięli ślub i oboje stworzyli słynny duet Ike & Tina Turner (tak naprawdę to on stworzył i wymyślił jej estradowe imię, zastrzegając je w urzędzie jako swoją własność). Odnosili wielkie międzynarodowe sukcesy, a za kulisami ich związek korodował, gnił. Małżeństwo zakończyło się w 1978 roku – po latach przemocy i nieustannego kontrolowania Tina znalazła w sobie dość siły, by wyrwać się i ostatecznie porzucić Ike’a. Zostawiła za sobą wspólną karierę i postanowiła pokazać, że solo jest jeszcze lepsza. Lekko nie było, lecz przełamała się i ponownie rozpoczęła karierę artystyczną. Nie od razu, osiem lat walczyła o lepsze życie, aż któregoś dnia znowu triumfalnie wkroczyła na szczyty. Jej koncerty przyciągały miliony fanów na świecie. Ostatnie lata życia spędziła w Szwajcarii z drugim mężem Erwinem Bachem, producentem i dyrektorem wytwórni płytowej. Zmarła w maju 2023 roku w wieku 84 lat. Choć jej życie było pełne cierpienia, ostatecznie odnalazła miłość i spokój. Tina Turner pozostanie w naszej pamięci nie tylko jako królowa rocka, ale też jako symbol niezłomności i odwagi.

Warto dodać, że na zaproszenie aktorek przygotowujących spektakl na jedną z prób przyszły pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, żeby podzielić się doświadczeniami, emocjami, wrażeniami, przykładami losów kobiet cierpiących przemoc domową. Chodziło o to, by artystki mogły maksymalnie wczuć się w psychologię niewolonych kobiet. Ze statystyk wynika, że kobiety średnio osiem razy wchodzą i wychodzą ze związku przemocowego z jednym partnerem, aż do – ostatecznie – udanego bądź nieszczęśliwego finału. Ten spektakl ma więc również charakter prewencyjny, edukacyjny. – Będziemy szczęśliwe, jeśli choć jedna z osób na widowni po naszym przedstawieniu podejmie decyzję o zerwaniu więzi ze swoim dręczycielem – stwierdziły realizatorki spektaklu.

– Tina jest archetypem kobiety prowadzącej podwójne życie – powiedziała na konferencji przedpremierowej Alina Moś. – W czterech ścianach domu cierpiała, tylko na scenie czuła się bezpieczna, wolna od Ike’a. Stała się dla nas pretekstem do stworzenia uniwersalnej opowieści o kobietach tkwiących w związkach przemocowych – dodała.

W bielskim spektaklu kolejne etapy życia Ike’a i Tiny przedstawione zostały w najbardziej istotnych odsłonach, a ilustruje je dziesięć piosenek Tiny w nowych interpretacjach i aranżacjach. Piosenki, wybrane spośród kilkuset z dorobku Tiny, świetnie korespondują z treścią przedstawienia. Nie jest to lista „The best of Tina”, ani tym bardziej imitacja show „Twoja twarz brzmi znajomo”. Każda z czterech Tin jest inna – i każda wspaniała. Wprost nie można oczu nasycić, kiedy patrzy się na Ewę Dobrucką, Flaunnette Mafę, Martę Gzowską-Sawicką i Wiktorię Węgrzyn-Lichosyt. I – o Boże – jak one fantastycznie przy tym śpiewają i tańczą! Stamtąd, gdzie teraz Tina przebywa i skąd patrzy na świat, artystka może być naprawdę dumna z takich wykonań swojej osobowości i sztuki. Zmysłowe, powabne, ekscytujące Tiny na scenie – i w kontraście biedne, skulone, pobite, licytujące się długą wyliczanką zadanych ciosów, kopnięć, gwałtów… To robi ogromne wrażenie. Znakomity pomysł inscenizacyjny i świetna obsada. Gratulacje!

Tina błyszczała na estradach i odnosiła wielkie sukcesy, lecz jej życie osobiste było pełne bólu. Historia tego burzliwego, toksycznego związku stała się punktem wyjścia do opowiedzenia o losach tysięcy innych kobiet – ofiar przemocy domowej. Ta teatralna analiza – dogłębna wiwisekcja kolejnych etapów życia z toksycznym partnerem – przepoczwarzyła się w uniwersalną opowieść o rozstaniach, powrotach i manipulacjach, niepozwalających zerwać zabójczej relacji. Ale na końcu nastąpił przebłysk, pojawiła się kropla optymizmu – opowieść o Tinie w teatralnej wersji zamknęła się potężnym crescendo, utworem wlewającym w serca otuchę. Można skutecznie odejść i zawalczyć o swoje życie. Skoro Tinie udało się wyjść z czeluści piekieł, to dla każdej innej zniewolonej kobiety też jest nadzieja.

Each time you leave me, I start losing control
You’re walking away with my heart and my soul
I can feel you even when I’m alone
Oh baby, don’t let go 
(fragm. piosenki „The Best”, 1989; wykonanie utworu Tina Turner, słowa Mike Chapman/Holly Knight)

***

Spektakl przygotowała ALINA MOŚ – młoda reżyserka i dramatopisarka współpracująca z wieloma teatrami w Polsce, a także z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. We współpracy z Instytucją Kultury Katowice Miasto Ogrodów wyprodukowała monodramy oparte na własnych sztukach – „Karin Stanek” i „Rajcula warzy”. Była stypendystką Programu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska”, a także otrzymała stypendia Marszałka Województwa Śląskiego i Prezydenta Koszalina. Jej spektakle były prezentowane i nagradzane na licznych festiwalach. Jest również laureatką Nagrody Talantona przyznawanej przez Teatr Polskiego Radia za debiut dramatopisarski i Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla młodych twórców.

REALIZATORZY. Scenariusz i reżyseria – Alina Moś. Scenografia, kostiumy, światła – Natalia Kołodziej. Muzyka – Dominik Strycharski. Choreografia – Bartosz Bandura. Przygotowanie wokalne – Danuta Sendecka. OBSADA. Ewa Dobrucka, Flaunnette Mafa, Marta Gzowska-Sawicka, Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt. Muzycy biorący udział w nagraniach do spektaklu: Igor Wiśniewski – gitara elektryczna, Miłosz Pieczonka – saksofon altowy. Premiera 6-7 grudnia 2025 o godz. 19.00.

ZDJĘCIA: Marzena Bugała-Astaszow, Jeremi Astaszow

Napisano w Aktualności
Archiwum

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress