STANISŁAW BUBIN
Oglądam jeszcze raz zdjęcia znakomitych fotografek, Doroty Koperskiej i Uli Kóski, z przedstawienia pt. „Diabły” w reżyserii Mai Kleczewskiej, jednej z najlepszych twórczyń polskiego teatru. Spektakl w Bielsku-Białej stał się wydarzeniem, budzi emocje. Niektórzy widzowie wychodzą z oburzenia w trakcie widowiska (sam to widziałem 15 listopada), inni – większość – są poruszeni i entuzjazmują się. Po zapadnięciu kurtyny feeria braw, oklaski na stojąco. Nikt wobec przedstawienia nie pozostaje obojętny. Patrzę na zdjęcia kolorowe i czarno-białe, widzę przeżycia aktorów, grymasy bólu, ekscytacji, cierpienia. Tortury, egzorcyzmy, krew, stos i płomienie. Gorsety habitów i sutann, nagość, krzyż nad ołtarzem. Z bliska widać każdy szczegół, wizyjność i plastykę poszczególnych scen. „Diabły” nie dają o sobie zapomnieć.
Przedstawienie zainspirowane zostało prawdziwymi, historycznie udokumentowanymi wydarzeniami w miasteczku Loudun w północno-zachodniej Francji, gdzie w latach trzydziestych siedemnastego wieku, za panowania Ludwika XIII, urszulanki z miejscowego klasztoru opętane zostały przez diabły. Rzekomo. Na tę okoliczność zakonnice były przesłuchiwane i torturowane, ale jedyną ofiarą inkwizycji stał się ksiądz Urbain Grandier, proboszcz parafii św. Piotra, oskarżony przez przeoryszę klasztoru, matkę Joannę, o konszachty z diabłem i opętanie sióstr. W rezultacie odbył się głośny proces o czary, po którym nieszczęśnik spłonął na stosie.
Po jego śmierci jeszcze przez dziesięć lat sprawą zajmowała się gawiedź z Loudun. Na ulicach odbywały się inscenizowane egzorcyzmy z udziałem księży i zakonnic, a sprzedawcy pamiątek i kupcy nieźle na tym zarabiali.
Częścią tych jarmarcznych dziwowisk było pokazywanie namiętnego, grzesznego uczucia matki Joanny (w tej roli przejmująca Oriana Soika, życiowa rola!) do urodziwego i znanego z libertyńskiego trybu życia księdza Grandiera. Ta historia ekscytowała nie tylko mieszkańców Loudun, ale też pobudzała wyobraźnię wielu artystów: Michela de Certeau („Opętanie w Loudun”), Aldousa Huxleya („Diabły z Loudun”), Johna Whitinga („Demony”), Jarosława Iwaszkiewicza („Matka Joanna od Aniołów”), Jerzego Kawalerowicza, który opowiadanie Iwaszkiewicza zekranizował), Kena Russela („Diabły”), Krzysztofa Pendereckiego („Diabły z Loudun”), Barbarę Sass („W imieniu diabła”). Scenariusz do „Diabłów” zrealizowanych w Bielsku-Białej napisał Grzegorz Niziołek – teatrolog, literaturoznawca i nauczyciel akademicki, współautor wielu wybitnych spektakli. W pewnym sensie sporządził koktajl artystyczny, zainspirowany dziełami Huxleya, Russela i innych, wzbogacony dodatkowo przez Kleczewską, znaną z umiejętności poszukania w dramatach powiązań i kontekstów współczesnych. Przypominając zatem siedemnastowieczne Loudun, oboje, Niziołek i Kleczewska, stworzyli z jednej strony dosłowną, z drugiej zaś wizyjną opowieść o fanatyzmie religijnym, walce politycznej i tragedii ludzkiej. Co tu jest nowością? Na ile to odkrywcze?
Na Grandiera system kościelny zareagował jak zawsze. Zamiarem zdyskredytowania i zniszczenia. Twórcy przedstawienia popatrzyli na Loudun ze współczesnej perspektywy, dlatego niektórzy funkcjonariusze kościelni, prokuratorzy i sędziowie (na przykład Laubardement, grany świetnie przez Tomasza Lorka), chodzą w eleganckich garniturach. To krok w dzisiejsze czasy, łącznik z tym, co w kościele katolickim dzieje się teraz. Nie było i nie jest dobrze – kościół nadal jest zblatowany z władzą, miesza się w politykę i korzysta z politycznych narzędzi, a diabły nie są żadnymi zbuntowanymi aniołami, lecz instrumentami instytucji do usuwania niepokornych.
Takie jest, jak mi się wydaje, stanowisko twórców spektaklu. Fantastycznego nie tylko w wyrażanych treściach i oszałamiającej grze całego zespołu aktorskiego, lecz także w warstwie wizyjnej, obrazowej (rewelacyjna scenografia Zbigniewa Libery). Mamy okazję – my, świeccy – przyglądać się klasztorowi od strony klauzurowej, jakby zza szyby, bo scena jest skadrowana dwiema przezroczystymi płytami, pełniącymi rolę ekranów, na których wyświetlane są (doskonałe wykorzystanie technik audiowizualnych, brawo Wojciech Puś) zbliżenia twarzy, rąk, oczu, ust… To pogłębia przestrzeń, a jednocześnie stwarza wrażenie kameralności, szczególnie w trakcie modlitw czy wyznań miłosnych. Do tego dochodzi wyrazista muzyka Cezarego Duchnowskiego, idealnie komponująca się z narracją teatralną. A ta narracja dotyczy konfrontacji aparatu kościoła z jego wrogami. Oskarżeni: ksiądz i rozkochane w nim zakonnice. Cel: wyplenić z nich diabły, żeby wszyscy in gremio mogli dostąpić łaski pańskiej i bez grzechu stanąć przed obliczem Chrystusa.
Demona wchodzącego w ciało człowieka nikt nie widział. Wychodzącego też nie, co nie zmienia faktu, że tej figury manipulacyjnej można dowolnie używać do fizycznego dręczenia człowieka oskarżonego o czary i konszachty z szatanem. Wydarzenia w Loudun sprzed prawie czterystu lat nie doczekały się dotąd jasnej interpretacji, możemy się jedynie domyślać, że siostry zostały wykorzystane do pozbycia się Grandiera, który twierdził, że celibat jest niepotrzebny, księża powinni mieć dzieci, a hierarchia kościelna jest rozpasana. Przejmujące są sceny kazania wygłaszanego przez Grandiera z loży udającej ambonę (Przemysław Kosiński jest w tej sztuce jedynym duchownym przedstawianym serio) i ślubu zawieranego przez niego ze skromną, zakochaną Magdaleną (Ewa Dobrucka) przy ołtarzu, gdzie oboje sami sobie zawiązują stułę na rękach na znak zawarcia związku małżeńskiego. Za rzekome bluźnierstwa proboszcz posłany został na stos. Zresztą, kary nadal sypią się na ludzi otwarcie krytykujących kościół. Patrzymy w sztuce na osoby uznane za opętane, które nie były w stanie udowodnić, że nie są opętane. Nikt nie może tego udowodnić, na tym polega tragedia matki Joanny, zakonnic, ojca Grandiera.
Co się dzieje z ludźmi poddanymi okrutnym rygorom cielesnym? Dostępują łaski odkupienia? Jednoczą się z Bogiem? Widzą w tym jego wolę, przejaw miłości? Oskarżeni o kontakty z pomiotem diabelskim mają przeciw sobie aparat przemocy, wyspecjalizowany w poniżaniu i zadawaniu tortur. Instytucja preparuje dowody w jednym celu – zniszczenia i zabicia. Zarzut opętania jest wygodnym narzędziem, konstrukcją słowną nie do obalenia, bez względu na to, czy postawiony został osobie chorej psychicznie czy zakochanej. Możemy sądzić, że matka Joanna pożądała Grandiera, pragnęła go, śpiewała dla niego litanie i wraz z innymi siostrami błogosławiła jego seksualność (świetne sceny zbiorowe), a kiedy zorientowała się, że wybrał inną – oskarżyła go o najgorsze, o całe zło świata. O opętanie.
Nieumiejętność nazywania emocji i stanów wewnętrznych opętaniem była wtedy groźna, bo skazywała ludzi na ból. Kościół zalecał tłumienie impulsów płynących z ciała, naturalnych dla człowieka. Kościół od zawsze był antykobiecy. Eksponował półnagiego mężczyznę na krzyżu, lecz zabraniał wszelkich podniet erotycznych, nazywał je nieczystymi, a jedyny kontakt dopuszczalny, prowadzący do sfery metafizycznej, dotyczył Boga. Kobieta w chrześcijaństwie nigdy nie miała się dobrze. „Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów” (św. Tomasz z Akwinu). „Kobiety są przeznaczone głównie do zaspokajania żądzy mężczyzn” (św. Jan Chryzostom, 349-407). „Kobieta jest istotą pośrednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga” (św. Augustyn). „Kiedy widzisz kobietę, pamiętaj, to diabeł! Ona jest swoistym piekłem!” (papież Pius II, 1405-1464). A w połowie XX wieku jezuita Wild twierdził: „Dziewczęta noszące spódniczki mini pójdą do piekła”. Choćby z tego względu, na przekór opiniom ojców kościoła, w przedstawieniu silnie eksponowana jest cielesność polegająca na obsesyjnym krzywdzeniu ciała. Nie tylko kobiecego – nagi, zakrwawiony, czołgający się po ziemi BB (Mateusz Wojtasiński) jest symbolem poranionej miłości gejowskiej. Wątek wyrywania diabłów z ludzi, wymuszania obecności tych, których nie ma i nigdy nie było, jest istotny w tej sztuce. Egzorcyści kościelni twierdzili, że w ciele jest diabeł, wierzyli, że maltretując człowieka zamęczają diabła, uwalniają go od demonów i w ten sposób czynią dobro. Im więcej krzyku, bólu i krwi, tym większa stawała się ekstaza sadystów, tym energiczniej szukali diabła, nazywali go, personifikowali, umacniali. Człowiek w takim położeniu mógł być tylko przedmiotem, toteż zajadle niszczyli go, zabijali, wykorzeniali z grzechów. Kto zaprzeczał, że jest opętany – tylko kłamał, bo czy siedzący w nim diabeł mógł głosić prawdę?
Tak więc na postawione wcześniej pytanie, co w „Diabłach” Kleczewskiej jest nowe i odkrywcze, trzeba odpowiedzieć prosto: pokazanie instytucji kościoła. Od tej strony, która uwiera wszystkich jak kamień w bucie. I kolejne wezwanie do rozmowy, do dialogu i ekspiacji.
Za wzniosłością liturgii, podniosłością rytuałów, mistycznym pięknem świątyń, za zniewalającą urodą pieśni (wszystko to jest w przedstawieniu) kryją się zdarzenia gorszące, czyny bluźniercze i straszne, skandale seksualne i finansowe, nadużycia w seminariach, plebaniach i parafiach. Spektakl próbuje dotknąć natury tych zjawisk. Przekonuje, że pomiędzy Loudun a ostatnimi wydarzeniami w niektórych diecezjach – mimo różnicy czasu – nic się nie zmieniło. Konsekwencją celibatu i tłumienia popędów są ekscesy seksualne, patologie z nadużyciem alkoholu i narkotyków, śmiertelne wypadki z udziałem kleryków, wikarych i seksworkerów. Zabraniając księżom łączenia się w pary i zakładania rodzin kościół wciąż kontynuuje historię opętań. Represjonowanie erotyki i seksu przynosi w efekcie akty gwałtów i pedofilii. Trzeba się tym gorszyć czy może próbować coś zmienić? Nie dość już krzywd, upokorzeń i cierpień?
W tym momencie płynnie w przedstawieniu zmienia się scenografia i z Loudun trafiamy do podrzędnego baru (urządzonego w orkiestronie), gdzie współcześni bywalcy przy piwie i wódce dyskutują o kryzysie kościoła. Opowiadają sobie dowcipy o Jezusie i zmartwychwstaniu, bo mają do tego prawo! Jest wolność słowa. Oni też są stroną sporu o księży, o kościół i kobiecość. Zadają ważne, choć niekiedy naiwne pytania. I to jedno odwieczne – dlaczego Bóg, jeśli oczywiście istnieje, na to wszystko pozwala? Dlaczego toleruje zło?… Atmosfera w sztuce gęstnieje, w oparach nikotyny i alkoholu dudni psychodeliczny trance z ostrym, jednostajnym bitem. Barmanka i goście wprawiają się w taneczny, wyuzdany rytm. To kompletne zaprzeczenie zakazów i ograniczeń, cielesność eksploduje, po czym – jakby w akcie seksualnego spełnienia – muzyka wycisza się, łagodnieje i nieoczekiwanie dziewczyna zaczyna śpiewać słynną piosenkę Franka Sinatry: Fly me to the moon / Let me play among the stars / Let me see what spring is like / On a-Jupiter and Mars / In other words, hold my hand / In other words, baby, kiss me…
Z przedstawienia wynika prawda stara jak świat: wszyscy poszukujemy miłości. Jedni ją spotykają, a inni dla niej cierpią, jak matka Joanna. Jeszcze inni zaś zaglądają ludziom pod kołdry i pouczają, jak mają żyć. Odważne, dla niektórych być może ostre, bo używające momentami wulgarnego języka przedstawienie „Diabły” jest ważnym głosem na te tematy. Takim wprost, koniecznym w naszych czasach i niedającym o sobie zapomnieć.
WYSTĘPUJĄ: Matka Joanna – Oriana Soika; Magdalena, Małgorzata – Ewa Dobrucka; Urbain Grandier, ON – Przemysław Kosiński; Surin – Mateusz Trojanowski; Barré, Papież – Maciej Kulig; Siostra Agnieszka – Barbara Guzińska; Siostra Maria – Jagoda Krzywicka; Siostra Teresa – Maria Suprun; Siostra Nina, Barmanka – Flaunnette Mafa; Ojciec Mignon, MM – Michał Czaderna; Sędzia, Lover – Piotr Gajos; Laubardement – Tomasz Lorek; Mannoury, Fox – Grzegorz Margas; Richelieu, BB – Mateusz Wojtasiński; Zakonnica, Maria – Weronika Kudzia, Zakonnica – Patrycja Wykrent, Zakonnica – Paulina Krywult, Kleryk – Jakub Olearczyk, Kleryk – Nikodem Olearczyk. TWÓRCY: Reżyseria – Maja Kleczewska. Scenariusz – Grzegorz Niziołek, Maja Kleczewska. Dramaturgia – Grzegorz Niziołek. Scenografia – Zbigniew Libera. Kostiumy – Konrad Parol. Choreografia – Kaya Kołodziejczyk. Muzyka – Cezary Duchnowski. Reżyseria świateł i multimedia – Wojciech Puś. Premiera: sobota, 5 października 2024.
ZDJĘCIA: DOROTA KOPERSKA
ZDJĘCIA: ULA KÓSKA