RECENZJA. TEKST STANISŁAW BUBIN. ZDJĘCIA DOROTA KOPERSKA
Jeśli dwukrotnie, a nawet trzykrotnie oglądamy świetną adaptację jakiegoś dzieła literackiego, to porównania nasuwają się same. Chcemy tego, czy nie. A jeśli jeszcze w kolejnych wystawieniach występują ci sami aktorzy, inaczej tylko obsadzeni (choćby z racji upływu lat) – rzecz robi się bardzo interesująca. Z różnych powodów. Artystycznych i pozaartystycznych.
Podejmując więc decyzję o ponownej, trzeciej realizacji „Mistrza i Małgorzaty” według Bułhakowa, dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, Witold Mazurkiewicz, wykazał się odwagą, konieczną zresztą na tym stanowisku. Od razu też muszę powiedzieć, że jeśli pojawiły się obawy, co wyniknie z porównań, że mogą być ryzykowne, to te wątpliwości były całkiem bezzasadne. Nowa wersja „Mistrza i Małgorzaty” wychodzi z porównań obronną ręką. Przede wszystkim dlatego, że jest to przedstawienie inne. Własne, autorskie, na innych motywach oparte, w odrębnej formule i wysokiej jakości. Zatem… nieporównywalne!
Po „Mistrza i Małgorzatę”, arcydzieło powieściowe Michaiła Bułhakowa, Teatr Polski sięgnął po raz trzeci w perspektywie ostatnich 21 lat. Pierwsze głośne przeniesienie książki na scenę bielską odbyło się w 1998 roku, a reżyserem był wtedy Andrzej Maria Marczewski. Drugie adaptowanie miało miejsce w 2011 roku i dzieła tego dokonał Robert Talarczyk. Teraz zaś, w jubileuszowym roku 130-lecia sceny, adaptacji podjęła się Małgorzata Warsicka, młoda i utalentowana reżyserka, opromieniona już sławą zdobywczyni głównej nagrody 44. Opolskich Konfrontacji Teatralnych za spektakl „Beniowski. Ballada bez bohatera” w wykonaniu Teatru Nowego w Poznaniu.
Jeszcze przed premierą pani Warsicka powiedziała, że uwielbia „Mistrza i Małgorzatę”, czytała tę powieść wielokrotnie i za każdym razem odkrywała coś nowego. Tym samym dała do zrozumienia, że obce jej były lęki, jak wypadnie w konfrontacji z poprzednimi, jak wspomniałem, świetnymi adaptacjami, bo przecież – ile realizacji, tyle interpretacji. Kiedy pan Marczewski robił w Bielsku sztukę w oparciu o Bułhakowa, to Małgorzata Warsicka jeszcze dzieckiem była i dla niej to prehistoria. Broń Boże nie ma w tym stwierdzeniu uszczypliwości. Chodzi o to, że młody twórca, dla którego komunizm i czasy stalinowskie to mroki dziejów, ma prawo widzieć prozę Bułhakowa inaczej i zupełnie inne wyciągać wnioski. Pani Warsicka udowodniła, że ma własne, odmienne, bardzo młode i bardzo nowoczesne spojrzenie na „Mistrza i Małgorzatę”, w którym Bułhakowowski żart i pastisz z soc-ustroju nie są najważniejsze. Dostrzegła motywy kiedyś zupełnie pomijane i jakby dla podkreślenia swojego prawa do takiego widzenia, sięgnęła po najnowsze tłumaczenie książki z roku 2016 rodziny Przebindów (Leokadii Anny, Grzegorza i Igora), odcinając się od wcześniejszych przekładów klasycznych.
Jeśli zatem ktoś spodziewał się, że zobaczy realistyczną, fabularyzowaną wersję książki, bardziej filmową niż teatralną, mocno osadzoną w rzeczywistości stalinowskiej Moskwy lat trzydziestych, to pewnie wyszedł rozczarowany. Jeśli ktoś oczekiwał wersji komicznej, szyderczej, ironicznej albo cyrkowej, pełnej błazenad i slapstickowych gonitw, jak w „Deja vu” Juliusza Machulskiego, to także musiał przełknąć pigułkę rozżalenia. Otrzymaliśmy bowiem spektakl w formule raczej apokryficznej, filozoficzno-religijnej, wręcz oratoryjnej, w której nie zmieściły się wszystkie wątki powieściowe. Ale w tym spektaklu, jak sądzę, nie chodziło o linearne przedstawienie wszystkich zdarzeń z „Mistrza i Małgorzaty”, lecz o skupienie uwagi na tym, co z nich wynika, jakie mają znaczenie i konsekwencje. Także dla nas.
U Małgorzaty Warsickiej nie ma osób pogodnych, zadowolonych z siebie. Wszyscy cierpią. I fizycznie, i duchowo. Starają się dowiedzieć, dlaczego cierpią, jaka prawda kryje się za ich boleścią. Mamy przy tym do czynienia z trzema wyróżniającymi się grupami: Wolanda i jego diabelskich pomocników, moskiewskich literatów (wśród nich także Mistrza i Małgorzaty) oraz postaci starożytnych, biblijnych, związanych z prokuratorem Piłatem i osądzanym Jeszuą. Wszystkie postaci ze wszystkich tych grup dźwigają swój własny krzyż, nawet szatan. Ich losy się przeplatają, zderzają, lecz nikomu nie udaje się dotrzeć do źródeł prawdy, dowiedzieć się, kto kieruje naszym życiem – my sami czy ponadczasowa siła sprawcza, demiurg, bóg, ktoś najwyższy, nadprzyrodzony. I czy cierpienie boga-człowieka przed ponad dwoma tysiącami lat ma jeszcze znaczenie dziś, teraz, dla nas?
Warstwa filozoficzna przedstawienia ma wymowę największą i to jej podporządkowane są kolory i kostiumy (projektowała je Edyta Jermacz, znana artystka mody, która dla potrzeb sztuki wykonała ponad 400 rysunków), a także muzyka, ruch i scenografia. Autorem muzyki jest Karol Nepelski, również laureat tegorocznego konkursu Klasyka Żywa za muzykę do spektaklu „Beniowski. Ballada bez bohatera”. Jej niezwykłość w bielskiej inscenizacji polega na tym, że nawiązuje do Pasji według św. Jana i według św. Mateusza i że jest wykonywana na żywo przez kwartet smyczkowy i chór. Muzyczność spektaklu zasługuje na szczególne podkreślenie. Muzyka jest jeszcze jednym bohaterem, „wtrąca się” do dialogów i sytuacji, formalizuje ich przebieg dramatyczny, puentuje, kontrastuje i synchronizuje poszczególne sceny, nadaje sztuce swoisty, głęboki puls. Wypełnia całą dostępną przestrzeń teatralną. Na jednym biegunie tej przestrzeni jest kwartet ulokowany na scenie, na drugim, gdzieś na najwyższym balkonie, a więc pod niebem prawie, chór, który jak w sztuce antycznej – wokalizuje wypowiadane kwestie. Oszczędną, surową scenografię stworzył Marcin Chlanda, który wcześniej pracował z takimi reżyserami, jak Krzysztof Warlikowski, Maja Kleczewska i Paweł Świątek, a autorem ruchu scenicznego jest Aleksander Kopański, tancerz, choreograf, aktor, mistrz akrobatyki, który też współpracował już z Małgorzatą Warsicką. Jednym słowem – twórcza, śmiała młodzież teatralna.
Dzięki tym twórcom aktorzy są obecni we wszystkich miejscach teatru: na dużej scenie, balkonach, lożach, między widzami. W tej kreacji my, widzowie, jesteśmy nie tylko niemymi obserwatorami, ale i świadomymi uczestnikami, świadkami zdarzeń, pytanymi o swoje miejsce w historii. Przenosimy się na moskiewska ulicę, do moskiewskiej restauracji, do kabaretu i na bal u Wolanda. W spektaklu bierze udział ponad dwudziestoosobowa obsada aktorska. Ciekawostką jest to, że dwie role męskie, bardzo dobrze zresztą, grają kobiety: surowego, twardego Wolanda – Marta Gzowska-Sawicka, a wrażliwego, krzywdzonego Jeszuę – smutna do bólu Daria Polasik-Bułka (jej piękna złocista, na wpół przezroczysta twarz i suche wargi skupiają mocno uwagę, ponieważ są komputerowo, w postaci nakładających się obrazów, wyświetlane na potężnej kotarze). Genderowo wszystko jest jednak w porządku. Nie chodzi o prowokację – bo o jaką zresztą – lecz o amorficzność tych postaci. Każdy może być każdym. Nie wiadomo przecież, jaką płeć mają bóg i diabeł. Kimkolwiek są. W tym przedstawieniu na pewno zwracają też uwagę Piotr Gajos jako Mistrz, ale jeszcze bardziej Jagoda Krzywicka, czyli Małgorzata, pełna miłości i krzywdy, trochę podobna do Amelii (Audrey Tautou) z francuskiego filmu fabularnego Jean-Pierre’a Jeuneta z 2001 roku. Z kolei diabelskie sztuczki w wykonaniu kompanii Wolanda też wyróżniają się mocno, bo Mateusz Wojtasiński jako Azazello, Grzegorz Margas jako zwinny, dynamiczny kot Behemot, Adam Myrczek jako sztywniacki Korowiow i Oriana Soika jako smukła, erotyczno-kusicielska Hela (również Listonoszka i Pielęgniarka) stanowią niezwykle sugestywny, piekielny zespół. Bez nich Moskwa nie ślizgałaby się we krwi, nie zostałaby obsypana rublami i nie śmierdziała siarką. To wszystko ich sprawki, dzięki nim sztuka ma mocno nerw i głośne wystrzały z pistoletu.
Z przedstawienia nie wychodzimy jednak zanadto uradowani i podniesieni na duchu. Raczej uświadomieni, że każdy w życiu musi swoje odcierpieć, ze swoim cierpieniem się nieustannie mierzyć. Jeśli bowiem istnieje ktoś, kto kierował albo manipulował uczuciami Mistrza i Małgorzaty, kto wepchnął pod tramwaj Berlioza (świetna scena chlustania farbą) i wsadził do domu wariatów poetę Iwana Bezdomnego, kto zmienił decyzję Sanhedrynu, sprawił, że Piłata rozbolała głowa i kto rozpowiadał, że Jeszua namawiał do zburzenia świątyni żydowskiej, to ten ktoś kieruje i manipuluje także nami, bo mocą swoją obejmuje wszystko i wszystkich. Wtedy i dziś, tu i teraz. Zdarzenia z czasów Piłata i z czasów Mistrza i Małgorzaty nie kończą się, istnieją nadal. Wciąż toczą się, jak w pętli, od ponad dwóch tysięcy lat. Osaczają nas, przenoszą się w naszą rzeczywistość. Nigdy się nie zakończą, nie rozstrzygną ostatecznie, bo tak być musi, tak zostały zapisane, tak powiada Pismo, taka jest prawda. Cierpienia ludzkie są uniwersalne, realizują się niezależnie od miejsca, epoki i ustroju. Dzieje Mistrza i Małgorzaty o tym przypominają. Pójdźcie do teatru, żeby się przekonać.
TWÓRCY
Adaptacja, reżyseria – Małgorzata Warsicka,
Tłumaczenie – Leokadia Anna Przebinda, Grzegorz Przebinda, Igor Przebinda,
Muzyka – Karol Nepelski,
Scenografia, reżyseria światła, video – Marcin Chlanda,
Kostiumy – Edyta Jermacz,
Ruch sceniczny – Aleksander Kopański,
Asystent reżysera – Martyna Małysiak,
Asystent scenografa – Nina Mizgała.
OBSADA
Mistrz – Piotr Gajos,
Małgorzata – Jagoda Krzywicka,
Azazello, Sekretarz – Mateusz Wojtasiński,
Piłat – Grzegorz Sikora,
Woland – Marta Gzowska-Sawicka,
Hela, Listonoszka, Pielęgniarka – Oriana Soika,
Berlioz, Publiczność – Eugeniusz Jachym,
Mateusz Lewi – Maciej Kulig,
Rimski – Kazimierz Czapla,
Behemot – Grzegorz Margas,
Korowiew – Adam Myrczek,
Bezdomny – Michał Czaderna,
Lichodiejew, Publiczność – Sławomir Miska,
Lekarz, Publiczność – Jadwiga Grygierczyk,
Jeszua – Daria Polasik-Bułka,
Riuchin, Bengalski – Tomasz Lorek,
Frieda, Publiczność – Maria Suprun,
Warionucha – Andrzej Lichosyt,
Dowódca straży, Abadona – Rafał Sawicki,
Chór – Izabela Czyżycka, Justyna Masny, Weronika Wronka, Aleksandra Zdrojewska-Bień, Piotr Gajos, Jagoda Krzywicka, Mateusz Wojtasiński, Oriana Soika, Jerzy Dziedzic, Maciej Kulig, Kazimierz Czapla, Grzegorz Margas, Adam Myrczek, Michał Czaderna, Sławomir Miska, Jadwiga Grygierczyk, Daria Polasik-Bułka, Tomasz Lorek, Maria Suprun, Andrzej Lichosyt, Rafał Sawicki.
KWARTET SMYCZKOWY NA ŻYWO
I skrzypce – Aleksandra Góra, Krzysztof Kokoszewski,
II skrzypce – Katarzyna Merta, Jacek Stolarczyk,
altówka – Paulina Bargieł, Katarzyna Janusz,
wiolonczela – Julianna Vinci, Aleksandra Stolarek.
PREMIERA Niedziela, 6 października 2019.